Reklama

To nie są łatwe czasy dla restauratorów. Niektórzy zamknęli lokale, ale otworzyły się też nowe. Zajrzeliśmy do kilku z nich

04/12/2022 17:20

To nie są łatwe czasy dla restauratorów. Rosnąca inflacja, wysokie opłaty, zaciskanie pasa przez Polaków. Niektórzy prowadzący lokale na Ziemi Bytowskiej zdecydowali się je zamknąć, ale w ciągu ostatnich miesięcy kilka się otworzyło. Zajrzeliśmy do paru z nich.

W „RYNKU” NA RYNKU

W samym centrum miasta przy ul. Wojska Polskiego naprzeciwko kościoła ponad tydzień temu uruchomiono kawiarnio-cukiernię „Rynek 35”. Prawą stronę od wejścia zajmują witryny z wyrobami cukierniczo-piekarniczymi, po lewej stronie ustawiono krzesła, fotele i kanapy, na których można zjeść nie tylko słodkości, ale też śniadania i przekąski. Lokal urządzono w nowoczesnym stylu, z odwołaniami do miejsca, w którym stoi. Ściany ozdabiają fotografie przedstawiające przedwojenny rynek ze zbiorów Andreasa Prondzinskiego. - Według mnie brakowało w Bytowie tego typu miejsc. Mamy dużo dobrych restauracji, lokali typu fast food, ale za mało takich, gdzie można spokojnie usiąść przy dobrej kawie i czymś słodkim. Ponadto prowadzimy już jeden sklep z wyrobami kościerskiej piekarni, które cieszą się dobrą opinią i wzięciem. Kiedy pojawiła się więc możliwość wynajęcia lokalu w dobrej lokalizacji, połączyliśmy te wszystkie punkty i postanowiliśmy stworzyć takie miejsce - tłumaczy właściciel „Rynku 35”, Karol Jarzembiński.

W ciągu kilku miesięcy od umowy z właścicielami lokalu wyremontowano i urządzono obiekt. - Chcieliśmy maksymalnie go wykorzystać i połączyć możliwość kupienia wyrobów piekarni z ich degustacją na miejscu - mówi K. Jarzembiński. Otwarcie miało miejsce 8.10. - Zaskoczyło nas duże zainteresowanie i liczba klientów, którzy do nas zajrzeli. Nie spodziewaliśmy się aż tak dużego ruchu. Staraliśmy się sprostać tej liczbie, dopiąć wszystko na ostatni guzik. Może nie wszystko nam się udało w pierwszych dniach, ale pracujemy nad tym, aby dojść do perfekcji. Cieszą nas pozytywne opinie, nie tylko dotyczące wystroju i jedzenia, ale także lokalizacji - mówi K. Jarzembiński. W lokalu oprócz deseru można zjeść inne dania, m.in. zapiekanki, bajgle, naleśniki, pierogi. - Nastawiliśmy się na proste, szybkie przekąski, które można skonsumować przy wieczornym drinku, bo w ofercie mamy również alkohol, w tym oczywiście bytowskie piwo - mówi bytowiak.

Szalejąca inflacja i rosnące ceny nie ułatwiają prowadzenia biznesu. - Mamy nadzieję, że przetrwamy te ciężkie czasy. Pojawia się oczywiście dużo wątpliwości, przerażają nas ceny prądu, dodatkowych opłat. Wierzymy jednak, że będzie dobrze - dodaje K. Jarzembiński.

WE WŁOSKIM STYLU

W pierwszym tygodniu września przy ul. Krótkiej w Bytowie, gdzie kilka lat temu mieścił się sklep masarniczy, otworzyła się z kolei pizzeria - bar - restauracja „Il Muro Rosso”, co w tłumaczeniu oznacza czerwona ściana. Niewielki lokal urządzony jest w stylu, a jakże, włoskim. Otworzył go pochodzący z Krakowa Krzysztof Kurleto, który 28 lat spędził w Italii, a z Bytowem związany jest od 3 lat. Lokal razem z nim prowadzi jego żona Galina Zinovskaia. K. Kurleto doświadczenie w gastronomii ma spore. - To moja szósta restauracja, wcześniej prowadziłem takie m.in. w Poznaniu, Wrocławiu i we Włoszech - wymienia K. Kurleto.

W menu „Il Muro Rosso” królują oczywiście pizza i potrawy włoskie, m.in. makarony, bruschetta, sałatki, a także dania słodkie. - Tradycyjne, najprostsze bez komplikacji i eksperymentów. Jeśli ma być lasagne, to taka jaka jest we Włoszech, tak samo jak pizza, tradycyjna z dużą ilością dodatków. Najważniejsze w niej jest ciasto. Tworzymy je według mojej receptury. To znaczy powstaje ze standardowego włoskiego przepisu, ale jak każdy pizzaiolo dzięki pewnym niuansom stworzyłem własny smak - tłumaczy K. Kurleto. Do pizzy, tak jak w Italii, nie dodaje sosów, jedynie różnego rodzaju oliwy.

