
Ostatnie zaprojektowane przez nią kreacje na pokaz przyjechały ledwie kilka godzin przed jego rozpoczęciem. A przecież trzeba było ułożyć fryzury, wykonać makijaż, podać ostatnie wskazówki, jak się poruszać, zadbać o światło reflektora i... - Pamiętajcie, pewnie przed siebie - radziła swoim koleżankom-modelkom Agata Hering, która na początku października w ramach Nocy Artystów w bytowskim ogólniaku zaprezentowała swoje projekty ubrań.
- W piątkową noc mogłam w końcu spokojnie zasnąć. Nie martwić się o przygotowania do pokazu i całej Nocy Artystów. Choć emocje z nią związane towarzyszyły nam jeszcze przez kilka następnych dni - mówi Agata Hering, uczennica Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Bytowie, pomysłodawczyni Nocy Artystów 1.10. Jej samej trudno wskazać moment, w którym poważniej zajęła się modą. - Chyba w mniejszym czy większym stopniu interesowałam się nią od zawsze. Wiedziałam, że w przyszłości na pewno nie chcę siedzieć za biurkiem. Dla mnie ważnym momentem było, gdy mama pozwoliła mi się samej ubrać do przedszkola. Podobno wyglądałam wówczas fatalnie - śmieje się A. Hering.
Pierwszy pokaz swoich stylizacji przygotowała jeszcze w szkole podstawowej. - Odbył się w ramach Dni Języków Obcych. Do pokazania moich kreacji zachęcała mnie nauczycielka Anna Chajecka. Przygotowałam stroje z różnych krajów. Pamiętam ten ukraiński. Zupełnie nie przypominał tradycyjnego. Zaproponowałam plisowaną suknię, całość zaś utrzymana była w polnych kolorach, czyli odcieniach żółci i zieleni - mówi A. Hering.
Przygotowania do tegorocznego pokazu zaczęła już na początku szkoły średniej. Niezbędna okazała się pomoc krawcowej. - Zupełnie nie znam się na szyciu. Spotkanie z krawcową oznaczało dla mnie tak naprawdę być albo nie być całego pokazu. Mogło się bowiem okazać, że nie da się moich projektów uszyć. Później musiałam zadbać o materiał i dodatki. Profesjonalni projektanci mają od tego sztab osób. Ja pracowałam sama - wspomina A. Hering. Zaczęła się więc podróż po różnego rodzaju sklepach oferujących pasmanterię. Do przygotowania było 20 kreacji. - Wraz z ojcem zjechaliśmy chyba wszystkie sklepy w okolicy. Jestem mu wdzięczna. Zdarzało się, że jechaliśmy do jakiejś pasmanterii, a w niej niczego nie znalazłam. Traciłam wówczas optymizm, ale tata zawsze mnie pocieszał - mówi A. Hering.
Potem były przymiarki. - Pierwszy raz mogłam tak naprawdę skonfrontować moją wizję z rzeczywistością. Na papierze wszystko wygląda inaczej. Patrzenie na pracę krawcowej było dla mnie czymś niezwykłym. Mówię tu nie tylko o jej fachu. Urzeczywistniała moje marzenia. W domowym zaciszu kreśliłam wygląd jakiejś kreacji, a w pracowni krawieckiej stawała się rzeczywistością - mówi A. Hering.
Na jej projektach do ostatniego pokazu widać niepewną dłoń i sporą liczbę odręcznych notatek. - Powstały podczas przygotowań do pokazu. To informacje dotyczące poszczególnych strojów - wyjaśnia A. Hering. Zapisano tam dane na temat szerokości i długości nogawek, rodzaju materiału, a także strony, z której należy wszyć zamek. - Zależało mi, by stroje były przede wszystkim funkcjonalne - tłumaczy A. Hering. Należało też poszukać modelek. Zostały nimi jej koleżanki oraz koleżanki koleżanek. Gdy wszystko było już niemal dopięte na ostatni guzik, wybuchła pandemia koronawirusa. Nie porzuciła jednak myśli o szkolnym pokazie. - Z perspektywy czasu widzę, że wówczas nie byłam jeszcze gotowa. Teraz patrzę na wszystko dojrzalszym okiem. Zmieniło się moje spojrzenie na modę. Wcześniej interesowałam się tą artystyczną. Ta nie zawsze jest funkcjonalna, np. na jednym z pokazów, które oglądałam, widziałam płaszcz z przyszytymi u dołu frędzlami. Był piękny, ale gdybym wyszła w nim na ulicę, zbierałabym cały brud z chodnika. Choć nawet dziś uważam go za piękny. Kreacje prezentowane na wybiegach mają tę wadę, że później są odwieszane i się do nich nie wraca. Nie chciałam, by i z moimi tak się stało. Zrozumiałam, że nie chcę bezrefleksyjnie podążać za zmieniającymi się gustami. Stąd teraz skłaniam się bardziej ku modzie użytkowej. Odebrałam także bardzo dobrą lekcję dotyczącą samych przygotowań. Zobaczyłam, jak wygląda to od kuchni, jak pracuje krawcowa. Tu drobne rzeczy mają znaczenie, jak chociażby odpowiednie zakładanie szpilek, podkładanie materiału - mówi A. Hering.
Pokaz postanowiła zorganizować w tym roku, dodatkowo rozszerzając o prezentację innych uczniów. - Chciałam, by odbył się jak najszybciej. Bałam się, że i tym razem ze względu na obostrzenia zostanie odwołany - mówi A. Hering. Stąd czasu na przygotowania nie było zbyt wiele, a im bliżej terminu, tym poziom stresu wzrastał. - Dzwoniły do mnie zaniepokojone koleżanki-modelki, które przekonywały, że po roku zdalnego nauczania i pozostawania w domu, na pewno nie zmieszczą się skrojone na nie kreacje. Uspokajałam je, że ubrania będą pasowały - mówi A. Hering, dodając: - W Noc Artystów w szkole pojawiłam się już kilka godzin przed rozpoczęciem. Dopilnować musiałam nie tylko swojego pokazu, ale także całości. Począwszy od programu, a skończywszy na ustawieniu ławek do siedzenia.
Ogrom pracy czekał ją także przy samym pokazie. Ważna w nim jest nie tylko kreacja... - Projektanci przy organizowaniu prezentacji swoich strojów mają wizję nawet odpowiedniego poruszania się modelek, ustawienia nogi. To rodzaj przedstawienia. Moda to sztuka, którą się nosi - mówi A. Hering. Poza kreacją, poruszaniem się, istotne są także fryzura i makijaż. - O włosy i odpowiednie umalowanie zadbały moje koleżanki. Przyznam się, że sama nie bardzo się na tym znam, a to także talent, który koleżanki zaprezentowały podczas Nocy Artystów. Z kolei dziewczyny pytały mnie, jak mają się poruszać, gdzie patrzeć, jaką mieć minę. Mówiłam im wówczas: „Pamiętajcie, mina neutralna i pewnym krokiem przed siebie”. W duchu jednak modliłam się, by tylko się nie przewróciły. A o to na naszych schodach w ogólniaku wcale nie tak trudno. Część dziewczyn miała długie kreacje. Wystarczyło, że gdzieś się materiał zawinie i nieszczęście gotowe - mówi A. Hering. Już po pierwszym zejściu dziewczyny nabrały pewności siebie, a początkowy stres gdzieś minął. - Kiedy wracały, mówiły podekscytowanym głosem: „Jeszcze raz, jeszcze raz” - śmieje się A. Hering. Emocjami z pokazu wszyscy żyli jeszcze kilka dni później. - Cieszę się, że wszystko się udało. Chyba największym komplementem są opinie samych modelek, które dobrze się czuły w prezentowanych strojach, a o to przecież chodzi - mówi A. Hering, dodając: - Wdzięczna jestem wszystkim - znajomym, którzy zachęcili mnie do pokazania swoich projektów, rodzicom i innym osobom, które pomogły mi w zrealizowaniu pokazu. Podziękowania należą się także wszystkim zaangażowanym w przygotowania do Nocy Artystów. Bez nich na pewno nie dałabym rady wszystkiego ogarnąć.
Mówiąc o modzie, nie sposób nie zapytać o jej inspiracje. - Zakochałam się w klimacie lat 70. Gdy przeglądam fotografie mojej babci i jej koleżanek, byłam pod wrażeniem tego, jak one świetnie wyglądały. Wówczas Polki uchodziły za jedne z najlepiej ubranych kobiet. W sklepach nie zawsze było to, czego chciały. Przerabiały więc już istniejące stroje. To pobudzało kreatywność. Dziś przez sieciówki wszyscy ubieramy się tak samo. Z podziwem patrzę na Włoszki czy Francuski. Mają w sobie pewien luz. Nie gonią za zmieniającą się modą. Zdają się mówić: „Zakładam to, w czym czuję się najlepiej”. A to, co dobierają, pasuje do siebie idealnie. Mówiąc o strojach Polek, uważam, że naszym największym grzechem jest ślepe podążanie za modowymi pismami. Zwłaszcza nam młodym dziewczynom brakuje dystansu do tego, co mówią inni. Ubrania zakładamy bardziej po to, by siebie przykryć, niż pokazać to, kim jesteśmy. Podobnie z makijażem, któryczęsto jest według mnie zbyt mocny - mówi A. Hering.
Sama na zakupy rzadziej wybiera sieciówki na rzecz mniejszych sklepów. - Babcia zaszczepiła we mnie miłość do second handów, czyli popularnych lumpeksów. Teraz jest to bardzo modne, a zarazem przyjazne dla środowiska - mówi A. Hering. Miała także swoje stoisko na odbywającym się na bytowskim rynku kiermaszu „Otwórz swoją szafę”. - Według mnie to bardzo dobry pomysł. Oddaję rzeczy, które nie są mi potrzebne, a jednocześnie sprawiam radość innym. No i mam kilka groszy na nowe ubrania - mówi A. Hering.
Pasjonuje się też teatrem. Należy do bytowskiej grupy Zamkowa 2. Dołączyła do niej dwa lata temu. - Trafiłam tam za sprawą koleżanki. Zwierzyłam się jej, że chciałabym chodzić na zajęcia teatralne. Zachęciła mnie do wstąpienia do Zamkowej. Gdy tylko grupa zaczęła pracować nad nowym spektaklem, dołączyłam do niej - mówi A. Hering.
W przyszłym roku pisze maturę. Z którą z artystycznych pasji wiąże swoją przyszłość? - Jeśli chodzi o modę, to studia z tej dziedziny w Polsce są raczej na etapie raczkowania. Jeśli chciałabym się uczyć tego fachu, to musiałabym wyjechać za granicę. Z drugiej strony praca projektanta niekoniecznie wiąże się ze studiami. Wystarczą dobre projekty, które okażą się hitem. Myślę także o aktorstwie. Jeszcze nie wiem, co wybiorę. Jednego jestem pewna, że będzie to coś twórczego - mówi A. Hering.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!