
Odeszła Maya Gielniak ze Zdrojów (gmina Lipusz), osoba niezwykła. Kochała ludzi, las, zwierzęta. Przez lata współpracowała z naszą redakcją w „Kurierze Bytowskim".
No tak, ale jej pogrzeb odbył się 24 czerwca. Była przecież wieloletnią współpracowniczką „Kuriera Bytowskiego”, a przez tyle dni na stronie gazety zupełna cisza? Tak się nie godzi. I gdyby to miałaby być po prostu notka redakcyjna o zmarłej współpracowniczce i prawdziwej przyjaciółce gazety, to dawno już by się ukazała. Ale nie. Powiedzieli: - Jacek, ty napisz. I poczułem brzemię odpowiedzialności. Czy zrobię to na tyle dobrze, na ile Majka zasłużyła? To może wezmę się za to jutro? I jakoś tak zeszło.
Czy ja ją znałem? Okej - spotykaliśmy się na nartach, na spływach kajakowych. Zawsze uśmiechnięta, nigdy nie marudziła, że coś jest nie tak. Pamiętam, jak w górach zrobiłem coś, czego generalnie bardzo nie lubiła. Nie znosiła, gdy ktoś, słysząc jej imię, odnosił je do obrazu Goi „Maja naga”. Majka była wtedy parę miesięcy po pokonaniu nowotworu i już szalała na nartach po czarnych trasach, co wzbudzało szczery podziw u uczestników wyjazdu. A że codziennie prowadziła swój pamiętnik, to zrobiłem jej wpis „Od dziś są na świecie trzy Maje: Maja naga, pszczółka Maja i Maya na czarnym stoku”. Zaaprobowała :-)
W ostatnich latach współpracowaliśmy przy książkach Majki. Drukaraia Kurier wydała „Portrety leśnych ludzi” i dwie części „Moich koni”. Mógłby kto pomyśleć, że byłem ich redaktorem. Ale nie. Nie miałem zamiaru ingerować w niepowtarzalny styl Mai. Ja tylko robiłem, jak umiałem, korektę językową – czytaj: wywaliłem dwie tony przecinków. Jezu! Mam wrażenie, że gdy Majka się urodziła, dobry Bóg rozpruł nad nią dwa worki. Jeden z talentami - pisarka, dziennikarka, malarka, przewodniczka, amazonka i nauczycielka jeździectwa, tropicielka dobrych stron rzeczywistości i po prostu dobry człowiek. A drugi to worek z przecinkami. Mógłby kto pomyśleć, że miałem to szczęście być jednym z pierwszych czytelników jej książek. Byłem, i co z tego? Czytanie redakcyjne różni się, niestety, od zwykłego czytania. W przypadku
„Portretów leśnych ludzi” było jeszcze w miarę łatwo. Tu Majka była reporterem dokumentującym życie leśników i ludzi związanych życiem z lasem. Ale „Moje konie” to już gorsza sprawa. Nie wyobrażacie sobie, jak trudno było czytać te książki, skupiając się jedynie na gramatyce, słownictwie, interpunkcji (oj, interpunkcji!) i nie dać się ponieść opowieści. A te opowieści szły prosto z serca i naprawdę trudno było się przed nimi obronić. I co chwila - Jacek, stop! Znowu czytasz. Wracaj trzy zdania do tyłu! Dobrze, że przynajmniej sama autorka nie waliła kłód pod nogi (mówiła: - Jacek, zrób z tym tekstem, co uważasz za słuszne, a będzie dobrze!) Zapewne niewielu wie, że była w planach czwarta książka - o psach, które też towarzyszyły Majce przez całe dorosłe życie. Ale cóż, chyba już nie zdążyła jej napisać. Szkoda.
We wtorek 24 czerwca odprowadziliśmy Majkę w ostatnią drogę. Jak można się było spodziewać, ludzi był niemały tłum. I muszę przyznać, że trochę dałem ciała. Może to wynika z mojej zawyżonej samooceny, ale myślę sobie, że powinienem zaśpiewać Majce moją pożegnalną pieśń, bo się jej po prostu należała. Z drugiej strony, nie jestem z tych, co nieproszeni na pogrzebie biorą mikrofon i mówią do wszystkich: - Słuchajcie, teraz zaśpiewamy Majce pożegnanie. Ale jeśli teraz siedzicie sobie wygodnie przed kompem czy komórką, to zanućcie Jej pod nosem, czy choćby w myślach. To też się będzie liczyło. Melodia „Syćka se Wom zycom”, no i udajemy, że śpiewamy po góralsku:
Syćkie płacom na Twoim pogrzebie
Syćkie płacom na Twoim pogrzebie
A Ty się radujes, a Ty się radujes
Boś juz w niebie
HEJ!
A Ty się radujes, a Ty się radujes
Boś juz w niebie
Poziros w oblice Nowyzsego
Poziros w oblice Nowyzsego
Wymódlze nom łaski, wymódlze nom łaski
Dziś u Niego
HEJ!
Wymódlze nom łaski, wymódlze nom łaski
Dziś u Niego
Kie i my przekrocym śmierzci bramy
Kie i my przekrocym śmierzci bramy
To się w domu Ojca, to się w domu Ojca
Znów spotkomy
HEJ!
To się w domu Ojca, to się w domu Ojca
Znów spotkomy
Do widzenia, Maya
* * *
Maya Gielniak zmarła 18 czerwca 2025 r. w wieku 69 lat. Jej pogrzeb odbył się 24 czerwca w Lipuszu. Spoczęła na miejscowym cmentarzu.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie