
To nie są zwykli budowlańcy, ale też zlecenia, których się podejmują, wymagają specjalnego podejścia i specjalnej wiedzy. RENO-BUD właśnie zajmuje się przywracaniem świetności bytowskiemu dworcowi. O pracach na nim i historii renowacyjnej firmy rozmawiamy z jej szefem Tomaszem Grzonką.
„Kurier Bytowski”: Chyba nie miał pan wyboru, niejako „musiał” zostać budowlańcem...
Tomasz Grzonka: Pewnie tak (uśmiech). Rzeczywiście od 7 klasy szkoły podstawowej w każde wakacje dorabiałem sobie na budowach. Czy to pracując u ojca, czy w firmie Żmuda pana Mariana Żmuda Trzebiatowskiego. Te doświadczenia zapewne przeważyły, kiedy kończąc bytowski ogólniak, rozważałem co dalej. Wybrałem studia magisterskie na Politechnice Gdańskiej, na Wydziale Budownictwa Lądowego. Do tego było mi najbliżej.
Po studiach w 2000 r. wrócił pan do Bytowa.
Nie potrafiłem sobie wyobrazić życia w Trójmieście, zwłaszcza że w tamtym czasie nie tak łatwo było znaleźć pracę w moim fachu. Tak się złożyło, było to bodajże pod koniec lipca 2000 r., że w „Kurierze Bytowskim” ukazało się ogłoszenie, że bytowska firma zatrudni inżyniera. Tak właśnie trafiłem do firmy pana Henryka Bogusławskiego. Zaraził mnie pasją do prac przy zabytkach. Pod jego okiem zdobywałem cenne doświadczenie i praktykę niezbędną do kierowania robotami budowlanymi przy obiektach zabytkowych. Uprawnienia budowlane uzyskałem w 2004 r. Ich dopełnieniem są liczne szkolenia, także za granicą, oraz studia podyplomowe z zabytkoznawstwa i konserwatorstwa dziedzictwa architektonicznego na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Ukończyłem je w 2015 r. pod czujnym okiem prof. Jana Tajchmana, jednego z czołowych polskich konserwatorów.
Dziś bytowski RENO-BUD to pańska firma...
Najpierw w 2010 r. zarejestrowałem własną działalnością gospodarczą, a rok później przejąłem po panu Henryku pracowników. Ale założenie RENO-BUD-u zostało niejako wymuszone przez los. Pan Henryk zamykał działalność i trzeba było wybrać, którą drogą dalej idziemy. Czy szukamy zatrudnienia w innych firmach, czy jednak zakładamy nową, własną, i kontynuujemy dzieło, które zapoczątkował pan Bogusławski. Mówię w liczbie mnogiej, bo kwestia ta dotyczyła zarówno mnie, jak i pracowników. Mimo że nie byłem w żadnym stopniu przygotowany na taki obrót sprawy, postanowiłem spróbować. Zaryzykowałem, świadom tego, że tak doświadczonych ludzi, z których wielu pracowało jeszcze w dawnych Pracowniach Konserwacji Zabytków, stanowiących zgrany i solidny kolektyw, po prostu nigdzie się później nie znajdzie. Oczywiście towarzyszył temu zarówno strach, obawa czy się uda, jak i olbrzymi stres. Była też nadzieja, że dobra szkoła, jaką dostałem w poprzedniej firmie, pozwoli przetrwać trudne początki. Bardzo pomogło wsparcie zaprzyjaźnionych przedsiębiorstw. Utrzymaliśmy się na trudnym rynku w trudnych czasach, zachowując całą kadrę. Dziś śmiało można powiedzieć, że oczekiwania zostały spełnione.
To musi być ciekawa robota. Takie zetknięcie dzisiejszego budownictwa z historią.
Specyfika pracy na obiektach zabytkowych jest szczególna. Dążymy do maksymalnego zachowania oryginalnej substancji, bo to przecież ona stanowi o wartości, także historycznej, danego obiektu. Czyli jeżeli jest to możliwe, to staramy się naprawić, a nie wymienić czy wyrzucać jakiś element.
Bardzo ważne jest także, by nie szkodzić. Jeżeli nie mamy o czymś pojęcia, wiedzy lub proponuje się zastosowanie złych materiałów lub niewłaściwej technologii, to lepiej tego nie robić, by nie zniszczyć w sposób nieodwracalny substancji zabytkowej. Niestety, żyjemy w czasach, gdy nie dla wszystkich jest to oczywiste.
