
- Nikt nie uwierzył, gdy mówiliśmy, że chcemy zacząć uprawiać rabarbar. My zresztą sami jako plantatorzy byliśmy zupełnie zieloni - mówią Janina i Stanisław z Udorpia.
Rabarbar to warzywo bogate w witaminy oraz potas i fosfor. Niegdyś bardzo popularne, obecne niemal w każdym przydomowym ogródku. Dziś nieco zapomniane. Powoli jednak sobie o nim przypominamy. Do popularyzacji przyczyniają się m.in. Janina i Stanisław Iwanowscy z Udorpia (gm. Bytów), którzy od 7 lat prowadzą plantację rabarbaru. - Po rodzicach odziedziczyłem niewielki kawałek ziemi. To ledwie pół hektara. Nie bardzo z żoną mieliśmy pomysł na to, co z nim zrobić. Za mało, by siać zboże, bo opłata za kombajn byłaby wyższa niż zysk ze sprzedaży ziarna. Odłogiem też nie chcieliśmy zostawić. I tak się zastanawialiśmy - mówi S. Iwanowski. Któregoś razu odwiedził ich zięć, który ot tak palnął: „Rabarbar byście posadzili”. - Początkowo wzięliśmy to za żart. Dwa razy nie trzeba nam jednak powtarzać - mówi S. Iwanowski. Wspólnie z żoną zaczęli przeglądać internet i czytać na temat uprawy warzywa. Wcześniej podobne plantacje widzieli w okolicach Słupska.
Sadzonki znaleźli aż pod Warszawą. - Wprawdzie nie jest trudno je zdobyć i są powszechnie dostępne, ale nam zależało na konkretnej odmianie - mówi S. Iwanowski, dodając: - Kupiliśmy malinowe. Wyróżniają się smakiem, a przede wszystkim pięknym czerwonym kolorem. Widać to zwłaszcza w kompocie, który jest bardzo dobry. Od sprzedawcy otrzymaliśmy także kilka rad co do uprawy.
Początki do łatwych nie należały. Trudnością okazała się przede wszystkim susza. - Młode rośliny - zwłaszcza w pierwszym roku - potrzebują bardzo dużo wody. Małym traktorkiem ciągnęliśmy zbiornik z wodą i wężykiem zasilaliśmy każdą roślinę z osobna. Kiedy inni wieczorem zaczynali odpoczywać, my jeszcze pracowaliśmy na polu. Przez pierwsze dwa miesiące nie wiedzieliśmy, jak się nazywamy - mówi S. Iwanowski. Starszym roślinom brak deszczu nie zagraża już tak bardzo, choć obniża plony. Kolejny kłopot sprawiły im pędraki. - Lubią podgryzać przede wszystkim młode rośliny - wyjaśnia J. Iwanowska.
Zaciekawieni sąsiedzi dopytywali Iwanowskich, co też uprawiają na swojej ziemi. - Zgodnie z prawdą odpowiadałem im, że rabarbar. Myśleli, że sobie z nich żartuję. Inni kiwali głowami, przekonując, że się nie uda - my jednak byliśmy uparci - mówią Iwanowscy. Po czasie mieszkańcy Udorpia zagadywali i w rozmowie z Iwanowskimi przypominali, że dawniej niemal każdy w wiosce miał u siebie rabarbar.
Początkowe trudy się opłaciły. Z posadzonych 4 tys. sadzonek nic im nie ubyło. - Później żona już z naszych roślin zebrała nasiona, wyhodowała sadzonki i tak dosadziliśmy 1,2 tys. rabarbaru - mówi S. Iwanowski. Pierwszy niewielki plon zebrali w roku posadzenia. Dopiero po 3-4 latach plantacja jest najbardziej wydajna. - Wówczas można zebrać w dwóch zbiorach nawet 60 ton z hektara. Rośliny potrafią osiągnąć nawet ponad metr wysokości. Łodygi zaś mogą ważyć i kilogram - mówi S. Iwanowski, dodając: - Tracą wówczas walory smakowe. Dlatego nie dopuszcza się, by osiągały taką wagę.
Rabarbar zaczyna kiełkować, kiedy tylko kończą się mrozy. - W tym roku już dwa razy byłem w polu. Pierwszy zaczynam prace i pierwszy mam zbiory - mówi S. Iwanowski. Ważne, by rośliny pozbawić kwiatostanów. - Są w stanie wyciągnąć z rośliny tyle wartości odżywczych, ile 3-4 liście - tłumaczy S. Iwanowski. Zbiór następuje w dwóch porach. W połowie maja i w sierpniu. Trzeci odbyłby się ze szkodą dla samych roślin. - Na początku zbieraliśmy rodzinnie. Potem było już tyle pracy, że nawet z rodziną nie podołaliśmy. Ważne bowiem, by zebrać łodygi w ciągu 2-3 dni - mówi S. Iwanowski, dodając: - Później do zbiorów przychodzili miejscowi, a nawet przyjeżdżały osoby spod Słupska. Coraz trudniej jednak znaleźć chętnych.
Powodem jest przede wszystkim fakt, że praca przy ścinaniu nie należy do najłatwiejszych. Zbierający przez cały czas są schyleni. Nie można jej wykonać maszynowo. - Choć rabarbar powinno się delikatnie wyrywać, po tym też poznać, że roślina jest gotowa do zbiorów, to myśmy metodą prób i błędów doszli do tego, że można go też odpowiednio ciąć. Wówczas nowe pędy wypchną poprzednie. Dzięki temu zaoszczędza się czas - mówi S. Iwanowski. Zbiory przedłuża także wiatr. - Potrafi poplątać łodygi jak gałęzie na drzewie. Podchodząc do krzaka, nie bardzo wiadomo, jak się do niego zabrać - mówi J. Iwanowska.
Ścięte łodygi układa się w skrzynkach i następnie odstawia do punktu skupu. Stamtąd rabarbar sprzedawany jest głównie do Niemiec. Przygotowywane są z niego różnego rodzaju przetwory. - Ostatnio czytałam, że uzyskuje się także kwas, którego używa się do konserwacji mięsa - mówi J. Iwanowska. Po zbiorach na polu pozostają rozłożyste liście. - Pozostawiam je tam przez kilka dni, aż stracą na objętości. Następnie glebogryzarką mieszam z ziemią. Służą jako nawóz - tłumaczy S. Iwanowski. Próbował zainteresować rabarbarem bytowskich sklepikarzy. - Nie byli jednak zainteresowani. Mówili, że nie cieszy się popularnością, zbyt na niego jest mały - mówi plantator z Udorpia, dodając: - Później widzę w markecie na pół zwiędnięte łodygi i tak sobie myślę, że przecież niedaleko jest pole ze świeżymi roślinami.
By nieco przywrócić pamięć o tym warzywie, a i szerzej poinformować o swojej uprawie, na bramie przy drodze powiesił baner. - Początkowo przychodziły pojedyncze osoby. Z roku na rok ich przybywało. Dziś przyjeżdżają nie tylko mieszkańcy okolicznych miejscowości, ale i turyści - mówi J. Iwanowska. Uprawa położona jest bowiem tuż przy drodze wojewódzkiej nr 212. - Kupują na kompot, do ciasta. Przypominają sobie smak dzieciństwa, wizyty u dziadków - mówi J. Iwanowska. Sami Iwanowscy z rabarbaru najczęściej przygotowują kompot, a także powidła. - Na 5 kg łodyg stosuję 2 kg cukru. Wszystko razem smażę. Następnie odstawiam i następnego dnia ponownie smażę. Dodaję dwie łyżeczki kwasku cytrynowego, by zachować kolor. Dopiero wówczas przekładam do słoiczków - mówi J. Iwanowska, dodając: - W internecie znaleźć można bardzo dużo przepisów nie tylko na tradycyjne dania z rabarbarem, ale także na mniej oczywiste jego wykorzystanie.
Pole rabarbaru z rozłożystymi liśćmi robi dość osobliwe wrażenie. - Niesamowite staje się zwłaszcza w momencie, gdy zaczyna padać deszcz. Wówczas liście zawijają się do góry, tworząc lejek, którym roślina sama siebie podlewa - mówi S. Iwanowski.
Co ciekawe, pole rabarbaru stało się plenerem fotograficznym dla Pauliny Jaworskiej (o wystawie jej zdjęć pisaliśmy w poprzednim numerze). - Przyjechała z koleżanką. Siedziały na polu chyba z 1,5 godziny. Aż się sami zaczęliśmy zastanawiać, co tam tak długo robią - mówi J. Iwanowska, ciocia Pauliny.
Teraz pole nie wygląda imponująco. Pojawiają się zalążki liści. Na dorodne okazy, gotowe do spożycia, zajrzeć do Udorpia będzie można już w maju.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie