
- Przez wiele lat zachęcano mnie do uporządkowania dokumentów i spisania historii mojego ojca. Zawsze to jednak odwlekałam. Teraz zdecydowałam się na to z jednego powodu - jemu się to po prostu należy - mówi Henryka Przystalska, która opowiada nam historię swojej rodziny, a zwłaszcza ojca - Edmunda Jankowskiego, który w Bytowie zajmował się m.in. przesiedlaniem Niemców i osiedlaniem społeczności ukraińskiej.
Rodzina Jankowskich początkowo mieszkała w Chojnicach, gdzie w 1922 r. urodził się Edmund, następnie przeprowadziła się do Gdańska. Wiązało się to z przeniesieniem ojca Edmunda - Teodora, jako pracownika kolei na kolejną placówkę. To w Gdańsku E. Jankowski kończy szkołę podstawową. Gimnazjum jednak w czerwcu 1939 r. już w Bydgoszczy, gdzie przeprowadzili się do kolejnej placówki. - Dziadek wraz z synami uczestniczyli w zajściach nazwanych później „krwawą niedzielą”. Później zostali aresztowani i osadzeni przez bydgoskie gestapo. Mieli świadomość, że czeka ich rozstrzelanie. Podczas jednego z przesłuchań Teodor spotkał swojego znajomego, który współpracował z Niemcami. Ten zdziwiony zapytał dziadka: „Co ty tu robisz?”. Dziadek odpowiedział: „Ty mnie pytasz? Co ty tu robisz?” - opowiada Henryka Przystalska, dodając: - Znajomy wydostał ich z więzienia i sprawił, że wsiedli w pociąg wiozący Polaków na roboty.
W nim Jankowscy spotkali płaczącą dziewczynę. Była to pochodząca z Główczewic (obecnie pow. chojnicki) Bolesława Kuklińska. Razem trafili do Orlofferfelde (dziś Orłowskie Pole, pow. nowodworski). Tam pracowali u niemieckiego gospodarza Kurta Froesera. - Niestety nie wiem, co się stało z dziadkami. Przeżyli okupację, ale nie znam ich wojennych losów. Wiem jedynie, że mój ojciec wraz z Bolesławą trafili do tego samego gospodarstwa. Jednak tam rozdzielono mężczyzn i kobiety. Ale to im nie przeszkodziło. Po wojnie zostali małżeństwem - mówi H. Przystalska.
Gdy K. Froese zorientował się, że E. Jankowski zna język niemiecki, powierzył mu rozwożenie żywności. - Była to okazja, by jej częścią dzielić się z Polakami. W tym czasie ojciec zbierał także wiadomości o ruchach niemieckich wojsk - mówi H. Przystalska. Za tę działalność E. Jankowski został aresztowany przez gestapo i więziony od grudnia 1943 r. do marca 1944 r. Towarzysze z robót myśleli, że już nie wróci i zostanie wysłany do obozu w Stutthofie. - O jego zwolnienie mocno zabiegał gospodarz K. Froeser. Jako działaczowi NSDAP, a dodatkowo żołnierzowi frontowemu, było mu łatwiej - opowiada kobieta, opierając się na zachowanych relacjach świadków, którzy z jej ojcem przebywali w tym samym gospodarstwie. Ostatecznie Jankowskiego wypuszczono. Jednak latem 1944 r. wraz z innymi robotnikami zabrano go do kopania rowów pod Grudziądzem, a następnie Toruniem. Stamtąd uciekł. Udał się w stronę Chojnic. - To tam, do rodzinnej miejscowości wróciła B. Kuklińska, bo żona Froese, mając świadomość zbliżającego się frontu, zwolniła pracujące w gospodarstwie dziewczyny i poleciła im udać się do rodzin - mówi H. Przystalska. Jankowscy długo jednak nie pozostali w Główczewicach. Wkrótce przenieśli się do Bytowa. - Ojciec wziął ślub z Bolesławą w dawnym kościele św. Katarzyny. W świątyni nie było wówczas dachu, ściany osmolone. Udzielił im go ks. Walter Genge. Był to jeden z jego ostatnich ślubów - mówi H. Przystalska, dodając: - Trzeba zaznaczyć, że zarówno kościół, jak i kamienice naprzeciwko zostały zniszczone przez Rosjan.
W Bytowie tuż po zakończeniu działań wojennych E. Jankowski zajmował się przesiedleniami Niemców, a później osiedlaniem m.in. społeczności ukraińskiej na naszych terenach. - Zajmowali opuszczone gospodarstwa m.in. w Udorpiu, Ugoszczy, Krosnowie, Rabacinie, Chotkowie czy Struszewie. Co ciekawe, aby wjechać do Bytowa, musieli mieć odpowiednie zezwolenie.
Wspomina, że nim przekazano takie gospodarstwo, jej ojciec skrupulatnie sporządzał spis mienia, które się w nim znajdowało. Siłą rzeczy sporo więc jeździł po okolicznych miejscowościach. - W Udorpiu w stodole pod sianem zauważył kompletne wyposażenie gabinetu dentystycznego. Wówczas w Bytowie mieszkał już technik dentystyczny Mohr, któremu je przekazał. Ten był za to ogromnie wdzięczny i przez wiele lat korzystał ze sprzętu - mówi H. Przystalska. Mieszkania przybyłym przyznawał nie tylko poza Bytowem, ale także w mieście. - Mama nie raz powtarzała: „Innym przydzielasz, weź i nam jakiś domek. Zawsze to lepiej niż w bloku”. Ojciec zaś odpowiadał, że jedynie kilka lat będzie pracował w Bytowie, a potem przeprowadzi się do Gdańska, gdzie mieszkali jego rodzice - mówi H. Przystalska.
