
Po 33 latach kierowania Przedszkolem nr 1 w Bytowie Mirosława Kleinschmidt odeszła na emeryturę. - Od początku uważałam, że dzieci są naszymi równymi partnerami, tyle że małymi, i należy traktować je podmiotowo - zaznacza.
NA GŁĘBOKĄ WODĘ
- Zawsze marzyłam o pracy w przedszkolu. Po szkole podstawowej miałam więc iść do Wałcza do 6-letniej szkoły przygotowującej do tego zawodu. Zdałam egzaminy, jednak później okazało się, nie dostałam się do internatu. Rodzice nie chcieli mnie zostawić tam na stancji, więc wróciłam do Bytowa. Tu zaczęłam uczęszczać do ogólniaka - opowiada Mirosława Kleinschmidt. Po szkole w 1981 r. znalazła zatrudnienie w przedszkolu w Gostkowie jako nauczyciel niewykwalifikowany. - Przepracowałam tam dwa lata i w trakcie podjęłam naukę w studium wychowania przedszkolnego w Lęborku. Po jego ukończeniu wolałam pracować w Bytowie. Mieszkałam tu, nie chciałam dojeżdżać. W tamtych czasach jeździło się autobusem. Stanie na przystanku nie było przyjemne. W Bytowie funkcjonowało kilka przedszkoli, ale ja chciałam pracować właśnie w Przedszkolu nr 3, jak się wówczas nazywało. Podobał mi się ten budynek i rozległy ogród, w którym dzieci mogą się bawić. Trafiłam tu w 1983 r. Przedszkola nadzorował wówczas Zespół Ekonomiczno-Administracyjny Szkół. Dyrektorką placówki była pani Barbara Domisz. Trafiłam do grupy 6-latków, która liczyła 32 dzieci. Od początku bardzo mi się podobało. To było właśnie to, co chciałam robić. Właściwie wszystkie gwiazdy na niebie wskazywały, że to jest ta droga - wspomina.
W 1985 r. podjęła studia w Słupsku na Wyższej Szkole Pedagogicznej. - Zaczęłam je jako panienka, skończyłam jak mama dwójki dzieci. W trakcie wychowywałam więc swoje pociechy, w międzyczasie przebywałam na urlopie wychowawczym. Kiedy wracałam do pracy w 1990 r., ówczesna dyrektorka odchodziła na emeryturę. Szukano więc nowego dyrektora. Pani Domisz wskazała moją kandydaturę. Trochę się przed tym broniłam, obawiałam się, jakie będą relacje z pracownikami, z którymi wcześniej pracowałam jako koleżanka. Byłam młodą osobą. Podjęłam jednak wyzwanie - mówi M. Kleinschmidt. Raptem po 4 miesiącach od objęcia nowego stanowiska nastąpiły spore zmiany. - W 1991 r. przedszkola zostały przejęte przez gminy. Nasza placówka stała się jednostką samodzielną. Należało więc zająć się zatrudnieniem, m.in. księgowego, i innymi sprawami, których wcześniej nie znałam. Musiałam się szybko nauczyć pływać. Nie było łatwo. Nigdy jednak nie żałowałam, że zostałam dyrektorką. Dobrze mi się tu pracowało, zarówno z pracownikami, rodzicami, jak i dziećmi. Wiedziałam, że właściwie to wszystko się robi dla nich. W przedszkolu chciałam stworzyć im drugi dom, w którym będą się czuły bezpiecznie i radośnie. Od początku uważałam, że dzieci są naszymi równymi partnerami, tyle że małymi, i należy traktować je podmiotowo. My musimy ich nauczyć wszystkiego, przygotować do życia w społeczeństwie, do nauki w szkole, a przede wszystkim traktować z szacunkiem - zaznacza M. Kleinschmidt.
KŁĘBY DYMU I NATURALNA ŚLIZGAWKA
W latach 80. w Przedszkolu nr 3 funkcjonowały cztery oddziały. - Grupy liczyły więcej dzieci niż obecnie, nawet 33 osoby. W tej chwili limit to 25. Na brak chętnych nigdy nie narzekaliśmy, zawsze mieliśmy - i mamy - komplet - mówi M. Kleinschmidt. Placówka zmieniła nazwę w 2015 r., kiedy Rada Miejska przydzieliła nową numerację. - Awansowaliśmy, nadano nam numer 1 - mówi z przymrużeniem oka M. Kleinschmidt. Kiedy ponad 10 lat temu przymierzano się do prywatyzacji przedszkoli, walczyła o to, aby ich placówka pozostała publiczną. - Zwarliśmy szeregi - i kadra, i rodzice. Nie wiadomo było, co ta zamiana przyniesie. Wiedzieliśmy, że w gminie musiało zostać przynajmniej jedno przedszkole publiczne, aby móc obliczać, ile kosztuje pobyt dziecka i odpowiednio finansować te prywatne. Walka była duża. Ostatecznie w prywatne ręce gmina oddała dwa. Nasze i Przedszkole nr 2 pozostały publicznymi - mówi M. Kleinschmidt.
Sporo uwagi dyrektorka musiała poświęcić siedzibie placówki. Kiedy tuż przed I wojną światową postawiono budynek, służył za okazałe mieszkanie landrata (odpowiednik starosty). Obok miał spory teren zielony i wozownię. - Później swoje biura mieli tu urzędnicy, działała też poradnia psychologiczno-pedagogiczna. Na przedszkole budynek zaadaptowano w 1976 r. Przez wiele lat znajdował się w bardzo złym stanie technicznym. Wymagał dużych nakładów finansowych, aby doprowadzić go do ładu. Zmagaliśmy się z wieloma trudnymi sprawami - mówi M. Kleinschmidt. Szczególnie kłopotliwa była woda, która pojawiała się w budynku. - Winne okazały się stare poniemieckie rury, popękane, zapadnięte. Woda nie miała odpływu, rozlewała się więc gdzie chciała. Ujście znalazła m.in. w naszym budynku, głównie w kotłowni. Kiedy chcieliśmy napalić w piecu, najpierw trzeba było z kotłowni wypompować wodę, następnie przyjąć na siebie kłęby dymu, które z zawilgoconego pomieszczenia i pieca unosiły się wszędzie, no i wtedy oczekiwać ciepła - wspomina była dyrektorka. Ta sytuacja zmieniła się na początku lat 90., kiedy budynek podłączono do miejskiej ciepłowni. - Woda gruntowa wypływała również w ogrodzie. Tak że zimową porą mieliśmy naturalne ślizgawki, bo na powierzchni zamarzała. Śmiałam się przez wiele lat, że kiedy tak jak inne przedszkola dostawaliśmy pieniądze na remonty, to te nasze zakopywaliśmy do ziemi, bo wydawaliśmy je na zakładanie drenów - mówi z uśmiechem M. Kleinschmidt. Mimo to udawało się przeprowadzać niewielkie remonty. - Wymienialiśmy okna, malowaliśmy ściany. Wciąż jednak była pilna potrzeba generalnej modernizacji - mówi M. Kleinschmidt.
Kapitalny remont udało się przeprowadzić w 2017 r. - Na jego czas musieliśmy się całkowicie stąd wyprowadzić. Długo się do tego przygotowywaliśmy. Nasze oddziały rozdzielono po różnych miejscach w Bytowie. Funkcjonowały w żłobku na Sikorskiego, Szkole Podstawowej nr 5, Centrum Integracji Społecznej i internacie szkoły specjalnej. Otrzymaliśmy też trzy garaże na terenie miasta, gdzie mogliśmy zdeponować rzeczy, które musiały przeczekać remont. Proszę sobie wyobrazić wyprowadzkę z budynku, z którego trzeba zabrać ostatnią kartkę i ołówek, wszystko! Staramy się pracować po gospodarsku, oszczędzamy każdą kartkę, bo może się jeszcze nam przydać, więc sporo się tego nazbierało. Pakowaliśmy się chyba pół roku. Przy okazji zrobiliśmy generalny porządek i pozbyliśmy się tego, co okazało się jednak niepotrzebne - wspomina M. Kleinschmidt, której gabinet na ten czas urządzono w Urzędzie Miejskim.
- Przeprowadzka była sporym wyzwaniem dla rodziców, którzy musieli maluszki rozwozić do tych lokali zastępczych, tym bardziej kiedy mieli np. dwoje dzieci w różnych oddziałach. Nauczyciele pracujący w różnych grupach również musieli się przemieszczać w ciągu dnia. Gmina pozwoliła nam na szczęście na zatrudnienie dodatkowych osób do pomocy - mówi M. Kleinschmidt. Po półrocznym remoncie wrócili do odnowionego budynku. - Przeszedł całkowitą termomodernizację, wymieniono instalacje elektryczne, wodne, grzewcze, okna, dach. Budynek ocieplono. Teraz już przeprowadzamy jedynie kosmetyczne prace - mówi M. Kleinschmidt.
DZIECI UMIAŁY CHODZIĆ
Każdy rok szkolny mijał M. Kleinschmidt bardzo szybko. - Zaczynał się i... za chwilę się kończył. Robiliśmy podsumowanie, a tu zaraz początek kolejnego. Dokładaliśmy sobie pracy, bo organizowaliśmy dodatkowe działania spoza programu, m.in. dotyczące ekologii, bezpieczeństwa. Bardzo fajnie przyjęły się duży festyn rodzinny na naszym placu zabaw czy święto rodziny w Bytowskim Centrum Kultury - wymienia. Jej nadrzędnym celem zawsze było bezpieczeństwo wychowanków. - Bardzo zwracałam na to uwagę pracownikom. Skoro rodzice obdarzyli nas zaufaniem i przyprowadzili nam swoją pociechę całą i zdrową, to taką też muszą odebrać. Należało zrobić wszystko, aby nie zawieść tego zaufania - mówi, dodając: - Ważne jest także przygotowanie dzieci do dalszej nauki nie tylko pod względem edukacyjnym, ale też emocjonalnym i samodzielności. Mam taką wiedzę od nauczycieli i dyrektorów szkół, że dzieci, które przychodziły z naszego przedszkola, były dobrze przygotowane i każdy nauczyciel chciał mieć te z naszej placówki. Cieszę się niezmiernie - przyznaje.
Do dziś pamięta pierwszych wychowanków. - Szczególnie tych, z którymi mijam się nieraz na ulicy. Teraz przyprowadzają do nas swoje dzieci. Chętnie przy okazji oglądają budynek, o którym mówią, że kiedyś wydawał im się taki ogromny - mówi M. Kleinschmidt. Jak zaznacza, dawniej rodzice przyprowadzali swoje pociechy pieszo, dziś większość je dowozi. - Kiedyś, dzięki temu, że chodziły, to miały lepszą kondycję, były zaprawione. Poza tym były lepiej przygotowane do wyjścia na dwór. Teraz przywożone z domu pod przedszkole nierzadko zapominają o szaliku czy rękawiczkach - mówi.
CZAS DLA WNUKÓW
33 lata szefowania placówce wspomina bardzo miło. - Miałam szczęście do ludzi, z którymi pracowałam. Ja też nigdy nie doszukiwałam się czegoś, co mogłoby być złe w człowieku. Widziałam zawsze dobre strony. To też chyba motywowało do pracy, bo kiedy kogoś doceniamy, traktujemy z szacunkiem niezależnie, jaką pracę wykonuje, to on robi to chętnie. Spędzamy w pracy dużo czasu, więc trzeba zadbać o dobrą atmosferę, wzajemną życzliwość. Mimo że stałam z drugiej strony, jako dyrektor, który zarządza, to jednak udawało nam się żyć w koleżeństwie, przyjaźni i wzajemnie się rozumieć. Ludzie muszą uszanować moje decyzje, nie zawsze przyjemne, nie zawsze popularne. A ja szanuję ich i ich pracę. A radość dzieci, kiedy wchodziłam do sali, widok, jak ładnie się bawią, są zadowolone, sprawiały mi naprawdę wielką przyjemność - mówi M. Kleinschmidt. Wśród uciążliwości wymienia szybko zmieniające się przepisy. - Trudno było nadążyć za wszystkimi nowymi ustawami, rozporządzeniami dotyczącymi oświaty, modyfikacjami programu wychowania przedszkolnego, a także za nowoczesną technologią - mówi M. Kleinschmidt.
Kiedy 5 lat temu przystępowała do konkursu na dyrektora, wiedziała już, że będzie to ostatnie podejście. - Zdecydowałam, że już wystarczy. Uważam, że skoro na chwilę obecną dopisuje mi zdrowie i mam energię, chcę też pożyć inaczej, dla siebie. Zapisałam się już na zajęcia sportowe. Mam ogródek, w którym bardzo lubię pracować. Planuję nadrobić lektury, podróżować i odpoczywać. Będę też mogła w końcu poświęcić wnukom trochę więcej czasu - mówi.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie