
Dokumenty po Franciszku Szycy z Bytowa nieruszane przeleżały blisko 40 lat. I pewnie zamknięte w szafie leżałyby dalej, gdyby nie pandemia. Wyłania się z nich całkiem ciekawa historia.
- Myśmy jako dzieci do dokumentów ojca nigdy nie zaglądały - mówi córka Franciszka Szycy, Grażyna Szyca z Bytowa, dodając: - Poniekąd dlatego, że były w nich informacje, do których nie powinniśmy mieć dostępu.
Franciszek Szyca urodził się w 1906 r. w Jamnie. W Kościerzynie ukończył szkołę rolniczą, a następnie został powołany do wojska. Służył w Grudziądzu. - Tam podczas ćwiczeń został ranny. Zakwalifikowano go jako inwalidę wojskowego z 15-procentowym uszczerbkiem na zdrowiu - mówi G. Szyca. Z wojskiem całkowicie się jednak nie pożegnał. Przez 11 lat pracował w administracji Rejonowej Komendy Uzupełnień w Kościerzynie. 1.09.1939 r. jednostka wraz z całą dokumentacją została ewakuowana do wsi Żbików (woj. lubelskie). Przed jej zajęciem przez Niemców wojskowi materiały spalili. Następnie żołnierze udali się w stronę Łukowa, skąd w oddziale dowodzonym przez gen. Franciszka Kleeberga próbowali przedostać się do Warszawy. Zostali jednak zatrzymani przez hitlerowców pod Kockiem. Walka przeszła do historii jako ostatnie starcie regularnego wojska w kampanii wrześniowej. 5.10.1939 r. ze względu na brak amunicji i żywności gen. F. Kleeberg wydał rozkaz do zaprzestania walki. F. Szyca powrócił w rodzinne strony. Zamieszkał u krewnych w Schodnie niedaleko Dziemian. Niedługo później aresztowali go Niemcy. Został wysłany razem z innymi mieszkańcami kościerskiego na wschód. - Wywieziona została także rodzina mojej matki. Z opowieści wiem, że trafili do gospodarstwa, gdzie spali w stodole. Było tak zimno, że dziadek ze snopków słomy budował schronienie, by w ten sposób choć trochę uchronić się przed dojmującym zimnem - opowiada G. Szyca.
Z kolei F. Szyca trafił do miejscowości Mordy (woj. mazowieckie), gdzie rozpoczął współpracę z Armią Krajową. Posługiwał się pseudonimem „Ursus”. Brał udział m.in. w wysadzeniu niemieckiego pociągu wiozącego sprzęt wojskowy na front wschodni. W listopadzie 1942 r. na polecenie zwierzchników z AK przeniósł się do Wytyczna (woj. lubelskie), gdzie pracował jako zarządca majątku. - Miał przez to nieco większą swobodę. Dzięki temu mógł ściągnąć w pobliże swoją narzeczoną, z którą w 1943 r. wziął ślub w Siedlcach - mówi G. Szyca.
Po zakończeniu wojny F. Szyca powrócił do Kościerzyny, gdzie przez krótki czas pracował w tamtejszym starostwie. We wrześniu 1945 r. przeniósł się do Bytowa. Wspólnie z rodziną zamieszkali przy ul. Grunwaldzkiej (obecnie 1 Maja). Zajęli dwukondygnacyjny dom, w którym na dole mieszkał jeszcze Niemiec. - Początkowo zajmował dolną kondygnację. Na niej jednak Rosjanie w poszukiwaniu dziewcząt zniszczyli drzwi i wybili szyby. Górne piętro nie było zajęte i tam wszystkie pomieszczenia stały pootwierane, co uchroniło je przed zniszczeniem - opowiada G. Szyca. Niemiec ostatecznie wyprowadził się za Odrę. Po dawnych mieszkańcach Bytowa do dziś pozostało kilka pamiątek. Jedną z nich są obrazy. Wśród nich ten przedstawiający zamek. - Z relacji Niemca wiadomo, że jest dziełem lokalnego malarza, a namalowany został jeszcze przed wojną. Wśród pozostawionych pamiątek zachował się jeszcze miedziany ozdobny talerz - mówi G. Szyca.
W Bytowie F. Szyca zaczął pracować w wydziale osiedleńczym. Zajmował się osadnikami, a także relokacją Niemców. - Ojciec znał bardzo dobrze język niemiecki, stąd pomagał w wystawieniu zaświadczeń niezbędnych do wyjazdu - mówi G. Szyca.
Jego akowska przeszłość dała o sobie znać. Komunistyczne władze niezbyt przychylnie patrzyły na takie osoby. Stąd F. Szycę jako wroga klasowego wpierw zwolniono z pracy, a następnie aresztowano i osadzono w więzieniu w Czarnem. W 1956 r. został zrehabilitowany. Po powrocie do Bytowa pracował w Bazie Lnu, a następnie został pracownikiem Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Bytowie.
F. Szyca czasów wojennych nie wspominał, nawet w rodzinnym gronie. - Często się jednak zdarzało, że gdy widział, czego uczymy się na lekcjach historii, powtarzał: „To nie tak”, „Było zupełnie inaczej” - mówi G. Szyca. F. Szyca żywo interesował się terenami, w których spędził okres okupacji. - Po studiach wspólnie z nim pojechałam do mojego chrzestnego, który mieszkał w Lublinie. Przy okazji odwiedziliśmy Wytyczno, gdzie ojciec był w czasie wojny zarządcą. Ludzie od razu go rozpoznali. Rozmawiali o wojennych losach, współczesności - mówi G. Szyca.
F. Szyca po wojnie zainteresował się pszczelarstwem. Został nawet przewodniczącym bytowskiego koła. Trzymał blisko 30 uli. - Woziliśmy je do Ząbinowic, a także do Wojska - mówi G. Szyca, dodając: - Śledził pogodę. W to wciągnął go prof. Szczepan Pieniążek. Pamiętam, jak notowaliśmy, kiedy kwitnie np. podbiał. Żartowaliśmy, że wszystkie zielska musieliśmy obserwować - wspomina G. Szyca.
Po śmierci F. Szycy w 1984 r. wszelkie dokumenty po nim spakowano. - Jeszcze za życia ojca nigdy do nich nie zaglądaliśmy. Stąd po jego śmierci także pozostawiliśmy je w spokoju. Sięgnęłam do nich dopiero w czasie pandemii w 2021 r. Zaczęłam je porządkować chronologicznie, przy okazji dowiadując się nieco więcej o swojej rodzinie - mówi G. Szyca.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!