Reklama

Wczesnośredniowieczne początki Bytowa. Historia miasta

21/10/2021 17:20

Bytów ma bardzo długą historię. Mroki spowijające jego wczesnośredniowieczne początki pomału zaczynamy rozwiewać...

Nie wiemy, kto i po co wybudował gród na bytowskiej smolarni. Możemy się jedynie domyślać. IX w., w którym najpewniej powstał, to czas ważnych zmian na Pomorzu. Jedną z nich jest właśnie stosunkowo liczne pojawienie się takich budowli. Dla porównania w tym samym czasie w Wielkopolsce, w której wiek później zacznie się organizować państwo polskie, grodów było jak na lekarstwo. Powstanie wielkich piastowskich konstrukcji, jak te w Gnieźnie czy Poznaniu, datowane jest dopiero na ok. 940 r., czyli znacznie później. Te IX-wieczne zmiany historycy interpretują jako czas różnicowania się pomorskiej społeczności. Część bogaciła się bardziej niż inni, przekształcając się w lokalną elitę, z czasem mającą coraz większy wpływ na życie reszty. To najpewniej ktoś z takiej elity, być może o imieniu Byt, lub z rodu Byta, umiał przekonać swoich współplemieńców do zbudowania grodu. Umiał też sprawnie pokierować pracami. Budowla pełniła funkcje obronne i zapewne prestiżowe. Możemy się domyślać, że tutejsza elita zarządzała nie tylko grodem, ale i okolicznymi osadami. Nie sposób jednak ocenić, jak daleko sięgały wpływy Bytowa. Takich centrów władzy, które kojarzymy z grodami, funkcjonowało wtedy na Pomorzu co najmniej kilkadziesiąt. Trudno też stwierdzić, jak wyglądały kontakty z innymi częściami Pomorza czy jeszcze dalszymi krainami. Na zachodzie poza terenami słowiańskimi istniało państwo wschodniofrankijskie, które ponad wiek później da początek Niemcom. Na wschodzie za Wisłą mieszkały plemiona Prusów, pokrewne ludom, z których pochodzą dzisiejsi Litwini i Łotysze. To na ich terenie, nad Zalewem Wiślanym (wtedy sięgał znacznie bardziej na południe niż dzisiaj) funkcjonowała rzemieślniczo-handlowa osada Truso, w którym ważną rolę odgrywali Skandynawowie. Czy IX-wieczni bytowianie w nim bywali? Archeologicznych dowodów na to nie mamy. Zresztą nie tylko na to.

CO MÓWIĄ ŚMIECI

Główny wykop wykonany podczas tegorocznych badań grodziska przez zespół bytowiaka dr. Pawła Szczepanika zajmuje ok. 35 m2. Jest największym, jakie tu kiedykolwiek otworzyli archeolodzy (o badaniach przed 60 laty pisaliśmy na naszych łamach tydzień temu). - Patrząc z perspektywy tego obiektu, to bardzo mało. Ale już z perspektywy wszystkich badań pomorskich grodzisk należy do dużych. Wiem, że to brzmi kuriozalnie. Jednak gdybyśmy przyjrzeli się dotychczasowym badaniom na wszystkich grodziskach dawnego województwa słupskiego, czyli na niemal setce takich obiektów, to tak duże wykopy otwarto na zaledwie kilku. To świadczy, że stan naszej wiedzy w stosunku do tego, czego moglibyśmy się dowiedzieć, jest mały. To początkowy etap badań dawnych grodów. Nawet tak znaczące dla naszej części Pomorza grodzisko jak to w Słupsku nie doczekało się większych wykopów - mówi dr P. Szczepanik. Badania na smolarni mają więc znaczenie nie tylko dla bytowiaków. Ich kontynuacja może przynieść wiele ważnych informacji dotyczących wczesnośredniowiecznych grodów na Pomorzu.

Póki co poza wykopem archeolodzy zlecili też pomiary geofizyczne. Te są nieinwazyjne, tzn. nie trzeba rozkopywać obiektu, wymagają jednak użycia specjalistycznego sprzętu. Dzięki nim można wykryć anomalie w budowie warstw podłoża, które czasem świadczą o dawnej działalności człowieka. - Wykonał je dla nas Wiesław Małkowski z Uniwersytetu Warszawskiego. Niestety, nie wszędzie, gdzie chcieliśmy, udało mu się dojść z magnetometrem, bo nie wszędzie zdążono z wykarczowaniem powierzchni - mówi dr P. Szczepanik. Wszystkie wykryte anomalie naniesiono na mapę. Ze sprawdzeniem, co je spowodowało, trzeba będzie poczekać do następnych sezonów badawczych. Wróćmy jednak do wykopu.

Archeolodzy natrafili w nim na pozostałości grodowego wału. Ten zbudowano głównie z gliny i piasku. Dla ustabilizowania nasypu co jakiś czas układano warstwy drewna. Te najniższe pozostawiły ciemniejsze brązowe przebarwienia odcinające się na tle jaśniejszych mineralnych uwarstwień. Wyżej pozostałości kolejnej organicznej wkładki przybrały czarny kolor węgla drzewnego. Nieprzypadkowo. Wypaliły się podczas pożaru grodu, tląc się przez dłuższy czas wewnątrz wału, z minimalnym dostępem powietrza, tak jak w mielerzach. Temperatura wewnątrz wału musiała być bardzo wysoka. Przynajmniej na tyle, by sąsiadująca z warstwą organiczną (gałęzie) glina wypaliła się, nabierając twardości i specyficznego koloru. Zostawiając na chwilę datowanie pożogi, warto wspomnieć, że wał był wyższy ponad obecny poziom gruntu. - Należy jeszcze dodać kilka metrów. Poza tym na szczycie wału stała najpewniej jakaś palisada, ostrokół. To czyniło gród niemal niedostępnym. Niestety, znaczna część wału zjechała później po stromym stoku. Razem z nim zapewne też jakaś ceramika. Zatem dziś znajdując ją u podnóża Zamkowej Góry, nie powinniśmy wyciągać wniosku, że we wczesnym średniowieczu funkcjonowała tam jakaś osada. To po prostu resztki ze zniszczonego grodziska - wyjaśnia dr P. Szczepanik.

Niestety, nigdzie nie natrafiono na resztki pni. Tam, gdzie się je znajduje, można stosunkowo łatwo określić ich wiek, a tym samym czas budowy. Służy do tego metoda dendrochronologiczna, opierająca się na analizie rocznych przyrostów, czyli mówiąc prościej, słojów ściętego drzewa. Każdego roku jest on inny, ale jeszcze ważniejsza jest cała sekwencja takich przyrostów, bo wiąże się ze zmianami pogody w poszczególnych latach, kiedy roślina rosła. Taka sekwencja, czyli następstwo pogodowe, jest wyjątkowe i odpowiada konkretnemu okresowi w dziejach. Dziś potrafimy dokładnie wskazać, w jakich latach rosło drzewo sprzed wielu stuleci. Być może uda się znaleźć taki pień w kolejnych badaniach...

Na szczęście w wykopie natrafiono na podwalinę podgrodową. To zagłębienie, które powstało w trakcie wznoszenia grodu. Wybierano z niego grunt, sypany następnie na wały. Już po zakończeniu budowy służył jako rynsztok, do którego trafiały odpadki. Czego tu nie ma! Mnóstwo pokruszonej ceramiki, kości, a nawet róg jelenia. - Ma ślady precyzyjnego odcięcia od czaszki. Nie ma się czemu dziwić, bo poroża były bardzo pożądanym materiałem do produkcji ozdób czy narzędzi - mówi szef archeologów. Czy takie rogi obrabiano na miejscu? Dziś jednoznacznie nie można tego stwierdzić. Nie byłoby to jednak niczym nadzwyczajnym. Na pewno mieszkańcy grodu korzystali z rogowych przedmiotów, bo jeden z nich - zapinkę, a może szpilę do włosów (?) - też tu znaleziono. Dla określenia wieku obiektu dużo ważniejsze są znajdowane ceramiczne ułomki. - To właśnie na nich opraliśmy datowanie budowy grodu. Najstarsza tutejsza ceramika wg wstępnych analiz pochodzi z IX w. I jest jej bardzo dużo - objaśnia dr P. Szczepanik.

PODPALACZ SKARBIMIR?

Datowanie ceramiki pozwala także na stwierdzenie, jak długo funkcjonował bytowski gród. Sposób wykonania naczyń, ich zdobienia, forma zmieniały się na przestrzeni wieków. Inna była w IX, a inna w XI czy XII w. Wszystkie znaleziono w wykopie otworzonym przez ekipę dr. P. Szczepanika. - Młodszą ceramikę, XI-XII-wieczną, wykonano bardziej zaawansowaną technologią. To już nie była „domowa” produkcja jak ta z IX w. To, że znaleźliśmy i jedną, i drugą, pozwala na stwierdzenie, że gród funkcjonował przez ok. 200-300 lat. Jego początek to wiek IX, a koniec użytkowania przypada na XII w. Z tego ostatniego znaleźliśmy stosunkowo mało ceramiki - mówi archeolog. Takie datowanie końca grodu, tj. na XII w., każe jeszcze poważniej brać pod uwagę zapis z kroniki Galla Anonima. Kronikarz wielokrotnie wspomina o walkach polskich wojów z Pomorzanami, np.: „Od strony zaś Morza Północnego, czyli Amfitrionalnego, ma [Polska] trzy sąsiadujące z sobą bardzo dzikie ludy barbarzyńskich pogan, mianowicie Selencję, Pomorze i Prusy, przeciw którym to krajom książę polski usilnie walczy, by je na wiarę [chrześcijańską] nawrócić. Jednakże ani mieczem nauczania nie dało się serc ich oderwać od pogaństwa, ani mieczem zniszczenia nie można było tego pokolenia żmij zupełnie wytępić”. Znacznie bardziej interesująca dla bytowiaków jest inna wzmianka. Znajdujemy w niej zapis opisujący XII-wieczną pomorską wyprawę Skarbimira palatyna Bolesława Krzywoustego: „Tymczasem Skarbimir polski komes pałacowy, wkroczył ze swymi towarzyszami broni na Pomorze, gdzie niemałą pozyskał dla Polaków sławę, wrogom swym wyrządzając szkody i zniewagę. Wolał on pozyskać sławę zdobywcy grodów i miast niż łupieżcy wielu nawet wsi i stad. Przeto zuchwałym zamachem zdobył pewien gród, skąd wywiódł nielicznych jeńców i zagarnął łupy, a gród cały spalił do szczętu. Innym razem podobnie zdobył inny gród, zwany Bytom, skąd nie mniej wyniósł sławy i pożytku, jak z tamtego. Albowiem wyprowadził stamtąd obfitą zdobycz i jeńców, a miejsce samo zamienił w pustynię. Lecz nie dlatego opowiadamy to o Skarbimirze, by go w czymkolwiek porównywać z jego władcą, tylko by się trzymać prawdy historycznej”. Od lat historycy dosyć zgodnie twierdzili, że chodzi właśnie o nasz Bytów, a nie o śląski Bytom. - Teraz, w kontekście tej znalezionej ceramiki z XII w., możemy stwierdzić, że takie powiązanie zapisu z kroniki z Bytowem nie jest już tylko rozważaniem, ale hipotezą naukową - stwierdza archeolog. Jednocześnie podkreśla, że odkrytej w walce warstwy spalenizny nie można jednoznacznie wiązać z działaniami palatyna Skarbimira. - Być może gród palił się już wcześniej, a potem został odbudowany? Tego na dziś nie jesteśmy w stanie rozstrzygnąć. W każdym razie zapiski w kronice Galla mogą świadczyć o randze bytowskiego grodu. To, że zdobyto skarby i jeńców, należy odczytywać nie tylko wprost, ale też że zdobyty gród był bardzo ważnym miejscem. Co ciekawe, potem Bytów zachował swoją rolę, co rzutowało na późniejszy rozwój miasta. Oczywiście miało na to wpływ położenie i przebieg szlaków, ale też stara tradycja administracyjno-władcza, ta pochodząca z czasów funkcjonowania grodu - uważa dr P. Szczepanik.

TERRITORIUM, DOMINIUM ET CASTRUM

Bytów jako siedlisko przetrwał zniszczenie grodu. Jego nazwa przeszła na pobliską osadę. Na początku XIV w. książę Warcisław IV nadał ją swojemu kanclerzowi Henningowi von Behr. Po jego śmierci odziedziczyli ją jego synowie Henryk, Henning i Lippold. Ci, za zgodą księcia, sprzedali Bytów z okolicą Krzyżakom, którzy właśnie rozszerzali swoje pomorskie włości na zachód. W umowie sprzedaży znalazł się zapis „territorium Butow, dominium et castrum”. - Słowo territorium znaczy tu Ziemia Bytowska. Z kolei dominium to władztwo, a więc kupujący nabywał wszelkie zobowiązania, jakie ciążyły na ludności zamieszkującej Bytów i okolicę wobec pana, tj. podatki, służby, uprawnienia itd. Z kolei castrum to tyle co zamek czy jakieś miejsce obronne z obwałowaniami - wyjaśnia pochodzący z Bytowa mediewista prof. Dariusz Sikorski.

