Reklama

Szacunku dla swoich nie mieli. Historia czerwonoarmistów z Prądzonki

28/03/2024 17:20

- Choć to Ruscy, a ich nikt nie lubi, to jednak w listopadzie zapalam im świeczkę. Ich rodziny pewnie nawet nie wiedzą, gdzie spoczęli ich bliscy - mówi Jerzy Zmuda Trzebiatowski z Prądzonki. Tuż obok jego domu spoczywają radzieccy żołnierze.

Prądzonka to niewielka malownicza miejscowość w gminie Studzienice. Przed wojną należała do tych przygranicznych. Droga ją przecinająca, choć dziś wąska, to dawniej ważna o znaczeniu strategicznym. Wiodła bowiem wzdłuż granicy. Niemal na końcu wioski znajduje się gospodarstwo Jerzego Zmuda Trzebiatowskiego. Wydaje się niepozorne, kryje jednak w sobie bogatą historię. - Sam przeprowadziłem się tutaj 28 lat temu z Kramarzyn. Opowiadaniami o przeszłości dzielili się ze mną głównie teść i sąsiad - mówi J. Zmuda Trzebiatowski. Dotyczy ona przede wszystkim obecności wojsk radzieckich w Prądzonce.

Rodzinę teścia i sąsiada wywieziono za Kościerzynę. Zabudowania zajęli żołnierze. - Gdy wrócili, zastali podniszczone budynki, ale zdatne były do zamieszkania. Po czerwonoarmistach pozostała przede wszystkim amunicja w wiklinowych koszach. Zakopano ją. Później przy pracach natrafiłem na nią. Powiadomiłem służby, które wszystko zabrały - mówi J. Zmuda Trzebiatowski, dodając: - Kopiąc fundamenty pod garaż, teść mnie ostrzegał, żebym uważał, bo tam bomby zakopano. Rzeczywiście widać było, że ziemia w tym miejscu jest „przekopana”, ale na nic niebezpiecznego na szczęście nie trafiłem.

Rolnik z Prądzonki opowiada jednak przede wszystkim o tym, co działo się w wiosce w czasie działań wojennych. W miejscowości znajdował się grób niemieckiego żołnierza. - To był młody chłopak. Miał 18, może 20 lat. Co on komu winien? Żołnierze go wzięli i tylko mu powiedzieli: „Teraz wyślemy cię do matki” i strzelili mu w głowę. Jego zwłoki po wojnie ekshumowano - mówi rolnik z Prądzonki. To niejedyna mogiła, która pozostała w wiosce po II wojnie światowej. Nieopodal domu J. Zmuda Trzebiatowskiego, w starej szkole, czerwonoarmiści zorganizowali lazaret. W jednym z budynków gospodarczych zaś kostnicę. - Z opowieści mieszkańców wiem, że Rosjanie nie mieli szacunku dla swoich kamratów. Ciągnięto ich za nogi do tej prowizorycznej kostnicy. Bywało, że żołnierze wcale nie byli martwi, poruszali głowami. Dogorywali w tym gospodarczym budynku - opowiada J. Zmuda Trzebiatowski. Chowano ich niedaleko naprzeciwko jego gospodarstwa. - Część później ekshumowano i przewieziono na cmentarz w Upiłce. Jednak nie wszystkich, o tym wiem z opowiadania sąsiada - mówi J. Zmuda Trzebiatowski. Dziś miejsce, w którym miałyby się znajdować ciała, odróżnia się charakterystycznym obniżeniem terenu. - Mówiłem o tym zarówno dawnemu wójtowi Jerzemu Szpakowskiemu, jak i obecnemu Bogdanowi Rysiowi, a niedawno i kolejnemu, tzn. kandydatowi na wójta. Nic się w tej mierze nie stało. Nie wiem, czy o nich ktoś pamięta. Na Wszystkich Świętych zapalam im świeczkę, wcześniej robił tak teść. Niekiedy przejeżdżający zatrzymują się i dopytują, dlaczego znicze palą się na środku pustego placu - mówi rolnik z Prądzonki.

J. Zmuda Trzebiatowski dzieli się z nami opowieścią nie tylko z Prądzonki. - Mój ojciec mieszkał na wybudowaniu, niedaleko polsko-niemieckiej granicy. Najstarszy brat ojca został zastrzelony przez pogranicznika za przemyt. Zmarł w szpitalu. Z kolei najmłodszy przez całą wojnę się ukrywał. Nie chciał służyć w niemieckim wojsku. Choć rodzina wiedziała, gdzie przebywał, nie wydała go. Nawet mimo tego, że nachodzili ich Niemcy i grozili, że całą rodzinę zabiją. Chłopaka spotkał smutny los. Myślał, że wojna się skończyła. Stracił czujność. Został przez kogoś zdradzony. Złapano go i rozstrzelano jako dezertera - opowiada J. Zmuda Trzebiatowski. Jego ojca wraz z jednym z braci wcielono jednak do Wermachtu. Przez całą wojnę nic o sobie nie wiedzieli. Spotkali się zupełnym przypadkiem we Włoszech. - W momencie kapitulacji Niemiec pozostawiono ich samych sobie. W jednym z obozów zauważył mężczyznę myjącego swoją menażkę. Choć nie był pewien, podszedł do niego, klepnął w ramię i zapytał: „Léón to të”, „Jo” - usłyszał. Ojciec często o tym wspominał - mówi J. Zmuda Trzebiatowski, dodając: - Później razem wrócili do domu. Do Miastka dostali się koleją, dalszą drogę pokonali pieszo.

Wróćmy jednak do radzieckich żołnierzy. Ich mogiła znajduje się na gminnym gruncie. - Temat jest mi znany. Sprawę zgłosił J. Zmuda Trzebiatowski, który wskazał miejsce pochówku. To jednak jedynie ustne informacje, które nie zostały potwierdzone, a znane są tylko z przekazów. Niemniej chcemy się zająć tą sprawą, zainteresować nią odpowiednie instytucje, by potwierdzić te doniesienia. Wówczas będziemy mogli zadbać o upamiętnienie poległych krzyżem czy tablicą. Musimy mieć jednak więcej danych - mówi B. Ryś.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do