
- Choć to Ruscy, a ich nikt nie lubi, to jednak w listopadzie zapalam im świeczkę. Ich rodziny pewnie nawet nie wiedzą, gdzie spoczęli ich bliscy - mówi Jerzy Zmuda Trzebiatowski z Prądzonki. Tuż obok jego domu spoczywają radzieccy żołnierze.
Prądzonka to niewielka malownicza miejscowość w gminie Studzienice. Przed wojną należała do tych przygranicznych. Droga ją przecinająca, choć dziś wąska, to dawniej ważna o znaczeniu strategicznym. Wiodła bowiem wzdłuż granicy. Niemal na końcu wioski znajduje się gospodarstwo Jerzego Zmuda Trzebiatowskiego. Wydaje się niepozorne, kryje jednak w sobie bogatą historię. - Sam przeprowadziłem się tutaj 28 lat temu z Kramarzyn. Opowiadaniami o przeszłości dzielili się ze mną głównie teść i sąsiad - mówi J. Zmuda Trzebiatowski. Dotyczy ona przede wszystkim obecności wojsk radzieckich w Prądzonce.
Rodzinę teścia i sąsiada wywieziono za Kościerzynę. Zabudowania zajęli żołnierze. - Gdy wrócili, zastali podniszczone budynki, ale zdatne były do zamieszkania. Po czerwonoarmistach pozostała przede wszystkim amunicja w wiklinowych koszach. Zakopano ją. Później przy pracach natrafiłem na nią. Powiadomiłem służby, które wszystko zabrały - mówi J. Zmuda Trzebiatowski, dodając: - Kopiąc fundamenty pod garaż, teść mnie ostrzegał, żebym uważał, bo tam bomby zakopano. Rzeczywiście widać było, że ziemia w tym miejscu jest „przekopana”, ale na nic niebezpiecznego na szczęście nie trafiłem.
Rolnik z Prądzonki opowiada jednak przede wszystkim o tym, co działo się w wiosce w czasie działań wojennych. W miejscowości znajdował się grób niemieckiego żołnierza. - To był młody chłopak. Miał 18, może 20 lat. Co on komu winien? Żołnierze go wzięli i tylko mu powiedzieli: „Teraz wyślemy cię do matki” i strzelili mu w głowę. Jego zwłoki po wojnie ekshumowano - mówi rolnik z Prądzonki. To niejedyna mogiła, która pozostała w wiosce po II wojnie światowej. Nieopodal domu J. Zmuda Trzebiatowskiego, w starej szkole, czerwonoarmiści zorganizowali lazaret. W jednym z budynków gospodarczych zaś kostnicę. - Z opowieści mieszkańców wiem, że Rosjanie nie mieli szacunku dla swoich kamratów. Ciągnięto ich za nogi do tej prowizorycznej kostnicy. Bywało, że żołnierze wcale nie byli martwi, poruszali głowami. Dogorywali w tym gospodarczym budynku - opowiada J. Zmuda Trzebiatowski. Chowano ich niedaleko naprzeciwko jego gospodarstwa. - Część później ekshumowano i przewieziono na cmentarz w Upiłce. Jednak nie wszystkich, o tym wiem z opowiadania sąsiada - mówi J. Zmuda Trzebiatowski. Dziś miejsce, w którym miałyby się znajdować ciała, odróżnia się charakterystycznym obniżeniem terenu. - Mówiłem o tym zarówno dawnemu wójtowi Jerzemu Szpakowskiemu, jak i obecnemu Bogdanowi Rysiowi, a niedawno i kolejnemu, tzn. kandydatowi na wójta. Nic się w tej mierze nie stało. Nie wiem, czy o nich ktoś pamięta. Na Wszystkich Świętych zapalam im świeczkę, wcześniej robił tak teść. Niekiedy przejeżdżający zatrzymują się i dopytują, dlaczego znicze palą się na środku pustego placu - mówi rolnik z Prądzonki.
J. Zmuda Trzebiatowski dzieli się z nami opowieścią nie tylko z Prądzonki. - Mój ojciec mieszkał na wybudowaniu, niedaleko polsko-niemieckiej granicy. Najstarszy brat ojca został zastrzelony przez pogranicznika za przemyt. Zmarł w szpitalu. Z kolei najmłodszy przez całą wojnę się ukrywał. Nie chciał służyć w niemieckim wojsku. Choć rodzina wiedziała, gdzie przebywał, nie wydała go. Nawet mimo tego, że nachodzili ich Niemcy i grozili, że całą rodzinę zabiją. Chłopaka spotkał smutny los. Myślał, że wojna się skończyła. Stracił czujność. Został przez kogoś zdradzony. Złapano go i rozstrzelano jako dezertera - opowiada J. Zmuda Trzebiatowski. Jego ojca wraz z jednym z braci wcielono jednak do Wermachtu. Przez całą wojnę nic o sobie nie wiedzieli. Spotkali się zupełnym przypadkiem we Włoszech. - W momencie kapitulacji Niemiec pozostawiono ich samych sobie. W jednym z obozów zauważył mężczyznę myjącego swoją menażkę. Choć nie był pewien, podszedł do niego, klepnął w ramię i zapytał: „Léón to të”, „Jo” - usłyszał. Ojciec często o tym wspominał - mówi J. Zmuda Trzebiatowski, dodając: - Później razem wrócili do domu. Do Miastka dostali się koleją, dalszą drogę pokonali pieszo.
Wróćmy jednak do radzieckich żołnierzy. Ich mogiła znajduje się na gminnym gruncie. - Temat jest mi znany. Sprawę zgłosił J. Zmuda Trzebiatowski, który wskazał miejsce pochówku. To jednak jedynie ustne informacje, które nie zostały potwierdzone, a znane są tylko z przekazów. Niemniej chcemy się zająć tą sprawą, zainteresować nią odpowiednie instytucje, by potwierdzić te doniesienia. Wówczas będziemy mogli zadbać o upamiętnienie poległych krzyżem czy tablicą. Musimy mieć jednak więcej danych - mówi B. Ryś.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie