
Do tej pory lawendowe pola kojarzyły nam się bardziej z Prowansją we Francji niż Ziemią Bytowską. Okazuje się jednak, że roślina ta polubiła nasze piaszczyste strony. Już nie w przydomowym ogródku, a na skalę przemysłową uprawiają ją Magdalena i Łukasz Zwarowie z Udorpia.
Ich dom, choć położony na uboczu, dostrzec można z daleka. A to za sprawą położonego przed nim pola lawendy. Kiedy podjeżdżamy bliżej, nie tylko widać, ale przede wszystkim czuć charakterystyczny, delikatny zapach tej rośliny. Okazuje się, że nie jest jedyną uprawianą przez Zwarów. Wszystko zaczęło się bowiem od... liliowców. Całą historię opowiada nam Magdalena Zwara. - Przez lata pracowaliśmy w Anglii. Urzekły nas tam małe miejscowości. Ich architektura, przydomowe ogródki, które nie są odgrodzone tak jak u nas płotami. Wspólnie z mężem stwierdziliśmy, że jeśli wrócimy do Polski, to zamieszkamy właśnie na wsi - mówi M. Zwara. Kiedy ostatecznie zdecydowali się na powrót, szukali odpowiedniego miejsca dla siebie. - Moja ciocia pokazała nam ziemię, na której przez lata pracowała wspólnie ze swoim bratem - opowiada M. Zwara. Jej wujek w Bytowie prowadził szkółkę roślin przy ul. Marii Dąbrowskiej. - Gdy nie sprzedał którejś z roślin, nie wyrzucał sadzonki, a przywoził na swoją ziemię i tam sadził. Dzięki temu mamy wspaniały, niemal magiczny las z różnymi gatunkami roślin. Przyznam się szczerze, że części nawet nie rozpoznaję - mówi M. Zwara. Jego wielką miłością, były liliowce. Kwiaty dziś może nieco zapomniane. Choć kwitną jedynie przez dzień, to jednak przez wielość kwiatowych pąków, długo cieszą oko swoim wyglądem. - Ale kiedy z ciocią oglądaliśmy ziemię, był listopad, więc po kwiatach nie było śladu. Wprawdzie o nich wspominała, ale myśmy słuchali tego jednym uchem. Zachwycił nas krajobraz z dwoma malowniczymi stawami - mówi M. Zwara, dodając: - Kiedy następnego roku wiosną zaczęły wschodzić, a latem kwitnąć wprost oniemieliśmy. Liliowce mamy i mniejsze, i większe. Rdzawe, pomarańczowe, ciemnofioletowe, bordowe...
Idziemy do ogrodu. Skryty jest na uboczu, nieco poniżej domu, za drzewami. Miejsce nieprzypadkowe, wszystko po to, by uchronić rośliny od wiatru. - Przywieźliśmy tu wujka, który ze względu na stan zdrowia nie może się już nimi zajmować. Choć niewiele mówił, to jednak gdy daliśmy mu pręcik kwiatowy od razu, bez słów, pokazał nam jak krzyżować odmiany - mówi M. Zwara. Pierwsze odmiany właściciel posadził 20 lat temu. Teraz Zwarowie dosadzają nowe. M. Zwara oprowadza nas po plantacji, a jednocześnie z pasją opowiada o poszczególnych odmianach, ich nazwach, kształtach, kolorach. Pomiędzy liliowcami stoi ławeczka, na której można usiąść w spokoju podziwiać piękno kwitnących roślin.
Po liliowcach pojawiła się lawenda. - Byliśmy na kilku polach i przypadła nam do gustu. Chcieliśmy z domu mieć widok na stawy, które nas wcześniej zachwyciły i właśnie na lawendę - mówi M. Zwara. Zaczynali praktycznie od zera. Wcześniej nie mieli styczności z jej uprawą. Przy sadzeniu i innych pracach pomaga im rodzina. - Wszystko robiliśmy ręcznie. W sumie na hektarowym polu pojawiło się 7 tys. roślin - mówi M. Zwara, dodając: - Kiedy przed posadzeniem staliśmy na polu, uznaliśmy, że damy radę.
Tymczasem rzeczywistość ich przerosła. Przy każdym krzewie trzeba się pochylić co najmniej kilka razy w roku. Przede wszystkim do września, po kwitnięciu kwiatostany muszą być obcięte. - Nam jednak zależy przede wszystkim na olejku. By go pozyskać, kłos nie może być całkowicie rozwinięty. Najlepiej rozpocząć żniwa, gdy kwiatostan jest rozwinięty w 3/4 - mówi M. Zwara. Okazuje się też, że roślinom niezbyt służy deszczowy lipiec. - Obawiamy się o sadzonki. Nadmiar wody może sprawić, że korzenie zaatakują grzyby. Mamy uprawę ekologiczną, stąd nie możemy używać środków grzybobójczych - martwi się M. Zwara.
Głównym celem gospodarstwa jest pozyskanie olejku. Wykorzystując go mogą produkować naturalne kosmetyki, jak sole do kąpieli, mydełka. Można go dodawać do cukru, który nabierze charakterystycznego aromatu, do syropu, jak również świec zapachowych.
