Reklama

Hubert Kreft - oficer polskiego wojska, więzień obozów jenieckich, kierownik szkół w Ugoszczy i Ząbinowicach

10/04/2022 17:20

Oficer polskiego wojska, więzień obozów jenieckich, kierownik szkół w Ugoszczy i Ząbinowicach. Tak w wielkim skrócie można opisać historię Huberta Krefta. O jego losach opowiada jego wnuczka Katarzyna Szada Borzyszkowska.

Hubert Kreft urodził się w Chotkowie w 1915 r. Jego rodzina po kilku latach przeprowadziła się do Wielkiego Klińcza pod Kościerzyną. - Po traktacie wersalskim, kiedy okazało się, że Chotkowo znajdzie się po niemieckiej stronie, pradziadek Augustyn szukał gospodarstwa po polskiej stronie. Znalazł je właśnie w Wielkim Klińczu. Zamienił się z Niemcem, który nie chciał pozostać w odrodzonej Polsce - opowiada Katarzyna Szada Borzyszkowska. Po szkole podstawowej H. Kreft kontynuował naukę w Państwowym Seminarium Nauczycielskim w Kościerzynie. Po jego ukończeniu, z powodu braku wolnych posad, nie mógł znaleźć pracy.

Trudna sytuacja materialna sprawiła, że ostatecznie jako ochotnik zgłosił się do wojska. Służbę odbył w Szkole Podchorążych Rezerwy Piechoty w Zambrowie oraz w Batalionie Morskim w Wejherowie. Po jej zakończeniu pracował jako nauczyciel w Kościerzynie, Liniewie i Starej Kiszewie. Zmobilizowany jeszcze we wrześniu 1939 r. dostał się do niemieckiej niewoli. Przenoszono go z jednego obozu jenieckiego do drugiego. Ostatecznie w styczniu 1945 r. osadzono w Sandbostel, skąd 28.04.1945 r. wyswobodziła go armia brytyjska. Po krótkim pobycie w szpitalu został nauczycielem w Polskim Cywilnym Obozie Wysiedleńców z Polski w Fallingbostel.

W tym czasie poznał swoją przyszłą żonę Rozalię, która także pracowała w szkole. - Bratanica dziadka, Lucyna, opowiadała, jak babcia wybrała się na randkę z H. Kreftem. Pożyczyła na nią mundur AK, choć sama nie należała do organizacji. Kiedy dumnie szła obok dziadka, nagle z okna wychyliła się jakaś kobieta i krzyknęła: „Zedrzeć to z jej du***y! Przez nich nam Warszawę spalili!” - opowiada K. Szada Borzyszkowska. Jej dziadkowie wzięli ślub 4.05.1947 r. w obozowej kaplicy. Wprawdzie z uroczystości nie zachowały się zdjęcia, to jednak wiadomo, jak samo miejsce mogło wyglądać. Podobną kaplicę uwieczniono na innej fotografii.

Kreftowie w 1947 r. powrócili do kraju. - Dziadek początkowo chciał wyjechać do Anglii. Bał się tego, co może go spotkać po powrocie z rąk nowej władzy. Babcia jednak nalegała na przyjazd do Polski. W końcu uległ - mówi K. Szada Borzyszkowska.

Kreftowie zamieszkali w Ugoszczy, gdzie Hubert został kierownikiem szkoły. Funkcję tę pełnił też w Ząbinowicach. Od 1948 do 1950 r. był przewodniczącym Gminnej Rady Narodowej w Ugoszczy. W 1953 r. R. i H. Kreftowie przeprowadzili się do Bytowa. Zamieszkali przy ul. Mierosławskiego, a później przy ul. Dworcowej. H. Kreft znalazł zatrudnienie w wydziale oświaty, którego później został kierownikiem. - Choć dziadek zmarł, kiedy miałam 9 lat, to w pamięci utkwiło mi jego wielkie biurko i rzędy poustawianych książek, w których zaznaczał i notował różne informacje. Nauczył mnie także rysować. Pokazywał, jak odwzorować pszczołę, różne postacie, ale także chociażby kaszubskie wzory - mówi K. Szada Borzyszkowska. Tę umiejętność H. Kreft wykorzystywał w nauce, zwłaszcza w czasie pracy w Niemczech. Do dziś w rodzinnym archiwum znajdują się rysunki polskich królów z zanotowaną datą 1947 r. Z kolei swoich wnuków z okazji świąt obdarowywał okolicznościowymi kartkami z Mikołajem, zajączkiem. - Rozśmieszał mnie, puszczając kółka z fajki, którą palił - opowiada K. Szada Borzyszkowska, dodając: - Z kolei ciocia Lucyna wspomina go jako gawędziarza, który opowiadał różne ciekawostki historyczne.

H. Kreft na wskroś był nauczycielem. Nawet wtedy, gdy swojej 6-letniej wnuczce zrobił dyktando. - Pamiętam, że je nawet ocenił - śmieje się K. Szada Borzyszkowska, dodając: - Oczywiście wszystko było z przymrużeniem oka. Choć przypominam sobie, że minus przy 5 długo przeżywałam.

Przede wszystkim jednak miał przyjazne usposobienie, nie tylko dla wnuków. - Dzieci bawiące się na podwórku zawsze pytał: „Jak się macie, chrabąszcze?”. Z kolei one po cichu nazywały go panem Komarem. Chociaż nie wiem dlaczego. Był barczystym mężczyzną, ale z wiekiem nieco się przygarbił. Być może dlatego - zastanawia się K. Szada Borzyszkowska. H. Kreft zmarł w 1989 r.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do