E. Jankowski w pewnym momencie otrzymał propozycję pracy dla polskiego rządu, co wiązało się z przeniesieniem do Warszawy. - Odrzucił ją. Mówił, że ma za słaby kręgosłup partyjny, a za mocny moralny - wspomina jego córka, dodając: - Rzeczywiście ojciec dużo się modlił. Był zapalonym wędkarzem, ale nim wybrał się w niedzielę nad jezioro, wpierw udawał się na poranną mszę. Myśmy jako dzieci chodziły na późniejszą. Po powrocie wypytywał nas o czytaną Ewangelię. Sprawdzał, czy uważnie słuchałyśmy.
Wędkarską pasję E. Jankowski przekuł w konkretne działanie. - Założył w Bytowie oddział Polskiego Związku Wędkarskiego. Łowił m.in. na spinning. O wędki nie było wówczas łatwo. Swoją sam sobie zrobił ze... szpady. Złowionymi rybami dzielił się nie tylko z sąsiadami, ale także księżmi z Bytowa. Ci po wojnie byli bardzo biedni i prześladowani przez ówczesną władzę - mówi H. Przystalska.
E. Jankowski w 1950 r. zatrudniony zostaje w Lasach Państwowych, przez pewien czas pracuje w ówczesnym Nadleśnictwie Sominy. Po 13 latach powołano go na stanowisko dyrektora Miejskiego Przedsiębiorstwa Remontowo-Budowlanego w Bytowie. - Wówczas o materiały budowlane nie było tak łatwo jak dziś. Ojciec miał furgonetkę i jeździł nią po całej Polsce w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy. Za jego kadencji stanęły m.in. budynek ogólniaka, restauracja „Kaszubianka”, a także bloki przy ul. Dworcowej - opowiada H. Przystalska, dodając: - Zajmując stanowisko dyrektora MPRB-u musiał uzupełnić wykształcenie. Został mistrzem murarskim, a dodatkowo zdobył uprawnienia do kierowania robotami budowlanymi.
Uwadze ówczesnych władz nie uszedł fakt chodzenia E. Jankowskiego do kościoła. Został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa. Po wypuszczeniu władza spokoju mu nie dała. - Straszono go utratą pracy. Ojciec sam postanowił zrezygnować. Powiedział, że z lasów przyszedł i do lasów wróci - wspomina H. Przystalska. To w Lasach Państwowych pracował do przejścia na emeryturę. Aktywny pozostał jednak niemal do ostatnich swoich dni. Pisał różnego rodzaju pisma dla okolicznych mieszkańców. Zgłaszali się do niego nie tylko ci z Bytowa, Brzozowa, Sątoczna, Nożyna, Skwieraw, Krosnowa, Dąbrówki, Jutrzenki, Borzytuchomia, ale też ci z Karsina, a nawet Gdańska.
Jedno z pism to skarga złożona na milicji. Dotyczyła „złośliwego zaśmiecania klatki schodowej”. Oskarżony miał bowiem rzucić niedopałek papierosa. Dodatkowo uderzył poszkodowanego, któremu rozciął wargę. Ten zaś był w towarzystwie swojej dziewczyny i to chyba przelało czarę goryczy. Za swoją pracę E. Jankowski nie brał pieniędzy. - Zawsze powtarzał, żeby zmówić za niego „zdrowaśkę”. Później zaś dodawał: „A jeśli coś tam macie, to pamiętajcie o mojej rodzinie na święta. Może jakieś jajka, jaką kurę”. Niektórzy o tym pamiętali - opowiada H. Przystalska.
Sprawy, przy których pomagał E. Jankowski, były różne. Od tych dotyczących starań uzyskanie renty wojennej, przez przywrócenie mienia odebranego w drodze uwłaszczenia, po sprawy rozwodowe.
Postać E. Jankowskiego zachowała się w pamięci okolicznych mieszkańców. Z życzliwością wielokrotnie spotykała się jego córka. - Na cmentarzu podeszła do mnie kobieta, która odwiedziła ojca przy okazji jakiejś sprawy. Stąd mnie znała. Podobnie podczas jednego ze spotkań przed pielgrzymką do Ziemi Świętej, w której wzięłam udział, rozpoznała mnie kobieta, u której wraz z rodzicami jako mała dziewczynka byłam na weselu. Całkiem niedawno zaś na przystanku komunikacji miejskiej podeszła do mnie kobieta i pyta: „Pani Henia Jankowska?” Zawsze z nazwiska panieńskiego. Odpowiedziałam, że jej nie znam. Okazało się, że także była u nas, by ojciec napisał dla niej jakieś pismo - wymienia H. Przystalska jedynie kilka przypadków.
Aktywność E. Jankowskiego ograniczyły dwa wylewy, których doznał. Choć po rehabilitacji w części odzyskał sprawność, to jednak musiał się zmierzyć z ograniczeniami. Zmarł w 1987 r. w Bytowie.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!