
Bez toalety, okien, materaca, z silnym światłem włączonym przez 24 godziny na dobę. W takich warunkach w więzieniu ogólnym białoruski opozycjonista Andrei Bavtrukevich spędził pół roku. Teraz skazano go na 6 lat w więzieniu o zaostrzonym rygorze. Nam opowiada o sytuacji w jego kraju.
- W pierwszej akcji przeciwko Łukaszence wziąłem udział, kiedy miałem 13 lat. Wówczas z kolegami roznosiliśmy ulotki. Napisano w nich, że rząd kłamie, ludzie są więzieni - mówi Andrei Bavtrukevich. Później, gdy rozpoczął studia na uniwersytecie w Mińsku, coraz bardziej angażował się w działalność antyrządową. Poprzez swoje zainteresowania muzyczne i udział w różnego rodzaju koncertach, na które przyjeżdżały zespoły z Finlandii czy Polski, dowiadywał się o sytuacji w innych demokratycznych krajach. Dodatkowo muzycy przywozili ze sobą różnego rodzaju gazety, książki.
W 2011 r. skończył studia. - Odebrałem dyplom i poszedłem na manifestację. Zorganizowana została przeciwko podwyżkom cen paliw. Zatrzymała mnie milicja - mówi A. Bavtrukevich. Skazano go na 6 lat ogólnego więzienia. Pobyt wspomina jako wyjątkowo trudny. - Przez 4 miesiące przebywałem w jednoosobowej celi. Bez toalety, okien, ciepłej wody, bez materaca. Spałem na podłodze. Przez 24 godziny na dobę włączone było światło. Szybko straciłem poczucie czasu. Nie wiedziałem ani która jest godzina, ani jaki dzień czy miesiąc mamy. Nieustannie byłem obserwowany przez kamery, a dodatkowo wszystko, co mówiłem, rejestrowały mikrofony. Dowiedziałem się o tym później, gdy już spotykałem się z innymi osadzonymi. Na jednym z przesłuchań pokazywano mi zapisy moich rozmów. Dokładnie podana była data i treść tego, o czym mówiłem - opisuje A. Bavtrukevich. Inwigilowano go nie tylko w więzieniu. Na celowniku białoruskich służb był już wcześniej. - Śledzono treść moich rozmów, które przesyłałem poprzez popularne komunikatory internetowe. Nie są zbyt dobrze zabezpieczone i szyfrowane. Okazuje się, że odczytanie ich treści nie stanowi dla funkcjonariuszy problemu. Jedyną trudność mieli z Telegramem - mówi A. Bavtrukevich. Program ten został stworzony przez Rosjanina Pawła Durowa, który założył portal społecznościowy VK, będący odpowiedzią na Facebooka. Gdy stracił wpływ na własną firmę zajętą przez, jak podkreślał, sojuszników Władimira Putina, wyjechał z Rosji. Wówczas stworzył firmę Telegram, skupiającą się na szyfrowaniu danych. - Ledwie kilka wiadomości z niego przedstawiono mi na przesłuchaniu - mówi A. Bavtrukevich, dodając: - Obecnie miałbym więcej problemów związanych z ujawnieniem treści z tego komunikatora.
A. Bavtrukevich z więzienia wyszedł w listopadzie 2011 r. po interwencji Unii Europejskiej, która zagroziła rządowi Łukaszenki wprowadzeniem sankcji. - Razem ze mną osadzeni wówczas byli znani działacze opozycyjni, Mikołaj Statkiewicz i Mikołaj Dziadok, którzy także skorzystali z amnestii. Z tego co wiem, to ten ostatni został ponownie aresztowany i odsiaduje wyrok 6-7 lat więzienia - mówi A. Bavtrukevich, dodając: - Niemal wszyscy białoruscy opozycjoniści, którzy nie zdążyli wyjechać za granicę, są obecnie uwięzieni.
A. Bavtrukevich po wyjściu z więzienia znalazł pracę w ośrodku kultury. To nie tyle jego wybór, ile wypełnienie zobowiązań. - Na Białorusi można studiować płatnie, ale czesne jest wysokie, zdecydowanie przekraczało możliwości mojej rodziny. Natomiast jeśli ktoś studiuje bezpłatnie, po zakończeniu nauki musi studia odpracować. W przypadku medyków to bodajże 6 lat, studiów agrarnych - 5, a w moim, skończyłem reżyserię wydarzeń tradycyjnych, to 2 lata - tłumaczy Białorusin. Odpowiadał za organizację różnego rodzaju wydarzeń. Od przygotowania scenariusza, poprzez zaangażowanie zespołów, po zadbanie o budżet. Wszystko pod czujnym okiem cenzury. - Przez pierwszy rok nie przyjmowano ode mnie żadnego scenariusza. Zwłaszcza w języku białoruskim. Bano się, że mogą tam pojawić się niewłaściwe treści. Panuje u nas przekonanie, że te instytucje, które używają w większości białoruskiego, mogą mieć powiązania z opozycjonistami. Bardziej promuje się język rosyjski. Wiele razy zdarzało się, że wzywano mnie, mówiąc, że proponuję do wydarzenia niewłaściwe zespoły. Broniłem się, że grana przez nich muzyka jak najbardziej wpisuje się w charakter imprezy. Słyszałem wówczas, by po prostu wymienić grupy, a najlepiej wziąć jakieś rosyjskie, te będą najlepsze - mówi A. Bavtrukevich. Jeśli mowa o wydarzeniach, to rządowe dofinansowanie zawsze okazywało się niewystarczające. - To celowe działanie władz. Przy podziale budżetu kultura znajduje się na samym końcu. To ostatnia rzecz, na którą wydadzą pieniądze. Do wydarzeń zawsze dokładaliśmy ze swoich - mówi A. Bavtrukevich.
W swoim zawodzie przepracował 6 lat. Później ze względu na wyższe zarobki zaczął wyjeżdżać do Polski. Pracował w Białymstoku, następnie w Słupsku. Szukał także pracy w Szczecinie, a gdy nic nie znalazł, trafił w nasze strony, gdzie pracuje dla jednej z firm. To u nas dotarła do niego niepokojąca wieść. - To było w 2020 r. Zadzwoniła do mnie mama i powiedziała, że wyrokiem sądu zostałem skazany na 6 lat więzienia o zaostrzonym rygorze za udział w dwóch manifestacjach antyrządowych - opowiada Białorusin, dodając: - Na jednej z nich ze sceny wypowiadały się różne osoby, mówiąc, za co lubią lub nie lubią rządu. Sam także zabrałem głos. Mówiłem, że trzeba walczyć, nie możemy ustąpić teraz, kiedy społeczeństwo się przebudziło. Trzeba iść na przód. Białoruskie władze przedstawiają nas jako terrorystów, a my tylko sprzeciwiamy się opresyjnym rządom. Domagamy się wolności dla Białorusi. Zależy nam na dobrych stosunkach zarówno z Unią Europejską, jak i Rosją, ale chcemy decydować sami o sobie.
Wyrok wydany przez białoruski sąd spowodował, że nie może wrócić do swojego kraju ani rodziny. - Od razu na granicy zostałbym zatrzymany. Jestem pewien, że wówczas do tych 6 lat dołożono by mi jeszcze kilka za różne inne przewinienia - mówi A. Bavtrukevich. Kontaktu z rodziną jednak nie stracił. - Rozmawiamy ze sobą przez internet. Wiem, że nie mogę do nich pisać listów. Na kopercie musiałbym podać swój adres. Boję się, że gdyby białoruska służba bezpieczeństwa dowiedziała się dokładnie, gdzie przebywam, poprzez Interpol mogłaby spróbować ściągnąć mnie na Białoruś - dodaje Andrei.
Nie tylko wyrok sądu jest powodem, dla którego nie chce wracać. Także i sytuacja na Białorusi nie napawa optymizmem. - To, co się dzieje, jest straszne. Bardzo dotknęła nas pierwsza fala koronawirusa. Początkowo rząd w ogóle nie reagował, twierdząc, że zagrożenia nie ma. Nie rozdawano maseczek, środków dezynfekujących. Lekarze w szpitalach nie mieli żadnych zabezpieczeń. Później sami mieszkańcy szyli maseczki dla nich i innych rodaków - mówi Bavtrukevich, dodając: - Teraz jest jeszcze gorzej. Tylko w moim mieście codziennie umiera 10-15 osób. Brakuje miejsca w szpitalach. Ludzie leżą nie tylko na korytarzach, ale nawet schodach. Tak dzieje się w dużych szpitalach. Trudno wyobrazić sobie sytuację w mniejszych miejscowościach, gdzie jest jeden lekarz na kilka wsi. Pandemia obnażyła bezsilność naszego rządu, który zupełnie nie panuje nad sytuacją.
Powodem kłopotów jest także stosunek mieszkańców do zaleceń. - Nie noszą maseczek nie tyle dlatego, że się temu sprzeciwiają, ale przez to, że nie wierzą białoruskiemu rządowi. W oficjalnej telewizji mówi się, że w całym kraju umiera 10-15 osób. Jak to możliwe, skoro tylko w moim mieście tyle zmarło? Po takich komunikatach zaufanie do rządu tylko słabnie. Problem jest także ze szczepionkami. Bardzo mało osób przyjmuje lek. Ludzie nie wierzą, że to konieczne. Dodatkowo nie mamy dostępu do tych Pfizera, Moderny czy AstryZeneki, a po zaszczepieniu rosyjskim Sputnikiem wielu cierpi z powodu ciężkich powikłań - mówi A. Bavtrukevich.
Sytuacja związana z pandemią negatywnie wpłynęła na organizowanie manifestacji antyrządowych. Wiele wprowadzanych restrykcji przykrywanych jest koniecznością pandemicznych obostrzeń. - Teraz wszystko jest organizowane trochę po partyzancku. Ludzie umawiają się przez internet. Rozwieszają flagę, nagrywają filmiki, publikują w sieci i szybko, nim milicja się zorientuje, rozchodzą się - opowiada A. Bavtrukevich, dodając: - Trzeba dodać, że flaga biało-czerwono-biała przez rząd białoruski uznawana jest za nazistowską. Za jej eksponowanie grozi kara więzienia. Dodatkowo ostatnio wprowadzono prawo mówiące, że jeżeli ktoś w mediach społecznościowych polubi profil organizacji uznanej przez rząd za nielegalną, otrzyma karę więzienia od 7 do 13 lat. W ub. tygodniu zaczęto likwidować organizacje ekologiczne. Trudno mi nawet powiedzieć, czym zawinili. Kiedy czytam podobne informacje, to sam nie mogę uwierzyć.
Odnosi się także do obecnej sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. - Jest bardzo trudna przede wszystkim dla ludzi, którzy są tam uwięzieni. Przerzucani z jednej strony granicy na drugą. Nawet kiedy chcą wrócić do swojego kraju, to się im na to nie pozwala. Należy jak najszybciej to rozwiązać - mówi A. Bavtrukevich, dodając: - Reżim białoruski nie liczy się z ludźmi, jeśli może w jakiś sposób na nich zarobić, to na pewno to zrobi.
Będąc w Polsce, nie przestał się kontaktować z białoruskimi opozycjonistami. Choć ze względu na pracę ma na to mniej czasu. W Bytowie powstało Koło Białorusinów. - W Polsce trafiłem na pomocnych ludzi. W Fundacji Rozwoju Lokalnego „Parasol” uczęszczałem na lekcje języka polskiego, które bardzo mi pomogły. Z kolei razem z Kołem Białorusinów w najbliższym czasie chcemy zorganizować wystawę fotografii obrazującą sytuację na Białorusi. Najpewniej połączymy się też przez internet z działaczem opozycyjnym Pawłem Łatuszką - mówi A. Bavtrukevich. Nie wszyscy spośród tych, którzy przyjechali do nas za pracą, szukają lub nawet chcą kontaktu ze swoimi współziomkami. - Boją się, że jakiekolwiek zaangażowanie negatywnie odbije się na ich rodzinach. Rozumiem to. Moi rodzice także są pod ciągłą kontrolą służb. W obecnej sytuacji spotkanie z nimi jest niemożliwe. Nie mogą wyjechać, by odwiedzić mnie w Polsce. Bywały chwile, w których mama mówiła mi wprost: „Synu, po co? Będą z tego tylko kłopoty”. Nigdy jednak nie żałowałem swojego zaangażowania w opozycyjną działalność. W Polsce cenię to, że można tu dyskutować na każdy z tematów. Macie opozycję i możecie wyjść na demonstrację i powiedzieć, co wam się w działaniach rządu nie podoba - mówi A. Bavtrukevich.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!