
W sumie kilkadziesiąt osób zebrało się na podwórku rodziny Figlusów z Borowego Młyna. Była ku temu specjalna okazja. Przekazywano klucze do domu, który z potrzeby serca zbudowała lokalna społeczność.
Gdy po raz pierwszy odwiedziliśmy rodzinę Figlusów z Borowego Młyna, w ich siedlisku obok starego rozwalającego się domu stały jedynie nowe mury pierwszej kondygnacji. Jednak już one cieszyły Agnieszkę Figlus. Rodzina zajmowała drewniany dom pochodzący jeszcze z XIX w. Nie nadawał się do zamieszkania. Zapadła decyzja o budowie nowego. Powstały fundamenty. Figlusów dotknęła jednak tragedia. Zmarł Mirek, 40-letni mąż Agnieszki. Została sama z trójką dzieci, teściową, niepełnosprawnym szwagrem, a także bratem męża teściowej, który również wymagał całodziennej opieki. Później zmarli on i teściowa, będąca dla wszystkich oparciem.
Borowianie zastanawiali się, jak pomóc rodzinie, która aktywnie uczestniczyła w życiu lokalnej społeczności, a teraz dotknęła ją tragedia. Postanowili dokończyć budowę wymarzonego domu dla Figlusów. - Kiedy zobaczyłem fundamenty, od razu zauważyłem, że brakuje miejsca na kotłownię. Szybko o tym pomyśleliśmy. Później doradziłem też, że warto umieścić w domu podpiwniczenie - mówi Jacek Rudnik, który zaangażował się w pomoc rodzinie. - Prowadzę firmę budowlaną. Jako praktyk starałem się czuwać nad całością. Widząc w maju fundamenty, nie miałem wątpliwości, że jeszcze przed Świętami damy radę postawić cały dom. Ale trzeba wyraźnie powiedzieć, że nigdy by się to nie udało, gdyby nie pomoc wielu osób, które od siebie dały pracę, a także sponsorów, którzy przekazali materiały budowlane - dodaje J. Rudnik.
9.12. oficjalnie Figlusom przekazano klucze do nowego domu. Historię budowy przedstawiła Grażyna Burant, dyrektorka Zespołu Szkół w Borowym Młynie, do którego uczęszczało troje rodzeństwa Figlusów. - Rodzinę spotykały kolejne tragedie. Jak mówiła pani Agnieszka: „Deszcz, deszcz, tylko deszcz nas w życiu spotyka”. Narodził się pomysł: budujemy dom. Pojawiły się jednak przeszkody. Wpierw pandemia, później nagły wzrost cen materiałów budowlanych. To spowodowało, że temat ucichł, baliśmy się, że nie podołamy. Padło jednak hasło: jeśli Borowy tego nie zrobi, to kto? Zaczęliśmy działać. Szkoła wspólnie ze strażakami, Kołem Gospodyń Wiejskich „Borowianki” i sołectwem. Zorganizowaliśmy w szkole słodki piątek. Udało się zebrać 11012 zł. Pierwsze nasze środki. Szkolny wolontariat sprzedawał przekazane przez ludzi przedmioty. Popyt na nie stale rósł. Pojawiały się osoby, które niczego nie brały, ale wpłacały pieniądze. Zebraliśmy 19107 zł. Potem pojawił się artykuł w „Kurierze Bytowskim”. Na szkolne koło oszczędności „Serdeczne cegiełki” w krótkim czasie wpłynęło 4900 zł. Kolejny tekst i kolejna kwota - 2900 zł. Wszystko od ludzi dobrej woli. Dla mnie to przeżycie i potwierdzenie, że możemy na siebie wzajemnie liczyć. Bardzo wszystkim dziękuję - mówiła podczas wręczenie kluczy G. Burant.
Akcji było więcej. Zabawy charytatywne organizowało KGW „Borowianki”. - Odbyły się trzy. Zysk z nich wyniósł 20574 zł. Poza tym podczas Borowskiej Biesiady Kaszubskiej wystawiliśmy skarbonkę na rzecz rodziny, w której znalazło się 1000 zł - mówiła Małgorzata Pluto Prądzinska, przewodnicząca KGW „Borowianek”.
- Nie trudno policzyć, że przekazane środki nie były wielkie. Główna pomoc spłynęła jednak w postaci przekazanych materiałów i pomocy mieszkańców. Może nie zbudowaliśmy domu w 7 dni, jak popularna telewizyjna ekipa, ale udało się w 7 miesięcy. Muszę powiedzieć, że końcówka była odrobinę nerwowa. Najważniejsze, że dom stoi. Nie jest obciążony żadnym kredytem. Wszystkie zobowiązania finansowe są uregulowane - mówił Roman Reszka, który czuwał nad budową domu.
Przekazanie kluczy było okazją do podziękowania zaangażowanym. W sumie wymieniono ponad 80 osób i firm. - To jednak nie wszyscy. Dziękujemy także tym z różnych stron Polski, którzy wpłacili środki na rzecz pomocy rodzinie Figlusów - mówił R. Reszka.
Po przecięciu wstęgi kilkadziesiąt zgromadzonych osób miało okazję obejrzeć nowy dom od środka. Zwiedzili kotłownię i salon z kuchnią. Następnie weszli na górę, gdzie mieszczą się sypialnie dzieci. Zajrzeli także do spiżarni. Po mieszkaniu oprowadzała A. Figlus. - Bardzo się cieszę z mieszkania. Dziś po raz pierwszy spędzimy w nim noc. Dzieci już nie mogą się doczekać - mówiła 9.12., dodając: - Do nowego domu przenieśliśmy wyposażenie z poprzedniego. Dziś mamy wszystko, czego potrzebujemy.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie