Reklama

Jednostka w Jamnie obchodziła 100-lecie istnienia

15/07/2023 17:20

W tym roku OSP w Jamnie dołączyło do grona nielicznych jednostek na Ziemi Bytowskiej, które mogą pochwalić się ponad wiekiem istnienia.

W 1923 r., czyli trzy lata po traktacie wersalskim, po którym Polska wróciła na mapę Europy, a Jamno stało się częścią II Rzeczpospolitej, w małej nadgranicznej wsi zawiązała się Ochotnicza Straż Pożarna. Mieszkańcy Jamna jak mało kto zdawali sobie sprawę, jak groźnym żywiołem jest ogień. W 1911 r. płomienie strawiły większość gospodarstw we wsi. Drewniana zabudowa kryta strzechą zajmowała się jedna od drugiej. W większości spłonęła do kamiennych podwalin. - Podobno po wielkim pożarze zostało tylko kilka domów. Z opowiadań starszych mieszkańców wiemy, gdzie stała stara zabudowa. Większość gospodarstw trzeba było odbudować od podstaw, najczęściej już w innych miejscach. To z tego okresu pochodzą charakterystyczne ceglane domy wybudowane według norm obowiązujących w zaborze pruskim, w którego granicach wtedy leżało Jamno - opowiada Tomasz Majkowski, obecny prezes OSP. To już trzecie pokolenie strażaków w tej rodzinie. - Jednym z założycieli naszej jednostki był mój dziadek Maksymilian Lewiński, pierwszy prezes OSP Jamno. Pierwszym naczelnikiem jednostki zaś Konrad Jereczek - opowiada T. Majkowski.

Dzięki temu, że fakty z długiej historii OSP w Jamnie były przekazywane z ojca na syna, a rodziny pierwszych strażaków do dziś mieszkają we wsi, wiemy, że jednym z większych pożarów, w którym brała udział jednostka, był ten z 13.03.1926 r., kiedy płomienie ogarnęły dużą część Parchowa. Ogień zniszczył praktycznie wszystkie zabudowania położone na północy wsi. Strażacy z Jamna w swojej chęci niesienia pomocy nie patrzyli nawet na granice państwowe. - Z opowiadań wiadomo, że ok. 1933 r. zapaliła się gospoda w pobliskim Żukówku. Wieś wtedy była już po niemieckiej stronie. Strażacy z Jamna, nie zważając na to, pojechali gasić pożar u swoich sąsiadów. Musieli wykazać się ofiarnością, bo Niemcy, chcąc się odwdzięczyć, przekazali strażakom z Jamna 15 tys. marek niemieckich nagrody w ramach podziękowania. Całą kwotę przekazano na zakup pierwszej konnej sikawki strażackiej, która przez kilkadziesiąt kolejnych lat służyła w akcjach gaśniczych - opowiada prezes OSP w Jamnie. Pokłosiem akcji w Żukówku była też inna historia, której bohaterem był Józef Wirkus, kowal z Jamna. Chociaż oficjalnie nie należał do OSP, chcąc pomóc strażakom w gaszeniu gospody, pojechał wraz z nimi do Żukówka. Pogranicznicy nie docenili jednak jego poświęcenia i podobno za nielegalne przekroczenie granicy ukarali aresztem.

Właśnie obok wiejskiej kuźni w Jamnie stanęła pierwsza remiza. - Ze wspomnień najstarszych mieszkańców wiemy, że był to drewniany niewielki budynek. Potem obok niego wybudowano nową murowaną strażnicę z wieżyczką obserwacyjną, która stoi do dziś. Służyła nam do 2015 r., kiedy udało się wybudować nową remizę na działce z wyjazdem na drogę wojewódzką 228 - mówi T. Majkowski.

Przez wiek istnienia jednostka miała 6 naczelników. Po K. Jereczku funkcję tą sprawowali kolejno: Wacław Trzebiatowski, Bolesław Szyca, Zdzisław Trzebiatowski, Tomasz Majkowski, a obecnie Dariusz Piankowski. W tym samym czasie OSP w Jamnie miało 5 prezesów. Po Maksymilianie Lewińskim tę funkcję sprawowali kolejno: Edmund Lewiński, Tomasz Majkowski, Zdzisław Trzebiatowski, a obecnie Tomasz Majkowski.

Z kolejnymi latami zmieniał się nie tylko zarząd OSP, ale i sprzęt pożarniczy. Po tym, jak sikawka i konne zaprzęgi odeszły do lamusa, do jednostki przyszła mechanizacja. Pierwsza oparta wyłącznie na pojazdach dostępnych w okolicznych gospodarstwach. - Przez wiele lat strażacy jeździli ciągnikami, do których zaczepiali dwukółki. Pamiętam, że mój brat Marek Majkowski i Roman Szyca mieli umowę, że w razie potrzeby szybko podczepiali traktor do przyczepki i jechali do remizy, gdzie pakowali sprzęt na akcję. Pierwszym prawdziwym wozem strażackim była Nysa, która trafiła do nas w 1995 r. Kilkanaście lat później otrzymaliśmy VW T4 po gdańskiej policji, którego sami dostosowaliśmy do potrzeb strażackich. Od 2017 r. na naszym wyposażeniu jest lekki Iveco ze zbiornikiem na wodę i pompami przystosowany do akcji gaśniczych - mówi T. Majkowski.

Wszystkie pojazdy, które służyły jednostce, uświetniły uroczyste obchody stulecia OSP w Jamnie. - Nasza stara Nysa jako eksponat przechowywana jest w garażach PSP w Bytowie. VW wciąż jeździ do akcji w OSP w Rokicinach. Zabrakło jedynie przedwojennej sikawki. Ustaliliśmy, że dziś znajduje się w Przodkowie w małym muzeum sprzętu pożarniczego. Wybieramy się tam. Być może uda się nam sprowadzić ją z powrotem do naszej remizy w Jamnie - mówi T. Majkowski. 

Jednostka wciąż prężnie działa. Liczy 39 członków. - Na szczęście młodzi zapisują się do straży. Chcą być strażakami i często kontynuować tradycję swoich ojców i dziadków. 15 strażaków jest po kompletnych badaniach i w pełni przeszkolonych, w razie czego gotowych do wyjazdu. Gdy tylko syrena zawyje, szybko 4 lub 5, a często nawet więcej osób, stawia się do akcji. Wielu ochotników to miejscowi rolnicy, którzy są dyspozycyjni w takich przypadkach - mówi T. Majkowski, jeden z organizatorów uroczystych obchodów 100-lecia OSP w Jamnie, które odbyły się 2.07. Uroczystość rozpoczęła się od mszy świętej oraz części oficjalnej, na której wręczono odznaczenia zasłużonym dla jednostki osobom. W części artystycznej wystąpił m.in. zespół Modraki z Parchowa, Kabaret Kùńda oraz muzycy współpracujący z GCKiB w Parchowie. Mimo deszczowej pogody humory dopisały. Był czas na wspomnienia i wspólną zabawę przy poczęstunku.

Z okazji jubileuszu Dariusz Kępa i ks. Krzysztof Jakubek przygotowali specjalny folder „100 lat OSP Jamno”, w którym oprócz wspomnień i starych zdjęć utrwalono najważniejsze fakty z historii jednostki.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do