
Rodzice czwórki 10-latków liczyli, że ich pociechy rozpoczną naukę w szkole w Dąbrówce. To dlatego 4 września posłali je do placówki na rozpoczęcie roku szkolnego. Jednak tam się okazało, że klasa, do której mieliby uczęszczać, nie została utworzona. Ostatecznie po trzech dniach dzieci zapisano do bytowskiej „piątki”.
- Chodziły do Dąbrówki od pierwszej do trzeciej klasy. Mimo że rozmawiano z nami o tym, że klasy czwartej może nie być, nikt nam ostatecznie nie powiedział, że jej nie utworzono. Wręcz przeciwnie, zrozumieliśmy, że u nas taka powstanie - mówi mama jednego z dzieci z Dąbrówki.
4.09. zaraz po tym, kiedy okazało się, że klasy jednak nie utworzono, rodzice udali się do wójta Borzytuchomia Witolda Cyby. Towarzyszyła im sołtyska Dąbrówki Katarzyna Meger i radny Henryk Kędziora. Nie ukrywali wzburzenia i zawodu. - Jutro odbędzie się komisja Rady Gminy w tej sprawie i wszystko sobie wyjaśnimy - proponował wójt. To nie uspokoiło rodziców. - Jutro nasze dzieci muszą pójść do szkoły - podkreślali. Ostatecznie uzgodniono, że rano 5.09. czwartoklasiści przyjdą do szkoły w Dąbrówce na zajęcia, a wieczorem pojawią się na obradach komisji, na których zjawią się też wójt i dyrektor Zespołu Szkół w Borzytuchomiu, któremu podlega placówka w Dąbrówce.
Jak się okazało, 5.09. zajęć dla czwórki 10-latków w szkole w Dąbrówce nie zorganizowano. - One nie są naszymi uczniami, rodzice nie zadeklarowali, że będą do nas uczęszczać, więc nie mogliśmy wziąć odpowiedzialności za nie - tłumaczył potem dyrektor ZS w Borzytuchomiu Jarosław Ścigała. Wieczorem rodzice spotkali się na posiedzeniu komisji Rady Gminy Borzytuchom. Oprócz radnych przybyli wójt i dyrektor szkoły.
Na początku spotkania w Borzytuchomiu wójt mówił o trudnościach związanych z prowadzeniem szkół. Swoją oświatę gmina finansuje głównie z subwencji rządowej, ale dodaje do tego również 2 mln zł. Stąd większą uwagę przykłada do racjonalizowania wydatków. A tu zasada jest prosta. Im większa szkoła, tzn. im ma więcej klas, im są liczniejsze, tym ich utrzymanie jest tańsze. W gminie Borzytuchom całkowity roczny koszt utrzymania jednego ucznia według szkół wynosi: w Borzytuchomiu (218 uczniów, 13 klas) - 16,6 tys. zł, w Dąbrówce (41 uczniów, 4 klasy) - 37,7 tys. zł oraz w Niedarzynie (34 uczniów, 4 klasy) - 45 tys. zł. To właśnie z tego względu swego czasu borzytuchomski samorząd wprowadził ograniczenia, zwłaszcza że subwencja oświatowa, jak wskazał dyrektor J. Ścigała, od 2016 r. przestała nadążać za wzrostem kosztów utrzymania placówek. - W tej chwili w naszej gminie obowiązuje prawo ustalone przez komisję oświatową, że klasa musi liczyć minimum 8 osób. To i tak jest liczba deficytowa, bo żeby była samofinansująca się [tzn. by wystarczyło finansowanie tylko z subwencji oświatowej - przyp. redakcji], potrzeba ok. 15. Zgodziliśmy się, że w pewnych okolicznościach może być nawet 6 osób. Niedarzyno podporządkowało się tej zasadzie i dwie klasy przeszły do Borzytuchomia - mówił W. Cyba, dodając: - W marcu starałem się przekonać rodziców z Dąbrówki, że klasa 4-osobowa to duży wydatek finansowy, a z drugiej strony marne warunki rozwojowe dla dzieci. Prosiłem, by się sami zorientowali, kontaktując z psychologami szkolnymi, czy to służy rozwojowi czy nie.
Wójt powiedział też, że widząc opór rodziców przed posłaniem dzieci do Borzytuchomia, zwrócił się do sołtys Dąbrówki, by w funduszu sołeckim zabezpieczyła 50 tys. zł. Gmina miała dołożyć 150 tys. i tak uzbierano by 200 tys. zł na sfinansowanie 4-osobowej klasy w Dąbrówce. - Dwie rozmowy w tej sprawie odbyły się przed moim wyjazdem na turnus rehabilitacyjny w lipcu. Sądziłem, że społeczność wsi się zbierze i to uchwali. Kiedy wróciłem, zapytałem w urzędzie, czy już te pieniądze z funduszu sołeckiego są. Dowiedziałem się, że nie. Uznałem więc, że sprawa jest załatwiona inaczej. Wczoraj zostałem przygnieciony informacją, że jednak nie - tłumaczył wójt. Jak wyjaśniał, sytuacja finansowa gminy jest napięta i nie da się znaleźć pieniędzy na osobny, 4-osobowy oddział w Dąbrówce. - Pan radny Kędziora zaproponował, by sprzedać działkę budowlaną w Dąbrówce i w ten sposób znaleźć pieniądze. Ja od tego pomysłu jestem daleki. Na niej siedzi archeolog. Poza tym sprzedaż wymaga długiej procedury. Wycena, obwieszczenie, przetarg, akt notarialny. Pieniądze najszybciej pojawiłyby się w lutym, może styczniu - mówił włodarz. Podkreślał też, że mimo propozycji zabrania czwartoklasistów do Borzytuchomia byt szkoły w Dąbrówce nie jest zagrożony. Przypomniał o właśnie budowanej sali gimnastycznej, a potem jeszcze mówił o planowanym zagospodarowaniu poddasza.
