Reklama

„»Gabi« i haft. Tradycja, pasja i praca” - książka Gabrieli Recy

17/05/2022 17:20

Gabriela Reca udowadnia, że niezależnie od wieku można nie tylko rozpocząć nową drogę zawodową, otworzyć własny, dobrze prosperujący biznes, ale też wydać książkę. 

Wyszywała stroje dla zagranicznych projektantów, stworzyła kilkadziesiąt sztandarów, wysyłała stroje za ocean, a na jej stół nader często trafiają tkaniny do renowacji. Pracownia Haftu Ręcznego i Renowacji Tkanin Unikatowych „Gabi” w Tuchomiu działa od 16 lat. Niebawem będziemy mieli okazję zapoznać się z historią właścicielki, jak i samego zakładu z kart książki „»Gabi« i haft. Tradycja, pasja i praca”. - Pisanie trwało dwa lata. Miała się ukazać w ub.r. na 15-lecie pracy. Wszystko przedłużyło się przez pandemię oraz moją chorobę. Teraz powtarzam, że rodziła się w bólach - mówi G. Reca, zachęcając do przyjścia na promocję.

CZUŁAM SIĘ TAKA MŁODA

Tuchomianka pracownię otworzyła w 2006 r. Miała wtedy 47 lat. - Czułam się wtedy jeszcze taka młoda! Nigdy wcześniej nie zajmowałam się ani krawiectwem, ani hafciarstwem. Wyuczyłam się na kucharza. Skąd zatem pomysł? Zaczęło się od Gzubów, czyli tuchomskiego kaszubskiego zespołu, do którego należały moje dzieci. Razem z innymi rodzicami spotykaliśmy się i szyliśmy stroje. Wtedy powoli łapałam bakcyla. Potem wzięłam udział w kursie renowacji na bytowskim zamku, który oferował Powiatowy Urząd Pracy. Tam też odbyłam półroczny staż, ucząc się, jak „naprawiać” ornaty, dbać o eksponaty muzealne itp. Wszystko się jednak zakończyło. Myślałam: „Co teraz?”. Pracy nie było, dzieci odchowane. Podczas rozmowy z panią Lubińską z urzędu pracy strzeliłam: „Może by tak własną pracownię hafciarską otworzyć?”. Entuzjastycznie stwierdziła, że to świetny pomysł. Zaproponowała, że mi pomogą, że z jakiegoś programu znajdą się pieniądze, by móc wystartować - opowiada G. Reca. Pierwszą siedzibą pracowni było pomieszczenie, w którym aktualnie działa tuchomska apteka. - Siedziałam i zastanawiałam się, co ja tu sama zrobię. Ile będę w stanie wykonać samodzielnie? Minęło niewiele czasu, a z Urzędu Gminy w Tuchomiu przysłali do mnie dziewczynę na staż. Bardzo się zdziwiłam, bo nawet nie wiedziałam, że mogę kogoś przyjąć. Przez kilka miesięcy pracowała ze mną Aldona Komenda z Tuchomia. We dwie było o wiele raźniej - opowiada hafciarka. Pod odejściu stażystki nawiązała współpracę z tuchomianką, Ewą Zientarską, która z pracownią związana jest do dziś. - Otrzymałyśmy zamówienie na 20 strojów kaszubskich do Kalifornii. To było dla nas jedno z pierwszych większych wyzwań. Ewa szyła po nocach. Dobrze zarobiłyśmy na tym zamówieniu. Pamiętam też zlecenie od pewnego pana. Prosił o szybką realizację, chyba nawet na następny dzień. Wiedziałam, że trudno będzie mi się samej wyrobić, bo Ewa wypoczywała wtedy w Łebie. Zadzwoniłam do niej i powiedziałam, jaka jest sytuacja. Odpowiedziała: „Jak przywieziesz, to zrobię”. Wsiadłam w auto i pojechałam. A to akurat ta noc, gdy przez Czarną Dąbrówkę przetoczyła się silna wichura. Strachu było, ale udało się dowieźć zamówienie. Rano pan czekał przed pracownią po odbiór - wspomina G. Reca.

