
Coraz więcej bytowiaków, którzy mają problemy z wagą i prawidłowym odżywianiem, korzysta z porad dietetyków. Co i jak jeść, by być zdrowym?
Najdłużej działającą dietetyczką w Bytowie jest Sylwia Szota. Gabinet Smakuj Zdrowie w bytowskim kompleksie „Nimfa” otworzyła w 2014 r. - Wybierałam się na studia do Akademii Medycznej. Rozważałam m.in. medycynę, stomatologię, fizjoterapię. W końcu zdecydowałam się na dietetykę. Interesowałam się nią od zawsze, budziła moją ciekawość. Mówiło się, że to przyszłościowy zawód. Wiedziałam, że za granicą doradztwo dietetyczne jest powszechne, u nas w Bytowie z kolei go brakowało - mówi S. Szota, dietetyk kliniczny. Jej gabinet najczęściej odwiedzają osoby, które chciałyby schudnąć lub poprawić stan zdrowia, inni marzą o tym, aby przytyć. - Niektórzy parę lat temu nie mieli problemów z nadwagą, ale z przyczyn zdrowotnych, np. choroby tarczycy, cukrzycy, menopauzy, siedzącego trybu życia, zaczęły się z nią borykać. Przyjmuję również pacjentów, którzy zamierzają zmienić styl życia, przechodząc np. na wegetarianizm, a chcą to zrobić w rozsądny sposób. Niektórzy mają problem ze słodyczami i zwracają się do mnie po przepisy na zdrowe desery, bez cukru, chemii. Z pomocy korzystają również osoby po operacji zmniejszenia żołądka, które nie wiedzą, jak się po tym zabiegu odżywiać. Przychodzi sporo pracowników np. Druteksu, którzy pracują w systemie zmianowym, szczególnie pod kątem jedzenia na nocnej zmianie - mówi specjalistka. Również pora roku ma wpływ na to, z jakim problemem przychodzą bytowiacy. - Jesienią i wiosną pojawiają się bądź nasilają problemy żołądkowo-jelitowe. Wiosną zwiększa się motywacja, żeby schudnąć przed wakacjami - mówi dietetyk. Pandemia i związany z nią lockdown również zrobiły swoje. Siedzimy w domach, mamy mniej ruchu. M.in. dlatego w jej gabinecie pojawia się więcej dzieci. Już 6-latkowie miewają problemy z nadwagą.
POTRZEBNY JEST „KOPNIAK”
Spotkanie w gabinecie rozpoczyna się od dokładnego, około godzinnego wywiadu. - Dowiaduję się, jakie pacjent ma postanowienie. Szczegółowo pytam o stan zdrowia, wyniki badań, zalecenia medyczne, choroby, jak te związane z tarczycą, insulinooporność, nowotwór i inne, przyjmowane leki, suplementy. Interesuje mnie poziom aktywności, tryba życia, rodzaj pracy. To, o której pacjent wstaje, co je, czy lubi gotować, jakie produkty mu smakują, a za którymi nie przepada. Dzięki specjalnej wadze analizujemy ilość tłuszczu, wody, mięśni w organizmie. Na tej podstawie układamy plan działania, czyli wskazówki lub konkretny jadłospis, najczęściej na 14 dni - opowiada S. Szota. Oprócz tych m.in. wegetariańskich, bezglutenowych, eliminacyjnych są też diety rodzinne - np. partnerskie dla par, rodzica z dzieckiem czy wszystkich domowników, kiedy cała rodzina zmienia nawyki.
Produkty, które S. Szota proponuje w jadłospisach, możemy kupić w Bytowie. - Odkąd pracuję, oferta bardzo się poszerzyła. W wielu naszych sklepach można kupić naprawdę dużo zdrowej żywności. 5 lat temu dieta wegańska niemal nie była możliwa bez kupowania jedzenia przez internet. Teraz w marketach czy mniejszych sklepach, a nawet na stacjach benzynowych mamy działy z ekoproduktami, zdrowe przekąski - wymienia dietetyk, która sama sprawdza przepisy z ułożonych przez siebie jadłospisów. - Testuję, czy są łatwe do zrobienia, smaczne. Umiem wtedy też odpowiedzieć na pytanie np. o to, jak przewrócić omlet, bo takie wątpliwości też się pojawiają - mówi z uśmiechem dietetyk.
Po otrzymaniu jadłospisu pacjent przychodzi na kontrolę po ok. 2 tygodniach, później rzadziej, raz na miesiąc, trzy bądź nawet co pół roku. - Te wizyty są bardzo ważne, bo pomagają w motywacji. Nieraz pacjentom potrzebny jest tzw. kopniak - mówi z uśmiechem dietetyk, dodając: - Trzeba wesprzeć dobrym słowem, znaleźć plusy lub sposób, jak wyjść z kryzysu. Pacjenci przychodzą ponownie również, kiedy trzeba coś w jadłospisie zmienić, jak zredukować kalorie, zwiększyć restrykcje. Zmieniamy go również ze względu na to, że pacjent np. zimą ma mniej ruchu, znudzą mu się przepisy czy zechce wprowadzić inne produkty, np. egzotyczne owoce. Niektórzy wracają po kilkuletniej przerwie, kiedy np. przez 7 lat udawało im się utrzymywać wagę, a potem znów potrzebują pomocy. Ich zaufanie cieszy.
Często osoby, które odwiedzają gabinet zniechęcone, bez przekonania, już na pierwszej wizycie kontrolnej emanują zupełnie inną energię. - Uwierzyli w dietę, bo zauważyli efekty, poprawił im się nastrój, jakość snu. To daje dużą satysfakcję. Moja praca to tylko kamyczek, podpowiedź, reszta leży w rękach pacjenta - mówi. Dietetyczka cieszy się również z tego, że do jej gabinetu zaglądają osoby z polecenia. - Raz pacjenta nakłoniła aż 20 znajomych, żeby do mnie przyszli! Kiedy odwiedził mnie pracownik służby mundurowej, wkrótce po nim pojawiło się dużo osób z tej jednostki. Podobnie z firmami. Widać, że marketing szeptany działa - mówi z uśmiechem.
PO CO SIĘGNĄĆ PRZY ŚWIĄTECZNYM STOLE?
Co najbardziej lubi w swojej pracy? - Edukację. To, że jestem w stanie pacjenta nauczyć żyć w zdrowy sposób. Czuję, że ta praca ma sens, kiedy słyszę, że ktoś dzięki diecie nie tylko schudł, ale też wyzdrowiał, np. wyszedł z nadciśnienia, poprawił poziom cukru - mówi. Wśród trudności wymienia z kolei to, że nie jest w stanie pomóc każdemu. - Nie przebywam z pacjentami 24 godz. na dobę. Choć bardzo bym chciała, to niektórym trudno zmienić niezdrowe nawyki, które wypracowywali przez wiele lat. Część się poddaje - mówi S. Szota. Sama zdrowo się odżywia, choć nie korzysta z ułożonego jadłospisu. Prowadzi aktywny tryb życia. - Mam 2-letniego synka, dla którego sama przyrządzam domowe słodycze bez cukru, różnorodne dania, staram się, żeby były ciekawe i ładnie podane. Dużo się ruszamy, razem ćwiczymy, czasem zamiast samochodem, do przedszkola jedziemy rowerem - mówi.
Przy okazji tematu świąt pojawia się pytanie, co jeść, żeby nie przytyć. - Oczywiście zjeść to, co się lubi, ale pamiętać o 2,5-, 3,5-godzinnych odstępach między posiłkami, podzielić jedzenie świąteczne na 5 dziennie, no i nakładać niewielkie porcje. Nie skubać non stop. To wszystko da się zrobić. Jedzmy produkty dobrej jakości, własne wyroby. Pamiętajmy też o aktywności, wybierzmy się na spacer, rower, można poćwiczyć z całą rodziną np. zumbę. Pijmy dużo wody, nie zapominajmy też, żeby na wielkanocnym stole znalazły się warzywa. Nie ma produktów zabronionych - można je zjeść w zdrowszej wersji, np. duszone, a nie smażone, golonkę np. bez skóry, żurek z dobrej jakości kiełbasą - tłumaczy S. Szota.
Oprócz prowadzenia własnej poradni, pracuje w bytowskim szpitalu, gdzie nadzoruje katering dla pacjentów. Pomaga im również indywidualnie na oddziałach, prowadzi program „Dieta Mamy”, zajęcia związane z odżywianiem w ramach szkoły rodzenia, edukuje służbę zdrowia m.in. z żywienia pacjentów z cukrzycą. Prowadziła również warsztaty dla seniorów, kół gospodyń wiejskich, uczniów, zajęcia w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie, Centrum Integracji Społecznej, Akademii Dietetyki w Gdańsku. Niedawno ukończyła również kurs... saunamistrza. - Przed zamknięciem bytowskiego basenu prowadziłam dla zorganizowanych grup czy przyjaciół seanse w saunie z olejkami eterycznymi i muzyką. To cała filozofia dotycząca kompozycji olejków, schładzania itd. Mam nadzieję, że niedługo znów będę mogła do tych ceremonii wrócić. Są zdrowe, wzmacniają odporność - dodaje bytowianka.
DIETA A ZAJŚCIE W CIĄŻĘ
O zostaniu dietetykiem bytowianka Katarzyna Gospodarek zdecydowała w klasie maturalnej. - Lubiłam biologię, chemię i z tymi dziedzinami chciałam związać dalszą edukację. Myślałam o kierunkach okołomedycznych - kosmetologii, położnictwie. Mama podpowiedziała mi dietetykę, bo od zawsze interesowałam się zdrowym odżywianiem - mówi K. Gospodarek. Licencjat i magisterkę z dietetyki ukończyła na Collegium Medicum w Bydgoszczy. W międzyczasie pracowała w Bytowie w gabinecie dietetycznym. Zaraz po studiach, w 2018 r., dzięki dofinansowaniu z Urzędu Pracy, założyła firmę Zdrowa Kaloria i zaczęła przyjmować w bytowskiej klinice Kosma. - Byłam pacjentką pani Kamili Koski-Mach, właścicielki. Chciała mieć w klinice również dietetyka i umówiłyśmy się, że właśnie tam otworzę swój gabinet - mówi K. Gospodarek. Przed pandemią pełniła również dyżury jako dietetyk w ośrodkach zdrowia na wsiach. - Nie wszyscy mogą dojechać do Bytowa, więc wyszłam im naprzeciw. Chciałabym do tego wrócić - przyznaje.
Jej pacjentami są głównie kobiety. - Bardzo często z insulinoopornością czy problemami tarczycy typu Hashimoto - mówi. W swoim gabinecie coraz więcej pomaga również dzieciom. - To nawet 5-latki. W ich przypadku nie jest to stricte odchudzanie, a zmiana nawyków żywieniowych. Odstawiamy słodycze, słodkie napoje i wprowadzamy aktywność fizyczną. Dzięki temu ich masa się stabilizuje. Po pomoc zwracają się również nastolatki. Zauważają, że nie są tak szczupłe jak rówieśnice, nie mieszczą się w wymarzone ubranie - mówi dietetyk. W swojej pracy lubi kontakt z ludźmi i układanie jadłospisu. Najbardziej cieszą ją efekty widoczne u pacjentów. - Kiedy zdrowieją, chudną, nawet 30-40 kg. Dużą satysfakcję daje mi również, kiedy kobietom z nadwagą, które miały problem z zajściem w ciążę, pod wpływem zmiany nawyków żywieniowych, nagle się to udaje. To pokazuje też, jak ważne jest zdrowe odżywianie - mówi K. Gospodarek.
Żeby jednak zmienić i utrzymać nową dietę, potrzeba motywacji. - To trudne zadanie. Jeśli pojawia się porażka u pacjenta, moją rolą jest, aby podbudować go, przekonać, by się nie zniechęcał. Sporo osób, jeśli już np. zje ciasto w święto, rezygnuje całkowicie z diety i jeszcze bardziej brnie w niezdrowe jedzenie. Zmotywowanie ich, aby się nie poddawały, ma ogromne znaczenie - mówi dietetyk. Bytowianka daje przykład również własnym stylem odżywiania. - Nie liczę kalorii, po prostu wiem, w jakich proporcjach zjeść konkretne produkty, ale podchodzę do tego z dystansem. Kiedy jestem u kogoś w gościnie, nie wybieram ze stołu nie wiadomo czego, bo jestem dietetykiem. Przede wszystkim liczy się regularność posiłków. Obecnie najbardziej skupiam się na rozszerzaniu diety u mojej ponadrocznej córeczki - mówi K. Gospodarek.
Bytowianka współpracuje z Fitaminą, czyli kateringiem dietetycznym, który prowadzi bytowska restauracja „Qltura Club”. - Coraz więcej osób korzysta z tej formy. Mają mało czasu na gotowanie, dużo obowiązków. Takie rozwiązanie jest bardzo wygodne - mówi.
PIĘĆ POSIŁKÓW POD SAME DRZWI
- Przygotowujemy jedzenie na podstawie jadłospisów ułożonych przez K. Gospodarek. To m.in. diety redukcyjne, standardowe, bez glutenu, laktozy, dla cukrzyków czy osób z chorobami tarczycy. Ostatnio wprowadziliśmy też posiłki dla sportowców, wysokobiałkowe. Możemy się pochwalić, że żywimy m.in. Angelikę Cichocką - wymienia Mirosława Konfederak z Fitaminy. Firma przygotowuje zestawy 5 posiłków w hermetycznie zapakowanych pojemnikach, które codziennie dostarcza do domów. - Rozwożenie, w całym powiecie, prowadzimy od popołudnia do wieczora. Od rana następnego dnia klient może z nich już korzystać. Czarne pudełka nadają się np. do podgrzewania w mikrofalówce - mówi M. Konfederak. Klienci wykupują dietę na określoną liczbę dni. - Ale niektórzy np. rezygnują w weekendy czy z powodu wyjazdu. Wtedy dieta przedłuża się w czasie - mówi M. Konfederak. Choć niektóre posiłki tworzone dla osób z różnymi dolegliwościami wydają się takie same, różnią się ze względu na rodzaj diety. Np. wszyscy mają jogurt, ale ktoś ma ten bez laktozy, albo kromka chleba w jednym zestawie nie zawiera glutenu, czy kotlet dla jednego z panierką, dla drugiego bez. - Klienci mówią, że poziom cukru im się stabilizuje, że chudną, lub po prostu chwalą, że im smakuje - mówi M. Konfederak.
Jadłospisy układane są również według sezonowości czy okazji. - Kiedy mamy np. sezon na paprykę czy cukinię, to tych warzyw K. Gospodarek zapisuje więcej. W wigilię pojawiały się pierogi czy zupa grzybowa, teraz na Wielkanoc królują żurek, chrzanowa czy mazurek. Diety są bardzo urozmaicone. Zawierają też pyszne deserki, słodkie w smaku, a jednak bez cukru - mówi bytowianka. Fitamina w produkty zaopatruje się głównie w Bytowie.
Przygotowywanie posiłków jest czasochłonne. - To żmudny proces. Rozdzielamy je według grup kalorycznych, rodzajów diet, ważymy. Potem wszystko zamykamy w pojemnikach, foliujemy, rozkładamy do toreb - mówi, dodając: - Nasi kucharze, którzy wcześniej przyrządzali posiłki dla gości „Qltury”, musieli się dużo nauczyć. To już nie smażenie de volaille’a na głębokim tłuszczu.
M. Konfederak przyznaje, że chciałaby również zająć się lunchboksami, czyli nie posiłkami przygotowywanymi wg jadłospisu od dietetyka na całe dni, ale tylko np. do pracy. - Niektórzy potrzebują jedynie śniadania, lunchu i deseru, przykładowo do godz. 15.00, a po pracy już gotują sobie w domu. Dostarczalibyśmy je więc do firm - planuje M. Konfederak.
JEDZENIE I ĆWICZENIE
Katarzyna Klaman z Jamna (gm. Parchowo) układanie diety łączy z treningami. - W zasadzie od aktywności fizycznej się zaczęło. Lubiłam ją i uprawiałam, odkąd pamiętam, ukończyłam studia z nauczania wuefu w Instytucie Kultury Fizycznej w Szczecinie, a także różne szkolenia m.in. na instruktora fitness. I właśnie treningami personalnymi i grupowymi chciałam się zająć. Potem stwierdziłam jednak, że by kształtowanie sylwetki, odchudzanie dało 100-procentowy efekt, trzeba ćwiczenia połączyć z dietą. Ukończyłam więc w Gdańsku studia podyplomowe z dietetyki i po nich w 2016 r. otworzyłam Fabrykę Zdrowia - opowiada K. Klaman. Początkowo siedziba firmy mieściła się w bytowskim Inkubatorze Przedsiębiorczości Stolem, a gabinet mierzył zaledwie 17 m2. - Pełnił funkcję i gabinetu dietetycznego, i sali treningowej. Okazuje się, że to możliwe na tak niewielkim metrażu. Brakowało mi jednak miejsca na zajęcia grupowe. Przeniosłam się więc do innego lokalu, o pow. 200 m2 przy ul. Wojska Polskiego - mówi K. Klaman. To właśnie ta sala nad piekarnią „Bagietka”, z której okien roznoszą się nieraz motywujące okrzyki w trakcie treningów. K. Klaman nadal myśli nad większą powierzchnią.