Również niektórzy radni z komisji zwracali uwagę, że dzieci będą miały lepiej w Borzytuchomiu, a równocześnie że wszystkie w gminie powinny być równo traktowane. - Zgodnie z tym, co wcześniej ustaliliśmy na temat limitu liczby uczniów w klasach, te dzieci powinny być skierowane do Borzytuchomia bądź wedle woli rodziców gdzie indziej - mówiła przewodnicząca komisji oświaty.
Rodzice starali się pokazać, że cały czas dawano im nadzieję na utworzenie klasy w Dąbrówce. - Spotkaliśmy się w tej sprawie z wójtem w marcu. Wtedy powiedział nam, że wrócimy do niej po Świętach Wielkanocnych. Potem jeszcze miały być spotkania z panem wójtem, dyrektorem i kierownikiem szkoły w Dąbrówce. Jedynie na pierwszym zjawili się oni wszyscy. Na kolejnych spotkaniach ze strony wójta padła deklaracja, że pierwszego września możemy przyprowadzić dzieci do szkoły - przypominała sołtys K. Meger. Jednocześnie zauważyła, że nie może przekazać pieniędzy z funduszu sołeckiego na utrzymanie szkoły, bo nie leży to w jej kompetencjach.
Jedna z radnych zapytała, czego obawiają się rodzice czwartoklasistów. - Wszystkie informacje, które posiadamy o tej sytuacji, pochodzą od dzieci, które przychodząc ze szkoły, nam je przekazywały. Nie było bezpośredniego kontaktu rodziców z panami dyrektorem i kierownikiem. Raz ustalono termin zebrania, na które pozwalnialiśmy się z pracy. Ale w ostatniej chwili zostało ono odwołane. Spotkaliśmy się raz u pana wójta. Było burzliwie, nie doszliśmy do żadnego porozumienia. Wtedy nasze dzieci miały przyjechać do szkoły w Borzytuchomiu. Przedtem przyniosły druk ze zgodą, na którym było napisane, że jadą poznać nowego wychowawcę oraz kolegów i koleżanki. Początkowo nie zgodziliśmy się, bo nie tak wcześniej ustalaliśmy. Przecież decyzja jeszcze nie zapadła - mówił rodzic jednego z dzieci. Inny przypomniał, że w czerwcu wychowawczyni zwracała się do rodziców z deklaracją, w których mieli wyrazić zgodę na przejęcie ich dzieci do Borzytuchomia. - Nikt tego nie podpisał. A teraz dowiadujemy się, że dzieci przyjęto do Borzytuchomia. Jakim prawem? Potem kierownik stwierdził, że to jednak jest zespół szkół i żadna zgoda nie jest potrzebna - mówił.
- Ja w dalszym ciągu czekam na deklaracje w sprawie waszych dzieci. Żadne nie zostało wpisane na listę naszych uczniów. Nie ma ich w Dąbrówce ani w Borzytuchomiu - wtrącił J. Ścigała, dodając, że przed wakacjami wyjaśniał, jak będzie we wrześniu, a jednocześnie chciał się spotkać z rodzicami w lipcu, ale nic z tego nie wyszło. - Bo pan wójt mówił, że klasa jednak powstanie - ripostował jeden z ojców. - Nie powiedziałem, że pierwszego września spotkamy się w Dąbrówce, tylko że sprawę postaramy się rozwiązać - oponował wójt.
W drugiej części dyskusji, podczas której wskazywano także na niekorzystny czas przyjazdu po dzieci z Dąbrówki dojeżdżające do szkoły w Borzytuchomiu, wójt złożył deklarację skierowaną do rodziców. - Nasza propozycja jest taka: jutro o godzinie 7.40. do Dąbrówki przyjedzie samochód po wasze dzieci. Po zajęciach w ciągu 20 minut zostaną odwiezione do domu. Tak to zorganizujemy do końca tego roku szkolnego - powiedział wójt. Rodzice jednak nie odpowiedzieli, co zrobią. - Musimy się jeszcze nad wszystkim zastanowić - tłumaczyli, wychodząc ze spotkania.
Rano 6.09. żadne z czwórki 10-latków z Dąbrówki nie pojechało do Borzytuchomia gminnym autem o godz. 7.40. - Jeszcze wczoraj wieczorem po wyjściu ze spotkania z radnymi i wójtem ustaliliśmy, że będziemy starać się o przyjęcie naszych dzieci do bytowskiej „piątki”. Zależy nam, żeby uczyły się razem w jednej klasie. Są bardzo zżyte ze sobą - powiedziała nam tego dnia jedna z mam. Dodała, że ich pociechy będą dojeżdżać do Bytowa, gdzie uczyć się będą w jednej klasie. - Kto wie, czy gdyby w maju, czerwcu, jednym słowem wcześniej, jasno nam powiedziano że szans na utworzenie oddziału w Dąbrówce dla naszych dzieci nie ma, to czy ostatecznie nie zdecydowalibyśmy się we wrześniu je posłać do Borzytuchomia. Rozumiemy racje gminy, ale dziś czujemy, że zwodzono nas przez całe wakacje. Straciliśmy zaufanie - powiedziała nam jedna z mam.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie