
Dekoracje wychodzące spod rąk uczestników Warsztatu Terapii Zajęciowej w Bytowie zdobią niejeden dom i lokal gastronomiczny. To nie tylko ozdoby, ale efekty pracy ludzi, którzy potrzebują naszego uznania, pochwał, że coś potrafią i są potrzebni.
JAJKO FARAON I HISZPAŃSKIE MARZENIA
Już od wejścia do głównego budynku bytowskiego WTZ przy ul. Szarych Szeregów czuć świąteczny klimat. Uczęszczają tu osoby z różnymi dysfunkcjami, którym często trudno odnaleźć się w normalnym życiu. Po otwarciu drzwi w oczy rzucają się regały zastawione ozdobami różnej maści, od drewnianych króliczków przez tekstylne pastelowe wianki po pisanki wykonane różnymi metodami. W zależności od techniki każda z dekoracji powstaje w innej pracowni. Jako pierwszą odwiedzam tę komputerowo-poligraficzną. Tam wita nas jeden z uczestników, Krzysztof. Zapewnia z entuzjazmem, że robią tu wszystko. - Wykonujemy kartki na święta, uczymy się obsługi komputera, prowadzimy kronikę. Teraz składamy ulotki z okazji 20-lecia WTZ - wymienia mężczyzna, wręczając kolorową broszurę z okazji jubileuszu.
W pomieszczeniu znajduje się ploter laserowy. Nie zdążyłam rzucić okiem na to, co akurat wyszło z urządzenia, gdy do rozmowy z ochotą włącza się Mateusz. - Od początku pobytu tutaj szkolę się w pracowni komputerowej. Ale nie zajmujemy się tylko tym. Ostatnio z okazji zbliżających się świąt wykonałem pisankę przedstawiającą faraona - opowiada mężczyzna, podając z regału swoje rękodzieło. Nie można zaprzeczyć. Ozdoba jest wyjątkowa. Ma oczy, wąsy oraz nemes, czyli tradycyjne nakrycie głowy egipskich faraonów. - To mój autorski projekt. Jestem z niego dumny. Jeśli starczy mi czasu, chciałbym jeszcze wykonać pisankę stylizowaną na Araba - mówi Mateusz. Instruktorka, Lilianna Strakosz, włącza się do rozmowy. - Nasz Mateusz z początku stronił od prac manualnych, ale teraz się przekonał. Lubi się też udzielać. Przygotowujemy prezentację z okazji 20-lecia i to właśnie on będzie ją omawiał przed zebranymi - zapewnia L. Strakosz. - Już niejednokrotnie czytałem podczas różnych uroczystości. Lubię dużą publiczność i jestem dość odważny. Trzy lata temu pojechałem na wymianę organizowaną przez WTZ do Bułgarii. Tam miałem okazję przebywać przez tydzień wśród osób z Bułgarii, Holandii i Rumunii. Braliśmy udział w zajęciach rękodzielniczych. Zwiedzaliśmy. Próbowałem nowego jedzenia. Było dobre. Przede wszystkim pasował mi klimat. U nas w Polsce był wtedy chłodny październik, a tam przyjemnie ciepło. Zaskoczyła mnie także różnica czasu - opowiada z uśmiechem Mateusz. Jak zdradza, jego marzeniem jest podróż do Hiszpanii, którą się fascynuje. - Uczę się samodzielnie języka hiszpańskiego. Sporo też wiem o tym kraju. Liczę na to, że wrócą wymiany organizowane przez WTZ, zawieszone przez pandemię. I być może uda się pojechać właśnie tam. Chcę więcej zwiedzać, poszerzać horyzonty - marzy Mateusz. Niełatwo zmienić temat, bo mężczyzna chce ciągnąć swoją opowieść. W końcu udaje mi się zapytać o zajmującą sporo miejsca maszynę laserową. - Najczęściej obsługuje ją Grzegorz. Jest naszym specjalistą od wypalania. Najpierw jednak robimy projekt, wykonujemy szablon. I wtedy praca idzie gładko. Mamy nowość na tegoroczne święta. To ażurowy króliczek, którego później malujemy na czarno. Cieszy się sporą popularnością, bo co zrobimy nową partię, to znika - mówi L. Strakosz.
KURY Z KIESZONKĄ, DAMA Z LIŚCI KUKURYDZY I SPECJALISTA OD WYRZYNARKI
Żegnam się z grupą komputerową i kieruję do kolejnej pracowni znajdującej się w głównym budynku. Trafiam do pomieszczenia o turkusowych ścianach. Większość miejsca zajmuje tu duża szafa, w której znajdują się zarówno najpotrzebniejsze przybory, jak szpachle, gładzie, farby, jak i inne artykuły dekoracyjne i narzędzia. Na ścianie wisi tablica narzędziowa z pojemnikami m.in. na śrubki. Obok stoi wyrzynarka. Nie brakuje też młotków, pilników, wkrętaków. Z kolei na stole stoją drewniane kury różnych rozmiarów. Pomiędzy nimi leży mnóstwo materiałów: kleje, mech, kwiaty... Praca wre. Wokół siedzi 4 podopiecznych WTZ. Z kolei Rafał stoi przy wyrzynarce. - Tylko jemu powierzam to zadanie. Wycina wszystko w drewnie lub sklejce. Jest bardzo uważny i dokładny - zapewnia Iwona Cecot, instruktorka w pracowni umiejętności życia codziennego. - Fachu nauczyłem się tutaj i bardzo to polubiłem. Odbijam wzór za pomocą kalki, przykładam do deski lub sklejki i dopiero wtedy wycinam. Robię to powoli, precyzyjnie, bo chcę być przy tym dokładny. Specjalizuję się też w nawiercaniu i skręcaniu - opowiada Rafał, dumnie stojąc przy swoim stanowisku. Z kolei Dorota, Kasia, Darek i Adam zajmują się szlifowaniem krawędzi kur, które powinny być gładkie. Figurki dekorują wspólnie. - Drewniane kury różnych rozmiarów to nasza tegoroczna nowość. Robimy trzecią partię. Wcześniejsze rozeszły się jak ciepłe bułeczki. Są bardzo pracochłonne. Trzeba wyciąć wzór, wyszlifować, doczepić kieszonkę z siatki i udekorować. Uwielbiam florystykę i staram się moją pasją zarażać podopiecznych. I chyba mi się to udaje. Robimy palmy wielkanocne, samorobne kwiaty z krepy. Bukszpan, wstążki i gałązki z wierzby dają naprawdę ładną kompozycję - tłumaczy I. Cecot. Na toaletce stoi dama zrobiona z wysuszonych liści kukurydzy. Zadziwiające, jak niewielkim kosztem można uzyskać zaskakujący efekt. Moją uwagę zwraca też makieta młyna. - Rafał wykonał ją samodzielnie, wykorzystując do tego tylko zapałki i patyczki od lodów. Wszyscy jesteśmy pod ogromnym wrażeniem. To cieszy, gdy jako instruktorzy widzimy, że łapią bakcyla. Wszystko, co stąd wychodzi, jest unikatowe. Nie ma dwóch takich samych rzeczy. Każdy z uczestników WTZ dokłada coś od siebie. Ale ta pracownia to nie tylko ozdoby. Przede wszystkim kładziemy nacisk na naukę przydatnych w codziennym życiu umiejętności - mycia, sprzątania, utrzymywania porządku, higieny osobistej, zaradności. Chodzimy też wspólnie na zakupy. Tak uczę moją grupę ekonomii. Piątki mamy luźniejsze. Skupiamy się wtedy na socjoterapii, wspólnych grach, zabawach, oglądamy filmy, wychodzimy do miasta na zakupy lub spacery. To też bardzo efektywny i potrzebny czas dla nich - dodaje instruktorka.
MANDALĄ PISANKA MALOWANA
Opuszczam główny budynek i kieruję się do drugiego, do trzech kolejnych pracowni. Najpierw wchodzę do plastycznej. Wita mnie Darek, który dziś zajmuje się pisankami. - Nadmuchany balon oklejam gazetą i pokrywam specjalnym klejem. Wtedy pomaluję kolorami. Gotowy trafi do stroików - opowiada mężczyzna. Z kolei siedzący naprzeciwko Robert ze skupieniem pochyla się nad swoją pracą. Wychylam się, aby dostrzec, co go tak pochłania. Zajmuje się kartką papieru w kształcie jajka, którą pokrywają wzory złożone z samych kropek. Praca jest bardzo staranna. - To metoda mandali, z którą niedawno zaznajomiłam moich podopiecznych - mówi Marta Kloskowska. - Bardzo spodobała mi się ta technika. Cały dzień pokrywałem jedną stronę mojej pracy. Dziś robię drugą. To wciągające. Na walentynki wykonałem serca mandalą - opowiada Robert. Z kolei Ula i Julita robią baranki z wełny. Za jedną z kobiet o ścianę oparty jest obraz. - Może nie świąteczny, ale proszę zwrócić uwagę, jaki kolorowy. Zrobiony metodą pouringu. Nowość. Na płótno rozlewa się farby wymieszane ze specjalnym płynem. Wszystko przebiega bardzo intuicyjnie, a efekt jest ciekawy. Nasza Ula najbardziej upodobała sobie tę technikę. Wykonała nią kilka obrazów. Jest bardzo nieśmiała w kontaktach, skromna. Nie lubi się chwalić, dlatego niewiele się dziś odzywa - mówi instruktorka. Z kolei Wojtek najbardziej lubi drewno. Specjalnie szuka swoich dzieł, by mi pokazać. W końcu znajduje dwie sklejki z wypalonymi zwierzętami. - Bardzo mi się to podoba - zapewnia mężczyzna. W tym roku w tej pracowni oprócz baranków i pisanek powstają też kury z balonu oraz zajączki i koty z drewna w pasiaste wzory.
