
W grudniu 2022 r. dowiedziałem się o śmierci p. Stefana Borzyszkowskiego ze wsi Borzyszkowy. Niedawno dostałem znów wiadomość o podobnej treści. Dwie niemal identyczne informacje oddalone o niespełna trzy miesiące, dotyczyły jednak różnych osób. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zbieżność czasu, miejsc, imion i nazwisk w poruszający sposób podkreśla głębszy wymiar relacji łączącej ojca i syna.
Pana Stefana Seniora miałem okazję poznać w 2019 r. Szukałem wtedy śpiewaków - bohaterów realizowanego przeze mnie cyklu filmowego „W poszukiwaniu pieśni na Puste Noce”. Dzięki Łukaszowi Zołtkowskiemu z „Kuriera Bytowskiego” dowiedziałem się, że jest na Gochach bardzo interesujący śpiewak, który pamięta stary repertuar. Pierwsze spotkanie nie było łatwe. Pan Stefan, stojąc przed domem, przyglądał mi się przez dłuższy czas nieufnie, badawczo, wypytując o powody wizyty i działań. Dopiero gdy w trakcie rozmowy wyciągnąłem reprint śpiewnika Kellera i zapytany zaśpiewałem jeden czy dwa fragmenty w nieznanej mu wersji melodycznej, zyskałem względne zainteresowanie. Pan Stefan w zamian postanowił przynieść z domu swój oryginalny XIX-wieczny śpiewnik pelpliński. Trochę porozmawialiśmy o pieśniach, o potrzebie rejestracji filmowej. Wtedy dowiedziałem się też, że śpiewa wspólnie z synem. Rozmówca początkowo był bardzo niechętny nagraniom filmowym, ale w końcu dał się przekonać i uzgodniliśmy orientacyjny termin.
We wrześniu 2019 r. przyjechałem do Borzyszków z operatorem i twórcą filmowym - Adamem Ptaszyńskim. Nie wiedzieliśmy do końca, czego się spodziewać, jednak w domu Państwa Borzyszkowskich spędziliśmy długie godziny. Stefan Senior okazał się fascynującym rozmówcą. Pierwsze pieśni poznawał w wieku 7-8 lat, prowadząc na obrzędy pogrzebowe swoją niewidomą mamę, a w wieku 21 lat zaczął samodzielnie przewodniczyć śpiewom. Przed kamerą z wrodzonym talentem i niezwykłą pasją opowiadał o dylematach śpiewaka pogrzebowego, o przekazywaniu tradycji, o tym, co może zdziałać pieśń i dlaczego śpiewa. Słuchając jego opowieści, pieśni przeplatanych anegdotami czy długimi fragmentami rymowanych historii (takich jak choćby rzadko spotykana „Historia o wędrówce świętej rodziny”), miałem wyjątkowe poczucie siły żywej tradycji - ustnej, przechowywanej w pamięci i przekazywanej z pokolenia na pokolenie.
Ten przekaz zresztą okazał się tematem kluczowym przy spotkaniu z panem Stefanem Juniorem. Relacja ojca i syna śpiewających na pogrzebach okazała się na tyle ważna, że zdecydowaliśmy się jej poświęcić odrębny film, w którym bohaterowie opowiadają m.in. o wątpliwościach dotyczących kontynuatorów tradycji, o obserwacjach i emocjach, jakie towarzyszą śpiewakom w czasie spotkań pogrzebowych, a także o pewności, jaką może dać synowi w śpiewie ojciec. Obrazu dopełniały stare, dawno niewykonywane pieśni, które na naszą prośbę śpiewacy - czasem z niemałym trudem - wydobywali z zakamarków pamięci.
Po kilku miesiącach przyjechałem do Państwa Borzyszkowskich, by pokazać zmontowany materiał. W zaciemnionym pokoju zgromadziły się wtedy trzy pokolenia rodziny. To był absolutnie wyjątkowy pokaz. W trakcie projekcji pierwszego filmu dotyczącego pana Stefana Seniora słyszałem w ciemności cichy szloch syna, poruszonego obrazem ojca. Projekcji drugiego materiału poświęconego ich relacji towarzyszyła z kolei dyskusja reszty rodziny, kontynuującej równolegle pewne otwarte wątki i pytania dotyczące śpiewu, przekazu, tradycji. Ich żywa i ciepła reakcja wskazywała na to, że najwyraźniej wcześniej nie było przestrzeni, by poznać opinie, dylematy śpiewaków i że ta wymiana w jakimś wymiarze zbliża ze sobą całą rodzinę.
Materiał prezentowany później w różnych okolicznościach budził zawsze duże zainteresowanie. Duet ojca i syna, ostre rysy seniora, jego surowe, nieprzejednane czasem sądy połączone z rodzajem czułości, a nawet tkliwości czy rozbawienia, a także łagodne towarzyszenie syna robiły wrażenie. Jednak najważniejsze chyba było poczucie uchwycenia kruchego momentu przekazu tradycji, który odbywa się mimo towarzyszących wątpliwości i rozmaitych trudności w kontynuacji - szczere rozmowy, które pozwalały zajrzeć daleko za zewnętrzny obraz.
Śpiewaków nagle zabrakło, pozostały jednak pieśni, historie i filmowe powidoki wyjątkowej relacji. Pozostała też pamięć - która w tej opowieści ma znaczenie kluczowe - będąca głównym motywem, nośnikiem i jednocześnie spoiwem ich śpiewaczej profesji. „Śpiewamy, bo mamy nadzieję, że i nam ktoś zaśpiewa” - mówili w filmie. Ufam, że tak się jeszcze zdarzy i że sporo będzie można się nauczyć od Stefana i Stefana Borzyszkowskich ze wsi Borzyszkowy - jednych z ostatnich łączników z odchodzącą w zapomnienie tradycją.
Rafał Foremski
Ośrodek Teatralny Kana
Szczecin
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!