Reklama

Przemoc domowa na Ziemi Bytowskiej

28/04/2021 17:20

- Siniaki zawsze znikały. Jednak zapewne nigdy nie uwolnię się od piętna odciśniętego na mojej psychice. Nie wiem, czy można całkowicie odbudować poczucie własnej wartości, gdy ktoś latami powtarza, jaki jesteś beznadziejny i wyzywa od nieudaczników. W środku pozostanie obawa, by nie trafić znów na takiego człowieka - opowiada Wioleta (imiona bohaterek zostały zmienione).

ZA ZAMKNIĘTYMI DRZWIAMI

Żadna nie spodziewała się, że tak potoczy się ich dorosłe życie. Przecież gdyby wiedziały, choćby przeczuwały, nigdy nie weszłyby w związek z osobą, która później stawała się ich oprawcą. - To była typowa znajomość, która przerodziła się w związek. Mój pierwszy poważny. Poznaliśmy się dzięki wspólnym znajomym. Zaczęliśmy się spotykać, zaiskrzyło między nami. Nie była to miłość, która spadła jak grom z jasnego nieba. Daliśmy rozwijać się naszemu uczuciu. Nie widziałam żadnych znaków wskazujących, by mężczyzna, z którym się związałam, mógł mieć problemy z agresją czy wybuchowy charakter. Normalny, przeciętny facet, który lubi od czasu do czasu wyjść z kolegami na piwo do baru. Przecież nie ma w tym nic złego, prawda? Tak mi się wtedy wydawało - opowiada o początkach trwającego prawie 10 lat związku Wioleta. Para zamieszkała razem. Najpierw u rodziców chłopaka, później zdecydowali się na wynajem, aby zyskać prywatność. - Miałam wtedy 20 lat. On niewiele starszy. Zawsze chciałam mieć własną rodzinę. Już jako 15-latka czułam silny instynkt macierzyński. Być może przez to, że posiadałam młodsze rodzeństwo, którym często się zajmowałam. Nieraz poruszaliśmy ten temat. W ciążę zaszłam dość szybko. W jej trakcie pojawiły się pierwsze sygnały świadczące, że zachowanie partnera może się rozwinąć w nieodpowiednim kierunku. W tamtym czasie nie zwracałam na nie uwagi. Przeważały raczej dobre dni. Głównie chodziło o zazdrość i oskarżenia, że miałabym pisać z innymi mężczyznami, choć to nigdy nie miało miejsca. To były sporadyczne sytuacje, niewielkie kłótnie, po których szybko się godziliśmy - wspomina Wioleta, mieszkanka Ziemi Bytowskiej, ofiara przemocy domowej.

Na świat przyszło ich pierwsze dziecko. On raczej rzadko wychodził z inicjatywą zajęcia się córką. - Robiłam to, co każda kobieta, która wychowuje dziecko. On wychodził do pracy, ja dbałam o dom, codzienne obiady itp. Nie spotykałam się ze znajomymi, bo i jak, skoro nie miał się kto zająć córką. On za to coraz częściej znikał na noce, szczególnie w weekendy. Przesiadywał z kolegami, pijąc. Przyznam, że nie przeszkadzało mi to jakoś specjalnie. Gdy mała zasypiała, miałam wreszcie chwilę spokoju, moment dla siebie. Z czasem zaczęło dochodzić do kłótni, które on wszczynał. Bez konkretnego powodu. Z nikim o tym nie rozmawiałam. Zresztą w tamtym czasie nie uważałam, że dzieje się mnie i dziecku krzywda. Rodziców nie chciałam niepokoić. Znajomych za wielu nie miałam, oprócz jednej przyjaciółki, z którą nie poruszałam takiego tematu. Nie czułam, aby mogło to się przerodzić w coś poważniejszego. Ot, zwykłe sprzeczki. Do czasu... - opowiada Wioleta.

Sytuacja w wynajmowanym przez kobietę i jej partnera domu zmieniła się diametralnie, gdy córka miała ok. 3 lat. - Wtedy zaczęły się pojawiać pierwsze wyzwiska. Gamoń, darmozjad, kur**, cielak, przygłup, idiotka - to tylko te łagodniejsze. Nie mogę powiedzieć, by żałował pieniędzy na dziecko, jednak ja musiałam prosić o nie nawet na najpilniejsze potrzeby dla siebie. Widziałam nieraz, że sprawiało mu przyjemność, gdy musiałam to robić. Chciałam poszukać pracy, aby zyskać trochę niezależności. Dziecko poszłoby do przedszkola. Ale każda wzmianka o tym kończyła się awanturą i kategorycznym sprzeciwem partnera. Każdy mój błąd, nawet tak błahy, jak niepozmywany talerz, bywał przyczynkiem do wyzwisk pod moim adresem. Gdy próbowałam się bronić i odpyskować, tylko pogarszałam sprawę, bo on zaczynał krzyczeć głośniej. Czułam się jak zero. Głupia, bezwartościowa. Jakbym bez niego nic nie znaczyła. Na każdym kroku zdawał mi się o tym przypominać. Gdy nie było go w domu, wysyłał do mnie wiadomości - również obelżywe. Z czasem zorientowałam się, że nie było dnia, aby słownie mi nie ubliżył. Cieszyłam się, gdy wychodził i przez większość nocy nie wracał. Niekiedy pijany robił awantury, nie bacząc na to, że córka śpi bądź znajduje się gdzieś obok i płacze, bo boi się jego krzyków - opowiada Wioleta.

Kobieta trwała w związku jeszcze 5 lat. - W końcu zwierzyłam się pewnym osobom z tego, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami naszego domu. Poczułam, jakby spadło mi nieco ciężaru z serca. Ktoś mnie wysłuchał, zrozumiał. Jednak jeszcze długo nie potrafiłam odejść. Ciągle się między nami pogarszało. On coraz częściej urządzał karczemne awantury. Wyrzucał mnie z domu w środku nocy, drąc się na całą okolicę. Doszło do popychania, mocniejszych ściśnięć, a w końcu uderzył mnie w twarz. Jakby miał przełącznik w sobie. Przychodził do domu, niby wszystko okej i nagle stawał się atakującym diabłem. Bywało, że gdy ocknął się z szału, potrafił sam siebie karać i uderzać głową o ścianę. Ale widziałam, że tracił nad sobą panowanie. Przestał zwracać uwagę, że sąsiedzi mogą słyszeć, jak mnie wyzywa. Przez długie miesiące nie mogłam się zmusić, aby odejść, bo jak miałam sobie poradzić sama z córką, bez pracy, doświadczenia, lokum? W końcu sąsiedzi zaczęli wzywać do nas policję. Wtedy coś we mnie pękło. Stwierdziłam: dość. Spakowałam jego rzeczy i wystawiłam za drzwi. On wpadł w szał. Walił w drzwi. Uszkodził klamkę. Kopał, przeklinał. Byłam niewzruszona. Potem wypisywał, że przeprasza, składał obietnice, że się zmieni. Ale w nie nie wierzyłam. Przestałam mu wierzyć lata temu. Nieraz jeszcze przychodził i w furii pod drzwiami groził. W końcu sama zaczęłam sięgać po telefon i dzwonić na policję - wspomina Wioleta.

Kobieta dzięki wsparciu gminy znalazła lokum socjalne w innej miejscowości. - Trochę to trwało, ale po przeprowadzce udało mi się nieco odetchnąć. Teraz już tak często nas nie nachodzi. Nie może się tu awanturować, choć nadal gdy dzwoni czy pisze, padają wyzwiska. Próbował też grać dzieckiem, że mi je odbierze. Przychodził po naszą córkę, kiedy chciał. Złożyłam do sądu wniosek nie tylko o alimenty, ale także o ograniczenie opieki. Założyłam sprawę na policji. To wszystko się ciągnie, ale wiem, że warto. Znalazłam pracę. Dzięki niewielkiemu czynszowi za mieszkanie udaje mi się stawać na nogi. Wiem, że nie uwolnię się od niego jeszcze przez lata. Mamy wspólne dziecko. Ale i tak poczułam, że jestem teraz panem własnego losu. Próbuję odbudować poczucie własnej wartości, które on wdeptał głęboko w ziemię. Na pewno czuję się silniejsza. Póki co nie wyobrażam sobie żadnych związków z mężczyznami. Mam duży problem z zaufaniem. Najważniejsza dla mnie jest córka i zapewnienie jej cichego, bezpiecznego domu - dodaje kobieta.

NIEDOSZACOWANA PRZEMOC W RODZINACH

Nieco innej przemocy doświadczyła Irena. Partner jej nie bił. - Nie będę owijała w bawełnę i kłamała, że to od początku była prawdziwa miłość. Znaczy była, ale tylko z mojej strony. Analizując 20 lat mojego małżeństwa, wiem, że on nigdy mnie nie kochał. Choć zdarzały się momenty, że się starał. Co tu dużo mówić... pobraliśmy się, bo wpadliśmy, a nasze rodziny naciskały, abyśmy stanęli na ślubnym kobiercu. Po 3-4 latach żadne z nas już nie nosiło obrączki. To chyba też o czymś świadczy. W ciągu trzech lat urodziło nam się dwóch synów. Jednak dzieci nie zbliżyły nas do siebie. Byliśmy mu obojętni. W domu bywał gościem. Ledwo wiązaliśmy koniec z końcem na jego jednej wypłacie. Czasami pożyczałam pieniądze od rodziców. W końcu doszło do tego, że musiałam się wykłócać z nim, aby dawał mi na jedzenie czy pampersy dla dziecka. Czułam się upokorzona, prosząc go o pieniądze. A bywało, że w ogóle ich nie dawał. Mam dość silną osobowość i gdy otrząsnęłam się z letargu, zdałam sobie sprawę, że przecież tak nie może być... złożyłam wniosek o alimenty. W sądzie spotkałam się z mężem, aby moje dzieci miały za co żyć. W tym wszystkim najsmutniejsze, że on nie czuł chociażby tego męskiego obowiązku, by nam cokolwiek zapewnić. Sąd przychylił się do mojej prośby i ustanowił konkretną kwotę. Nie był to jedyny problem naszego małżeństwa. Nieraz się kłóciliśmy. Niejednokrotnie zamykał mi drzwi do domu i musiałam spać u rodziców czy koleżanek. Uderzył mnie tylko raz. Lubił za to buntować przeciwko mnie dzieci i udowadniać, że jestem głupia. Dopiero po 18 latach zdałam sobie sprawę, że nie ma sensu ciągnąć dalej tego małżeństwa. Dzieci były już dorosłe. On nigdy mnie przecież nie kochał i nigdy nic by już do mnie nie czuł. Od rozwodu minęły 3 lata. Utrzymujemy ze sobą bardzo rzadki kontakt i dotyczy on wyłącznie dzieci. Poszłam na terapię. Przerobiłam to chore przywiązanie do niego. Aktualnie spotykam się z kimś, ale jestem ostrożna. Chcę przede wszystkim żyć dla siebie i poczuć się w końcu kobietą, silną kobietą - opowiada Irena.

- Liczba rodzin, w których dochodzi do przemocy domowej, jest niedoszacowana. Osoby, które doświadczają przemocy, przez długi czas nie ujawniają swojej sytuacji. Zwykle z powodu poczucia winy i wstydu, ale też i ze strachu. Najczęściej najbliższe otoczenie albo podejrzewa, albo wprost wie, co się dzieje, ale nie chce się wtrącać w „sprawy rodzinne”. Jednak znęcanie się nad członkami własnej rodziny nie jest niczyją sprawą rodzinną, tylko przestępstwem. Trzeba na nią reagować, zwłaszcza jeśli dotyczy dzieci, które same nie potrafią się obronić - mówi Katarzyna Wirkus, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Parchowie.

WAŻNA „NIEBIESKA KARTA”

W każdej gminie działa specjalny zespół powoływany przez wójta, w którego skład wchodzą pracownicy pomocy społecznej, dzielnicowi, kuratorzy sądowi, pracownicy oświaty, ochrony zdrowia, przedstawiciele komisji rozwiązywania problemów alkoholowych oraz organizacji pozarządowych. Taki zespół interdyscyplinarny ma swoją siedzibę w ośrodkach pomocy społecznej, gdzie zapraszani są na posiedzenia członkowie rodzin uwikłanych w przemoc, objętych tzw. Niebieską Kartą. - W przypadku podejrzenia stosowania przemocy domowej fizycznej, psychicznej czy innej policjanci za każdym razem wszczynają procedurę „Niebieskiej Karty”. Wypełniają na miejscu zgłoszenia dokumentację, następnie przekazują ją do właściwego miejscowo zespołu interdyscyplinarnego, którego członkiem jest również policjant. W postępowaniu w związku ze znęcaniem się biorą również udział śledczy z wydziału kryminalnego i dochodzeniowo-śledczego. Ponadto od grudnia 2020 r. policjanci mogą wobec sprawcy przemocy domowej wydać nakaz natychmiastowego opuszczenia wspólnie zajmowanego mieszkania i jego bezpośredniego otoczenia lub zakaz zbliżania się do mieszkania. Wystarczy, że stwierdzą ryzyko zagrożenia dla życia lub zdrowia osoby dotkniętej przemocą. Policjant ma prawo również zatrzymać sprawcę. Dokumentacja z tym związana zostaje przekazana do prokuratury, a następnie do sądu, który decyduje o dalszym jego losie - tłumaczy Damian Chamier Gliszczyński, pełniący obowiązki oficera prasowego Komendanta Powiatowego Policji w Bytowie.

Oprócz ośrodków pomocy społecznych, policji (z której napływa najwięcej procedur), placówek oświatowych również ośrodki zdrowia mogą wskazać na uruchomienie procedury „Niebieskiej Karty”. - Co ciekawe, od niedawna nie trzeba od razu udawać się na obdukcję, która bywa kosztowna. Wystarczy, że ofiara przemocy uda się do swojego lekarza rodzinnego, gdzie poprosi o wydanie zaświadczenia o aktualnym stanie zdrowia, gdzie opisane mogą być m.in. urazy czy siniaki - tłumaczy Bożena Wojak, zastępca dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bytowie. Uruchomienie procedury „Niebieskiej Karty” oznacza sprawdzenie, czy w danej rodzinie dochodzi do przemocy. - Zespół interdyscyplinarny złożony m.in. z pracowników ośrodka i policjantów bada i analizuje, czy faktycznie dochodzi w danym miejscu do przemocy. Od niego też zależy, czy procedura zostanie zakończona. To nie tak, że przyjdzie do nas osoba, która będzie tłumaczyła, że to była jednorazowa sytuacja. Zdajemy sobie sprawę, że nierzadko po wybuchu przemocy następuje okres tzw. miesiąca miodowego, kiedy to stosujący przemoc obiecuje poprawę i się stara. Naszym zadaniem jest długofalowe działanie i dogłębne zbadanie sprawy - tłumaczy B. Wojak.

NAJWIĘCEJ W BYTOWIE, TUCHOMIU I CZARNEJ DĄBRÓWCE

Ile rodzin dotknęła przemoc domowa w naszych stronach? Podają nam je gminne ośrodki pomocy społecznej, zaznaczając, że liczby są niedoszacowane, bo nie wszystkie ofiary zgłaszają to, co dzieje się w czterech ścianach. - W gminie Bytów tylko od początku roku do 22.03. prowadzono 46 procedur „Niebieskiej Karty”. Z tego 18 procedur już zakończono. Aktualnie pomocą objętych jest 28 rodzin, u których zachodzi podejrzenie występowania przemocy w rodzinie - mówi B. Wojak.

Poza Bytowem w Czarnej Dąbrówce oraz Tuchomiu najczęściej zgłaszane są przypadki przemocy domowej, kiedy wszczyna się „Niebieską Kartę”. - Z danych statystycznych naszego zespołu interdyscyplinarnego wynika, że liczba tych procedur z roku na rok rośnie. W 2019 r. udzielono pomocy i wsparcia 55 osobom dotkniętych przemocą w rodzinie, w tym 18 kobietom, 20 mężczyznom i 17 dzieciom. Udzielono również 46 osobom pomocy w formie poradnictwa psychologicznego (20) i poradnictwa socjalnego (26). To bardzo niepokojące. Dodatkowo martwić może fakt, że „Niebieska Karta” coraz częściej wykorzystywana jest dla osiągnięcia przez rzekome ofiary przemocy swoich osobistych celów w rodzinnych nieporozumieniach i kłótniach. Z naszych obserwacji wynika też, że ofiary i sami sprawcy stają się coraz mniej anonimowi. Mieszkańcy często potwierdzają i zgłaszają występowanie takich przypadków - mówi Ewa Dulewicz z GOPS-u w Czarnej Dąbrówce.

Z kolei w gm. Tuchomie w 2019 r. takich przypadków było 15, a w 2020 r. - 12. - Obecnie zespół interdyscyplinarny gminy Tuchomie prowadzi procedury „Niebieskiej Karty” w trzech rodzinach, w których w sumie 8 osób doświadcza przemocy - przede wszystkim fizycznej i zaniedbań ze strony rodziców. 3 osoby zgodnie z procedurą są podejrzewane o stosowanie przemocy. Żadna z prowadzonych obecnie procedur nie dotyczy środowisk dotkniętych alkoholizmem - mówi Halina Wantoch Rekowska z tuchomskiego GOPS-u.

Najmniej przypadków odnotowano w ostatnich latach w gminach Lipnica (średnio 4 rodziny rocznie) oraz Borzytuchom (od 3 do 6) i Studzienicach (2-5 przypadków rocznie). - Aktualnie nasz gminny zespół interdyscyplinarny prowadzi procedury „Niebieskiej Karty” w 4 rodzinach. Oddziaływania są skierowane do 18 członków tych rodzin, w tym 10 dzieci - mówi Ewa Seniuś-Olik, przewodnicząca zespołu interdyscyplinarnego w Lipnicy. W Borzytuchomiu to aktualnie 2 rodziny (łącznie 12 osób), w Studzienicach 5 rodzin.

Jak się okazuje, tylko w gm. Parchowo raz, konkretnie w 2018 r., nie zgłosiła się żadna rodzina, w której miałoby dochodzić do przemocy domowej. - W niespełna czterotysięcznej gminie jeszcze kilka lat temu były pojedyncze przypadki obejmowania „Niebieską Kartą”. To że 2018 r. ich nie zgłoszono nie oznacza, że nie było wówczas rodzin, w których rozgrywały się tragedie związane z agresją i przemocą. Te przypadki nie zostały po prostu ujawnione. Kiedyś panowało przekonanie, że przemoc domowa dotyczy tylko środowisk patologicznych. Prawda jest taka, że dochodzi do niej i w rodzinach zamożnych, i w biednych, bez względu na status materialny czy społeczny, wykształcenie czy miejsce zamieszkania. To, czy ludzie szukają pomocy, zależy od wielu czynników, m.in. świadomości na temat niszczących skutków przemocy, możliwości uzyskania wsparcia, a także przekonania, że poradzenie sobie z tą sytuacją jest możliwe, i wiedzy, gdzie szukać pomocy - mówi K. Wirkus.

NAJCZĘŚCIEJ KOBIETY I DZIECI, RZADZIEJ MĘŻCZYŹNI

W zdecydowanej większości oprawcami są mężczyźni. - Statystyki mówią, że najczęściej osoby doświadczające przemocy to kobiety. Choć ja bym uściśliła, że przemoc zawsze dotyka osób, które są z jakichś powodów słabsze - fizycznie, psychicznie, emocjonalnie, pod względem ekonomicznym itp. Wtedy można dostrzec, że bardzo często to dzieci, nawet jeśli nie są bite, ale widzą przemocową relację pomiędzy rodzicami i wyrządza im to krzywdę emocjonalną. Zdarza się, że przemocy doświadczają mężczyźni. Oni rzadko zdobywają się na odwagę, by to ujawnić i prosić o pomoc. Dzieje się tak ze względu na społeczne stereotypy dotyczące płci. O ile kobieta może liczyć na zrozumienie i wsparcie, o tyle mężczyzna mówiący o doświadczaniu przemocy ze strony kobiety wciąż jeszcze nie spotyka się z taką samą reakcją. Niestety. Trzeba to zmieniać, bo cierpienie wywołane przemocą w rodzinie boli bez względu na płeć i każdy powinien otrzymać wsparcie, by móc sobie poradzić z tą sytuacją - tłumaczy K. Wirkus.

Według danych policyjnych w powiecie w 2019 r. 35 mężczyzn zostało dotkniętych przemocą domową, w 2020 r. zaś 19.

Zaraz po kobietach to dzieci stanowią największy odsetek ofiar. - W takich przypadkach, przekazujemy tę informację do sądu rodzinnego. O okolicznościach zdarzenia informowany jest funkcjonariusz zajmujący się sprawami osób nieletnich. Policja to jedna z kilku instytucji działających w ramach „Niebieskiej Karty”. Decyzje dotyczące pomocy podejmowane są w ramach organizowanych i działającej w każdej gminie grupy roboczej i zespołu interdyscyplinarnego, z udziałem pedagoga czy psychologa dziecięcego. W latach 2019 i 2020 przemocą zostały dotknięte 53 osoby małoletnie. Zdarza się, że to pracownicy szkół przekazują informację o podejrzeniu stosowania przemocy w rodzinie. Jednakże najczęściej robią to pokrzywdzeni czy członkowie ich rodziny. Zdecydowanie rzadziej osobami zgłaszającymi bywają sąsiedzi - tłumaczy D. Chamier Gliszczyński.

NAJCZĘSTSZĄ PRZYCZYNĄ NADAL ALKOHOL

Najczęściej za przemocą domową na Ziemi Bytowskiej stoi alkohol. - To dlatego w ramach „Niebieskiej Karty” członkowie grupy roboczej podejmują działania i współpracę m.in. z Gminną Komisją Rozwiązywania Problemów Alkoholowych - mówi D. Chamier Gliszczyński. Choć to nie jedyna przyczyna. Katalizatorem złych zachowań może być również temperament, stres, frustracja czy wzorce wyniesione z domu rodzinnego. - Choć uzależnienia, w tym głównie alkoholizm, są główną przyczyną. Dlatego ważne, by przeciwdziałać przyczynom tego problemu społecznego, a nie tylko skupiać się na jego skutkach - tłumaczy E. Dulewicz z GOPS-u w Czarnej Dąbrówce. - Do przemocy najczęściej dochodzi, gdy występuje nierównowaga sił oraz przekonanie, że można ją wykorzystywać, aby sprawować kontrolę i podkreślać swoją władzę. Alkohol lub używanie innych środków zmieniających świadomość zazwyczaj są tylko katalizatorem, wyzwalaczem, który znosi samokontrolę i ułatwia agresywne działanie. Duże znaczenie mają wzorce wyniesione z własnej rodziny. Dlatego ważna jest edukacja rodziców w wychowywaniu dzieci bez używania języka przemocy i przysłowiowego klapsa. To, czego niezmiennie od kilku lat brakuje w naszym systemie pomocy rodzinom uwikłanym w przemoc, jest realizacja programu korekcyjno-edukacyjnego dla osób stosujących przemoc. Wierzę, że oprócz zatrzymania jej środkami prawnymi niezbędna jest edukacja i oddziaływania korekcyjne, żeby do zachowań krzywdzących najbliższych już nigdy nie wracać. W powiecie bytowskim jako jedynym w województwie pomorskim takie zajęcia nie odbywają się ze szkodą dla rodzin. To brakujący element w systemie - tłumaczy K. Wirkus z GOPS-u w Parchowie.

Ale to nie jedyne powody występowania przemocy. - W ostatnim czasie zwiększyła się liczba procedur „Niebieskiej Karty”, gdzie osoba podejrzana o stosowanie przemocy ma zaburzenia lub chorobę psychiczną - tłumaczy B. Wojak z MOPS-u w Bytowie.

WIĘCEJ PRZEMOCY PODCZAS PANDEMII?

Pracownicy ośrodków społecznych na Ziemi Bytowskiej w większości twierdzą, że pandemia nie wpłynęła na zwiększenie liczby odnotowywanych przypadków występowania przemocy w rodzinach. Nie znaczy to jednak, że ten problem się nie nasilił. - Zamknięcie ludzi w domach w ramach kwarantanny musiało wpłynąć na ich stan psychiczny, drażliwość, wybuchowość, skłonność do reagowania na frustrujące sytuacje agresją. Ludzie tracą pracę, martwią się o swój byt i zdrowie najbliższych. Z pewnością ma to wpływ na zaostrzenie przemocy w rodzinach, gdzie ona występowała i pojawienie się tam, gdzie konfliktowe sytuacje były  dotąd rozwiązywane w bardziej konstruktywny sposób. Chciałabym zwrócić uwagę przede wszystkim na sytuację dzieci podczas lockdownu. Te, które miały wcześniej możliwość znalezienia wsparcia w szkole, u czujnego nauczyciela - przez system lekcji zdalnych, przed ekranem monitora, straciły taką szansę. Tym bardziej więc musimy z uwagą przyglądać się w naszym otoczeniu wszelkim sygnałom mogącym wskazywać, że gdzieś rozgrywa się dramat przemocy lub zaniedbywania - tłumaczy K. Wirkus.

NIE BĄDŹMY OBOJĘTNI

- Osoby dotknięte przemocą domową lub będące jej świadkami powinny zadzwonić na numer alarmowy 112. Ponadto informacje lub własne spostrzeżenia można przekazać miejscowemu dzielnicowemu, ale również przedstawicielom ośrodków pomocy społecznej. Pomoc psychologiczną i prawną można również uzyskać, kontaktując się z przedstawicielami Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia” (tel. 801 120 002) - wymienia D. Chamier Gliszczyński.   

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do