
Z dr. Krzysztofem Myszkowskim, nowym dyrektorem Zespołu Szkół Ogólnokształcących, rozmawiamy o jego zamierzeniach.
„Kurier Bytowski”: Jak pan trafił na Kaszuby?
Krzysztof Myszkowski: Pochodzę z Wielkopolski. Kiedy skończyłem Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Słupsku, z żoną polonistką, która z kolei jest z Lipnicy, podjęliśmy pracę w Żukówku, bo w gminie Parchowo oferowano nam także mieszkanie. Przepracowałem tam 9 lat, a 2 lata byłem dyrektorem. Wtedy wchodziły gimnazja. Pojawił się pomysł, żeby właśnie tam powstało gminne gimnazjum. Radni jednak chcieli inaczej, woleli, by utworzono je w stolicy gminy. Przy okazji były strajk i okupacja gminy. Wywiady w telewizji. Ostatecznie jednak naszą szkołę zamknięto. Potem z żoną przenieśliśmy się do placówki w Parchowie.
Następnie trafił pan do swojej macierzystej uczelni...
Tak. Jeszcze pracując w Parchowie, zacząłem pisać pracę doktorską. To kosztowało wiele wysiłku, pieniędzy i czasu. Zająłem się w niej akcją Kościoła prawosławnego z lat 60., 70. ubiegłego wieku skierowaną przeciwko grekokatolikom. Dla mnie to było coś zupełnie nowego, bo wcześniej nie miałem nic wspólnego ani z jednym, ani z drugim Kościołem. Bardzo ciekawy temat, a dotyczy też Ziemi Bytowskiej. Kiedy otworzyłem przewód doktorski, otrzymałem propozycję pracy na Akademii Pomorskiej w Słupsku. To zbiegło się z wyborami rektora. Władzę na uczelni objęli wtedy absolwenci uczelni. Ja zostałem na 8 lat kierownikiem biura rektora. Był nim wtedy prof. Roman Drozd. Potem zostałem jeszcze w biurze, ale zaczynałem już czuć się mniej komfortowo, byłem już trochę „za stary”. Za zgodą nowego rektora stworzyłem sobie stanowisko do pozyskiwania środków na trzecią misję uczelni, czyli współpracę z różnymi organizacjami. Wstrzeliłem się w politykę ówczesnego ministra nauki Jarosława Gowina, który naciskał na współpracę z uniwersytetami trzeciego wieku. Jeden z moich projektów oceniono bardzo wysoko w kraju. Wtedy m.in. w Bytowie, przy współpracy z burmistrzem Ryszardem Sylką, utworzyliśmy UTW.
Przez 12 lat jeździł pan do pracy do Słupska i...
To w końcu stało się męczące. Każdego dnia 2 godz. w dojazdach, jeszcze praca, więc dużo czasu poza domem. Do tego, że można żyć inaczej, przekonał mnie lockdown. Zacząłem się rozglądać za inną opcją. Jedną z nich było odejście na wcześniejszą emeryturę nauczycielską. Do wymaganych 20 lat przy tablicy brakował mi tylko rok. Wróciłem więc na pół etatu do szkoły, do Pomyska Wielkiego, a jako że trochę mnie jeszcze nosiło, w styczniu wziąłem udział w konkursie na doradcę metodycznego historii i ten konkurs wygrałem. 1.02. zostałem doradcą metodycznym na obszarze dawnego województwa słupskiego. Potrzebna była do tego aktualna ocena pracy nauczyciela. Dyrektor taką mi zrobił, jednak że przepracowałem u niego ledwie kilka miesięcy, nie mógł dać innej oceny niż dobra.
Dlaczego pan wspomina o tej ocenie?
Bo potem, kiedy w maju startowałem w konkursie na dyrektora-nauczyciela bytowskiego ogólniaka, okazało się, że nie mogę zostać dyrektorem. Ministerialne rozporządzenie jasno mówi, że trzeba mieć ocenę bardzo dobrą w takich przypadkach. Zostałem więc managerem szkoły.