Panie pracujące w tuchomskiej pracowni cały czas mają ręce pełne roboty. - To tylko pokazuje, jaka jest potrzeba na funkcjonowanie takich zakładów. Czasami nie wiemy, do czego się wziąć. Cieszę się, że 16 lat temu postawiłam wszystko na jedną kartę. Ta praca daje sporo satysfakcji. Jednocześnie żałuję, że nie jestem o 10 lat młodsza i nie mam już takiego zdrowia. Myślę, że mogłabym jeszcze bardziej rozwinąć skrzydła - mówi tuchomianka.

TO JAK SKŁADANIE SAMOCHODU

Od początku istnienia pracowni oprócz haftu G. Reca zajmuje się tam również renowacją tkanin. Zamówienia spływają do niej nie tylko z różnych zakątków Polski, ale też z zagranicy, m.in. z Niemiec. - To ciężki temat. Wszystko musi być udokumentowane i zapisane już od pierwszego kontaktu z materiałem. To bardzo ważne. Na przykład ornat składa się z wielu kawałków, jak w samochodzie. Dzięki zdjęciom wiemy później, jak go po wykonanej pracy złożyć. Pierwsze, do czego się zabieramy, to uzupełnianie nitek, cerowanie dziur itp. Trzeba też wszystko delikatnie przeprać bez używania chemicznych detergentów. Jeśli mam wątpliwości, jak coś zrobić, konsultuję swoje pomysły z panią Ingą Mach. Jej doświadczenie i wiedza są nie do przecenienia - mówi właścicielka pracowni „Gabi”. Gdy ją odwiedzamy, właśnie jest po renowacji ornatu, który dotarł do tuchomianki ze Szczekociny (woj. śląskie). - Kiedyś były one podklejane specjalną masą, by haft się nie rozsypywał. Pani Inga uważa, że substancję zapewne sporządzono na bazie mąki kasztanowej. Niby trzyma dobrze, ale my mamy problem, aby wbić w to igłę - tłumaczy G. Reca. - Jakby zabetonowane. Mamy podziurawione palce - dodaje E. Zientarska, pokazując poranione opuszki.

Jednym z najtrudniejszych do renowacji ornatów, jakim zajmowały się panie z pracowni „Gabi”, był ten z Borzyszkowów (gm. Lipnica). - Było ciężko. Naprawienie jeszcze w miarę poszło. Gorzej z wypraniem, bo zauważyłyśmy, że nici farbują. Trzeba było szybko uciekać z materiałem z wody i suszyć, by kolor nie przechodził na materiał - tłumaczą kobiety. Niełatwo bywa też ze sztandarami. - Jeden przyszedł do nas z Niemiec. Gdy go zobaczyłyśmy, przeraziłyśmy się. Rozpadał się w rękach, poklejony taśmą. Zadzwoniłam do zleceniodawcy i powiedziałam, że możemy go zabezpieczyć, ale lepiej wykonać kopię, by nie naruszać już bardziej tego historycznego. Zgodził się. Sporo nam zeszło, bo musiałyśmy odwzorować gotyckie litery - wspomina G. Reca.

Pracownia jest dobrze znana jednostkom wojskowym. - Jako pierwsza z prośbą o renowację sztandaru zwróciła się do nas ta z Ustki. Musieli zrobić nam reklamę, bo po wykonaniu pracy zaczęły do nas spływać zamówienia z jednostek ze Słupska, Darłowa, Grudziądza czy Brodnicy - dodaje hafciarka. Wykonywała też renowacje sztandarów m.in. dla lekarzy weterynarii, gdańskiej Solidarności czy przewodników gdańskich. Tworzyła też całkiem nowe dla wędkarzy, szkół, a nawet kontrolerów PKP. Najwięcej zamówień spływa od strażaków. - Pamiętam, że szkoła w Konarzynach prosiła o wykonanie sztandaru z generałem Piłsudskim. Wyhaftować postać byłoby niezwykle trudno. Porozumiałam się z Wołodią Drozem, twórcą ikon. On zasugerował, że namaluje go taką techniką, że nic nie zaszkodzi materiałowi, a jednocześnie służyć będzie latami. Zamawiający się zgodzili. Wyszło naprawdę pięknie! - mówi tuchomianka.

OD KRAKOWSKICH WZORÓW, KRAWATA DLA MAJEWSKIEGO PO SERWETY NA PREZYDENCKI STÓŁ

Do Tuchomia spływa też sporo innych, często nietypowych zamówień. - Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego zlecił nam wykonanie kaszubskiego stroju dla Manneken pis, czyli figurki sikającego chłopca, symbolu Brukseli. Często przywdziewają mu tradycyjne ubrania z różnych stron Europy. Musiałyśmy kombinować, bo to jednak nieruchoma figurka. Dodatkowo zaproponowano nam, byśmy wykonały strój krakowski. Podjęłyśmy się tego wyzwania, bo nikt inny nie chciał. Posiłkowałyśmy się przy tym zdjęciami wzorów z Małopolski. Niemal całość wykonała Ewa, bo ja akurat złamałam rękę. Kontaktowałyśmy się przez telefon - wspomina tuchomianka.

Do pracowni „Gabi” trafiło dwukrotnie zamówienie z kancelarii prezydenckiej. - Za pierwszy razem zamówiono komplet: obrus i 12 serwet z motywem kaszubskim. Za jakiś czas domówiono jeszcze jeden. Z tego, co później się dowiedziałyśmy, ten drugi został przekazany w prezencie ówczesnej prezydent Estonii, Kersti Kaljulaid - mówi G. Reca. Wykonywały też stroje kaszubskie dla  zespołu działającego przy szkole polskiej w Wilnie, czy dla Akademii Wychowania Fizycznego z Poznania. Nie brakowało też zamówień na kaszubskie suknie ślubne. - Podjęłyśmy się też renowacji strojów zespołu tanecznego z Kościerzyny. Pochodziły z lat 50. O ile dobrze pamiętam, były to ich pierwsze sceniczne ubrania. Wszystko musiałyśmy spruć, wszyć nowe podszewki, uzupełnić hafty. Szyłyśmy też nowe dla grup z Ziemi Bytowskiej, m.in. do Bytowa, Kołczygłów czy Parchowa. Nie mogę zamknąć pracowni, bo zapowiadają się kolejni - dodaje z uśmiechem G. Reca. Jedno z zamówień otrzymała też od Szymona Majewskiego, znanego dziennikarza, prezentera, aktora i satyryka. - Wykonałyśmy dla niego krawat - mówi G. Reca.

NIEOCENIONA POMOC

„»Gabi« i haft. Pracownia, pasja i praca” to druga książka na Ziemi Bytowskiej, która dotyczy haftu. „Wyszywanie. Weszywnik” kilka lat temu wydała mistrzyni I. Mach. - Pamiętam panią Ingę z dzieciństwa. To właśnie w Tuchomiu stawiała pierwsze kroki w tym zawodzie - opowiada G. Reca, dodając: - Potem się wyprowadziła, jednak nasze drogi złączyły się ze sobą, w czasie gdy otwierałam pracownię. To ona wprowadziła mnie w świat haftu i krawiectwa. Mogłam na nią liczyć w każdej sytuacji. Gdy miałam jakieś wątpliwości, jak coś wyszyć, mogłam do niej dzwonić. Zawsze służyła radą. To taki dobry duch tego zakładu. Zawsze mogłam czerpać z jej bogatego doświadczenia o każdej porze dnia i nocy.

PRACOWNIA TO CAŁY ZESPÓŁ

- Nasza praca jest żmudna, pracochłonna. Wszystkie renowacje są trudne. Gdy przyjmuję zamówienie, to zaczynam pracę od słów „Jak ja to przeżyję?” - śmieje się G. Reca, dodając: - Jeśli tkanina nie jest za bardzo zniszczona, mamy 30 dni na wykonanie usługi. Trzeba pamiętać, że pracownia to zespół pracowników. Każda z nas wyspecjalizowała się w konkretnych działaniach. Ewa przede wszystkim zszywa, zajmuje się też skrajaniem, haftem, renowacją i składaniem ornatów. Ela to głównie hafty. Ja projektuję i szyję, choć teraz przez chorobę nieco mniej. Najgorszy w naszym fachu jest pośpiech. Potrzebujemy za to mnóstwa skupienia.

Największą satysfakcję paniom sprawia moment odbioru zamówień. - Gdy widzimy radość, a czasami i zachwyt, na twarzach klientów, to dla nas dodatkowa zapłata. Bywa, że przychodzą z kwiatami, tak są zadowoleni - mówi tuchomianka, dodając: - Nie byłoby „Gabi”, gdyby nie moja rodzina. To ona jest moją siłą napędową. Pomaga, gdy potrzeba. Nieoceniony jest mój mąż, Piotr. Jeździ z nami po jarmarkach, wystawach. Zawsze jest, gdy potrzebujemy złotej rączki.

W historii pracowni nie brakowało trudnych chwil. W 2008 r. wybuchł w niej pożar. - W środku znajdował się sztandar Ochotniczej Straży Pożarnej w Tuchomiu. Gdy tylko dowiedziałam się, co się dzieje, biegłam co tchu, aby go ratować. Tam akcja ratunkowa już trwała. Nie chcieli mnie wpuścić, aby do środka nie dostało się powietrze, które mogłoby przyczynić się do rozprzestrzenienia ognia. Gdy stało się trochę bezpieczniej, wbiegłam do wnętrza, w ten dym, i wyniosłam sztandar. Na szczęście nie uległ zniszczeniu. Wszystko musieliśmy wynieść. Umieszczaliśmy to w naszych domach. Myłyśmy, prałyśmy. Później Ludwik Szreder, dyrektor tuchomskiego ośrodka kultury, udostępnił nam na jakiś czas pomieszczenie u siebie. Zawsze też mogłam na niego liczyć, jak i całą kadrę GOK-u, również teraz, przy promocji książki - zaznacza G. Reca.

TO UKORONOWANIE PRACY

- W życiu bym nie pomyślała, że wydam książkę - mówi właścicielka tuchomskiej pracowni. Po dwóch latach pracy nad nią właśnie trafiła w jej ręce. Na 168 stronach „»Gabi« i haft. Tradycja, pasja i praca” znajdziemy nie tylko historię pracowni. Książka została podzielona na 22 rozdziały. Poświęcone zostały teorii haftu kaszubskiego i jego szkoły, szkole wdzydzkiej, żukowskiej (ulubionej G. Recy), puckiej, wejherowskiej, tucholskiej, borowiackiej, słupskiej, gdańskiej. - Ludwik przekonał mnie, abym jeden dział poświęciła nie tylko historii haftu bytowskiego, ale ujęła właśnie tuchomski, bo tu też sporo się działo. Razem odwiedziliśmy kilka osób, które pamiętają jeszcze, jak Maria Dobke uczyła haftu w bibliotece, która znajdowała się niegdyś w budynku Urzędu Gminy w Tuchomiu. Spotkałam się m.in. z panią Genowefą Pałubicką w Piasznie, która opowiadała, że one łodygi robiły w kolorze brązowym, a my haftujemy już zieloną nicią. To bardzo ciekawe - opowiada G. Reca. Pozostałe rozdziały poświęcono pracom, które wykonano u „Gabi”, renowacjom tkanin unikatowych, strojom regionalnym, sztandarom i proporcom, ornatom, zamówieniom specjalnym oraz wykonaniem aranżacji i strojów do Izby Regionalnej w Modrzejewie. - To na pewno ciekawa pozycja na rynku wydawniczym, bo na kartkach spisano historię oraz informacje, które pomogą nawet laikowi zapoznać się ze sztuką haftu. To przede wszystkim historia pewnej dzielnej kobiety, która miała ciekawy pomysł na siebie i go zrealizowała. Do tego osiągnęła sukces, bo jest znana nie tylko w powiecie bytowskim, ale też za oceanem - mówi Tomasz Żmuda-Trzebiatowski z wydawnictwa BiT.

Książkę opatrzono mnóstwem zdjęć. - To całkowicie coś innego niż stworzyła pani Inga na kartach swojego dzieła. Skupiła się na historii i weszła w nią bardzo głęboko na skalę ogólnopolską. Ja skupiam się wyłącznie na hafcie kaszubskim i tym, co powstało w mojej firmie - mówi G. Reca, zapraszając na promocję. Ta odbędzie się 19.05. o godz. 18.00 w GOK-u w Tuchomiu. Spotkanie poprowadzi T. Żmuda-Trzebiatowski oraz Ewa Świątek Brzezińska. Zorganizowana zostanie też wystawa. - Wykonałam specjalne tablice przedstawiające różne szkoły haftu kaszubskiego, o którym piszę w książce. Wyjaśniam też, czym wyróżnia się każdy z nich - mówi tuchomianka. Nie zabraknie również tego, co powstaje w pracowni, czyli strojów, serwet itp. Oprócz książki będzie można zakupić m.in. ręcznie wyhaftowane chusty.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do