
Rozmawiamy z dr. Pawłem Szczepanikiem, archeologiem i etnologiem z Bytowa, specjalizującym się we wczesnym średniowieczu.
Kurier Bytowski: Wychowywał się pan w centrum Bytowa, tuż przy rynku. Czy to miało jakiś wpływ na to, że po ogólniaku wybrał się pan na archeologię?
Paweł Szczepanik: Pewnie tak. Mieszkaliśmy w końcu w bliskości wieży dawnego kościoła św. Katarzyny, niedaleko było też do zamku. Do wieży na początku lat 90., choć nielegalne, udawało nam się wejść. To było ciekawe, zwłaszcza że krążyły legendy o tym, że prowadzi stamtąd tunel do zamku, a w nim miał być kolejny. W tym miejscu chciałbym po raz setny podkreślić, że takie tunele to wspaniała, jednak tylko bajka. Prawdziwym miejscem zabaw - moich i moich rówieśników - był z kolei zamek wraz z jego całym otoczeniem. Z perspektywy archeologii warto wspomnieć miejsce, gdzie Antoni Pawłowski lokował gdanisko. Ten zapomniany dziś fundament, był dla nas doskonałą kryjówką. Z dzieciństwa pamiętam też czas, kiedy obok wieży budowano pierzeję kamienic wzdłuż Wojska Polskiego. Tam na budowie widzieliśmy całą masę znalezisk archeologicznych. Z kolei w 8 klasie, zafascynowany filmami o przygodach Indiany Jonesa, na egzaminie końcowym na pytanie gdzie i dlaczego chciałbym jechać na wakacje, odpowiedziałem, że do muzeum archeologicznego w Kairze. Mniej więcej w tym samym czasie zacząłem interesować się prahistorią Pomorza. Dowiedziałem się o istnieniu grodzisk na Smolarni, w Osiekach. Miejsca te poza walorami historycznymi są również wspaniałymi lasami, w których wciąż bardzo lubię spędzać czas. Znajdywałem tam jakąś ceramikę, choć wtedy nie wiedziałem jeszcze, jak należy ją datować. Należałem też do bractwa rycerskiego. Potem z jego częścią wczesnośredniowieczną założyliśmy własne stowarzyszenie. To wszystko ukierunkowało mnie na zainteresowanie starożytnościami słowiańskimi i spowodowało, że na studia wybrałem sobie... slawistykę w Gdańsku. Na którą się nie dostałem. Nie miałem szans, bo egzamin był m.in. ze starocerkiewnosłowiańskiego, który był dla mnie, mimo bardzo dobrych wyników z matury z języka polskiego, zupełnie nieznany. To nie mogło się udać.
I co wtedy?
Jednocześnie złożyłem dokumenty na archeologię do Torunia. Wtedy tego kierunku nie było ani w Gdańsku, ani w Szczecinie. Toruń był najbliżej. Zostałem tam w zasadzie przez 10 lat.
Rozumiem, że tyle razem ze studiami doktoranckimi...
Tak. Po 5 latach studiów magisterskich zacząłem doktoranckie. Pracę magisterską napisałem z mitu kosmologicznego Słowian z perspektywy badań i zabytków archeologicznych pod opieką i kierunkiem prof. Wojciecha Chudziaka. Podczas nauki, mimo że zawsze bardzo lubiłem wykopaliska - nie tylko te na stanowiskach wczesnośredniowiecznych, dużo bardziej zainteresowany byłem kwestiami kulturoznawczymi i religioznawczymi. Niezwykle ważne były dla mnie również kwestie metodologiczne. Zresztą są to kwestie, które stale mnie frapują i inspirują. Właśnie z powodu takich zainteresowań równolegle zacząłem studiować etnologię. Interesowała mnie zwłaszcza kultura ludowa Słowian w jej wszelkich aspektach i przejawach, ze szczególnym naciskiem na kwestie, powiedzielibyśmy duchowe. Studiowanie religijności tradycyjnej, magii, rytuałów mniej lub bardziej pradawnych to wciąż moja pasja. Taka ścieżka edukacyjna, i naukowa wydawała mi się - i stale tak myślę - niezwykle pomocna w badaniach starożytności słowiańskich.