Przypomnijmy, że to był już drugi konkurs na dyrektora ogólniaka.
W tym pierwszym nie brałem udziału. On nie zakończył się wybraniem kandydata.
Czym różni się manager od dyrektora-nauczyciela?
Zostałem zatrudniony nie jako nauczyciel, czyli wg karty nauczyciela, ale jako pracownik samorządowy. To ma swoje konsekwencje. Nie mogę prowadzić nadzoru pedagogicznego, co jest jedną z ważniejszych funkcji dyrektora. Wchodzą w to dydaktyka, wychowanie itd.
Kto zatem będzie się tym zajmował?
Mam dwie panie zastępczynie, które się tym zajmą. To pani Wiesława Szmidt i pani Joanna Pilipczuk.
Czy zna pan szkołę, którą od kilku tygodni kieruje?
Trochę znam. Moje dzieci do niej uczęszczały. Bywałem na wywiadówkach. Choć jako pracownik nie. To pewnie minus, ale i plus. Zależy od jakiej strony spojrzeć. Nie jestem niczym obciążony. Co mnie zaskoczyło, kiedy w sierpniu przyszedłem do pracy, to brak nauczycieli. Kiedy ja, jako młody nauczyciel szukałem zatrudnienia, to trzeba się było o nie starać. A dziś? Np. fizyków czy matematyków wchłania przemysł, do oświaty się nie pchają. Zatrudniamy więc z zewnątrz, próbując sobie jakoś radzić, ale to nie jest najlepsze rozwiązanie. Uważam, że jak najwięcej nauczycieli powinno pracować u nas na pełen etat, bo to gwarantuje, że mocniej zwiążą się z naszą szkołą. W ciągu 2-3 lat czeka nas odejście aż 8 nauczycieli. Przechodzą na emeryturę. Trzeba będzie znaleźć ich następców. A skoro jesteśmy przy nauczycielach, to chciałbym pobudzić pracę zespołów - wychowawczego, przedmiotowych itd.
Na co jeszcze chciałby pan postawić?
Są rzeczy, które można zrobić szybko, w ciągu roku. Np. poprawić wizerunek. O ogólniaku mało dowiemy się z mediów, internetu. Np. nie ma nas na Facebooku, a przecież dla młodzieży to podstawowe źródło informacji. Powinniśmy informować, co się w szkole dzieje, co planujemy itd. Tego powinno być więcej. Druga sprawa to wymiana międzynarodowa. Nasza młodzież zna języki, nie ma mentalnej bariery. Można na to pozyskiwać środki zewnętrzne. I kiedy poznam już szkołę, chciałbym się na tym skoncentrować. Tak by wszystkim uczniom dać szansę wyjazdu i spotkania z rówieśnikami zza granicy. Chcielibyśmy wykorzystać partnerstwo naszych gmin, powiatu.
Czy coś jeszcze?
Zamierzam większy nacisk postawić na udział w konkursach przedmiotowych. Trzeba dać szansę naszym uczniom, rozbudzać ich zainteresowania. Kiedy młodzież połknie bakcyla, to później sama już stara się dokształcać, rozwijać. Chciałbym też tu wspomnieć o współpracy ze środowiskiem, absolwentami. Moglibyśmy również poszerzyć współpracę z uczelniami. Dla nich to reklama, a dla nas możliwość wysłuchania akademickich wykładów z różnych dziedzin. Oczywiście ważna jest też współpraca z rodzicami i uczniami.
A co z tzw. bazą lokalową, czyli budynkami?
Do zrobienia jest sporo. Budynek główny wymaga remontu. Przydałaby się większa, nowoczesna sala gimnastyczna. Ale też takie proste sprawy jak płot, który dobrze byłoby wymienić. Na to wszystko potrzeba sporo pieniędzy. Szkoła to inwestycja w przyszłość. Liczę, że to będzie zrozumiane.
Rozmawiał P.D.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!