
Barbara Ignasiak razem z mężem Grzegorzem do Trzebiatkowej przeprowadzili się 7 lat temu. Dziś w okolicy kojarzeni są ze szkółką roślin ozdobnych „Hacienda”, zwłaszcza z szyldu przedstawiającego kaktusa stojącego przy wjeździe do ich posesji przy ruchliwej trasie krajowej 20 w kierunku Kramarzyn. Od lat służą swoją wiedzą na temat roślin mieszkańcom Ziemi Bytowskiej, choć nie tylko. Małżeństwo m.in. projektuje też ogrody. - To Grzegorz był moim nauczycielem i do teraz jest moim guru. Przekazał mi iskrę, otworzył oczy na piękno roślin. Wcześniej nie potrafiłam delektować się przyrodą. Teraz, nawet zaganiani w szkółce, potrafimy wygospodarować chwilę, aby pójść na spacer. W trakcie pokazujemy sobie nawzajem np. kwiaty, które nas zachwycają - opowiada B. Ignasiak. Z właścicielką „Haciendy” spotkaliśmy się 2.09., by porozmawiać o hortiterapii.
„Kurier Bytowski”: Jak tegoroczny sezon w „Haciendzie”?
Barbara Ignasiak: Jak zwykle intensywny, choć pogoda daje się nie tyle nam, co roślinom, we znaki. Maj bardzo chłodny. Lipiec też mało ciekawy, ale sierpień już okej. Był moment, że wszystko stało, albo nic przez długi czas nie wschodziło. Gdy porównaliśmy zdjęcia z poprzednich lat, zastanawialiśmy się, co się dzieje. Ale co się dziwić, gdy wiosną noce były wyjątkowo chłodne. A to bardzo opóźniło cały proces wegetacyjny. Przez takie chłody np. pomidory bardzo późno zaczęły dojrzewać. Mamy jakieś 3 tygodnie opóźnienia. Normalnie powinny czerwienić się w połowie lipca, a w tym roku ten etap przypadł dopiero na sierpień. Mamy nadzieję, że wrzesień dopisze ciepłem i słońcem. Owoce będą miały wtedy okazję nadrobić i dojrzeć. Choć przez chłody będą mogły mieć nieco twardszą skórkę. Obserwujemy, że w ostatnich latach te wiosny nie chcą nam się rozkręcić.
Czy klientów przybywających do was nadal jest więcej, jak w czasie lockdownu, kiedy to brakowało m.in. rozsad pomidorów?
Ten stan się utrzymuje. Ci, którzy zaczęli swoją przygodę z uprawianiem ogrodu, wciąż to robią. Część „sfiksowała” na tym punkcie, bo okazało się, że daje to mnóstwo satysfakcji. Zwróciliśmy się w kierunku przyrody. To jedna z bardziej pozytywnych rzeczy, która wynikła z pandemii.
Pracy w szkółce w ciągu sezonu sporo, a pani jeszcze znajduje czas na dzielenie się wiedzą. Podczas Pikniku Senioralnego w Tuchomiu słyszeliśmy, jak opowiadała pani uczestnikom o hortiterapii…
Rzeczywiście. Od kilku lat poszerzam swoją wiedzę dotyczącą użytkowej funkcji roślin. Ta najbardziej popularna to umilanie, upiększanie przestrzeni, w której żyjemy, czyli dbanie o zieleń miejską czy przydomowe ogrody. Dla mnie ważna jest ich rola lecznicza. Dlatego podjęłam studia podyplomowe w Krośnie, na których jeszcze lepiej poznawałam ziołolecznictwo. To tam dowiedziałam się o hortiterapii, czyli uzdrawianiu roślinami. Najogólniej mówiąc - ogrodolecznictwie. Ten temat zaciekawił mnie na tyle, że postanowiłam go zgłębić na rocznych studiach na Uniwersytecie Poznańskim, które zakończyłam w czerwcu tego roku. Niełatwo się mówi o hortiterapii, bo tego należy doświadczyć, pokazać. Przede wszystkim chodzi o oddziaływanie roślin na nasze zmysły. Co ciekawe, w Polsce niewiele się o tym mówi czy pisze, gdy w Europie Zachodniej temat poruszany jest od dawna. U nas wielu to stosuje, choć nie wie, że to, co robi, to hortiterapia. Nieraz gościliśmy u siebie grupy przedszkole. To, co dla nich przygotowaliśmy, co pokazywaliśmy, wspólnie doświadczaliśmy, było właśnie hortiterapią. Do podjęcia studiów dodatkowo skłoniło mnie uczestnictwo w „Szkole Liderów” w Inkubatorze Przedsiębiorczości w Bytowie. Poznałam tam sporo osób z różnych stowarzyszeń z Ziemi Bytowskiej. Już wtedy padły pytania o możliwość przyjazdu, zorganizowania u nas zajęć np. dla seniorów. Wiem, że dzięki zdobytej wiedzy ich organizacja będzie bardziej przemyślana.
