
To nie jest ani ciche, ani tanie hobby. W naszych stronach zrzesza całkiem spore grono sympatyków. I nie chodzi wyłącznie o rywalizację czy samo strzelanie do tarczy. - Potrafimy przyjechać na trening, wypakować broń i... nie oddać ani jednego strzału, bo zatracimy się w rozmowie - mówi Tomasz Prądziński, członek Sportowego Klubu Strzeleckiego Strzelcy Bytów.
Niedzielnego ranka, 14.11., ruch na ulicach miasta znikomy, zwłaszcza na Miasteckiej. Z niej zjazd, a potem ponad 100 m leśną drogą. Na parkingu już stoi kilkanaście samochodów. Wysiadając, trudno nie zwrócić uwagi na okalający teren las ubarwiony jesienną szatą. To idealne miejsce na spacer. Cisza i spokój. Dziś to tylko cisza przed... hukami wystrzałów.
Tego dnia odbyły się tu zawody strzeleckie, na które po raz kolejny zaprosił Sportowy Klub Strzelecki Strzelcy Bytów, działający od 2016 r. - Razem z Włodkiem Witakiem posiadamy uprawnienia myśliwskie. Spotykaliśmy się od czasu do czasu tu na Smolarni, aby postrzelać. Włodek miał dodatkowo rozwinięty arsenał o broń sportową, ja do użytku tylko myśliwską. Z czasem w trakcie takich strzeleckich spotkań pomyśleliśmy, że jest tu niewykorzystany potencjał. Mamy przecież idealne miejsce - lepszego w okolicy byśmy nie znaleźli. Z dala od miasta, nikomu nie powinny przeszkadzać odgłosy wystrzałów. Do tego co pora roku, to zmiana scenerii. Zebraliśmy więc chętnych, którzy deklarowali swój udział i pomoc - mówi Dariusz Chabowski, prezes SKS Strzelcy Bytów. Z ratuszem zawarli umowę o użyczeniu terenu na potrzeby klubu. Z własnych środków postawili ogrodzenie. - Poprawiliśmy też wały i osie strzeleckie. Kulochwyty mamy tu naturalne w postaci wzniesień. Musieliśmy tylko te miejsca odeskować. Do naszych obowiązków należy utrzymywanie tego miejsca w czystości i zapewnienie bezpieczeństwa przebywającym tu osobom - wymienia D. Chabowski. Klub współpracuje m.in. z klasami mundurowymi Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Bytowie czy Hufcem ZHP Bytów, który np. 6.11. przeprowadził na strzelnicy Harcerską Spartakiadę Sportów Obronnych.
Aktualnie klub liczy ok. 150 członków. To nie tylko bytowiacy. Przyjeżdżają również osoby z Trójmiasta, Lęborka czy okolic Koszalina. Na zawodach pojawia się mieszkaniec Gdańska. - Pochodzę z Bytowa i z sentymentu lubię wracać do tego miasta, w szczególności na zawody. W strzelanie wkręcił mnie obecny sekretarz i jeden z założycieli klubu, Włodek Witak 3-4 lata temu. Od tego czasu jestem wierny grupie. Najbardziej upodobałem sobie pistolet Hekler&Koch SFP9 ze względu na idealną pracę mechanizmu - mówi Marcin Bachórz, dodając: - Nie ukrywam, że myślałem o tym, aby się przepisać do grupy w mieście, w którym obecnie mieszkam. W końcu bliżej. Poszedłem nawet na kilka spotkań. Ale to zdecydowanie nie mój klimat. Takie kluby liczą nawet kilkadziesiąt tysięcy członków. Podczas zawodów podawana jest godzina startu. Wszystko odbywa się na strzelnicy pod daszkiem. Na korytarzu stoi się jak w poczekalni u lekarza. To taka trochę fabryka. Tu jest inaczej. Blisko natury, bardziej kameralnie. Zawsze jakieś ciastko, kawa. I mnóstwo fajnych osób, z którymi można gadać godzinami. Do tego łączymy wspólną pasję. Nie przeszkadza mi dojazd, bo warto.
Niemal od początku funkcjonowania klubu szeregi zasila pochodzący z Borzytuchomia Daniel Czapiewski, aktualnie wiceprezes. - Od kiedy pamiętam, interesowałem się militariami. Przygodę ze strzelaniem i bronią zaczynałem od oglądania filmików i czytania artykułów. Kupiłem rewolwer czarnoprochowy, który można posiadać bez pozwolenia. Później przerzuciłem się na broń bocznego i centralnego zapłonu oraz karabiny. Różnią się one od czarnoprochowej, do której trzeba wszystkie elementy załadowywać osobno, m.in. proch czy kulę, tym, że wszystko znajduje się w jednym pocisku, jak w zdecydowanej większości współczesnych broni - tłumaczy, dodając: - Hobbystyczne strzelanie nie tylko mnie uspokaja, ale przede wszystkim daje możliwość poznania nowych ludzi. Można tu wysłuchać ciekawych historii, dzielić się wiedzą, doświadczeniem, przygodami. Najlepsze jest to, że cały czas człowiek się uczy, szlifuje umiejętności, próbuje czegoś innego. Staram się pojawiać na strzelnicy dwa razy w miesiącu, zazwyczaj w weekendy, bo wtedy mam więcej wolnego czasu. Choć są u nas i tacy, którzy są tu i dwa razy w tygodniu. W strzelanie wciągnąłem również swoją żonę, Ewelinę. Uzyskała nawet pozwolenie na broń. To dla nas sposób na wspólne spędzanie czasu - tłumaczy D. Czapiewski.
