Reklama

„Nie lubię być ręką czyjegoś pomysłu” - mówi Mirosława Halenda, która z filcu tworzy zwierzątka i postaci

12/08/2022 17:20

Mirosławę Halendę bytowiacy mogą kojarzyć z Biblioteki Miejskiej, gdzie pracuje w dziale wypożyczalni oraz prowadzi dla młodzieży warsztaty „Z filcu się szyje”. Od kilkunastu lat z tego materiału tworzy zwierzątka i postaci, które oprawia w ramkę. Zajrzeliśmy do jej domowej pracowni, aby zobaczyć, jak powstają.

Szyje od kilkunastu lat. - Zaczęło się od tego, że ze znajomymi włączyliśmy się w akcję szycia słoników dla dzieci ze szpitala. Robiliśmy je ze zwykłych materiałów, które niestety się pruły. Szukałam czegoś trwalszego. Okazało się, że najbardziej nadaje się filc. Potem pojechałam do Torunia na spotkanie autorskie z pisarką Małgorzatą Musierowicz. Bardzo chciałam dać jej jakiś prezent. Uszyłam jej z filcu zakładkę do książki - opowiada Mirosława Halenda. O tym, jak się szyje z tego materiału, dowiadywała się z internetu. - Zaczęłam tworzyć inne ozdoby. Głównie dla znajomych - maskotki zwierzątka czy postaci bajkowe, breloczki i zakładki - wspomina bytowianka. Gdy jej ręka się wprawiła, ruszyła z przyjmowaniem zleceń od innych. - Najpierw materiał obszywałam innym kolorem nici, później doszłam do tego, że lepiej to wygląda, jeśli te barwy są takie same. Wcześniej też szyłam zwierzaczki w ich naturalnych kolorach. Potem uznałam, że fajnie, gdyby np. żyrafa była różowa czy fioletowa. Dałam sobie wolność, urządziłam z tego zabawę - mówi M. Halenda, dodając: - Pamiętam sytuację, kiedy jedna pani zamówiła u mnie liska. Wysłałam jej i po paru dniach odezwała się do mnie, że zaszła pomyłka, bo ona chciała tego różowego, którego widziała w innym moim projekcie. Tylko że to był jeż - mówi z uśmiechem.

Z czasem zaczęła tworzyć pod swoją marką. Jej miłość do zwierząt i to, że to one wychodzą najczęściej spod jej igły, sprawiły, że nazwa jej pracowni i logo również musiały być z nimi związane. - Chciałam połączyć moje imię z nazwą zwierzaka. Znajomy podpowiedział mi Meerkat, czyli z angielskiego surykatka. Czytając, wymawia się zdrobnienie mojego imienia - mówi M. Halenda. W swoim dorobku nie ma jeszcze surykatki z filcu, ale... - Chciałabym puścić całą taką serię - planuje.

Jej zwierzaczki najczęściej wcale nie służą jako przytulanka. Stanowią ozdobę. M. Halenda oprawia je bowiem w ramkę. Taka dekoracja składa się z arkusza, który stanowi tło, do tego przyklejany jest wspomniany zwierzaczek, a wokół M. Halenda doczepia inne ozdoby, np. imię obdarowanej osoby, gwiazdkę czy koronkę. Same postaci z filcu wycina przy pomocy szablonu, wypycha je watą antyalergiczną, nakłada górną warstwę filcu i obszywa. - Zdarzyło się, że po zrobieniu głowy psa okazało się, że nie przyszyłam do niej ucha. Wtedy muszę to rozpruwać. To problem, kiedy korzystam z wełny z dodatkiem poliestru, bo może się porwać - tłumaczy M. Halenda, która szyje głównie z filcu 100% wełny. - Jednak przy drobnych elementach lepszy jest ten z dodatkiem poliestru. Taki kupuję też, kiedy upatrzę sobie jakiś kolor, a nie ma go w arkuszu wełnianym - tłumaczy. Korzysta głównie z jasnych, pastelowych barw.

Ozdoby tworzy w swojej domowej pracowni, którą urządziła w ostatnim czasie. - Wcześniej najwięcej rzeczy powstało na fotelu, przy stojącej lampie i stoliku kawowym, który ma zawinięte w górę brzegi, przez co żadna z nici nie spada - tłumaczy bytowianka. Obecnie zastąpiło je spore narożne biurko, z półką u góry, na której stawia gotowe prace. Obok stoją regały, na których równo ułożone są kartoniki i pudełka z przegródkami, w których pełno szablonów, materiałów, a także ozdóbek, którymi dodatkowo dekoruje prace, czyli np. drewnianych literek, koronek, kolorowych papierów, koralików, tekturek. Na meblu stoi również niewielka maszyna tnąco-wytłaczająca, która przydaje się do tworzenia wykrojników do kartek okolicznościowych. Zabrała się do ich robienia kilka miesięcy temu. Powstają na różne okazje, od urodzin przez komunie po śluby.

Poza zwierzętami z filcu szyje m.in. aniołki i ludzi. - Zamawiane są m.in. na komunie, chrzciny czy urodziny. Ostatnio na komunijnym obrazku znalazł się elegancko ubrany chłopiec, który w ręce trzymał deskorolkę, bo tym się pasjonuje - mówi. Przyznaje, że kiedy ktoś zleca jej pracę, wcale nie lubi... konkretów. - Wystarczą mi podstawowe informacje - np. na jaką okazję i czym ktoś się interesuje. Wtedy w mojej głowie rodzą się pomysły. Raz pani zamówiła u mnie postać z bajki. Chciała, żebym relacjonowała jej każdy etap pracy, wciąż wysyłała mi podpowiedzi. To nie pozwala mi stworzyć czegoś, co wyszło tak naprawdę ode mnie. Czuję, jakby ta praca nie była moja. Nie lubię być ręką czyjegoś pomysłu - przyznaje.

Swoje prace pokazuje w mediach społecznościowych, ale możemy je też nabyć na kiermaszach. Pierwszy raz wystawiła się na tegorocznym jarmarku wielkanocnym na bytowskim rynku. - Spotkałam się z bardzo pozytywnym odzewem. To mnie nakręciło do działania - mówi M. Halenda, która ostatnio wybrała się ze swoimi pracami na sobótkę do Brodnicy Górnej. Jej dzieła mogliśmy też zobaczyć na Kaszubskiej Sobocie na rynku w Bytowie. - Zauważyłam, że bytowiacy lubią kupować pamiątki. W Warszawie, gdzie mieszkałam kilka lat, częściej zamawiano ozdoby do wnętrz. Właśnie na jarmarkach dowiaduję się, czego oczekują klienci - mówi M. Halenda.

Rodzina wspiera bytowiankę w jej pasji. - Szczególnie narzeczony, któremu przesyłam zdjęcie każdego projektu, bo sam o to prosi. Kiedy zabraknie mi jednego koloru nici, potrafi w mig wsiąść na rower i mi je przywieźć. Kiedy się poznaliśmy, spodobało mu się to, że mam jakąś pasję. On z kolei interesuje się motocyklami. Zrobiłam mu m.in. brelok z filcu z wizerunkiem Valentino Rossiego, zawodowego motocyklisty - mówi.

Jak mówi, szycie to dla niej rodzaj medytacji, wyciszenia. - To oraz czytanie książek to moje największe pasje - mówi M. Halenda. Udało jej się je niejako połączyć. Pracuje w wypożyczalni dla dorosłych Biblioteki Miejskiej w Bytowie. Co czwartek prowadzi w placówce również zajęcia dla młodzieży pod nazwą „Z filcu się szyje”, na których tworzą m.in. breloczki czy ozdabiają nim bawełniane torby. Przyznaje, że zdarzały się momenty zniechęcenia. - To czasochłonne, a nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, ile siedzę przy jednym projekcie. Materiały też nie należą do najtańszych, przykładowo za arkusz filcu w formacie A4 płacę 12 zł. Często, sprzedając, wychodzę jak Zabłocki na mydle. To jednak moja pasja, dodatkowe hobby. Gdybym przekuła to w biznes, rezygnując ze stałej pracy, musiałabym podnieść cenę produktów - mówi M. Halenda, dodając: - Stresuję się też, kiedy czuję presję czasu, bo ktoś czeka na pracę. Pojawia się bałagan w głowie i czasem brak zaufania do siebie i swoich pomysł. Wtedy włącza się panika. Kiedyś też obawiałam się, czy komuś spodoba się moja praca, z czasem nabrałam do tego dystansu.

Planuje dalej rozwijać „filcową” pasję. - Chciałabym uderzyć w tematykę bytowską, zamek, rycerzy. Pomysłów mam mnóstwo, gorzej z czasem - mówi z uśmiechem.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do