Chodzi zatem o terapię z wykorzystaniem roślin?
Waśnie! Można powiedzieć, że osoby, które uprawiają ogrody, lubią otaczać się roślinami lub mają w domu jednego kwiatka, o którego dbają, już ją praktykują. Każda forma pracy z roślinami to hortiterapia. Najlepsze jest to, że możemy ją prowadzić dla wszystkich. Nie ma znaczenia wiek czy stan zdrowia. Wiem, w jaki sposób przedstawić przyrodę zarówno starszym, jak i przedszkolakom, czy osobom z jakimiś deficytami, aby potrafiły znaleźć w niej coś dla siebie. Przede wszystkim chciałabym, aby dzieci poznawały naszą florę poprzez bezpośredni kontakt z roślinami. Niby fajnie, że mówi się o przyrodzie w szkolnych ławkach, ale jest ona owinięta w papierek, jak cukierek.
Na co oddziałuje hortiterapia?
Gdy studiowałam pedagogikę wczesnoszkolną, cały czas nam powtarzano, abyśmy działali na wszystkie zmysły. To taka edukacja zintegrowana i dlatego przynosi najlepsze efekty. Jednego pobudzi zapach czy wzrok, a innego dotyk czy słuch. Każdy z nas reaguje inaczej. Chodzi o to, by dać to, co ktoś chce wziąć. Świat przyrody jest na tyle fantastyczny, że nikogo nie ocenia, nie narzuca. On po prostu istnieje i akceptuje każdego. To nie reklama, że trzeba wybierać między jednym a drugim. Przyroda oferuje nam wszystko. W hortiterapii nigdy nie narzuca się jakiejś określonej działalności. Jedynie powinno się zachęcać, by spróbować, by się przełamać. Nic nie pcha człowieka do rozwoju bardziej niż ciekawość. A moim zadaniem, jako hortiterapeuty, jest ją pobudzić. Zakotwiczenie człowieka w świecie przyrody to coś naturalnego, nawet gdy ktoś jest tego nieświadomy.
Czy w Haciendzie już przeprowadzała pani zajęcia z hortiterapii?
W tym roku odwiedzili mnie licealiści z Bytowa z profilu biol.-chem. Zajęcia zaplanowałam na trzy godziny. Ale w dniu ich przyjazdu padało i trzeba było trochę je przeorganizować. Licealiści nie zdawali sobie sprawy, ile mogą kwiatów zjeść. Z początku, mimo ciekawości, mieli opory przed spróbowaniem. Bardzo zaskoczyło ich to doświadczenie, bo okazało się, że są nie tylko dekoracją. Ładny, kolorowy kwiatek niósł ze sobą nutkę goryczy, inne słodyczy czy pikantności.
Zatem pokazuje pani, jak można doświadczać przyrody, jak ją obserwować?