Szefem kuchni jest jego żona, Rosjanka, w restauracji pracują jeszcze osoby z Polski i Ukrainy. - Tworzymy jedną rosyjsko-ukraińsko-polską drużynę. Mamy wspólny język, nie ma między nami konfliktów - podkreśla K. Kurleto. Dużo rozmawia również z gośćmi. - Uważam, że kontakt właściciela z klientami jest bardzo ważny. Rozmawiam, pytam, czy smakowało. Chciałbym, żeby kojarzyli ten lokal również ze mną. Tak właśnie jest we Włoszech. Bywa tam, że ktoś ma knajpę pod nosem, ale przejedzie całe miasto, bo akurat tam jest Francesco czy Sergio, z którym można pogadać. Jeśli nie ma właściciela, to czegoś brakuje - przynajmniej w moim odczuciu. Najważniejsze w prowadzeniu knajpy są moim zdaniem trzy rzeczy. Na pierwszym miejscu to, co na talerzu. Drugie to wystrój, a trzecie - obsługa. Na ten kontakt z klientem zwracam również uwagę personelowi. Gość ma się czuć zauważony, ważny. A nie że kelner rzuci kartę, a potem klient musi go szukać. Cieszy mnie, kiedy przychodzą do nas całe rodziny. Ostatnio chopiec, który nie miał nawet roczku, jadł naszą pizzę. Mówiłem: „Pamiętaj, gdzie jadłeś swoją pierwszą w życiu” - mówi z uśmiechem.

„Il Muro Rosso” zajmuje niewielką przestrzeń, ale prowadzący restaurację ma w planach ją powiększyć. - Chcemy otworzyć również drugą salę, a także ogród zimowy. Czasem niestety brakuje miejsc i muszę przeprosić gości w drzwiach. Nie zdążyliśmy jednak jeszcze przygotować drugiego pomieszczenia - mówi K. Kurleto. Lokal otwarty jest od środy do niedzieli. - Na razie w poniedziałki i wtorki jesteśmy nieczynni ze względu na sprawy organizacyjne, szkolenie personelu, a także odpoczynek - tłumaczy właściciel. Nie zraża się trudnymi dla gastronomii czasami. - Nawet, jeśli przerazi mnie pierwszy rachunek za prąd, nic to nie zmieni. Nie mam zamiaru zamykać. Będę wówczas szukał alternatywy, jak np. panele fotowoltaiczne - mówi. Nie przeszkadza mu również znajdująca się naprzeciwko inna pizzeria. - Konkurencja mnie dopinguje. Jestem przyzwyczajony do niejednej restauracji na mojej ulicy, nie jest to dla mnie problem - zaznacza. Nie zdecydował się również na reklamę. - Zawsze tak startuję, to mój styl. Najlepszą reklamą jest talerz. Może to dłuższy etap pozyskiwania klientów, ale solidny. Do tej pory nigdy mnie nie zawiódł - mówi.

RODZINNE BISTRO

Kilka miesięcy wcześniej, dokładnie 18.05., zaprosiło do siebie bistro „Przystań-Tu” zlokalizowane w odnowionym budynku bytowskiego dworca. Prowadzi je małżeństwo Mirela i Adam Lorek. - Pomysł na otworzenie restauracji narodził się z pasji. Odkąd weszłam w dorosłe życie, zaczęła się moja przygoda z gastronomią. Pracowałam w tej branży i bardzo się w niej odnajduję. Kuchnia to coś, co mnie satysfakcjonuje i uszczęśliwia - przyznaje M. Lorek. - Uznaliśmy, że jeśli daje się z siebie sto procent, kocha się to, co się robi, i ma się ciekawe pomysły, to warto to robić na własny rachunek, budując swoją markę - dodaje A. Lorek. Sam z gastronomią nie miał wiele wspólnego. - Szybko się nauczył, nigdy nie bał się wyzwań - mówi M. Lorek.

Szukając lokalu w Bytowie, ujął ich ten na dworcu. Można tu zajść np. przy okazji spaceru na zabytkowy kolejowy most nad Borują. - Spodobało nam się tu. To spokojne i klimatyczne miejsce. Wiadomo, to też minus, bo dla gastronomii dobrze, jeśli lokal znajduje się w centrum, gdzie przechodzi dużo osób, do nas trzeba się wybrać - mówi A. Lorek. Na tych, którzy odwiedzają „Przystań-Tu”, czeka nowocześnie urządzone wnętrze w kolorach dębowo-czarnych. Zjeść tu mogą m.in. dania obiadowe, pierogi domowe, zapiekanki, tortille, sałatki. - Co jakiś czas wprowadzamy nowe potrawy według tego, o co pytają nas goście. Aby się utrzymać, trzeba podążać za tym, czego oczekują, co lubią, a nam zależy, aby każdy znalazł w naszej restauracji coś dla siebie - mówi małżeństwo.

Lokal prowadzą sami, jedynie w sezonie letnim mieli osobę do pomocy. - Uzupełniamy się, w każdej chwili możemy zamienić się miejscami. Dobrze nam się razem pracuje. Kiedy jedno się zniechęca, drugie je podnosi. Mnóstwo siły i energii daje nam też niespełna 5-letnia córka. Lubi tu przebywać i chce nam pomagać. Mówi, że my mamy gotować, a ona będzie kasować, chciała nam też pożyczyć swoją zabawkową kasę - opowiada z uśmiechem M. Lorek. - Prowadzenie restauracji to dużo niespodzianek, różnych emocji, chwile trudniejsze, ale i duża satysfakcja, kiedy słyszy się pochwały. To dodaje skrzydeł - mówi małżeństwo. Rozważa zatrudnienie pracownika. - Dzięki temu mielibyśmy więcej czasu choćby na nowe pomysły i przemyślenie ich. A teraz zostaje na to jedynie wieczór i noc - przyznaje M. Lorek.

Kiedy w lutym tego roku zgłosili się do przetargu na najem lokalu gastronomicznego, nie przewidzieli niełatwych czasów. - To trudna przeprawa, więcej restauracji się zamyka niż otwiera. My jednak nie zamierzamy się poddać, bo wiemy, że jeżeli wkłada się w coś całe swoje serce, przynosi to owoce. Jesteśmy małym, ale silnym zespołem, z głową pełną pomysłów - mówią.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do