Reklama

W komendzie pracował 34 lata, w tym 14 na jej czele. Andrzej Borzyszkowski przeszedł na emeryturę

29/02/2024 17:20

Andrzej Borzyszkowski nie jest już komendantem powiatowym policji w Bytowie. Po 14 latach jej kierowania przeszedł na emeryturę.

„Kurier Bytowski”: Na założenie niebieskiego munduru nie zdecydował się pan zaraz po skończeniu nauki. Trochę trwało, nim wstąpił pan do policji.

Andrzej Borzyszkowski: Pamiętam, gdy jeszcze w technikum drzewnym w Słupsku, do którego uczęszczałem, przyszedł oficer milicji. Próbował nas werbować do Batalionów Centralnego Podporządkowania. Im więcej o nich mówił, tym na sali ubywało słuchających. Ja też wyszedłem. Pierwsze myśli, by zostać policjantem, pojawiły się w połowie lat 80., kiedy już pracowałem. Moi koledzy wstępowali, wtedy jeszcze do milicji, niektórzy do ZOMO. Podzieliłem się tym z mamą, a ona zaczęła wybijać mi z głowy, bym został milicjantem. Przemyślałem jej słowa, uznałem, że miała rację. Ale potem przyszła odwilż, zmiany ustrojowe. Uznałem, że policja to już co innego.

Kiedy złożył pan papiery o przyjęcie?

To był 1990 r. Miałem wtedy 27 lat. Nabór odbywał się w Słupsku. Weryfikacja trwała długo. W kwietniu mnie przyjęto. W tym samym miesiącu, kiedy weszła ustawa o policji. Pamiętam, jak zmieniano wszystkie oznaczenia, w tym na radiowozach. Napisy „milicja” przemalowywano na „policja”. Z jedną nyską nawet pojechałem do Słupska do komendy policji, a kiedy wróciłem, miała już napis „policja”. Od kwietnia do lipca czekałem na szkołę. Usadowiono mnie w komórce ruchu drogowego. Dostałem biały pas i białą czapkę. Szkoła w Piasecznie trwała 9 miesięcy, z końcówką w Legionowie.

Po skończeniu tej nauki wrócił pan do Bytowa.

Komendantem był tu wtedy Tadeusz Jackowski. Zastąpił Henryka Gostkowskiego, który z kolei wszedł po Mieczysławie Dymku, u którego się przyjmowałem przed szkołą. Służba w ruchu drogowym była wspaniałym przeżyciem...

Kiedy sobie przypominam lata 90., nasze drogi charakteryzowały się dużą liczbą pijanych kierowców. No i te liczne kradzieże aut.

Tak było. Dla porównania, jeżeli obecnie mamy 7-8 kradzieży w całym powiecie w roku, tak wtedy było 80-90, a nie obejmowaliśmy jeszcze Miastka. Służba w ruchu drogowym ma to do siebie, że poznaje się wielu różnych ludzi podczas kontroli pojazdów. Spotykałem od zupełnie zwyczajnych po profesorów, lekarzy, przedsiębiorców, parlamentarzystów, sędziów, prokuratorów czy ludzi ze służb. W pamięci utkwiło mi to, jak różny poziom sobą reprezentowali. Jedni rozumieli, w jakiej sytuacji się znaleźli, inni nie do końca.

Obsługiwaliśmy również miejsca wypadków, tak jak dziś. Ale wtedy prowadziliśmy też jako drogówka wypadki, jakie dziś przejęli śledczy. Przypominam sobie, kiedy obsługiwałem pewien wypadek na zakręcie za Dąbiem w sezonie letnim. „Wysypał się” mieszkaniec Łodzi, który w nim zginął. Wykonaliśmy wszystkie czynności. To, co zostało, pozbieraliśmy i odwieźliśmy do komendy. Na drugi dzień przyjechała rodzina. Dyżurnemu powiedziała, że brakuje kamery video, a wtedy to było coś wartościowego. Zadzwonił, czy tego sprzętu tam nie widzieliśmy. We mnie się zagotowało, bo to mogło wyglądać, jakbym coś sobie wziął, przywłaszczył. Rano szybko zabrałem jeszcze kogoś do pomocy i pojechaliśmy na miejsce, by znów przeszukać teren. Znaleźliśmy kamerę w krzakach na oczach tej rodziny. Kamień spadł mi z serca. Zdarzały się też pościgi. Raz goniliśmy auto mojego sąsiada, który parkował pod blokiem. To była Łada. Złodziej ukradł ją, a potem po naszym pościgu porzucił i zaczął uciekać pieszo. Złapaliśmy go, okazało się, że jest spod Inowrocławia.

