
- Tylko raz w ciągu 28 lat odesłano mnie z kwitkiem, bo miałem zbyt niską hemoglobinę. Poszedłem tydzień później. Wyniki były w normie i mogłem oddać krew - mówi Krzysztof Siwiera z Karpna w gm. Lipnica.
47-letni mężczyzna odebrał ostatnio jedno z najważniejszych wyróżnień dla krwiodawcy, czyli odznakę Honorowego Dawcy Krwi - Zasłużony dla Zdrowia Narodu. - Przyznano ją dwa lata temu, ale przez pandemię opóźniła się cała procedura, również jej przekazanie - mówi K. Siwiera, z którym spotkaliśmy się 17.03. Wracał właśnie z Kościerzyny, gdzie w tamtejszym terenowym punkcie Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa oddał krew. To była 131 donacja mieszkańca Karpna. Razem pobrano od niego 58,95 l. - Pamiętam swój pierwszy raz. Odbywałem zasadniczą służbę wojskową w nieistniejącej już dziś jednostce w Zegrzu Pomorskim koło Koszalina. Dla chętnych zorganizowano zbiórkę. Postanowiłem, że pójdę, bo mój tata również oddawał regularnie. Był 4.12.1994 r. Miałem 19 lat. Mimo obaw cały zabieg odbył się bezproblemowo. Nie zemdlałem, a tego chyba najbardziej się obawiałem, tak jak większość, która robi to pierwszy raz. Zupełnie bezpodstawnie. W moim przypadku wszystko przebiegło i nadal przebiega bezproblemowo. Co prawda bywałem świadkiem, gdy krwiodawcy tracili przytomność. Ale z tego co wiem, nie zdarza się to aż tak często, jak się opowiada. Wszystko zależy od naszego samopoczucia. Nie ma znaczenia, czy oddajemy pierwszy czy setny raz - mówi K. Siwiera.
Dopóki punkt krwiodawstwa znajdował się w Bytowie, to tu przyjeżdżał regularnie. - Od kiedy go zlikwidowano, musiałem się przenieść. Nie pasują mi terminy organizowanych na naszych terenach akcji w Parchowie, Czarnej Dąbrówce czy właśnie Bytowa. Dlatego zazwyczaj jeżdżę właśnie do Kościerzyny czy Chojnic. Ostatnio częściej wybieram to pierwsze miasto, bo łatwiej się dostać, a kolejki są krótsze. Ale to tylko wtedy, kiedy przebywam w Karpnie. Pracuję z dala od domu. Obecnie to Poznań. Dlatego też staram się szukać punktów stacjonarnych regionalnych centrów krwiodawstwa. Najdalej zdarzyło mi się oddawać krew w Oleśnicy koło Wrocławia. W końcu nieważne miejsce, a cel. Warto nadmienić, że po donacji nie ma przeszkód, by prowadzić samochód. Oczywiście trzeba chwilę odczekać po zabiegu - opowiada K. Siwiera.
Jak przekonuje, wszędzie spotyka się z sympatyczną obsługą. - Pracownicy nie tylko są mili i uprzejmi, ale widząc stres osób, które przychodzą po raz pierwszy, uspokajają, rozmawiają, rozwiewają wątpliwości - zapewnia krwiodawca.
Mężczyzna oddaje krew zazwyczaj 6 razy w roku. - Z rzadka bywa, że mniej. Wszystko zależy od organizmu, infekcji itp. Tylko raz miałem przypadek, że nie dopuszczono mnie do oddania przez niski poziom hemoglobiny. Poszedłem tydzień później i te wartości były już wyższe, więc mogłem zasiąść na fotelu. Tak bywa, o ile jest się zdrowym. Organizm potrafi bardzo szybko się zregenerować. Dziś w Kościerzynie też byłem świadkiem, gdy chętny do oddania krwi chłopak miał zbyt niską hemoglobinę. Kazali mu przyjść za tydzień - mówi K. Siwiera. Mężczyzna na spotkanie z nami przywiózł odznakę z legitymacją, w której zanotowano również dzisiejszą datę oddania krwi. - To już moja trzecia bądź czwarta. Poprzednie książeczki zostały w całości zapełnione. Mam nadzieję, że zdrowie pozwoli, by i tę zapełnić - dodaje mieszkaniec Karpna.
Krwiodawcy udało się namówić do regularnego oddawania krwi kilku znajomych. - Mieli obawy dotyczące głównie omdleń. Ale przekonałem, by spróbowali. W końcu chodzi o ratowanie życia, a to jeden z najbardziej szczytnych celów, który nie kosztuje nas zbyt wiele. Okazało się, że więcej było stresu niż to warte. Część z nich stara się oddawać krew regularnie. Mój syn jest jeszcze za młody, by móc to robić. Jednak nie będę go do tego nakłaniał za wszelką cenę. To ma być jego świadomy wybór. Na razie dzieci czerpią z mojego zaangażowania w krwiodawstwo, otrzymując słodkości, które dostaję po donacji - opowiada K. Siwiera, dodając: - Zauważyłem, że w ostatnich latach centra krwiodawstwa odwiedza coraz więcej pań. W latach 90., kiedy zaczynałem, było ich naprawdę niewiele. Jak trafiała się jedna w kolejce, to już był rzadki widok. Teraz jest ich nadal nieco mniej niż panów, ale to pewnie wynika z faktu, że my możemy oddawać co 2 miesiące, a panie co 3.
Dla 47-latka przyznane odznaczenie jest powodem do dumy. - To miłe i wyjątkowe wyróżnienie, ale przede wszystkim dlatego, że oddając prawie 60 l krwi, ma się nadzieję, że uratowało się komuś życie. Zachęcam każdego, kto może, aby choć raz spróbował. Naprawdę nie ma się czego bać - mówi K. Siwiera.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!