Nieco krócej, bo od 2018 r., do klubu należy Tomasz Prądziński z Masłowic Tuchomskich (gm. Tuchomie). - Zawsze gdzieś tam siedział we mnie pociąg do broni. Miałem łuk, wiatrówkę. Kusiło, aby rozwinąć się w tym kierunku, ale nie było ku temu okazji. Do momentu aż 3 lata temu kolega powiedział mi o klubie strzeleckim w Bytowie. Zauroczyło mnie miejsce na Smolarni. Widziałem strzelnice w Tuchomiu czy Miastku, ale nie ma tam takiego klimatu jak właśnie tu. Bez betonu, las wokoło, wały - idealne warunki. Tu nawet deszcz nie przeszkadza. Bywa, że zgadamy się na wspólny trening, przyjeżdżamy, rozpakowujemy broń... i nie oddajemy ani jednego strzału, bo przegadamy kilka godzin, również o broni. Moją ulubioną jest strzelba Mossberg AR500, tzw. pompka. Bardzo potężny sprzęt - tłumaczy tuchomianin. Mężczyzna posiada pozwolenie na broń. - Jego zdobycie nie jest łatwe. Trzeba zaliczyć wizyty u lekarza rodzinnego, okulisty, psychologa oraz psychiatry - ale to zasadne. Do tego należy być członkiem klubu funkcjonującego minimum 3 miesiące. Z tego co słyszałem, od nowego roku może się to zmienić na 12 miesięcy. Oczywiście trzeba też zdać egzamin na patent strzelecki. Jednak zdecydowanie warto. Lubię pozbyć się nagromadzonej adrenaliny, właśnie strzelając. Wciągnąłem w hobby również syna, Wiktora. To idealna okazja, aby spędzać razem czas. To buduje więź. Żona z początku podchodziła do tego z obawą, ale teraz już zaakceptowała. Ostatnio nawet się zainteresowała, bo pytała, czy jakieś sukcesy odniosłem na tym polu. A przez trzy lata nazbierało się ok. 20 dyplomów - mówi T. Prądziński.
Tego dnia na zawody stawia się ponad ok. 30 uczestników. Na samym początku wybierana jest komisja do każdej z konkurencji. Jednocześnie w trzech wałach przeprowadza się strzelanie z innego typu broni: karabinu bocznego zapłonu, leżąc, czy pistoletu centralnego zapłonu. Broń uczestników przed oddaniem strzału jest sprawdzana. Jeśli ktoś nie posiada danego typu, otrzymuje klubową. Warto nałożyć specjalne słuchawki. Od huku może dźwięczeć w uszach. Zewsząd czuć zapach prochu. - Podczas zawodów czy treningów używamy amunicji bojowej, myśliwskiej, sportowej. Nie są to „ślepaki” - tłumaczy D. Chabowski, dodając: - Jeśli ktoś nie posiada uprawnień na broń, a chciałby spróbować i przekonać się, czy to sport dla niego, nie ma żadnego problemu. Może się umówić z prowadzącym strzelanie, który udzieli wskazówek, omówi zasady bezpieczeństwa i poprowadzi szkolenie na karabinie, strzelbie. Udostępniamy strzelnicę też całym rodzinom. To fajny sposób spędzania wspólnie czasu. Założyliśmy także sekcję młodzieżową. Osoby, które raz do nas przyjdą, w 99% wracają. Można też u nas zaliczyć egzamin na licencję sportową, oczywiście przed państwową komisją. Nasi członkowie posiadają także uprawnienia do prowadzenia szkoleń.
- Wiedza o możliwościach, jakie daje klub, jest bardzo mała. Widzę to po swoich znajomych, gdy z nimi rozmawiam. Zachęcamy do przyjścia i spróbowania. Nie trzeba bać się np. siły odrzutu, bo zacząć można od broni bocznego zapłonu, w której jest ona znacznie słabsza - tłumaczy D. Czapiewski.
Zawody kończą się w godzinach popołudniowych wspólnym ogniskiem. Wręczane są dyplomy oraz nagrody zwycięzcom w poszczególnych dyscyplinach. Na kolejną rywalizację klub zaprasza 5.12.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!