Co do lokalizacji XIV-wiecznej osady „Butow” nie mamy większego problemu. To okolice dzisiejszego rynku i dawnego kościoła św. Katarzyny. Jednak „castrum” ciągle stanowi zagwozdkę. - Dokładnej lokalizacji nie podano. Czy chodzi o wzgórze św. Jerzego, na którym stoi cerkiew, czy o wzgórze krzyżackiego zamku? Pod dzisiejszym zamkiem nie znaleziono żadnej wczesnośredniowiecznej ceramiki ani warstwy z tego okresu. Trudno więc mówić, że „castrum” znajdowało się właśnie tam. Co prawda na wzgórzu św. Jerzego natrafiono na pojedynczą ceramikę wczesnośredniowieczną, ale to nie upoważnia do lokowania tam grodziska. Być może kiedy pod koniec średniowiecza plantowano tam teren pod przyszłą kaplicę, zniszczono jego resztki. Pozostaje nam więc grodzisko na Zamkowej Górze - zastanawia się dr P. Szczepanik. Przyszłe badania dawnego grodu na smolarni mogłyby nam pomóc w rozwikłaniu tej średniowiecznej zagadki. Niewykluczone też, że pomogą poznać, co na Zakowej Górze było przed postawieniem grodu.

PRZYCHODZIŁY PANIE Z DZIEĆMI W WÓZKACH

Ruiny grodu przez wieki musiały budzić podziw bytowiaków. Zamkowa Góra zapewne jeszcze długo po opuszczeniu przez mieszkańców robiła wrażenie, zwłaszcza że nie była zarośnięta. Co więcej, od strony miasta nie zasłaniały jej, jak dziś, ani most kolejowy z herbami, ani nieco młodszy nasyp, w którym zbudowano tunel dla rzeki Borui. Jednak z czasem jego historia i tak się zatarła, zredukowana do ludowych podań o zapadłym zamku i zaklętej w nim królewiance (kilka z nich przypomnieliśmy przed tygodniem). W XIX w. znów się nią zaczęto bardziej interesować. - Za niemieckich czasów na podstawie znalezionej tu ceramiki datowano ten obiekt na wczesne średniowiecze. Bytowiacy przychodzili tu na spacery, działała też restauracja. To wszystko wpisywało się w romantyczną wizję takich miejsc, które lokowano obok pozostałości z odległej przeszłości - mówi dr P. Szczepanik.

- Miejscowi autochtoni opowiadali moim rodzicom, że przed wojną przychodziły tu na spacer mamy z dziećmi w wózkach - wspomina bytowianka Elżbieta Szalewska. Dziś zabudowań restauracji już nie ma. Teren wokół jest miejscem spacerów, a nieco dalej działa strzelnica. Całość porasta liściasty drzewostan. Młodymi drzewami i krzakami zarosło nawet pole na majdanie grodziska, tak jakby przyroda znów chciała zawładnąć terenem odebrany jej przez wczesnośredniowiecznych Pomorzan.

TRZEBA KONTYNUOWAĆ

Prowadzone przez ostatnie kilkanaście dni badania potwierdziły, że bytowskie grodzisko jest wyjątkowym obiektem. Co więcej, związanym z początkami Bytowa jako ośrodka władającego okolicą. Tę funkcję utrzymał on do dziś, czyli przez ok. 1200 lat! Tak długą metryką jako ośrodka władzy nie może się pochwalić większość miast powiatowych w naszym województwie, ani nawet jego stolica - Gdańsk, nie wspominając o drugiej co do wielkości Gdyni. To bardzo ciekawe z naukowego punktu widzenia, ale też powód do lokalnej dumy bytowiaków.

Trzeba mieć nadzieję, że zakończone właśnie badania są zapowiedzią całej serii, która będzie kontynuowana w następnych latach. Znalezienie środków na kolejne wykopaliska, badania laboratoryjne, magnetometrię, analizę paleogeograficzną itp. to nasz bytowski obowiązek. Dobrze, że władze miejskie zdecydowały się na sfinansowanie tych pierwszych poszukiwań. Skoro jednak powiedziały A, powinny powiedzieć też B. Badania mogłyby nabrać tempa i rozmachu przy wsparciu również innych instytucji, firm czy osób prywatnych.

Ich zwieńczeniem powinna być porządna publikacja naukowa oraz szereg lżejszych, popularnonaukowych tekstów. Przydałaby się także wystawa z eksponatami, jakieś rekonstrukcje, może konferencje naukowe, filmy itd. Wzgórze powinno też zostać udostępnione do zwiedzania, być może jako część historycznego szlaku prowadzącego od dworca przez zabytkowy most kolejowy nad Borują i tunelem przez kolejowy nasyp, a może z rynku przez krzyżacki zamek? Takich tras można wymyślić wiele, podobnie jak znaleźć pomysły na inne wykorzystanie naszego bytowskiego dziedzictwa.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama
Reklama
Wróć do