
- Gdy zakładałyśmy koło i spotykałyśmy się na przystanku autobusowym albo w naszych domach, do głowy nam nie przyszło, że doczekamy się, a tym bardziej same doprowadzimy do tego, że w naszej wsi stanie sala wiejska. I to w rok! - mówi Czesława Gojtowska z Koła Gospodyń Wiejskich „Dębowianki”.
Ostatni raz byliśmy w Dębach na początku roku. Spotkaliśmy się z „Dębowiankami”, by porozmawiać o ich działalności, w rok od założenia koła. Wtedy swoje imprezy KGW organizowało przede wszystkim na przystanku autobusowym. - W momencie gdy rejestrowałyśmy koło gospodyń, gdzieś w sferze marzeń było postawienie drewnianej wiaty. Zależało nam, aby mieć miejsce pod daszkiem do spotkań poza naszymi domami. Później myślałyśmy o domku holenderskim, ale gdy zobaczyłyśmy ceny, przegadałyśmy i wykalkulowałyśmy. Wyszło na to, że rozsądniej będzie, gdy sami postawimy niewielki domek z pustaków - tłumaczy Czesława Gojtowska, wiceprzewodnicząca KGW „Dębowianki”.
Gmina zaproponowała kołu działkę naprzeciwko przystanku. Tam do jesieni ub.r. udało się postawić budynek w stanie surowym. - Wszystkie prace wykonywał jeden z mieszkańców, Tadeusz, który ma firmę budowlaną. Robił to po kosztach ze swoją ekipą, półspołecznie można powiedzieć. Zagroziłyśmy, że jeśli nie pomoże, to nie zaprosimy go na żadną wiejską imprezę - śmieje się Bożena Szymlek, członkini KGW.
Gdy przyjechaliśmy do miejscowości w ub. tygodniu, panie przyjęły nas już w wykończonym, urządzonym budynku. Jest niewielki, ale jak mówią członkinie KGW, na potrzeby wsi, którą zamieszkuje ponad 60 osób, wystarczy. Ma jedno pomieszczenie, w którym stoją meble kuchenne, sprzęt, lodówka, stół oraz krzesła. - Jeździłyśmy z Bożeną po Słupku, Bytowie, Lęborku i sprawdzałyśmy ceny. Środków nie miałyśmy dużo, więc wiadomo, zależało nam, aby jak najkorzystniej kupić np. okna, drzwi czy kafelki. Jak tak sobie teraz pomyślimy, to czasami więcej straciłyśmy na paliwo, niż zyskałyśmy na cenowych oszczędnościach - opowiada Cz. Gojtowska. - Bywało, że materiał same zwoziłyśmy swoimi samochodami. Okna przywiozłyśmy na przyczepce z Sierakowic. Kafelki z Bytowa, a jakby tego było mało, doładowałyśmy 20-30 worków cementu, bo był w promocji. Myślałam, że mój mąż wyjdzie z siebie. Nieco przeładowani, ale daliśmy radę. My tylko dowoziłyśmy materiał, a nasz fachowiec robił - opowiada B. Szymlek. Pierwsze spotkanie w świetlicy, jeszcze w trakcie budowy, odbyło się w sierpniu przy okazji podziału funduszu sołeckiego. - Nie pamiętam takiej frekwencji od lat. Miało się wrażenie, że przyszli niemal wszyscy mieszkańcy. Siedzieliśmy na pustakach. Jako KGW przygotowałyśmy poczęstunek - mówią „Dębowianki”.
