Reklama

Zmarł ks. Stefan Flisikowski

29/11/2021 15:20

Mieszkańcy Nakli i okolic pożegnali swojego dawnego proboszcza. Odszedł ks. Stefan Flisikowski.

Ks. Stefan Flisikowski zmarł 14.11. Pogrzeb odbył się 18.11. w Nakli, na który tłumnie zjawili się parafianie. Przybyło wielu duchownych z całego Pomorza, z Torunia, a nawet ze Lwowa, proboszczowie sąsiednich parafii, wikariusze, przyjaciele z seminarium duchownego. Najdłuższą podróż odbył duchowny z Ukrainy, gdzie ks. Stefan spędził kilka lat swojej posługi.

W trakcie mszy celebrans wspominał zmarłego jako dobrego kapłana, który od pierwszego wejrzenia pokochał Naklę. Tu znalazł wielu przyjaciół. Mówił o swoich parafianach, że są dla niego jak najbliższa rodzina, przy której nigdy nie będzie czuł się samotny. Nie raz powtarzał, że tu jest jego miejsce na ziemi i że tu chciałby zostać pochowany.

Przez 13 lat był pasterzem tej niewielkiej parafii. Przybył w 2001 r., zaraz po zakończeniu 6-letniej misji na Ukrainie, gdzie trafił zimą 1995 r. Pierwszą pasterkę odprawiał dla trzech kobiet, przy mrozie ok. -30oC, w zrujnowanym kościele, z którego zostały tylko ośnieżone ściany. Zanim wrócił do Polski, odbudował i wyremontował świątynie w Janowie Lwowskim i Trzcieńcu. Sam obsługiwał 6 parafii. W niedziele i święta pokonywał samochodem ponad 200 km, by odprawiać msze. Odwiedzał chorych w trudno dostępnych miejscach. Szukał katolików, zbierał ich i jednoczył. Organizował dla nich fundusze i dary z Polski. Nawiązał przyjacielskie kontakty z duchownymi cerkwi prawosławnej i kościoła greckokatolickiego. Zawsze pełen energii, uśmiechu jednoczył wszystkich. Organizował pielgrzymki. Ze swoimi parafianami pojechał nawet do Rzymu, gdzie przeżył wzruszające chwile w rezydencji papieża, św. Jana Pawła II w Castel Gandolfo. Spotkanie z papieżem, rozmowę z nim zapamiętał na zawsze. Wspominał, że poczuł się wtedy, jakby po raz kolejny dostąpił święceń kapłańskich. Dało mu to jeszcze więcej energii i zapału. Pracował ponad siły, nie dbając o zdrowie. Dopiero gdy podczas odprawiania mszy stracił przytomność, zrozumiał, że pora wracać do Polski. Ukraińscy parafianie żegnając Go, płakali z żalu, myśleli, że go więcej nie zobaczą. Jednak ksiądz Stefan, mimo nowych obowiązków w Nakli, nie zapomniał o nich. Regularnie odwiedzał Ukrainę, wioząc dary od nakielskich parafian, z których kilku zawsze towarzyszyło mu w tych wyprawach. Pokazywał im miejsca, w których zostawił kawałek swojego serca. Z kolei z Ukrainy przyjeżdżali do niego zaprzyjaźnieni parafianie i księża. Zapraszał też ukraińskie dzieci na wakacje.

W porównaniu z biedą na Ukrainie Nakla wydała się księdzu Flisikowskiemu rajem na ziemi. Ale i tu było sporo do zrobienia. Ks. Stefan remontował, inwestował, odnawiał. Zadbał o kościół w Nakli i o kościółek filialny w Grabowie, gdzie wprowadził zwyczaj śpiewanej pasterki o godz. 20.00. Obdarzony pięknym i mocnym głosem śpiewał razem z wiernymi kolędy, jak to mówił „od A do Z”. Mimo dotkliwego zimna, kościółek był zawsze wypełniony po brzegi.

Mieszkańcy Nakli i okolic odprowadzali swego dobrego pasterza w ostatnią drogę. W momencie opuszczania trumny do grobu stojący przy cmentarzu strażacki wóz włączył syreny. Deszcz ustał. Na chwilę zaświeciło słońce.

Maya Gielniak

Zobacz także:

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do