Pracujemy na wysokiej jakości sprawdzonych materiałach renowacyjnych czołowych firm branżowych jak Remmers czy Keim. Bardzo często zlecamy wykonanie specjalnie dla nas kształtek ceramicznych, cegieł w zaprzyjaźnionej cegielni Ceramsus w Pogalewie Małym. Dysponuje zabytkowym, wpisanym do rejestru piecem Hoffmana, który wciąż działa bez zarzutu. Ten proces wytwórczy trwający czasem 4-6 tygodni także musimy brać pod uwagę, jeżeli chodzi o termin realizacji. Nie ma też mowy o zbytnim pośpiechu czy pracy na akord. Jeżeli zależy nam na jakości, musimy przestrzegać reżimu technologicznego. Za to później satysfakcja z wykonanej pracy jest niesamowita.
Naszą mocną stroną jest stabilna i doświadczona kadra. Pracownicy potrafią pokonać każde trudności. Często zmuszeni są opracowywać własne patenty. Ich pomysłowość nie raz potrafi zaskoczyć, wprawić w osłupienie, lecz oczywiście wszystko zgodnie ze sztuką budowlaną. Z tego też powodu co jakiś czas bierzemy udział w specjalnych szkoleniach. Jednak, proszę mi wierzyć, nic nie zastąpi wieloletniej praktyki.
No to gdzie pracowaliście?
Na przestrzeni ostatnich lat wykonaliśmy sporo ciekawych realizacji. Często na obiektach prestiżowych. Na naszym lokalnym podwórku to np. gros prac na bytowskim zamku. Ostatnio dla Muzeum Zachodniokaszubskiego adaptowaliśmy poddasza pod ekspozycję twórczości Józefa Chełmowskiego czy też wymienialiśmy pokrycie dachowe na Baszcie Młyńskiej. Jeszcze wcześniej remontowaliśmy elewację budynku Urzędu Miejskiego przy ul. 1 Maja i stojącego za nim Przedszkola nr 1, które jest dawnym domem landrata. Zajmowaliśmy się też renowacją pomnika ku czci jeńców wojennych z I wojny światowej stojącym na cmentarzu komunalnym przy ul. Gdańskiej. Bardzo fajnie współpracowało się z panem Czesławem Langiem, który powierzył nam renowację elewacji swoich pałaców w Poborowie i Barnowie.
Ale to niejedyne pomorskie pałace, których odnowienie macie na koncie?
Podjęliśmy się też kompleksowej renowacji pałacu państwa Paszotów w Podolu Wielkim (gm. Główczyce).
To ci sami, którzy znani są z produkcji wyśmienitego oleju rzepakowego i markowych wódek?
Ci sami. Przesympatyczni ludzie. Dostali do nas kontakt z polecenia. Przeprowadzili wizytację kilku naszych realizacji i tak zaczęła się owocna współpraca. Najpierw pałac, w którym wykonywaliśmy kompleksowe prace renowacyjne elewacji wraz z odtworzeniem całego wystroju architektonicznego, czyli sztukaterii. Spora jej część została odtworzona metodą tradycyjną ciągnioną na mokro. Podobnie tynki boniowane. Za to opaski okienne wraz z podokiennikami i gzymsami okiennymi zostały wykonane metodą odlewów sztukatorskich. Było to nie lada wyzwanie, gdyż np. gzyms wieńczący miał w rozwinięciu niemal 50 cm. Kiedy już uporaliśmy się z pałacem, zabraliśmy się do rozbudowy przedwojennej ceglanej gorzelni o spory kartoflarz, oczywiście również z cegły. Następnie zaadaptowaliśmy dużą część gorzelni na wysokogatunkową destylarnię. Potem przyszła kolej na renowację jej ceglanego komina o wysokości ok. 33 m. Musieliśmy wykonać specjalne konstrukcje wsporcze dachu, by móc na nim ustawić rusztowanie. Komin został częściowo rozebrany, odtworzony i poddany kompleksowym pracom konserwatorskim. Będzie służył przez wiele kolejnych lat. Musieliśmy się z nim uporać w krótkiej przerwie technologicznej pracy gorzelni.
Poza pałacami zajmowaliście się też kościołami...
