Reklama

Gdy żołądki piszczą, flaki się niszczą, czyli o harcerskich przygodach

24/07/2022 17:20

Wakacje w pełni, a wraz z nimi wyjazdy. Barwne wspomnienia zostają z nami na długie lata. Zwłaszcza jeśli umieszczono je w kronice. My po ponad 50 latach sięgamy do tej spisanej przez harcerzy z Lipnicy. „Gdy żołądki piszczą, flaki się niszczą” - napisali w niej druhowie. Czy po tak długim czasie ich przygody różnią się od tych przeżywanych przez obecnych harcerzy?

HARCERSKA KRONIKA

Drużyna harcerska w Lipnicy powstała już w 1956 r. Kronika, do której zaglądamy, pochodzi z 1967 r. Założono ją przy okazji powstania nowego budynku szkolnego, tzw. tysiąclatki. Dziś po latach to kapitalne źródło wiedzy dotyczące harcerskich przygód. Poza bowiem tradycyjnymi wydarzeniami z życia drużyny, w kronice opisano konkretne harcerskie rajdy. I to z jakimi szczegółami! Czy to jednak dla współczesnych harcerzy coś niezwykłego? O to pytam Patryka Gniotę, Michała Malaka i Marcina Rolbieckiego, druhów z 4 Bytowskiej Drużyny Harcerskiej „Źródło”. - Dziś nie prowadzimy papierowej kroniki, ale o różnych wydarzeniach z życia naszej drużyny informujemy na facebookowym profilu - mówi M. Rolbiecki, który jest za niego odpowiedzialny.

„Na uroczystym ognisku nad Lipionkiem harcerze przyjęli w swe szeregi nowych członków - 12, którzy zanim ustawili się w szeregach harcerskich, musieli pomalować sobie wąsy i brodę węglami z ogniska” - czytamy we wpisie z 12.10.1968 r. w lipnickiej kronice. W Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej, do którego należą chłopcy, wygląda to nieco inaczej. Najpierw jest „barwowanie”, czyli przyjęcie chętnej osoby do drużyny, a następnie przypięcie krzyża harcerskiego, a tym samym włączenie do grona druhów. - Pamiętam swoje „barwowanie”. Miałem wówczas 10 lat. Obudzono mnie w środku nocy, o niczym nie informując, i zaprowadzono w głąb lasu, gdzie przy płonącym ognisku uroczyście zawiązano mi chustę - mówi P. Gniota. - U mnie wyglądało to podobnie. Dopowiem jednak, że wielu na „barwowanie” trochę się naczekało i to nie dlatego, że próba trwała tak długo. Gdy ich w nocy budzono, zmęczeni odpowiadali, że nigdzie nie wstają - mówi M. Malak.

WALKA ŚPIWORÓW

„Jedziemy autobusem. Jest noc. Trochę śpiewamy. Pod Włocławkiem psuje się koło. W lasku robimy sobie śniadanie. Rano jedziemy dalej. Godz. 11 21 czerwca jesteśmy w Bydgoszczy. O godz. 13 ma być po nas furgon z Funki. Idziemy na lody. Andrzej z Konradem zostają przy plecakach w komendzie chorągwi na podwórzu. Wracamy o godz. 13. Andrzej i Konrad śpią jak zabici” - czytamy w relacji z powrotu z obozu w Poroninie. Pytanie o ciszę nocną i pilnowanie rzeczy wywołuje uśmiech na twarzy chłopców. - Wiele się podczas niej dzieje - mówią zgodnie. - Pamiętam, gdy jeden z kolegów obudził się w nocy, zobaczył walczące dziwne kształty. Okazało się, że koledzy zapięci w śpiwory zrobili sobie zapasy - opowiada M. Malak. - W nocy do pilnowania rzeczy w obozie wystawiamy warty. Często kadra, by sprawdzić ich czujność, ubiera strój maskujący i stara się zabrać jak najwięcej rzeczy. Później przynosimy je wartownikom - mówi M. Rolbiecki. Dużo częściej jednak podchodzi się i sprawdza inne drużyny. Gdy ich warta nie jest zbyt czujna, podbiera się z ich obozu po jednym bucie, chusty lub inne fanty. Plamą na harcerskim honorze jest utrata drużynowego proporca. - Zdarzyło się nam go stracić. Jeden z kolegów nie dość, że zostawił go na widoku, to dodatkowo bez opieki podczas apelu - opowiada M. Malak. „Skradzione” rzeczy należy odkupić. „Walutą” najczęściej są słodycze. Te stają się tym cenniejsze, im dłużej trwa obóz. Innym razem należy zebrać jagody czy wykupić się pomocą w różnych pracach. By do kradzieży nie doszło, harcerze starają się zabezpieczyć swój namiot. - Przybijaliśmy do ziemi poły namiotu, by nikt nie mógł się dostać do środka - mówi M. Rolbiecki.

MASŁO I KRZESŁO, CZYLI HARCERSKIE HARCE

Specyfiką harcerzy z ZHR jest budowanie od podstaw swojego obozu. Na miejscu mają do dyspozycji jedynie leśną polanę. - Drewno sporo podrożało, więc ostatnio zdecydowaliśmy się pozyskać je samodzielnie. Poszliśmy wyrabiać je po przecince, następnie samodzielnie zwoziliśmy i z niego zbudowaliśmy obozowisko - mówi M. Rolbiecki. Na początku dla wielu młodych druhów to nie lada wyzwanie. Z czasem wprawiają się i stawianie np. pryczy nie stanowi już dla nich problemu.

„Po posiłku pani B. oprowadza nas po wsi i opowiada historię wsi (bardzo ciekawie). W drodze zastaje nas deszcz chronimy się w kościele, Jurek, Konrad, Andrzej i Czechu chowają rowery przed deszczem (szkoda kocy)” - czytamy w relacji z jednej z wycieczek. - My także poznajemy okolicę, w której akurat jesteśmy. W tym celu wysyłamy drużynę harcerzy na zwiad. Ich cel to zaznajomienie się z historią miejsca naszego obozu, a następnie podzielenie się z resztą uczestników - mówi M. Rolbiecki, dodając: - Myślę jednak, że dużo częściej wszyscy wspominają harce.

Harce to zadania, które indywidualnie dobiera się dla każdego harcerza. Mają być dla niego wyzwaniem, a jednocześnie rozwijać. - Jeden z moich polegał na pomocy 5 harcerzom w wypełnieniu ich zadań, ale tak, by się o tym nie dowiedzieli. Początkowo zupełnie mi to nie wychodziło, ale ostatecznie się udało - mówi M. Malak. - Pamiętam, że moim pierwszym harcem, było zrobienie krzesła. A ja wówczas pierwszy raz w życiu młotek trzymałem w ręku. No i wyszło mi krzesło, które miało 2 i pół nogi - śmieje się P. Gniota. Są i inne. Ktoś musiał przygotować posiłek, mając za składniki jedynie dary lasu, inny przygotowywał linę z tego, co znalazł w lesie, wystarczająco mocną, by utrzymała pojemnik z wodą. Często pojawia się też to, by przyjść do obozu w innym ubraniu, niż się z niego wyszło. Należy o nie poprosić kogoś z miejscowości. Swój pierwszy harc wspomina także M. Rolbiecki. - Miałem samodzielnie zrobić masło. I tyle, nic więcej, żadnej instrukcji - wspomina, dodając: - Muszę się przyznać, że poszedłem wówczas na skróty i zadzwoniłem do mamy. Na szczęście wiedziała.

Dalej wcale łatwiej nie było. - Wiedziałem, że muszę zdobyć śmietanę. Niestety, obozowaliśmy wówczas w pobliżu niewielkiej miejscowości i wszyscy gospodarze byli na pogrzebie, który akurat się odbywał. Ostatecznie udało mi się zdobyć słoik, a śmietanę kupiłem w sklepie. Idąc do obozu, a było to kilka kilometrów, ubijałem ją i się udało - opowiada M. Rolbiecki, przypominając sobie jeszcze jeden z harców. - Jako młody harcerz byłem bardzo nieśmiały. Dostałem więc zadanie, by pójść do wioski, narysować jednego z mieszkańców i wręczyć mu mój rysunek. Zupełnie nie mam zdolności plastycznych i portret wyszedł bardziej jak karykatura, ale mieszkaniec się nie obraził - opowiada M. Rolbiecki.

ALTERNATYWY NIE MA, ZJEŚĆ TRZEBA

„Jedziemy dalej. (...) Wjeżdżamy przed gospodę w Swornegacach, chcemy zjeść obiad - nie ma, będzie od jutra. Szkoda żołądki piszczą, flaki się niszczą. W szkole Ula rozpala kuchenkę i nastawia herbatę. (...) W małym korytarzu na maglu i stoliczku kroimy chleb, obkładamy margaryną, konserwami, pasztetową, serem, dżemem. Starsza pani przynosi wiadro herbaty i zasiadamy do kolacji na stojąco” - czytamy w lipnickiej kronice o harcerskim jadłospisie. Dziś wygląda to podobnie. Do przygotowania posiłków zostaje wyznaczona grupa osób, która robi to pod okiem bardziej doświadczonego harcerza. Ale to nie zawsze gwarantuje sukces. - Czasem ktoś zapomni o soli, a jak już użyje, to nie zawsze w odpowiednich proporcjach - opowiadają chłopcy. W harcerskiej kuchni najczęściej króluje kurczak lub mielone, a do tego kasza bądź ryż. Bywa jednak, że otrzymują losowe składniki i z nich muszą przyrządzić posiłek. - Pamiętam, że wówczas połączyliśmy się z innym zastępem i przygotowaliśmy kurczaka z kaszą i papryką, a do tego były jeszcze klopsiki - mówi P. Gniota. Choć chłopcy gotują także na zbiórkach, wiec nie jest to dla nich nowość, zdarzają się wpadki. - Kiedyś coś nam nie wyszło i jedliśmy ryż z ogórkami kiszonymi - wspomina M. Rolbiecki. Innym z harcerski pomysłów był ryż z makaronem i do tego kurczak. - Pamiętam, matko, to tak nie wyszło - mówi M. Malak. - Ale zostało zjedzone - dodaje P. Gniota. - Bo nie mieliśmy innej alternatywy... - jeszcze dziś krzywi się na samo wspomnienie M. Malak. Zdarza się, że przez harcerstwo gotowaniem interesują się bardziej. - Nauczyłem się tego właśnie w harcerstwie. Później, by zdobyć kolejny stopień w strukturach ZHR, w ramach próby, postanowiłem, że przez rok raz w tygodniu będę gotował obiad dla całej rodziny. Teraz też od czasu do czasu gotuję - mówi M. Rolbiecki.

Wracając z jednego z obozów, lipniccy harcerze w swojej kronice zanotowali: „Wkrótce jest autobus. Pakujemy się. Wysiadamy w Chojnicach i nikogo z furgonem nie ma na stacji. Zbieramy resztę pieniędzy: Andrzej ma na przejazd do Lipnicy. Ula zachowała 100 zł. Starczy dla nas na bilety. Wsiadamy i szczęśliwi, że już wkrótce będziemy w domu. Basi chce się bardzo spać. Zaczynamy śpiewać. Sen odchodzi. Już Lipnica. A jednak chciałoby się tę przygodę przeżyć jeszcze raz - koniec wielkich wrażeń”. A jakie wrażenia i wspomnienia przywożą z obozów współcześni druhowie? - Jest ich tyle, że trudno z marszu podać jakieś konkretne. Czasami ktoś rzuci słowo kluczowe i wówczas pamięć się uruchamia - mówią harcerze. Jednym z nich jest „ulewa”. Przypomina ono o ewakuacji dziewczęcego obozu. Dość niefortunnie na miejsce jego rozbicia wybrały zagłębienie w terenie. Gdy spadł rzęsisty deszcz, w pewnym momencie zaczęło je zalewać. - Pobiegliśmy na ratunek. Brodząc po kostki, a nawet kolana w wodzie wynosiliśmy rzeczy, budowaliśmy zapory z worków z piaskiem - wspominają chłopcy, którzy jednocześnie przypominają sobie swoją ewakuację. - Wody się nie boimy, ale wiatru już tak. Miesiąc przed pamiętną nawałnicą z 2017 r. obozowaliśmy w lesie. Po jej przejściu okazało się, że został całkowicie zniszczony. Na szczęście nas już tam nie było - mówi M. Rolbiecki, dodając: - Dla kadry każdy mocniejszy podmuch to stresująca chwila. Pechowy dla nas był zwłaszcza ostatni obóz, gdy aż trzykrotnie się ewakuowaliśmy.

- Pamiętam, wówczas piorun uderzył blisko naszego obozowiska. Poczuliśmy, jak ziemia zadrżała - mówi P. Gniota. Na szczęście po powrocie okazało się, że poza kilkoma zarwanymi pod naporem wody namiotami, przechodząca burza żadnych szkód nie wyrządziła.

GDZIE TE KLUCZYKI OD CZOŁGU?

Innym ze wspomnień, o którym żywo rozmawiają chłopcy, to zamiana kadr. Na jeden dzień dziewczęta przejęły pieczę nad chłopcami i odwrotnie. - Chcieliśmy nadać „męskiego” charakteru żeńskiemu obozowi. Pozbieraliśmy więc wszystkie noże i powbijaliśmy im w słupki, z których zbudowana była kwatera kadry - mówi M. Rolbiecki. Dziewczęta nie pozostały im dłużne i ich obóz ozdobiły niebieskimi kwiatami. Pamiętna była także pobudka. - U nas zawsze wygląda to w ten sposób, że słyszymy głośny okrzyk: „Obóz, pobudka, pobudka, wstawać” - mówi P. Gniota. Tymczasem dziewczyny budzą się, grając na gitarze. - Pamiętam, że gdy usłyszałem grę, będąc jeszcze w półśnie, pomyślałem sobie: „No, kto normalny gra o tak wczesnej porze? Dajcie pospać” - wspomina M. Malak. - No, a my krzyknęliśmy dziewczynom, nawet głośniej niż chłopcom - śmieje się M. Rolbiecki. Zamiana miała też i dobre strony. W męskim obozie obowiązkowym elementem porannego wstawania jest przebieżka. A dziewczyny mają tylko rozciąganie. - Nie ukrywam, że z satysfakcją patrzyliśmy, jak biegają wokół obozu - śmieje się M. Malak. Ten dzień to także zamiana zajęć. Chłopcy uczyli się składania koszul i spodni, wiązania krawatów. Dziewczyny miały w większości zajęcia sportowe, a także harce wzorowane na tych, które mieli chłopcy, czyli np. wykonywanie różnych przedmiotów z drewna, np. krzesła.

W pamięci utkwiła im także wielka wodna bitwa. Jak to zwykle bywa, wszystko zaczęło się niewinnie. W tym przypadku od jednego balonika napełnionego wodą. Po chwili oblewał się już cały obóz, a do harcerzy przyłączyła się także kadra.

Uśmiech na twarzy harcerzy z ZHR wywołuje zabawa, którą nazwali „kluczyki od czołgu”. Uczestniczą w niej zazwyczaj najmłodsi harcerze. Ich starsi koledzy czekają, aż przysną i wówczas budzą ich, pytając, gdzie schowali kluczyki od czołgu, które dostali. - Chyba nie ma harcerza, który wyrwany ze snu, nie zacząłby gorączkowo przeszukiwać swoich rzeczy w poszukiwaniu wspomnianych kluczyków - śmieją się chłopcy.

Kornika harcerska z Lipnicy, do której sięgamy, kończy się na roku 1981 r. Tymczasem harcerze z ZHR 8.07. wyjechali na kolejny obóz. Tym razem do miejscowości Piaski, leżącej na Mierzei Wiślanej. Jakie wspomnienia tym razem przywiozą?                 

 

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do