Reklama

Jak wygląda nadzór nad masztami telefonii komórkowej?

16/02/2023 17:20

O tym, jak ważne są dziś dla nas komórki, nie trzeba nikogo przekonywać. Mało kto jednak wie, jak wygląda nadzór nad urządzeniami pozwalającymi na ich wykorzystywanie. Niedawno w pobliżu masztu przekaźnikowego koło Parchowa zobaczyłam samochód i dwóch mężczyzn, którzy najwyraźniej szykowali się do wejścia na maszt. Podczas gdy jeden z nich sprawdzał, czy nie ma uszkodzeń, drugi, Miron Borowski, zgodził się opowiedzieć czytelnikom „Kuriera Bytowskiego” o swojej pracy.

Kurier Bytowski”: Jak można krótko nazwać to, co robicie?

Miron Borowski: Jesteśmy pracownikami firmy, która zajmuje się utrzymaniem stacji bazowych dla dwóch operatorów: T-Mobile i Orange. To oznacza, że z jednego masztu nadawczego nadawany jest sygnał i dla sieci Orange, i dla T-Mobile. Sieci Polkomtel i Play mają swoje własne wieże. Te Play można łatwo odróżnić, gdyż są wąziutkie i trójkątne. Nierzadko operatorzy „goszczą” siebie nawzajem i na jednej wieży znajdują się instalacje nawet trzech.

Co składa się na stację bazową?

To komplet urządzeń, czyli szafy outdoorowe lub kontenery techniczne, niekiedy stacjonarne agregaty prądotwórcze oraz ogrodzenie obiektu, no i maszt, na którym znajdują się urządzenia przesyłowe i moduły radiowe.

Czym się różnią urządzenia przesyłowe od modułów radiowych?

Po pierwsze kształtem. Po drugie mają inne zadania. Urządzenia przesyłowe są podłużne o przekroju trójkąta. Ich zadaniem jest rozsyłanie sygnału. Jedno rozsyła sygnał na 120 stopni. Dlatego najczęściej widzimy na maszcie trzy takie urządzenia, umocowane wkoło niego. Wtedy mamy pokrycie sygnałem na 360 stopni. W niektórych miejscach, np. w wąwozach czy na mierzei, wystarczy sygnał skierowany w dwie strony. Wtedy na maszcie widzimy tylko dwa takie urządzenia. Moduły radiowe są okrągłe. Służą do komunikacji między stacjami bazowymi i skierowane są bezpośrednio na siebie nawzajem. Powiedziałbym, że są nawet ważniejsze od przekaźników nadawczych. Można to obrazowo określić, że one „porozumiewają się między sobą”, synchronizują sygnały i przesyłają sobie informacje o jakości sygnałów. Gdyby np. z jakichś przyczyn na którymś z masztów przestały działać przekaźniki sygnału, to obsługiwany przez nie obszar automatycznie przejmie najbliższy maszt. Rzecz jasna, tym wszystkim sterują programy komputerowe. Odpowiednio wyszkoleni pracownicy cały czas monitorują wszystkie stacje bazowe. Gdy coś jest nie tak, natychmiast uruchamia się alarm. Po jego weryfikacji niezwłocznie wysyłana jest ekipa celem naprawienia usterki.

Wasza praca polega na utrzymaniu stacji bazowych. Co to konkretnie oznacza?

Spróbuję to wyjaśnić prostymi słowami. Jak już wspomniałem, każda stacja, czyli mówiąc prościej, każdy taki maszt, jest nieustannie monitorowany. I wszelkie nieprawidłowości są natychmiast zgłaszane i usuwane. Niezależnie od tego każda stacja musi być raz do roku sprawdzona przez konserwatorów. I teraz właśnie robimy taki przegląd tej stacji. Oprócz niej sprawdzimy w najbliższym czasie jeszcze maszty w Kołczygłowach, Borzytuchomiu i Lipnicy.

Jak to technicznie wygląda?

Każda wieża jest ogrodzona i dodatkowo ma systemy alarmowe z czujkami i kamerami, aby nikt niepowołany do niej nie wszedł. Kontenery lub szafy, w których zamknięte są urządzenia sterujące, też są podpięte do systemów bezpieczeństwa. My jako konserwatorzy mamy specjalne kody, tzw. wejściówki, które są aktywowane tylko na określony czas. Gdy dojedziemy na miejsce, wysyłamy SMS-em informację do bazy. Wtedy wejściówka zostaje uruchomiona. Specjalnym kluczem otwieramy szafkę. Na monitoringu widać, że szafka jest otwarta, ale widać też, że jest to wejście legalne, więc alarm się nie włącza.

Co sprawdzacie?

To, czy nie ma uszkodzeń, np. przeciekającego dachu kontenera, czy szafka elektryczna nie jest uszkodzona mechanicznie. Sprawdzamy instalacje elektryczne, poprawność zasilania. Czasami brak jednej fazy. Może się zdarzyć przepalony bezpiecznik. Jeżeli jesteśmy w stanie, wykonujemy naprawę na miejscu, jeśli nie - piszemy raport. Wszystko dokumentujemy zdjęciami, które jeszcze tego samego dnia wysyłamy do firmy.

Wchodzicie też na maszt?

Oczywiście. I to najbardziej w tej pracy lubię.

Jak wysokie są?

Różnie. Najwyższe mają do 90 m, te w okolicach Bytowa ok. 50-60 m, a bywają i całkiem niskie. Osobiście bardzo lubię te wysokie. Widoki, jakie mam okazję oglądać, są niepowtarzalnie piękne. Od początku mojej pracy, gdy tylko skończę przegląd na górze, robię zdjęcia. Mam już ich tysiące.

