Reklama

Kolorowe i wzorzyste - stroje od Handmade by Jowita

20/03/2022 17:20

Jeszcze trzy lata temu Jowita Popkiewicz puknęłaby się w czoło, gdyby ktoś zaproponował jej usiąść przy maszynie do szycia. Dziś to jej codzienność. Ubrania, które wychodzą spod jej igły, są kolorowe, wzorzyste i znajdują klientów nie tylko w Polsce.

JA I MASZYNA DO SZYCIA?!

- Trzy lata temu mąż naprawiał maszynę do szycia mojej mamy. Zaproponował, żebym może do niej przysiadła. Powiedziałam mu, co o tym myślę - mówi z uśmiechem Jowita Popkiewicz z Bytowa, dodając: - Gdzie ja i maszyna? Żyję w ciągłym ruchu, rolki, rower, basen, spacery. Zawsze gdzieś fruwam. Dała się jednak skusić. - Nie umiałam nawet nawinąć nici na szpulę, zrobił to za mnie mąż. Ale gdy już usiadłam... zakochałam się. Trzy dni później zrobiłam pierwsze czapki i opaski - mówi.

Choć było to jej pierwsze spotkanie z szyciem, w jej rodzinie parało się tym kilka osób.  - Mama, wujkowie, ciocia, która pracowała jako krawcowa. Może mam to w genach - mówi J. Popkiewicz. Poza podpowiedziami m.in. cioci, zdawała się na internet. Gdy dzieci zasypiały, siedziała przy filmikach na YouTube i uczyła się z nich fachu. Najpierw projektowała i tworzyła ubrania dla siebie, męża i dzieci. - Ludzie zaczęli dopytywać, skąd mamy takie fajne rzeczy - mówi mama 11-latka oraz 7- i 6-latki.

Kiedy po urlopie wychowawczym w 2020 r. przyszedł czas na powrót do pracy w markecie, J. Popkiewicz zdecydowała, że idzie na swoje. - Zwolniłam się z początkiem lipca, a we wrześniu dostałam z Urzędu Pracy dofinansowanie na własną działalność, czyli produkcję odzieży - mówi właścicielka Handmade by Jowita. To raptem kilka miesięcy po pierwszym kontakcie z maszyną. - W testach zawodowych wyszło, że mogę zostać i pilotem wycieczek, i projektantem mody - mówi z uśmiechem.

DRESY W KOLORACH TĘCZY

Spod jej maszyny wychodzą różne części garderoby, ale najczęściej - jak przystało na sportową duszę - dresy, bluzy. Z kieszeniami, kieszonką „kangórką”, stójką, kapturem, ściągaczem, długie, krótkie? Obojętnie. - Szyję na zamówienie. Klienci sami mówią, co chcą, ja oczywiście doradzam. Czasem podsyłają mi zdjęcia tego, co mam wykonać. Nieraz robię też coś dodatkowo i wystawiam to na sprzedaż w internecie - mówi J. Popkiewicz. Jej klientami są głównie panie, ale szyje też panom, a także dzieciom. To zarówno bytowiacy, jak i osoby mieszkające dalej. Nie tylko w Polsce, ale też m.in. w Norwegii, Niemczech, Belgii czy Anglii.

Tym, co od razu rzuca się w oczy, patrząc na ubrania J. Popkiewicz, jest kolor. Jej stroje są barwne, pstrokate, na wielu widać mnóstwo kwiatów, motywy zwierzęce, a także i całe zwierzęta, kosmos, las, neonowe pająki, samochody, pióra, łapacze snów, ludzi i wiele innych. Wśród jednokolorowych dominują barwy jaskrawe, żywe. - Na bytowskich ulicach często widziałam ludzi w smutnych, szaroburych ubraniach, chciałam wprowadzić trochę więcej koloru. Gdy miałam chęć kupić coś barwnego dla siebie, to nie mogłam znaleźć, a jeśli już się udało, to okazywało się bardzo drogie i kiepskiej jakości. Zaczęłam więc tworzyć je sama - tłumaczy.

Materiał, z których produkuje ubrania, to głównie dresówka pętelkowa. Od spodu posiada charakterystyczne pętelki, z wierzchu zaś gładką strukturę. W składzie ma przeważnie bawełnę z niewielką domieszką elastanu. - To materiał pierwsza klasa, nie do zajechania. Jedyne, czego nie można z nim robić, to suszyć w suszarce bębnowej. Wzory drukuje się na nim cyfrowo, są gładkie, tzn. nie czuć pod palcami struktury nadruku - tłumaczy J. Popkiewicz. Na tkaniny musi długo czekać. - Dopiero pod koniec stycznia dotarły do mnie te zamówione w listopadzie ub.r., a w kwietniu otrzymam te kupione w ostatnich dniach. To dopiero będą mocne kolory! - mówi z entuzjazmem J. Popkiewicz.

MASZYNA JAK LEKARSTWO

Przez rok szyciem zajmowała się w domu. - Nie mieściłam się w nim jednak. Nasze mieszkanie ma 55 m2, a w nim mój wielki stół do pracy i mnóstwo materiałów. Wszędzie pudła z tkaninami, nawet w kuchni. Gdy chcieliśmy rozwiesić pranie, musieliśmy się natrudzić, by dostać się na balkon - wspomina J. Popkiewicz. Od końca września ub.r. działa już we własnej pracowni. - Rodzice zaproponowali mi swój budynek gospodarczy. W wakacje mąż go dla mnie przystosował. Nie jest duży, ledwie 17 m2, ale dla mnie akurat. No... w sumie już przestałam się w nim mieścić. Maszyny, regały, deska do prasowania, manekiny - sporo tego. Chciałabym zaadaptować jeszcze poziom wyżej - przyznaje J. Popkiewicz. Dzięki osobnemu miejscu może pracować w ciszy i spokoju. - Jednocześnie to niemal przy domu, dzieli mnie od niego jedynie podwórko - dodaje. W jej pracowni nie zobaczysz tabliczki z napisem „Towar podaje sprzedawca”. - To nie wykwintne atelier z chromami, tylko miejsce, w którym nie trzeba bać się czegoś dotknąć. Klienci sami grzebią w regałach, szukają materiałów, mogą rozrzucić, nabałaganić. Tu ciągle wszystko fruwa - mówi z uśmiechem bytowianka.

Mimo że aktywny, sportowy tryb życia ma we krwi, to siedzenie przy maszynie daje jej szczęście. Przyniosło też odpoczynek od nie zawsze łatwej codzienności. - Przy trójce dzieci nie jest lekko, pomocy wymagała również moja chora mama. Nieraz nie miałam już po prostu sił, nawet na tyle, żeby iść na spacer ochłonąć po całym dniu. Zdarzało się, że w nocy wstawałam 11 razy do dzieci. Psychicznie już nie wytrzymywałam. Maszyna dała mi potrzebne ukojenie, odskocznię, taką przestrzeń tylko dla mnie - przyznaje J. Popkiewicz, która do szycia przysiada nieraz o... trzeciej nad ranem. - Czasem spędzam przy niej całe dni. A ile już maszyn zajechałam! Jestem szybka, energiczna, zamiast na spokojnie, to ja na siłę. Nic dziwnego, że tryby połamane. Ostatnio kupiłam takie naprawdę dobre urządzenie, mercedesa wśród maszyn. Trzeba się rozwijać, inwestować, iść do przodu - mówi bytowianka, która ma sporo planów związanych z szyciem. - Myślę o tym, żeby ruszyć m.in. z pikowanymi kamizelkami. Chciałabym też szyć kolekcje dla sklepów - wymienia tylko niektóre z nich.

- Jestem spełniona. Wiem, że to, co robię, jest fajne, że podoba się innym. Cieszy mnie, kiedy zobaczę kogoś w moich ubraniach. Znajomi i rodzina bardzo mnie dopingują, widzą, że kocham to, co robię. Choć czasem mam też chwile zwątpienia, nerwy i mówię, że to rzucę - przyznaje. A potem znów siada do maszyny i przepada...

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do