Początkowo myśleli właśnie o tego rodzaju działalności. Kiedy jednak pole zakwitło, a w powietrzu zaczął się unosić lawendowy zapach, stwierdzili, że czemu nie otworzyć się na okolicznych mieszkańców. Ci mogą przyjechać, zrelaksować się przy kojącym aromacie kwiecia. - Kilka tygodni temu założyliśmy profil na facebooku „Zacisze w lawendzie” - mówi właścicielka. Informację rozesłali do fotografów, którzy pole mogą wynająć na plener. Przy drodze Bytów - Chojnice postawili znak informacyjny. - Pojawili się u nas nie tylko miejscowi, ale także turyści, którzy jadą nad morze. Mogą wypocząć, poddać się aromaterapii, zakupić lawendowe bukiety. Te mamy już przygotowane, ale na życzenie możemy je ściąć na świeżo - mówi M. Zwara. Na sprzedaż mają także liliowce.
Gdy rozmawiamy o roślinach i ich uprawie, nadjeżdża samochód. Sołtys jednego z pobliskiego sołectwa pyta o kwiaty. - Kobiety chcą je wykorzystać do dożynkowego wieńca - mówi, interesując się możliwością zakupu. Trochę gubi się, gdy M. Zwara pyta o konkrety - krótkie czy długie kwiatostany, świeże czy suszone. - No kilka, do wieńca na dożynki - powtarza, po czym wraz z Łukaszem idą wybrać kwietne bukiety. Podczas nieobecności męża M. Zwara tłumaczy nam, że zdrewniałe łodygi pozostałe po kwiatach świetnie zastąpić mogą podpałkę do pieca. - A dodatkowo zyskujemy aromat. Można je też wykorzystać jako naturalne kadzidełko - mówi M. Zwara.
Gospodarstwo niedawno odwiedziły też panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Łyśniewie Sierakowickim. - Rozbiły dla siebie namioty. Mamy miejsce nie tylko na to, ale także na rozpalenie ogniska - mówi M. Zwara, dodając: - Zorganizowaliśmy dla nich warsztaty, a w zamian panie pomogły nam w lawendowych żniwach. Poza nimi gościliśmy także podopiecznych ze Środowiskowego Domu Samopomocy z Bytowa.
Stojąc na środku lawendowego, pola przyglądamy się owadom, które krążą wokół kwiatów. W większości to trzmiele, pomiędzy nimi pojawiają się również pszczoły. Do lawendowego gospodarstwa zajrzał i pszczelarz, który w pobliżu ustawił ule. - Zdziwił się, że w pewnym momencie owady zaczęły przynosić dużo ciemniejszy pyłek, a i miód miał inną barwę. Zastanawiał się z jakiego kwiatu zbierają nektar. Tak trafił do nas. Umówiliśmy się już z nim, że będzie u nas zostawiał pasiekę, by produkować czysty miód lawendowy - mówi M. Zwara.
Lawenda i liliowce to nie jedyne kwiaty, które u nich rosną. Wokół wzgórza, na który stoi dom Zwarów, posiali słoneczniki. Wybrali mieszankę różnobarwnych. - Trochę mieliśmy z tym kłopotów. Po pierwsze pracujemy na ugorze, więc samo przygotowanie gleby nastręczyło nieco kłopotów. Na szczęście zawsze możemy liczyć na pomoc sąsiadów, za co jesteśmy wdzięczni. Problem mieliśmy także z samym sianiem. Nie mieliśmy potrzebnych narzędzi - mówi M. Zwara. - Ostatecznie kupiliśmy ręczną sadzarkę. Ustawia się ją na określoną wielkość ziarna. Niestety, nasza mieszanka pod tym względem była zróżnicowana. Stąd czasem ziarna wpadło mniej, innym razem więcej - tłumaczy Łukasz Zwara, który zajmował się sadzeniem. Te kłopoty widać na poletku. Miejscami rośliny rosną gęściej, miejscami rzadziej, a czasami... nie ma ich w ogóle. Niemniej kwiaty wzeszły i cieszą oko.
Poza kwiatowym biznesem Zwarowie myślą także o hodowli alpak. - Zależało nam na tym, by dwójka, którą chcemy kupić, pochodziła z jednego gospodarstwa. Mamy już na oku dwie alpaki Dyzia i Edzia. Są jeszcze zbyt małe, by odłączyć je od matki, ale jeszcze w tym roku trafia do nas. W planach mamy więc zajęcia terapeutyczne - mówi M. Zwara. W przyszłości chcą stworzyć przestrzeń do wypoczynku wolną od plastiku, nastawioną na kontakt z naturą. W pobliskim lesie wytyczona zostanie trasa z domkami na drzewach, a łąka wioską, gdzie staną drewniane domki. Pomiędzy nimi położona będzie ścieżka sensoryczna.
Ł. i M. Zwarowie w różnych instytucjach pracują na pełen etat. W przyszłości chcieliby się jednak w pełni poświęcić swemu lawendowemu zaciszu.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!