Taka praca na wysokości wymaga specjalnych predyspozycji?

Oczywiście. To nie jest zajęcie dla kogoś z lękiem wysokości albo z lękiem przed otwartą przestrzenią. Dla bezpieczeństwa też zawsze jeździmy we dwóch. Taki jest bezwzględny wymóg. Przeszliśmy oczywiście przeszkolenie alpinistyczne i mamy odpowiedni sprzęt do asekuracji. Poza tym wchodzimy na górę po drabince z asekuracją. Maszty posiadają różne systemy zabezpieczeń. Na jednych to specjalny kosz osłaniający człowieka przed upadkiem. Inne mają szyny, do których podczepiamy się specjalnym wózkiem. Oczywiście wkładamy na siebie pełną uprząż, jak do wspinaczki górskiej. No i obowiązkowo kaski na głowie.

Wózek, uprząż alpinistyczna, liny... Z takim obciążeniem chyba niełatwo się wchodzi na górę?

Sama uprząż to ok. 5 kg, do tego kilogramowy wózek, podstawowe narzędzia, smar grafitowy, aparat fotograficzny (gdyż na górze też wszystko trzeba udokumentować zdjęciami). Zimą dużo waży ciepłe ubranie. A gdy jest konkretna awaria, to musimy na górę wnieść dodatkowo części zamienne. Jeżeli elementy do wymiany nie są bardzo ciężkie, to wnosimy je ze sobą. Gdy ważą więcej (niektóre moduły to ok. 30 kg), bierzemy na górę linę, bloczek i wciągamy je.

Jak długo trwa taki przegląd?

Jeżeli nie ma awarii, to przegląd na dole, wejście, zbadanie wszystkich przewodów i urządzeń zajmuje średnio ok. 2 godzin. Kiedy trzeba coś naprawić, to oczywiście dłużej. Latem dodatkowo wykaszamy trawę przy maszcie i pas do metra za ogrodzeniem oraz zabezpieczamy fundamenty pod konstrukcjami przed działaniem warunków atmosferycznych. Mamy też dbać o przejezdność drogi dojazdowej.

Jakie uszkodzenia najczęściej spotykacie?

Mogą być uszkodzone gumy osłonowe kabli zasilających. Wtedy trzeba je wymienić. Czasem musimy podwiązać luźno wiszące przewody. Często na masztach gniazda zakładają ptaki. Zdarzają się też gniazda szerszeni czy os. Na jednej ze stacji w okolicy Bytowa sroka zagnieździła się na kontenerze, przy zewnętrznym urządzeniu klimatyzacyjnym, pod klatką zabezpieczającą. Z ptakami trudniejsza jest sprawa w Trójmieście. Tam często urządzenia nadawcze umieszczane są na dachach domów. A ostatnio mewy z upodobaniem zakładają gniazda właśnie na nich i aby się dostać do urządzeń, trzeba tuż obok nich przejść. Dopóki siedzą na jajkach, to tylko syczą i straszą. Ale gdy wyklują się młode, to robi się niebezpiecznie, bo potrafią atakować człowieka. Jak w filmie „Ptaki” Hitchcocka. Wtedy naprawdę przydają się kaski. Bywają też zadziwiające rzeczy. Którejś zimy, też blisko Bytowa, na śniegu przy samym maszcie zobaczyłem ślady jelenia. Do dziś nie mogę się nadziwić, jak on wskoczył za 2,5-metrowe ogrodzenie zakończone dodatkowo drutem kolczastym? I jak wyskoczył, niczego nie uszkadzając?

Co się dzieje, gdy z powodu awarii nie dochodzi zasilanie prądem?

Niektóre stacje bazowe zaopatrzone są w agregaty stacjonarne, które włączają się automatycznie, gdy tylko nie ma prądu. Zbiornik posiada czujnik i gdy poziom paliwa zbliża się do 1/3, daje sygnał do bazy. Wtedy szybko wysyła się ekipę, by uzupełnić paliwo. Na inne stacje trzeba dojechać z przenośnym agregatem i podłączyć do istniejącej instalacji i zasilać tak długo, aż pojawi się zasilanie z sieci energetycznej.

Często przyjeżdża pan w okolice Bytowa?

Nasza firma obsługuje rejon od linii Wisły na zachód, Tczew, Trójmiasto, linię wybrzeża aż po Ustkę, Słupsk, a na południe aż po Chojnice. Mamy pod opieką ok. 800 stacji. Kto gdzie ma jechać, ustalamy wcześniej w firmie. Niektórzy z nas wolą obsługiwać Trójmiasto, gdzie jest krótki dojazd. Ja - odwrotnie. Nie przepadam za przeglądami w mieście. Wolę pojechać gdzieś w teren. Już sam dojazd jest przyjemnością. Lubię przyjeżdżać na Kaszuby ze względu na piękne widoki, jakich nie ma nigdzie indziej. Odwiedziłem okolice Bytowa we wszystkich porach roku. Nigdy nie znudzą mi się wasze lasy po horyzont, jeziora i rzeki. Mam w domu setki zdjęć okolic Bytowa. A dodatkowo przechowuję je pod powiekami...

Dziękuję za rozmowę i życzymy wszystkiego dobrego w nowym roku.

Dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie wszystkich mieszkańców Ziemi Bytowskiej.

Rozmawiała Maya Gielniak

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do