
Po 25 latach fotel prezesa BTBS opuściła Maryla Micheńko, która przeszła na emeryturę. Opowiedziała nam o ćwierćwieczu spędzonym w firmie.
NOWE ROZWIĄZANIE MIESZKANIOWE
- Bytów to jedno z pierwszych miast w Polsce, w którym zrodził się pomysł realizacji społecznego budownictwa czynszowego. Na rok przed wejściem ustawy o niektórych formach popierania budownictwa mieszkaniowego, która obowiązywała od 26.10.1995 r., Rada Miasta z burmistrzem Michałem Fijałkowskim na czele podjęła 19.04.1994 r. uchwałę wsparcia tej nowatorskiej formy i powołała jednoosobową spółkę - Bytowskie Towarzystwo Budownictwa Społecznego. Wobec zaawansowanego stanu prac legislacyjnych dotyczących TBS-u 12.12.1994 r. już nowy burmistrz Stanisław Marmołowski upoważnił Zarząd Miasta do podpisania aktu założycielskiego spółki. Zgromadzenie wspólników uchwałą z 12.06.1995 r. powołało jednoosobowy zarząd w osobie Wiesława Ulatowskiego jako prezesa na 1/2 etatu. Oprócz tego pełnił funkcję kierownika wydziału inwestycji w Urzędzie Miejskim - opowiada Maryla Micheńko, prezes BTBS-u. Siedziba biura mieściła się wówczas w bytowskim ratuszu. W październiku 1995 r. przeniosło się na ul. Gdańską 49 L i zajmowało 9 m2 (obecnie większe, mieści się tu do dziś).
M. Micheńko do spółki dołączyła 1.01.1996 r. - Zrezygnowałam z pracy w Państwowym Zakładzie Gospodarstwa Rolnego, w którym byłam kierownikiem administracyjno-kadrowym i wiceprezesem społecznym. Chciałam po tym odpocząć. Jednak siedząc w domu, zrozumiałam, że to nie dla mnie. Znalazłam zatrudnienie w UM jako pracownik interwencyjny. W międzyczasie powstawał TBS i zostałam do niego oddelegowana. Pół roku zatrudniona jako pracownik interwencyjny, potem od 1.07.1996 r. na umowę o pracę jako główna księgowa- wspomina M. Micheńko, dodając: - Zostałam rzucona na głęboką wodę. Nie wiedziałam, z czym to się je, ale uznałam, że wszystkiego da się nauczyć.
OSIEDLE GDAŃSKA
Na początku, tj. 2.10.1995 r., BTBS otrzymał w zarząd wybudowane przez miasto budynki mieszkalne przy ul. Gdańskiej: M i N (z 24 mieszkaniami), 49 L (7 lokali mieszkalnych będących własnością lokatorów), 49 K (15 mieszkań własnościowych). To były bloki postawione w ramach wsparcia TBS-ów. Poza tym spółka przejęła budynek przy ul. Ceynowy 30 (12 lokali - własność lokatorska), 3 lokale mieszkalne przy ul. Ceynowy 32, blok przy ul. Ceynowy 28 (18 mieszkań - własność miasta), a także budynek po telekomunikacji przy ul. Miłej 22 (5 lokali). - W 1996 r. dodatkowo przejęliśmy aportem od miasta budynek 49 C (24 mieszkania). Otrzymaliśmy również rozpoczętą budowę budynku 49 B, w którym wg planu znajdować się miały 52 mieszkania. Do tego jeden lokal wygospodarowaliśmy z pomieszczeń socjalnych. Na ten budynek zaciągnięto kredyt inwestycyjny w BGK W-wa na kwotę 1 134 000 zł na 30 lat - mówi M. Micheńko, dodając: - Został spłacony ok. 6 lat przed terminem. W ostatnich latach poza miesięcznymi ratami spłacaliśmy rocznie po 100 tys. lub 200 tys. zł. Dodatkowe środki pieniężne, jakie mieliśmy, pochodziły z coraz większej liczby przejmowanych do administrowania wspólnot mieszkaniowych.
W 1998 r. TBS rozpoczął budowę budynku przy ul. Gdańskiej 49 A z 18 mieszkaniami i 8 lokalami handlowymi. To ten, który stoi wzdłuż ul. Gdańskiej i zamyka całe osiedle. - Lokale handlowe zostały w stanie deweloperskim sprzedane. Zaś tych 18 mieszkań zasiedlono po wpłacie 20% partycypacji i 10% kaucji. Na ten budynek zaciągnęliśmy z kolei kredyt hipoteczny, również na 30 lat, w kwocie 1 068 000 zł. Oddano go do użytku w lipcu 1999 r. - mówi M. Micheńko. W planach był jeszcze jeden budynek na osiedlu Gdańska, ale ze względu na zagęszczenie ostatecznie postanowiono urządzić plac zabaw.
Obok budowy mieszkań czynszowych i ich eksploatacji z czasem spółka zajęła się administrowaniem mieszkaniowym zasobem gminy (lokalami mieszkalnymi i użytkowymi) oraz wspólnotami mieszkaniowymi. - W 1997 r., kiedy zostałam kierownikiem administracyjnym (główną księgową Eugenia Jóźwiak, która funkcję tę pełniła do 30.11.1999 r., a po niej objęła ją Jadwiga Kurlej, która teraz tak jak ja kończy pracę 30.04. br.), zaczęły się właśnie tworzyć wspólnoty mieszkaniowe. Nastąpił spory rozmach pod tym względem - mówi M. Micheńko. 4.11.1999 r. powstała fundacja „Nasza Wspólnota”, na której konto miasto przelało 1 mln zł, pochodzący ze sprzedaży mieszkań komunalnych. Pieniądze te wykorzystywano w ten sposób, że wspólnoty zaciągały kredyty na remonty budynków, a gmina poprzez fundację spłacała odsetki. - Dziś zarządzamy również zasobami należącymi do osób fizycznych - mówi M. Micheńko, która po odejściu W. Ulatowskiego, 1.08.1998 r. została prezesem. - Akurat kiedy budowaliśmy trzeci budynek. Pamiętam, jak nieraz siedziałam i płakałam, bo nie wiedziałam, z czym to się je. Na szczęście miałam duże wsparcie w mężu i dzieciach - mówi M. Micheńko. - Na przełomie 1999/2000 r. musiałam rozpocząć naukę, żeby zdobyć licencję zawodową zarządcy nieruchomości wymaganą do prowadzenia takiej firmy jak nasz BTBS. Akurat moje dzieci też studiowały, więc nieraz razem całą czwórką jeździliśmy się uczyć - mówi z uśmiechem.
KŁOPOTY I RADOŚCI
Wspomina również o trudnościach związanych z pieniędzmi. - W 1996 r. odnotowaliśmy stratę 19 184 zł, która wynikała z różnicy cen: urzędowej i umownej, za c.o. i ciepłą wodę użytkową w budynkach otrzymanych od UM. Z kolei w 1997 r. strata sięgnęła 93 tys. zł, którą trzeba było pokryć z zysków przez kolejne 3 lata - mówi M. Micheńko. Dopiero w 1999 r. spółka zaczęła się bilansować. - Pieniędzy brakowało m.in. na zatrudnienie większej liczby osób do pracy, techników, inżynierów. Od ponad 20 lat mamy tak samo liczną załogę, mimo że rosła nam liczba administrowanych przez nas wspólnot mieszkaniowych. W tej chwili i tak nie jest źle, jeśli chodzi o finanse, bo spłaciliśmy wspomniany kredyt, wyszliśmy na prostą - zaznacza M. Micheńko i wspomina: - Wiadomo, w Bytowie dawniej było mało mieszkań. Kiedy jeszcze pracowaliśmy na tych 9m2, zgłaszało się 13, a nawet 16 osób na jeden lokal. W tym jednym małym pokoiku przewijała się masa ludzi. Można sobie wyobrazić, co tu się działo. Pamiętam, kiedy pewnemu małżeństwu komisja nie przydzieliła mieszkania. Poradziłam temu panu, żeby złożył odwołanie, bo ktoś może się wycofać. Faktycznie jedna pani zrezygnowała i ta para wskoczyła na to miejsce. Kiedy rozdawaliśmy klucze, ten pan powiedział, że zgłosi się po nie następnego dnia. Przyszedł do biura, ukląkł przede mną i dziękował za ten lokal, bo dzięki temu... uwolnił się od teściowej - mówi z uśmiechem M. Micheńko. Lubi pracę z ludźmi. - Tu mogłam się spełnić we wspieraniu ich. Wielu wymagało pomocy, potrzebowało mieszkania. Pytano nas też, jak wypełniać książeczki czy nawet jaką antenę zainstalować. Przychodzili do nas w kapciach czy stukali w okno, że potrzebują hydraulika. W naszym biurze był taki punkt centralny - mówi z uśmiechem M. Micheńko. Dziś BTBS to największa firma zarządzająca wspólnotami mieszkaniowymi w Bytowie. W swojej pieczy ma ich ponad 80.
JAK RODZINA
Po niemal 25 latach pracy w BTBS-ie, w tym niemal 22 latach jako prezes, odchodzi na emeryturę. - To już czas. Krewni też mnie do tego namawiali. Nie ukrywam, że z jednej strony czuję żal. Jesteśmy tu jak rodzina, zaprzyjaźniliśmy się. Nigdy nie zawiodłam się na pracownikach - podkreśla M. Micheńko. Decyzja o jej odejściu zbiegła się z planami przeniesienia BTBS-u na bytowski dworzec. - Tym bardziej myślę, że to dobry wybór. Nie będę układała nowej osobie tam pracy. Zorganizuje to po swojemu - mówi M. Micheńko. Na fotelu prezesa zastąpił ją Karol Miazga. - Życzę jemu i nowym pracownikom, żeby nie zatracili tego, co zbudowaliśmy przez te 25 lat. Na pewno zrobią dużo więcej, bo to młodzi i pełni zapału ludzie. Te panie, które zostają, z pewnością będą pociechą dla nowego prezesa, są bardzo pracowite i zaangażowane. Firmę oddaję w dobrej kondycji. Zostało tylko 400 tys. kredytu na ostatni budynek. Trzeba się już niestety zająć małymi remontami. Korzystając z okazji, dziękuję wszystkim burmistrzom i zarządom miasta, że obdarzyli mnie zaufaniem i życzliwością. Razem z TBS-ami powstała samorządność, więc miałam okazję pracować z wszystkimi radami miasta i burmistrzami. Dziękuję tym, których spotkałam się na swojej zawodowej drodze, za okazaną pomoc i zrozumienie - mówi.
Zapewnia, że na emeryturze nie będzie się nudzić. - Jeśli pandemia nie przeszkodzi, zamierzamy z mężem trochę popodróżować. Mieszkamy w domu z ogrodem, przy którym zawsze jest co robić, posiadamy też domek rekreacyjny pod Bytowem. Mamy również 7 wspaniałych wnuków. Na pewno będzie co robić - mówi.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!