
Choć Dębowa Stadnina działa od 2 lat, wciąż wielu jest zaskoczonych, gdy słyszy o szkółce jeździeckiej w Półcznie.
O tym, że naprzeciwko jednostki OSP Półczno działa stadnina informuje baner umieszczony na ogrodzeniu. Parkuję auto przy budynku gospodarczym, który na pewno stajnią nie jest i czuję się nieco zagubiony. Dopiero po chwili dostrzegam napis sparyem, który prowadzi we właściwe miejsce. Pierwsza wita merdaniem ogona Negra, biszkoptowy golden retriever. Właścicielka Dębowej Stadniny Sławomira Myszk zajęta jest sprawami organizacyjnymi odbywających się właśnie kolonii. Tym samym mam więcej czasu, by się rozejrzeć. Na placu na Poli, Czece i Bili jazdę ćwiczą trzy dziewczyny. - Możesz przytrzymać się grzywy - słyszy młodsza z nich od instruktorek. Z kolei inna, widać już z większym doświadczeniem w jeździe, robi wymachy rąk. - A teraz anglezujemy - mówi jej nauczycielka.
Z boku, tuż obok stajni, całemu zamieszaniu ciekawie przygląda się młody źrebak Beti. - Proszę się nie dać zwieść. Jest bardzo charakterna. Taki nasz mały łobuziak. Bez problemu pozwala się głaskać, by po chwili szczypnięciem zębami dać znać, że koniec tego dobrego - ostrzega Magdalena Ostrowska, która zajmuje się trenowaniem i zajeżdżaniem młodych koni. Razem z nią i właścicielką siadamy, by porozmawiać o początkach stajni. - Wszystko zaczęło się od córki, która uczyła się jeździć w okolicznych szkółkach. Po czasie namówiła męża, by sprowadzić konie do nas - mówi S. Myszk. Rodzice jej męża posiadali wcześniej gospodarstwo. Z miejscem nie było więc problemu. - Początkowo oponowałam. Nie miałam żadnej wiedzy na temat hodowli koni. Dodatkowo mąż pracuje za granicą, więc większość obowiązków spada na moją głowę - mówi S. Myszk, dodając: - Kiedy pierwsze zwierzęta pojawiły się u nas, bałam się do nich podejść. Uczyłam się od podstaw odczytywać ich zachowanie, bo przecież nam nie powiedzą, gdy coś się z nimi dzieje. Teraz po dwóch latach jestem w nich zakochana.
Nie tylko sama zaczęła zgłębiać wiedzę na temat koni, ale korzystała także z rad doświadczonych w tym fachu właścicieli stajni w okolicy. - Dużo pomógł nam Stanisław Malek z Niezabyszewa. Dzielił się z nami nie tylko informacjami. Od niego zakupiliśmy też kilka źrebaków - mówi S. Myszk. Z czasem do Dębowej Stadniny trafiały kolejne osoby. - Na początku pojawiła się u nas Andżelika Szyca, która uczyła dzieci jeździectwa. Później w tym samym charakterze zatrudniliśmy M. Ostrowską - mówi S. Myszk. - Mieszkam niedaleko. Mąż w internecie znalazłam ogłoszenie o pracy. Zdziwiłam się, bo nie wiedziałam, że w Półcznie ktoś prowadzi szkółkę - wspomina M. Ostrowska, dodając: - Przesłałam CV z myślą, że pewnie i tak nikt nie odpowie. Przecież zaznaczyłam w nim, że nie jestem w pełni dyspozycyjna, ponieważ mam dwójkę małych dzieci, a do tego gospodarstwo rolne. Zdziwiłam się, gdy dwa dni później odebrałam telefon.
Na początku M. Ostrowska uczyła jeździectwa. Dziś jednak zajmuje się zajeżdżaniem i treningiem młodych koni. Panie swoją pasją zaraziły także mieszkańców. - Przychodzą do nas młodzi z Półczna, którzy chcą pomóc w różnych pracach, a przy okazji pojeździć konno. Cieszymy się, że możemy w ten sposób oderwać ich od komputera - mówi S. Myszk, dodając: - Pomagają nam także dzieci uchodźców z Ukrainy, których przyjęliśmy do siebie. Nie mogą się doczekać, kiedy przyjdę, by móc wówczas karmić konie.
Obecnie w stadninie znajduje się 16 koni, a wśród nich m.in. huculskie, holsztyńskie, małopolskie i wielkopolskie. - Pamiętam emocje związane z przyjściem na świat pierwszego źrebaka w naszej stajni. Na ten czas przyjechał z zagranicy mój mąż. Akurat w noc przed jego wyjazdem klacz się oźrebiła. Bałam się, że będę musiała poród odbierać samodzielnie. Mieliśmy pewne komplikacje, bo młody był bardzo duży - mówi S. Musiał.
W tym roku po raz drugi w Dębowej Stadninie odbywają się kolonie dla dzieci. W planach jest zaś wybudowanie stajni angielskiej, czyli takiej której boksy otwierają się na zewnątrz, a także przyjmowanie koni do hotelu.
Dalszą część rozmowy kontynuujemy, idąc przez stajnię. Kierujemy się na pobliskie wzgórze, skąd rozciąga się piękna panorama na Półczno. Wita nas kilka niezwykle łagodnych, a zarazem ciekawskich koni. Próbuję zrobić zdjęcie właścicielce. Okazuje się jednak, że w kadrze znalazły się chrapy jednego ze zwierząt. Inne z kolei z wyraźnym zaciekawieniem zabrało się za przeglądanie mojego plecaka, szukając w nim zapewne smakołyków. Łagodne i przyjazne bez przeszkód pozwalają się głaskać. Choć jeden z koni nerwowo strząsa moją rękę, gdy próbuję dotknąć jego łba. - Uderzył się w głowę i od tego czasu nie pozwala się dotknąć w to miejsce - mówią S. Myszk i M. Ostrowska, jednocześnie uspokajając zwierzę. Kontynuują zarazem rozmowę na temat planów na przyszłość. - Myślę także o trenowaniu koni w skokach przez przeszkody. Mamy trenera, który do nas dojeżdża. Zapraszamy także tych, którzy mają własnego konia i chcą u nas poćwiczyć. Jest taka możliwość - mówi M. Ostrowska.
Schodząc ze wzgórza jeszcze raz rzucam okiem na Półczno. Niżej, na placu nikt już nie ćwiczy jazdy. Uczestniczki kolonii za cel wzięły trampolinę, wokół której rozciągnięto pas folii, a na niej dziewczęta malują farbami. Oczywiście nie brakuje koni. Żegnając stadninę mijam płonące ognisko. Wkrótce zasiądą przy nim kolonistki piekąc kiełbaski.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!