Jeśli wiem, ze dana roślina ma jakąś cechę, która jest dla postronnych niezauważalna, to wtedy o niej mówimy. Np. wypuszczam grupę w teren bądź przynoszę zespół roślin i prosimy, aby wskazano te, które cechuje jakaś geometria. Naszym klientom nierzadko zwracam uwagę, choć w ogóle nie pytają, np. na ułożenie liści, jak kwadratowa jest ta łodyga, że w kwiatku znajduje się kilka innych. Mam taką wewnętrzną potrzebę dzielenia się takimi ciekawostkami. I na tym też polega hortiterapia. Pokazujemy, że rośliny mogą być miłe w dotyku, jeśli głaszczemy je w określoną stronę, gdy tymczasem w przeciwnym kierunku będą kujące, jak np. różnego rodzaju iglaste gałązki. Są rośliny kruche, miękkie, pachnące, eteryczne. Gdy się niektóre przełamie, pojawia się śluz, który w niektórych przypadkach nawet się pieni. Patrzymy, jak rośliny reagują np. na wodę. Przykładowo łubin hamuje spadanie kropek poprzez posiadane włoski. Wystarczy to pokazać przez szkło powiększające. Takie doświadczenia zapamiętamy. To szczególnie cenne dla uczniów. Materiału roślinnego trzeba po prostu doświadczyć, czy to przez dotyk, czy węch. Pokazujemy cechy, odkrywamy zasoby, które przyroda w sobie ma. Wyrywamy człowieka z monotonni bezzmysłowego świata. Hortiterapia polega też na zatrzymaniu się. Ona nigdy nie odbywa się szybko. Chodzi o powolne delektowanie się, o pewną delikatność. Zamknąć oczy i odpłynąć. Świat przyrody nie jest jak ten w telewizji, że zabiera nam czas. On go nam rozciąga. Ogród przychodzi do nas. Jeśli coś poznamy, to czujemy do tego większy szacunek. Może też i więź. Jeśli wiemy, że rośliny chcą nam coś dać, to nie będziemy ich niszczyć, ale pielęgnować. To w hortiterapii jest wspaniałe, bo dajemy komuś możliwość poznania, a tym samym polubienia świata przyrody.
Co konkretnie może nam dać terapia roślinami?
Zajęcia z roślinami poprawiają koncentrację, pobudzają zmysły, wyobraźnię. Potrafią wyciszyć. Warto zwrócić uwagę, że przy szpitalach bardzo często znajdują się ogrody, kompleksy zieleni itp. Od lat nie tylko mówi się, ale potwierdzają to też badania naukowe, że kontakt z przyrodą sprzyja rekonwalescencji. Zieleń nas też uspokaja. W Europie Zachodniej, gdy buduje się szpital, od razu przygotowuje się projekt ogrodu. Nie ma możliwości, jak w wielu miejscach w Polsce, by przy lecznicy znajdował się wyłącznie parking. Zieleń musi być przy ośrodkach leczenia zdrowia psychicznego. Obcowanie z przyrodą pomaga w uzyskaniu równowagi. Choć w przypadku tego typu placówek trzeba być ostrożnym, jakie rośliny znajdują się w ogrodzie. Przykładowo wierzba płacząca nie jest pożądanym drzewem w tego typu miejscach. Nie kojarzy się szczególnie dobrze osobom chorującym na depresję.
A co z alergikami?
To jest najlepsze, że również mogą korzystać z tego, co oferuje hortiterapia, tak samo jak te osoby, które czują odrzut przed samym kontaktem z ziemią, podłożem. Dla nich można przeprowadzać terapię z wykorzystaniem techniki, plastyki. To bardziej „lajtowa” wersja, ale też działa. Ta forma terapii daje naprawdę spory wachlarz możliwości.
Każdy z nas może zatem uprawiać hortiterapię na własną rękę?
W praktyce każdy i wszędzie. Ale warto zrobić to też na wyższym poziomie. W tym roku planujemy rozpocząć tworzenie za szkółką ogrodu terapeutyczno-sensorycznego. Mogę co prawda wybrać się do przedszkola, szkoły czy seniorów, ale zaproszenie ich do nas przyniesie większą korzyść. Mamy lepsze otoczenie. Samo przyjechanie do innego miejsca już nas nastraja w inny sposób. Cudownie jest też coś zrobić z roślin, np. broszki. A jeszcze lepiej, jak możemy wybrać go sobie sami na rabatach. A my taką możliwość damy u nas, na miejscu. Jako że oboje z mężem jesteśmy „ekoludkami”, do florystyki podchodzimy nieco inaczej, ekologiczniej. Nie używamy drutu, kleju na gorąco, wstążek, styropianowych podkładów itp. Mam zasadę, aby jak coś robić, to tak, aby w całości się rozłożyło. Bukiety, stroiki, broszki itp. będziemy robić u nas.
Kiedy zatem możemy spodziewać się oferty z hortiterapią w „Haciendzie”?
Planujemy ruszyć z zajęciami w przyszłym roku, gdy ogród będzie gotowy. Warto zaznaczyć, że ogród sensoryczny i terapeutyczny są bardzo do siebie podobne. Mam nadzieję, że prace rozpoczną się niebawem. Chodzi też o stworzenie zaplecza, takie jak altana, gdzie można usiąść i popracować, bo to nie tylko samo przebywanie w ogrodzie, ale też przyda się w razie niepogody.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!