Bardzo trudne było oglądanie osób poszkodowanych. To my najczęściej byliśmy służbą, która najwcześniej zjawiała się na miejscu. Pamiętam swój pierwszy wypadek. Doszło do niego na trasie Ugoszcz - Udorpie, gdzie syn jechał z matką i jej siostrą z wesela. Był na „gazie”, uderzył w drzewo. Matka i ciocia zginęły. Ten widok odcisnął na mnie duże piętno. Jednak najgorsze są wypadki, w których giną dzieci. Trudno się z takimi widokami żyje. Dziś po takich zdarzeniach wspomaga policjantów psycholog, wtedy jednak takiego jeszcze nie mieliśmy. Musieliśmy sobie z tym radzić sami.

Ale mam też co dobrego wspominać. Wygrałem konkurs wojewódzki policjanta ruchu drogowego. Później pojechałem na finał ogólnopolski, w którym zająłem drugie miejsce. Dzięki temu przywiozłem do Bytowa samochód dla komendy. To był Polonez z silnikiem Rovera. Po roku znów zakwalifikowałem się na te ogólnopolskie zawody i ponownie wygrałem samochód.

Po kilku latach odchodzi pan z drogówki...

Po 6 latach przeszedłem do dochodzeniówki. Trochę wcześniej ukończyłem szkołę oficerską, a potem zrobiłem jeszcze prawo we Wrocławiu i szkołę menadżerską. W dochodzeniówce długo nie zostałem. Zwolnił się etat specjalisty do spraw nieletnich, objąłem go. To też wspominam jako piękny okres, kontaktowałem się zwłaszcza z młodzieżą, z nauczycielami, rodzicami.

Ale chyba nie zawsze było to coś miłego?

Rzeczywiście. Wtedy w Bytowie przestępczość nieletnich była dużo wyższa niż teraz. Głównie polegała na włamaniach, kradzieżach, rozbojach szkolnych. Mieliśmy całe grono młodych, którymi się zajmowaliśmy. Bywało, że nawet 20% całej wykrywalności naszej komendy dotyczyło spraw nieletnich. To duży udział.

Co się z tymi młodymi ludźmi potem działo?

Niektórzy wyszli na prostą i potem już nigdy nie mieli do czynienia z prawem. Inni już nie żyją, a niektórzy kontynuowali czy kontynuują swój przestępczy proceder. Pamiętam, kiedy z Kazimierzem Dankiewiczem budowaliśmy drużynę piłkarską składającą się z trudnej młodzieży. Chcę tu podkreślić, że młodych nie wolno skreślać po jakimś jednym potknięciu. Często wybryk jest efektem chwili, impulsu, a nie demoralizacji.

Po drodze zmieniali się komendanci...

Po Tadeuszu Jackowskim nastał Tomasz Borowski, a po nim Marian Pieszak.

Pan został zastępcą tego ostatniego.

Powołano mnie w 2005 r. A 5 lat później zostałem komendantem. Ale wróćmy do 1999 r., kiedy powstał nowy bytowski powiat, powołano mnie na naczelnika prewencji. W tym wydziale, łącznie z Miastkiem, pracowała 1/3 wszystkich policjantów z naszej komendy. Zajmowaliśmy się patrolowaniem, obchodami, dzielnicowymi, służbą dyżurną, pokojami zatrzymań, profilaktyką, nieletnimi, wykroczeniami, a przez jakiś czas również ruchem drogowym.

Wspomniał pan o Miastku. Pierwsze lata wspólnego funkcjonowania Bytowa i Miastka w jednym powiecie pełne były napięć, niezrozumienia między tymi miastami, środowiskami. Dało się to odczuć również na policji?

Tak i to dosyć wyraźnie. Jako komendant starałem się, by Miastko docenić, wyjść do niego z jasnym przekazem o tym, co się dzieje, by miastczanie nie musieli żyć plotkami, które powstają w wyniku niedoinformowania. Zwłaszcza że byli przekonani o niesprawiedliwości, która ich dotknęła, że Bytów ma wszystko, a Miastko nic. Tam był potrzebny komendant, który znał realia bytowskie. Umiał przekonać, że sprawy mają się inaczej. Tym komendantem został Andrzej Hasulak, który pochodzi z Miastka, ale pracował też w Bytowie. Chyba udało się pokazać, że jesteśmy jedną służbą i że potrafimy docenić dobrą pracę. Dziś te antagonizmy, mam nadzieję, to już przeszłość.

To, jak się domyślam, niejedyna trudna sprawa, z jaką się pan zetknął jako komendant powiatowy?

