
To obraz jak z bajki, w której kozy dokazują, a pies lubi się z kotem. Zaglądamy do niezwykłego gospodarstwa Joanne Wehrli z Baranowa.
Kiedy wchodzę na posesję w Baranowie, wita nas szczekający niewielki, siwo-biały pies. Nie ma co się obawiać. Jest bardzo przyjaźnie nastawiony. Od razu zaczyna domagać się pieszczot. Z niewielkiej, drewnianej przyczepy dobiega hałas szlifierki. Kieruję się w tamtą stronę z towarzyszącym u nogi pieskiem. Wejścia do pracowni pilnują dwie kozy, Pomyłka i Izabel, które gdy tylko widzą swoją właścicielkę, Joanne Wehrli, niewielkimi drewnianymi schodkami wspinają się do wejścia, w których stoi. - Właśnie ucinam deski, które posłużą jako balustrada balkonu - wyjaśnia pochodząca ze Szwajcarii kobieta i zaprasza do środka. - Zarówno ogrodzenie dla zwierząt, jak i drewniane domki dla nich wykonywałam sama z pomocą kolegi Piotra. Wcześniej miałam już styczność z manualnymi pracami, ale z takim typowym majsterkowaniem dopiero teraz, gdy pojawiły się zwierzęta.
J. Wehrli po pokazaniu nam pracowni zaprasza na zewnątrz, gdzie siadamy na drewnianych krzesłach. Towarzyszą nam pies oraz dwie kozy. Pomyłka, ta bielsza w łatki, jest bardzo łasa na pieszczoty. Gdy głaszczę ją po brodzie, ewidentnie domaga się jeszcze. Wydaje się też cwana, bo gdy tylko rozpoczynamy rozmowę, ta przypomina o sobie, ciągnąc a to za zamek kurtki, a to cholewkę butów. W pewnym momencie czuję szarpnięcie z tyłu głowy... Trzeba przyznać, że Pomyłka łapie się wszystkich sposobów, aby ściągnąć na siebie uwagę innych. Jest nawet zdolna do wyrwania pukla włosów, i to moich. Nie szczędzi też czułości swojej opiekunce, liżąc ją po policzku i rękach.
Pupile zajmują w tym domu szczególną rolę. - Absolutnie nie są hodowane na mięso. To członkowie rodziny. Zawsze marzyłam o posiadaniu małego gospodarstwa ze zwierzętami. Mieszkając jeszcze w Genewie, miałam kurę, która żyła ze mną w środku miejskiej aglomeracji. Gdy sprowadziłam się tu do Baranowa, wiedziałam, że mając obok pole, warto je wykorzystać, aby dać zwierzakom przestrzeń do życia. Zresztą co to by była za przyjemność z ich obserwowania, gdyby miały być trzymane w klatce. Dla mnie największą radością jest właśnie przyglądanie się ich zwyczajom, zachowaniom bardziej bezpośrednio. Widać też, jakie są szczęśliwe - mówi J. Wehrli.
Aktualnie w jej gospodarstwie żyją kot (który jako pierwszy pojawił się 3,5 roku temu), 9 kur, pies Ciapek, 3 króliki: Malina, Luna, Kicia, wspomniane dwie kozy: Izabel i Pomyłka, oraz dwa muły, Kajko i Kokosz, które są najmłodszymi członkami rodziny, przebywają w zagrodzie ledwie od maja. - W zasadzie szukałam osła, ale nikt w okolicy nie miał go na sprzedaż. Przeglądając strony internetowe, natrafiłam na ogłoszenie właśnie o mułach. Poczytałam trochę. Skonsultowałam z dziećmi. Pojechałam do Szczecinka i kupiłam. Nadal się oswajają. Nie są tak towarzyskie jak kozy, ale podchodzą do mnie i dają się pogłaskać, np. przy jedzeniu - tłumaczy J. Wehrli. Aby odpowiednio zająć się swoimi zwierzętami, opiekunka zbierała informacje na ich temat z różnych źródeł. - Musiałam nauczyć się, jak o nie dbać, co jedzą. Pytałam okolicznych gospodarzy, ale też konsultowałam zdobytą wiedzę z weterynarzem. Na szczęście wszystkie są zdrowe - opowiada.
Właścicielka zaprasza na spacer po obejściu. Rusza z nami Ciapek oraz dwie kozy na przedzie, które tu ugryzą trawę, tam uszczkną gałązkę. Cały czas się jednak odwracają głowy, sprawdzając, czy ich opiekunka nie zniknęła im z oczu, szczególnie w lesie. Robimy małe kółko i wracamy do zagrody. Mijamy muły, które nas obserwują, jednak nie podchodzą póki co bliżej. - Dzień rozpoczynam od odprawienia dzieci do szkoły. Oczywiście budzi nas Ciapek merdający ogonem, z którym po odprowadzeniu na busa dziewczynek idę na spacer po zagrodzie. Rzucam wszystkim karmę, sprzątam ich schronienia, daję wodę. Sprawdzam, czy kury zostawiły niespodziankę, choć ostatnio bardzo mało się niosą. Potem mam czas zająć się swoimi domowymi sprawami. Córki, gdy wracają, również z chęcią pomagają. Jedna z nich najbardziej uwielbia psa, choć pomaga też w dojeniu kozy Izabel. Spod jej ręki wychodzi mnóstwo rysunków z naszymi pupilami. Z kolei druga kocha konie, które pasą się na działce sąsiada tuż obok. Dzieci cieszą się, że mają taki zwierzyniec - mówi J. Wehrli, dodając: - W zależności od pory roku zamykam kozy. Wiadomo, gdy zimniej, trzeba to robić. Kury same wracają do kurnika.
Prawie kończąc obchód, przystajemy przy niewielkim drewnianym domku, który należy do kóz oraz... królika. - Dogadują się ze sobą wyjątkowo dobrze. Kicia jest rasy nowozelandzkiej - tłumaczy J. Wehrli. Króliczyca ma rude umaszczenie. Swoje też na pewno waży. Biorę ją w obie ręce, bo jedną nie dałabym rady. Po chwilowym bezruchu nieco się rozluźnia i mogę spokojnie ją pogłaskać. Właścicielka woła, aby podejść parę kroków za chatkę. Tam zauważam wąski, głęboki dół. - To robota Kici. Kopie sobie nory. Póki co ta jest jej największą. Na szczęście wraca do swojej bezpiecznej chatki, choć nawet tam dobrała się do kopania. Zawsze jej to zasypie - tłumaczy opiekunka, dodając: - Co ciekawe, królik bardzo lubi spać z kotem. Często jesteśmy też raczeni takim widokiem w domu, gdy pies śpi na plecach, a na jego brzuchu kot. To niesamowite oglądać, jak rasy, o których mówi się, że się nie dogadają, potrafią żyć ze sobą w harmonii. Ważne jest to - i uczę tego swoje dzieci - aby okazywać wszystkim żywym stworzeniom szacunek, bo naprawdę potrafią zrewanżować nam się tym samym.
Jest popołudnie, więc czas na posiłek. Gdy tylko zwierzęta słyszą odgłos sypanego ziarna, szybko pojawiają się przy drewnianym korytku. Nawet muły zapominają o swojej bojaźni. Podchodzą i dają się pogłaskać po pysku. - Marzy mi się, aby to niewielkie gospodarstwo stało się miejscem otwartym dla dzieci, które niekiedy nie mają możliwości dotknąć muła czy kozy. Pamiętać należy, że zwierzęta mają moc uzdrawiania, jak np. konie i wykonywana dzięki nim hipoterapia. W Szwajcarii byłam w miejscu, gdzie szkoli się psy, aby pomagały osobom niepełnosprawnym, niewidomym. Potrafią mieć niesamowity wpływ na ludzi. Dużo też rozumieją, widzę to po moim Ciapku. Póki co nie planuję powiększania inwentarza, ale kto wie... Na pewno nie będą to duże zwierzęta, może np. pszczoły - mówi kobieta.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!