Z tej etnologicznej pasji coś dziś zostało?
Przede wszystkim pasja i ciekawość świata. Etnologia/antropologia kulturowa to nie tylko kierunek studiów czy dziedzina nauki, to przede wszystkim wyjątkowa perspektywa poznawcza. Jako etnolog nie publikuję jednak naukowych tekstów stricte z tej dziedziny, ale wiele z tych napisanych przeze mnie można by nazwać etnoarcheologicznymi. Ostatnio zdarzyło mi się na przykład napisać popularnonaukowy tekst etnologiczny o Południcach, który możecie Państwo przeczytać w bieżącym numerze „Przekroju”.
Został pan jednak archeologiem w dużej mierze terenowym.
W czasie studiów doktoranckich dużo pracowałem w archeologii inwestycyjnej, co było podyktowane przede wszystkim ówczesnym, bardzo skromnym, systemem wynagradzania doktorantów. Budowało się wtedy dużo autostrad, a elementem tych prac były poprzedzające je badania. Masę czasu spędzałem w terenie. Szczęśliwie dużą część wykonywałem z bardzo dobrymi podmiotami m.in. Polską Akademią Nauk i fachowcami w swoich dziedzinach. To była bardzo solidna archeologia. Można powiedzieć, że było to dobrze wykopane, dobrze zadokumentowane i dobrze opracowane. Tam zdobyłem wymaganą do prowadzenia samodzielnych wykopalisk 12-miesięczną praktykę. W tym czasie były również badania prowadzone przez mój Instytut w Kałdusie nad Wisłą, północnym przyczółku państwa piastowskiego. Z kolei w Żółtem pod Drawskiem Pomorskim, pracowałem na wyjątkowym w skali Europy wczesnośredniowiecznym stanowisku znajdującym się na jeziornej wyspie. Lubię pracę na wykopaliskach i dziś widzę dużo większy potencjał w prowadzeniu badań, niż widziałem kiedyś. Nie zgadzam się z krążącym tu i tam stwierdzeniem, że nie warto więcej kopać, bo magazyny są pełne znalezisk. To nie do końca prawda. One rzeczywiście są pełne, ale nie brakuje w nich także luk, a dokumentacja często jest dziurawa. Mimo że posiadamy wiele zabytków, to często niewiele jesteśmy w stanie z nich wyciągnąć. Prowadzenie badań w terenie jest trudne, czasochłonne, kosztowne, ale daje możliwość budowania narracji od podstaw, uzupełniania wspomnianych luk. Z drugiej strony w wielu przypadkach na poziomie naukowym nie jesteśmy w stanie powiedzieć nic o pewnych miejscach, i ich dziejach. Nie uważam się jednak wyłącznie za terenowca. W tej pracy dużą wartością jest możliwość pracy zarówno terenowej, jak i biurowej tzn. opracowanie i co najważniejsze interpretacja odkryć terenowych. Ten ostatni etap lubię zresztą najbardziej. Dziś dochodzi do tego cała masa analiz specjalistycznych wymagających współpracy z wieloma naukowcami z dziedzin niejednokrotnie pozornie dalekich od archeologii. Czasami proporcje mogłyby być inne, ale archeologia w wydaniu takim, jaki staram się uprawiać, na pewno nie pozwala się nudzić.
Wrócił pan do Bytowa, ale nadal jest związany z Uniwersytetem w Toruniu...
Pracę doktorską dokończyłem w Getyndze, do której wyjechałem na staż dzięki grantowi Narodowego Centrum Nauki. Wtedy pojawił się projekt atlasu wczesnośredniowiecznych grodzisk w Polsce, w ramach którego przez rok byłem zatrudniony na uniwersytecie w Toruniu. Szczęśliwie potem otrzymałem kolejny grant badawczy z NCN-u, w ramach którego przez kolejne 3 lata byłem zatrudniony w Toruniu. A jednocześnie wróciłem do badania religii wczesnośredniowiecznej, ale nie tylko pogańskiej. Głównie interesowały mnie atrybuty osobiste, czyli różnego rodzaju amulety, wisiorki, krzyżyki, posążki itd. Przez rok zjeździłem niemal wszystkie muzea i instytucje w Polsce, by artefakty fotografować, mierzyć, opisywać. Kontakt z badanym zabytkiem jest bardzo ważny, choć niestety niektórzy badacze pomijają ten element, bazując jedynie na publikacjach, rysunkach, zdjęciach. Według mnie to nie jest niestety to samo. Wyjechałem też na 3 miesiące do Sztokholmu, gdzie miałem okazję popracować z zabytkami słowiańskimi znalezionymi w Skandynawii. Niestety części zaplanowanych wyjazdów zagranicznych nie udało się wykonać, bo plany pokrzyżowała pandemia. Ale liczę na to, że jeszcze będę miał okazję. Obecnie pracuję jako adiunkt w toruńskim Instytucie Archeologii w katedrze „Starożytności i wczesnego średniowiecza” kierowanej przez prof. Chudziaka..
Ale mieszka pan w Bytowie. No i tu również prowadzi część swoich badań...
Od kilku lat zajmuję się grodziskami powiatu bytowskiego. Udało mi się przeprowadzić badania na tych stanowiskach, które popchnęły mnie w kierunku archeologii. To część większego ogólnopolskiego projektu polegającego na badaniu poszczególnych powiatów. Toruński ośrodek zajmuje się m.in. województwem pomorskim. W naszej okolicy badałem też sporo stanowisk kurhanowych, których wcześniej zupełnie nie znaliśmy, a objawiły się dzięki skanowaniu laserowemu. W większości przypadków badania te były wykonywane na zlecenie i dzięki środkom wojewódzkiego konserwatora zabytków. Np. w ramach tych prac w ub.r. prowadziłem wykopaliska na cmentarzysku kurhanowym znajdującym się nieopodal grodziska na Smolarni. Jednocześnie prowadzę badania inwestycyjne. Podejmowane są tam, gdzie planowana jest jakaś budowa, a konserwator wymaga sprawdzenia i zadokumentowania, co kryje ziemia i czy planowana inwestycja może zostać zrealizowana w danym miejscu. Tu najbardziej sensacyjne były wykopaliska dla Druteksu w Dąbiu.
Wracając do grodzisk. Już trzeci sezon dzięki wsparciu ze strony budżetu miasta prowadzimy badania na Smolarni. Wyniki już teraz można uznać za spektakularne, choć wciąż nie jesteśmy jeszcze na etapie, żeby zdradzać zbyt wiele szczegółów. Przy wsparciu wojewódzkiego konserwatora zabytków rozpoczęliśmy również prace na grodziskach powiatu bytowskiego. Dla części tych obiektów to będą pierwsze badania w ogóle. Do sprawdzenia zostało jeszcze kilka. Mam nadzieję, że prace terenowe uda się zakończyć w tym roku, a zimą zacząć składać książkę. Potem trzeba się będzie wziąć za powiat słupski, który ilościowo jest znacznie bogatszy w tego typu stanowiska.
Pańskie badania poszerzyły naszą wiedzę o Bytowie, zwłaszcza o jego początkach...
Tutaj należy z całą pewnością i odpowiedzialnością odpowiedzieć twierdząco. Jeśli porównamy naszą wiedzę z końca XX w. z tym, co możemy powiedzieć dziś o archeologii Bytowa i najbliższej okolicy, to rysują się zupełnie dwa odmienne obrazy. Dziś mamy informacje na temat osadnictwa z wczesnej epoki żelaza ulokowanego w obrębie miasta, o wyjątkowym w skali Pomorza kompleksie osadniczym na pograniczu Dąbia, w końcu zaś o castrum z czasów przed krzyżackich, jakim jest grodzisko na Smolarni. Badania przyniosły też niezwykle dużo drobnych danych i artefaktów dotyczących samego miasta od czasów średniowiecza do potężnych zniszczeń z roku 1945. Wszystko to pokazuje potrzebę prowadzenia dalszych badań, edukacji i popularyzacji wiedzy na temat przeszłości lokalnej, która ma swoje znaczące miejsce w dziejach. Pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że będziecie Państwo mieli okazję jeszcze wielokrotnie na łamach naszej lokalnej gazety - a już niedługo także na dedykowanym profilu w mediach społecznościowych - czytać o najnowszych odkryciach i badaniach związanych z przeszłością ziemi bytowskiej.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!