Zmagaliśmy się w Bytowie z zatorami przed Szkołą Podstawową nr 5 w okolicach godz. 8.00, w związku z podwożeniem dzieci na naukę. W końcu pojawiło się rozwiązanie, które częściowo było zaproponowane przez nas. Kolejna sprawa to skargi na auta jeżdżące po ścieżce rowerowej na nasypie między Bytowem a Pomyskiem. Długo nie mogliśmy nic zrobić ze względu na złe oznakowanie. My możemy interweniować, kiedy organizacja ruchu jest zatwierdzona i łamane są jej przepisy. W końcu wprowadzono takie, że poza pojedynczymi przypadkami większych problemów na ścieżce nie ma.

A bytowscy kloszardzi, pijący alkohol m.in. przy ul. Wojska Polskiego? Bytowiacy się na nich skarżą.

Dopóki ci ludzie nie popełniają wykroczenia, czyli nie zaśmiecają, nie piją alkoholu, to samo siedzenie nie jest zakazane, bez względu na to, że wyglądają jak wyglądają. Tu raczej należałoby się pochylić nad tym, by ich czymś zainteresować w innym miejscu, zorganizować jakieś miejsce dziennego pobytu. Ale to nie jest łatwe.

Do takich spraw, które na pewno będą wspominał, należy wichura, która przeszła przez Ziemię Bytowską w 2017 r. Mieliśmy bardzo dużo pracy, a ludzie potrzebowali pomocy. Innym były protesty w Czarnej Dąbrówce związane z uciążliwą hodowlą świń. Znajdowaliśmy się pośrodku konfliktu. Z jednej strony były duże oczekiwania ze strony okolicznych mieszkańców. Ale policja nie ma kompetencji, by nielegalny tucz trzody chlewnej zamknąć, wywieźć zwierzęta. My sprawę możemy prowadzić jedynie, kiedy jakiś przepis wykroczeniowy zostanie złamany. Od tego są odpowiednie organy. Przez niemal 2 miesiące praktycznie nie wychodziliśmy z komendy, starając się rozwiązać problem. Osobiście kierowałem naszymi poczynaniami. W tej sprawie proponowałem, by pozwolić wykarmić tę partię zwierząt, która już się znajdowała w Czarnej Dąbrówce, wywieźć ją i nie pozwolić na obsadzenie nowej partii. Nie zgadzano się ze mną, ale tak to się ostatecznie skończyło. Było jednak dużo emocji, ścierały się różne stanowiska. Smród się skończył. Niestety, miejscowość ma nowy problem.

Mówi pan o beczkach z chemikaliami?

Tak. Kiedy tam trafiły, nikt nie chciał się podjąć ekspertyzy dotyczącej ich zawartości. W końcu znaleźliśmy biegłego z Katowic, który za rozsądne pieniądze wykonał badania. Do tego czasu przez pół roku nasi policjanci pilnowali, by do niczego tam nowego nie doszło.

Te beczki przyjechały z Zachodu. Na jakim etapie znajduje się ta sprawa?

Ma finał karny. Doprowadziliśmy, dzięki pomocy mieszkańców, do ustalenia sprawców. Postawiliśmy im zarzut. Ale to ciągle tykająca bomba. W kość dała nam także pandemia. Musieliśmy pilnować przestrzegania obostrzeń, co nie zawsze spotykało się ze zrozumieniem.

W kraju wiele mówi się o wakatach w policji. Jak z tym jest u nas?

Praca w policji nie należy do łatwych. Jesteśmy cały czas na widoku, inaczej niż straż graniczna, straż pożarna, wojsko. Ciągle stykamy się ze społeczeństwem, a po służbie też przecież jesteśmy policjantami. Musimy być cały czas dyspozycyjni, w dzień i w nocy. Policja nie jest dla ludzi słabych, trzeba sobie umieć radzić z innymi i z emocjami. Trzeba też umieć być kulturalnym, rozumiejącym, empatycznym. Nasza komenda ma jedynie 3 wakaty, z tym że razem ze mną odchodzi 9 policjantów. To nie będzie aż tak wielu. Bywały większe braki.

A ilu ludzi miał pan pod sobą?

W garnizonie bytowskim mamy 154 etaty policyjne oraz 40 cywili. Mam nadzieję, że moi następcy będą rozwijać naszą komendę, robić większe rzeczy niż ja. Starałem się tak dobierać zespół, by umiał sobie poradzić. To ludzie zdolni. Są dobrze przygotowani. Osiągamy wysoki wskaźnik wykrywalności prowadzonych przez nas spraw. Dobrze współpracujemy z bytowską prokuraturą. Mam nadzieję, że to wszystko się nie zmieni.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do