OD HOTELI DLA OWADÓW PO UPRAWIANIE OGRODU
Zaraz obok plastycznej znajduje się pracownia ogrodnicza i rękodzieła artystycznego. Mnóstwo tu drewna i narzędzi. Przy oknie stoją klatki. W jednej znajdują się dwie papużki. Jak się dowiaduję, to parka. W drugiej chomik, który akurat śpi. - Uczestnicy karmią zwierzęta, sprzątają klatki, dbają o nie. To lekcja odpowiedzialności za drugie życie - mówi Łukasz Zwara, instruktor, dodając: - Nasza pracownia zależna jest od pór roku. W okresie zimowym więcej czasu spędzamy w niej, robiąc ozdoby świąteczne, karmniki, budki lęgowe czy hotele dla owadów, które zostaną ustawione w „parku sąsiedzkim” w Bytowie. Pomagamy też innym pracowniom. Wycinamy ze sklejki potrzebne im elementy. Teraz to m.in. króliczki świąteczne. Pracują tu sami chłopcy. Niektórzy mieli już jako takie pojęcie o majsterkowaniu, gdy tu trafili. Resztę trzeba było uczyć podstaw. Małymi kroczkami, od zakładania nakładek na szlifierkę. Nie każdy ma predyspozycje, ale dają radę.
Gdy pogoda dopisuje, grupa wychodzi w plener. Sprząta teren wokół WTZ-u, uprawia ogródek, dba o zieleń.
KURAKI-CUDAKI-PRZYTULAKI
Ostatnie miejsce, w które zaglądamy, to pracownia tkacko-dziewiarska. Niewielka, ale miejsca starcza dla maszyny do szycia i hafciarskiej, krosna, stoiska dla instruktora i uczestników warsztatów. Sporo tu tkanin, igieł. Ściany pokrywają gotowe projekty, czy to uszyte, czy wykonane techniką makramy. - Wszystko, co tu robimy, jest pracochłonne. Krojenie, zszywanie, ozdabianie - to trwa. Dlatego powstają tu maksymalnie trzy sztuki danego projektu, choć każdy jest unikatowy. To też specyfika tego, co tu robimy - zapewnia Agnieszka Kordus, instruktorka. Przy stole siedzą trzy panie Ania, Daniela i Justyna. - Panów akurat nie ma, ale oni zdecydowanie lepiej radzą sobie z krosnem - dopowiada A. Kordus. Daniela wyszywa właśnie kwieciste wzory. - Wyspecjalizowała się w tym. Jestem z niej dumna, bo robi to bardzo starannie i solidnie. Wyszyła duży wzór na płóciennej torbie haftem kaszubskim. Zajęło jej to miesiąc. Efekt przeszedł moje wyobrażenia - chwali podopieczną instruktorka. - Haft wymaga dużo skupienia, dlatego tak bardzo go lubię - przyznaje Daniela. Z kolei Justyna zdobi pisankę metodą patchwork. - U nas nic się nie marnuje. Wykorzystujemy wszystkie ścinki - zapewnia A. Kordus. Ania natomiast odnalazła się w makramie. Sznurki to teraz zdecydowanie jej numer jeden. Przy okazji zwraca uwagę na obraz wiszący na ścianie. Przedstawia latarnię morską. - To praca Uli. Wyklejała ją nitkami. Stosujemy tu mnóstwo technik. Nie skupiamy się wyłącznie na przyszywaniu guzików. Często łączymy różne metody, by pobawić się formami. Nieraz wychodzi nam coś abstrakcyjnego. Dziewczyny bardzo upodobały sobie filcowanie na sucho, bo szybko uzyskuje się ciekawy efekt - tłumaczy instruktorka, dodając na odchodne: - Kiedyś grupy zmieniały pracownie dość często. Później przyszła pandemia i po powrocie ze zdalnego pracowaliśmy na zasadzie tygodniówek z grupą. Gdy do nas wracała, trzeba było powtarzać materiał. Dlatego teraz pracujemy z jedną grupą przez cały rok. To przynosi bardzo dobre efekty. Nasi uczestnicy więcej zapamiętują. Mamy po 5 osób pod opieką, zatem każdej możemy poświęcić odpowiednią ilość czasu.