Tuż przed 17.10., na kiedy zaplanowano otwarcie, praca w budynku wrzała jak w ulu. - Pan Tadeusz szybko kończył elewację. My ślęczałyśmy po nocach z mężami, aby było gdzie przyjąć gości. O północy mąż Czesi montował jeszcze baterię do zlewu - opowiada B. Szymlek. Plac, gdzie stoi budynek, został ogrodzony. - Sami je montowaliśmy, bo gdy usłyszeliśmy, ile chce firma, to tylko zrobiliśmy wielkie oczy. Nasi mężowie podwinęli rękawy. My oczywiście też. Kopałyśmy, pomagałyśmy kłaść beton pod słupki itp. Nasadziłyśmy rośliny. Bolejemy, że nie mamy na zewnątrz kranu, by móc podlewać. W suche, upalne dni Bożeny mąż przywozi beczkę z wodą, bo by nam wszystko padło - opowiada Cz. Gojtowska.
Koszt budowy to ok. 60 tys. zł. - Z funduszu sołeckiego kupiłyśmy m.in. siatkę i pustaki. Z samych projektów, które napisałyśmy, zyskałyśmy ok. 40 tys. zł. Jako jedyni w powiecie otrzymałyśmy kasę z wojewódzkiego Akumulatora Społecznego na kuchnię. Trochę tego nie przemyślałyśmy, bo dopiero później okazało się, że można się starać o maksimum 10 tys. zł. Czytając, pomyliłam się. Dopiero później zorientowałyśmy się, gdy już wniosek poszedł. Łącznie wpłynęły 54 pomysły z całego województwa. Pomyślnie przechodziłyśmy każdy etap, po którym eliminowano kolejnych ubiegających się o dofinansowanie. Sądziłyśmy, że mamy bardzo nikłe nadzieje, bo w poprzednich latach kasę otrzymywały m.in. hospicja. Zwłaszcza po prezentacji online nie byłyśmy specjalnie optymistycznie nastawione. Mimo wszystko pieniądze otrzymałyśmy. Cieszy nas to podwójnie, bo same piszemy wnioski, a nie mamy nikogo, kto się na tym zna - opowiada Cz. Gojtowska. Panie zakupiły z dotacji meble, lodówkę, zmywarkę, stół, krzesła, baterię, zlew, część naczyń kuchennych. W ub.r. za kuchenkę zapłaciły z pieniędzy otrzymywanych z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Do świetlicy trafiły też m.in. kociołek, frytkownica, blender, czyli sprzęty, które panie zbierały od założenia KGW. - Trzymałyśmy je u Bożenki, bo ona jako jedyna ma dość miejsca u siebie. 19.10. spotkałyśmy się po imprezie, gdy emocje opadły. Zostały ziemniaki, smażyłyśmy placki. Z kolei jabłka obtaczałyśmy w cieście naleśnikowym. Mogłyśmy na spokojnie usiąść i cieszyć się tymi czterema ścianami - opowiada Cz. Gojtowska.
Panie mają jeszcze kilka pomysłów. - Gmina poszła nam na rękę i pociągnęła do naszej sali kanalizację i elektrykę. Wójt dał nam kostkę polbrukową, którą ułożymy pod wejście. Obiecał jeszcze obrzeża oraz drewno, bo marzy nam się mała wiata, która stanęłaby przy budynku. Wchodziłoby się do niej bezpośrednio drzwiami balkonowymi. W sali jest niewiele miejsca, a dzięki temu zyskałybyśmy przestrzeni dla gości. Jesteśmy najmniejszym sołectwem w gminie, ale gdzieś te ponad 60 osób trzeba pomieścić, często więcej, bo gdy organizujemy imprezy, zjeżdżają się rodziny, znajomi czy dawni mieszkańcy Dębów - mówią „Dębowianki”, dodając: - Nie ukrywamy, że chwalimy się salą wśród naszych znajomych, bo cieszy nas ogromnie. Nigdy nie przypuszczałyśmy, że takie małe KGW jak nasze może dokonać czegoś takiego. Gdy się bardzo chce i pomoże szczęściu, marzenia jednak się spełniają. Bardzo dziękujemy naszemu fachowcowi i mężom, którzy sporo muszą z nami znosić oraz oczywiście mieszkańcom za pomoc.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!