Przychodzą do niej osoby w różnym wieku - po pięćdziesiątce, osiemnastolatkowie, a coraz częściej dzieci. Jako powód tak młodych pacjentów K. Klaman również wskazuje na lockdown. - Po wywiadzie i dokładnej analizie składu ciała, wyznaczamy sobie cele treningowe i dietetyczne. Jeśli ktoś jest mocno otyły, to zaczynamy od samej diety. U niektórych z kolei stawiamy tylko na ćwiczenia, kiedy komuś zależy tylko na wymodelowaniu np. pośladów. A czasem, jeśli ktoś jest szczuplutki, do treningów dodajemy dietę budującą masę - mówi K. Klaman, która z klientami ćwiczy m.in. tabatę, czyli trening wytrzymałościowo-szybkościowy, trampoliny, sztangi.
Po tygodniu od wprowadzenia jadłospisu przychodzi czas na kontrolę. - Znów robimy analizę ciała pod kątem tego, co się zmieniło. Najczęściej celem jest, jeśli mówimy o redukcji, zrzucenie 1 kg na tydzień. Jeżeli się udało, przybijamy piątkę, jeśli nie - szukamy powodów. Zdarza się, że ktoś nie przyznaje się do tego, że nie do końca trzyma się jadłospisu. Zanim pacjent staje na wagę, pytam, czy na 100 procent przestrzegał diety. Słyszę: „Tak, oczywiście”, po czym okazuje się, że nic się nie zmieniło. Wtedy przyznaje się, że np. na śniadanie jadł coś zupełnie innego - mówi z uśmiechem K. Klaman.
Zauważa, że dużo pań, szczególnie starszych, które borykają się z różnymi dolegliwościami, jak nadciśnienie, cukrzyca itp. często przychodzą do niej dopiero, kiedy zleci im to lekarz. - Te osoby najtrudniej odchudzić i zmienić ich wypracowane przez lata nawyki - przyznaje K. Klaman. Właśnie jako największą trudność w pracy wskazuje motywowanie osób, którym brakuje determinacji. - Kiedy wyznaczymy sobie cel i widać, że udaje się go osiągać, to mnie najbardziej cieszy. Poza tym sama po sobie widzę, jak dużo dają ćwiczenia. Kiedy się spocę, to czuję, że robię dużo dobrego dla swojego ciała. I jak podczas treningu widzę, że moi klienci też się spocą, to wiem, że dzięki temu również zobaczą efekty. Taki porządny trening, podczas którego człowiek się mocno zgrzeje, jest tak samo ważny jak codzienny prysznic! Obojętnie, jaką wybierzemy aktywność, bieganie, pływanie, rower. Wybór jest ogromny, ważne, żeby wyszukać dla siebie to, co sprawi nam przyjemność - mówi K. Klaman.
Dzięki temu, że jej praca to także pasja, to że wychodzi z domu ok. godz. 8.00 i wraca po 20.00, nie jest dla niej męczące. - Weekendy mam wolne - śmieje się. Pomiędzy układaniem diet, treningami personalnymi i grupowymi w ciągu dnia znajduje czas na własny trening. Również dla siebie planuje jadłospis. - Startuję w zawodach fitness i w zależności od okresu - redukcji czy masy - przygotowuję sobie odpowiednie posiłki. Ale w tłusty czwartek pozwalam sobie na pączka czy w święta sięgnę po serniczka i jajko - za to bez majonezu - mówi z uśmiechem K. Klaman.
W swojej pracy wciąż się rozwija, uczestniczy w szkoleniach. - Dietetyka to branża, w której co chwilę pojawiają się nowe teorie. Nawet część tego, czego uczyłam się na studiach, uznaje się już za nieaktualne. Dlatego cały trzeba być na bieżąco - mówi bytowianka. Planuje poszerzyć jeszcze ofertę treningów m.in. o jogę i pole dance, czyli taniec na rurze. Obecnie przygotowuje się ze swoją ekipą na majowy Runmageddon, czyli wyczerpujący bieg z przeszkodami.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!