ŚWIĘTA PALCE LIZAĆ!
Niestety, nie udaje nam się spotkać z grupą z pracowni kulinarnej. Akurat wybrała się na badaniach sanepidowskie. Z jej instruktorką, Barbara Smagowską, rozmawiam dwa dni później. - Stawiamy przede wszystkim na naukę samodzielności uczestników zajęć. Staramy się, by wykonywali bardziej skomplikowane dania niż tylko kanapki. Oczywiście wszystko pod okiem instruktora. Często gotujemy to, na co akurat uczestnicy mają ochotę. Zdarza się, że ktoś z grupy ma jakiś pomysł, by połączyć smaki. Wtedy też próbujemy zrealizować jego wizję - tłumaczy B. Smagowska. Jej podopieczni niejednokrotnie przygotowywali już poczęstunki na imprezy organizowane przez placówkę. - Na najbliższe święta również się postaramy. Na stole pojawią się m.in. jajka faszerowane, żurek, biała kiełbasa i oczywiście pieczone babki - zapewnia instruktorka. Grupa z pracowni kulinarnej nie zajmuje się wyłącznie gotowaniem. W wolnych chwilach również wykonuje rękodzieło. Na wielkanocny jarmark przygotowali m.in. ozdobne pisanki, zajączki z drewna, wieńce czy króliczki ze sznurka.
Nim pożegnam się z WTZ-em, zaglądam jeszcze do kierownika. - Od początku działalności zajęcia rękodzielnicze należą do jednej z form terapii. Pomagają m.in. w wyciszeniu oraz ćwiczeniu koordynacji wzrokowo-ruchowej, koncentracji, cierpliwości oraz sprawności manualnej - tłumaczy Tomasz Teclaf, kierownik. Uczestnicy wraz ze swoimi instruktorami wykonują ozdoby zarówno na święta, jak i realizują zamówienia indywidualne. Przygotowali m.in. kartki okolicznościowe dla Nadleśnictwa Bytów, Starostwa Powiatowego czy Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, stroiki dla firm, podziękowania czy pamiątkowe pojemniki. Z kolei to, co zrobią na święta, sami też sprzedają. Mogliśmy ich spotkać m.in. na stoisku podczas bytowskiego jarmarku bożonarodzeniowego. W ub.r. wystawili się po raz pierwszy na Jarmarku Dominikańskim w Gdańsku. - To dla nich satysfakcjonujące, gdy widzą, jak inni kupują to, co wyszło spod ich rąk. Motywuje do dalszej pracy - dodaje kierownik WTZ. To, co uczestnicy zarobią ze sprzedaży, trafia na specjalne konto. - Środki przeznaczamy na integrację społeczną naszych podopiecznych. Wychodzimy do restauracji np. na Dzień Kobiet, idziemy do kina. Wcześniej rozmawiamy z nimi, czy wyrażają zgodę na takie przeznaczenie tych pieniędzy. Podpisują też listę. Chcemy, by mieli poczucie decydowania o wydawaniu tego, co zarobiliśmy - tłumaczy T. Teclaf.
Koszty materiałów do wykonania ozdób pokrywa PFRON. - Jesteśmy finansowani przez nich w 90%, a pozostałe 10% dodaje starostwo. Mamy limit kwartalny na ten cel. W poprzednich latach były to 4 tys. zł, a od tego roku to 6 tys. zł. Każdy instruktor spisuje, co potrzebuje, bo każda pracownia zajmuje się innym rodzajem rękodzieła, choć wzajemnie się uzupełniają - mówi kierownik.
Wychodząc z budynku WTZ, spotykamy Mateusza. Żegna się w iście hiszpańskim stylu: - Adios - krzyczy z uśmiechem.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!