W naszej okolicy pracowaliśmy w zabytkowych kościółkach na Gochach. M.in. w Brzeźnie Szlacheckim wymienialiśmy posadzkę z lastrykowej na ceramiczną ze specjalnych płytek ceglanych o wym. 20x20 cm wykonywanych na zamówienie. W lipcu znowu się tam pojawimy. Weźmiemy się do prac konserwatorskich ścian zewnętrznych i pokrycia dachowego. Dachem z gontów i ścianami zewnętrznymi zajmowaliśmy się też w kościele w Borzyszkowach. Dalej od Bytowa też pracowaliśmy. Np. w Swarożynie renowacji poddaliśmy elewację szczytową zabytkowego kościoła pw. św. Andrzeja Boboli, a w Przechlewie ratowaliśmy drewniany strop prezbiterium kościoła pw. Matki Boskiej Częstochowskiej. Po badaniach odzyskał dawny wystrój. Tamtejsza polichromia na nowo zachwyca niesamowitą ciemnoniebieską barwą. Remontowaliśmy wieżę kościoła w Pieńkowie, w którym to pozostawiliśmy oryginalną więźbę dachową, a nad nią wykonaliśmy nową wraz z pokryciem z dachówki karpiówki.
Czy jakoś szczególnie któreś ze zleceń utkwiło panu w pamięci?
Wszystkie były ciekawe. Ale np. w kościele pw. św. Anny także w Przechlewie, w którym to odtwarzaliśmy oryginalną posadzkę ceramiczną z cegły, przy okazji musieliśmy odkopać kryptę w nawie głównej. Należało odtworzyć wentylację i zwalczyć silne zagrzybienie. Do krypty nikt nie wchodził od bardzo wielu lat, a wcześniej, podczas wojny, została splądrowana. Wraz z panią konserwator Krystyną Mazurkiewicz-Palacz musiałem ją uporządkować, w tym pozbierać porozrzucane szczątki ludzkie. Później zostały złożone we wspólnej urnie. Pracowaliśmy w rękawiczkach i maskach ze względu na możliwość zakażenia się mikrobami. Po posadzce renowacji zostały poddane ściany. Odtworzyliśmy malowidła. Bardzo ciekawym zadaniem okazało się oczyszczenie sklepienia prezbiterium zabrudzonego m.in. dymem od świec. Prace miały zostać wykonane w taki sposób, by jak najmniej wpływać na strukturę malowideł. Żadna silna chemia nie wchodziła w grę. Najlepiej sprawdził się... zwykły chleb, a dokładniej jego środek. Świetnie zbierał zabrudzenia. Codziennie zużywaliśmy po kilkanaście bochenków i tak przez prawie dwa tygodnie...
Czy coś jeszcze przychodzi panu na myśl?
Bardzo trudna okazała się kompleksowa renowacja wnętrza kościoła Mariackiego w Słupsku. Nie było mowy, by średniowieczna świątynia z XIII w. została zamknięta na czas robót. Tak więc pracowaliśmy przy normalnym funkcjonowaniu kościoła, co z kolei wpływało na nasz cykl i rytm. Kiedy tylko nadchodziła pora nabożeństwa, wszystko sprzątaliśmy i przerywaliśmy roboty. Po jego zakończeniu zaczynaliśmy znów. Wszystko pod ścisłą kontrolą konserwatorską. Wykonaliśmy masę odkrywek. Udało nam się „dokopać” do oryginalnego średniowiecznego wystroju ścian i sklepień. Nowa kolorystyka na początku chyba lekko szokowała wiernych. Kilkukrotnie pojawiała się specjalna komisja kościelna, która sprawdzała postęp i jakość prac. Nie lada wyzwaniem były sklepienia krzyżowe, których zworniki znajdują się 16-17 m ponad posadzką. Zbudowaliśmy specjalne pomosty robocze, by spokojnie i bezpiecznie pracować na wysokości. W dwóch miejscach pozostawione zostały tzw. świadki, czyli oryginalne, odkryte malowania pierwotne. Bardzo miłym gestem ze strony proboszcza ks. Krawczyka było wpisanie z imienia i nazwiska każdego naszego pracownika, który brał udział w renowacji, w zamurowanej w sklepieniu kapsule czasu.
W Słupsku RENO-BUD zajął się też Sądem Okręgowym...
Konkretnie jego elewacją. Ten piękny przedwojenny budynek wpisany do ewidencji zabytków ma ją ceglano-tynkowaną. Teraz odzyskała swój dawny blask. Fuga wapienna w odcieniu złamanej bieli świetnie eksponuje rysunek. Tę realizację zapamiętamy także z powodu kilku akcji... czy też afer pt. „cisza”, które zafundowali nam sędziowie niecierpiący odgłosów pracujących na rusztowaniu budowlańców.
Aktualnie w Słupsku kończymy jako podwykonawca remont i konserwację zabytkowego ogrodzenia ceglanego ratusza. Temat trudny, skomplikowany, wymagający sporo doświadczenia. Znaczną część ogrodzenia rozebraliśmy wraz z bramami wjazdowymi i odtworzyliśmy na nowo. Kształtki ceramiczne, także szkliwione, dachówki mnich-mniszka, zostały wykonane na specjalne zamówienie w cegielni Ceramsus.
Dziś pańskich pracowników widać na bytowskim dworcu...
Zanim do tego przejdziemy, wspomnę, że w 2018 r. na zlecenie firmy Stanisława Repińskiego wykonaliśmy renowację elewacji zabytkowego dworca w Kościerzynie. Miało to być umiarkowanie trudne zlecenie. Niestety ceglana elewacja została otynkowana bardzo mocnym szprycem. Jego mozolne usuwanie zajęło nam praktycznie ponad dwa miesiące. Niekończące się cykle namaczania, wysychania i ręcznego skuwania, tak by w jak najmniejszym stopniu ucierpiało lico cegły, śniły się nam po nocach. Ogrom trudu może uzmysłowić fakt, iż w pewnym momencie przez nadzór konserwatorski i inwestora rozważano nawet ponowne otynkowanie dworca. Jednak udało się pokonać przeciwności. Prace pod ścisłą kontrolą Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Gdańsku doprowadzono do końca. Budujące dla nas były pochwały spływające zewsząd. W pewnym stopniu przyczyniliśmy się do tego, że budynek dworca w Kościerzynie został zwycięzcą ogólnopolskiego ministerialnego konkursu „Zadbany zabytek” w kategorii adaptacja obiektu zabytkowego.
Jak rozumiem, chciał pan powiedzieć, że macie doświadczenie ze starymi dworcami.
Ano mamy. Zacznę od tego, że remont bytowskiego dworca wykonuje konsorcjum firm Przedsiębiorstwo Drogowe Roman Jereczek i Przedsiębiorstwo Budowlane Turzyński. Nasza firma jako podwykonawca będzie odpowiadać za wszelkie prace konserwatorskie, restauratorskie czy renowacyjne. Wykonamy m.in. iniekcje poziome, izolacje, prace murarskie wewnętrzne w obrębie odkrytych łuków ceglanych, które trzeba będzie częściowo rozebrać i spiąć poniżej poziomu nowych posadzek. No i oczywiście zajmiemy się elewacją. Tu mogę podpowiedzieć, że podczas odkrywek sondujących posadowienie budynku dworca udało nam się natrafić na kilka oryginalnych glazurowanych kształtek ceramicznych. Na ich podstawie jest już opracowywana receptura szkliwa koloru ciemnobrązowego. Zostanie użyta przy renowacji. M.in. przy odbudowie wiatrołapu wejścia głównego. Ten co prawda jeszcze stoi, ale wkrótce zostanie rozebrany ze względu na wtórną cegłę i kiepską jakość. Dzięki temu będzie wyglądał porządnie, jak reszta elewacji. Postaramy się też ukryć szpecącą widok rynnę. Przyjrzeliśmy się już drewnianym stropom. Są w opłakanym stanie. Koniecznie trzeba je będzie wzmocnić, a nawet częściowo wymienić. W produkcji są natomiast okna drewniane, które zostaną dokładnie odtworzone na podstawie istniejącej stolarki z zachowaniem wszystkich oryginalnych zdobień.
Niespodzianką były też ceglane fundamenty. Czy spodziewa się pan odkrycia czegoś kolejnego?
Tego jestem niemal pewien. Z doświadczenia wiem, że w miarę postępu prac będziemy się musieli mierzyć z co rusz nowymi trudnościami, przeszkodami. Z drugiej strony wszystkie firmy, biorące udział w realizacji tego ważnego i przyszłościowego dla naszego miasta zadania, podchodzą do robót bardzo ambicjonalnie. Chcemy pokazać, że lokalne firmy w niczym nie ustępują bardziej renomowanym, dużym, z większych miast, a ponadto poprzez swoją elastyczność, zaangażowanie i poczucie lokalnego patriotyzmu w wielu aspektach nawet je przewyższają.
A plany na przyszłość?
W krótszej perspektywie to uporać się w terminach ze wszystkimi zamówieniami. COVID-19 trochę nam wszystkim namieszał. A co do dalszej perspektywy, wiele będzie zależało od zamówień publicznych, bo na nich się głównie opieramy. Mam nadzieję, że najciekawsze realizacje są dopiero przed nami, gdyż najlepszymi bodźcami rozwoju są właśnie ambitne, nieszablonowe wyzwania zawodowe. Korzystając z okazji chciałbym podziękować wszystkim pracownikom za zaangażowanie, rzetelność, solidność i staranność, bo to oni robią różnicę. Bez nich nie byłoby RENO-BUD-u takiego jakim jest.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!