
Marcin Rolbiecki marzy o studiach informatycznych. Miejsce na nich ma już zapewnione i to pomimo wyników z matury. Z kolei egzamin dojrzałości dla Bartosza Kowalskiego to odległa przyszłość.
Marcin Rolbiecki z klasy IV I Liceum Ogólnokształcącego w Bytowie swoją przyszłość wiąże z informatyką. Pod koniec marca w Warszawie wziął udział w finale Olimpiady Informatycznej. Znalazł się w gronie finalistów. Co ciekawe, jeśli spojrzy się na listę 100 najlepszych uczestników, to żaden z nich nie pochodzi z małego miasta. Najmniejszymi pod względem liczby ludności są Chrzanów, Dębica czy Racibórz. - To zrozumiałe. Olimpijczycy najczęściej chodzą do renomowanych szkół średnich, które związane są z uniwersyteckimi ośrodkami informatycznymi. Prym wiodą placówki z Wrocławia, Warszawy, Krakowa. Można śmiało powiedzieć, że 90% startujących jest właśnie stamtąd - mówi M. Rolbiecki.
Marcin informatyką na poważniej zajął się w II klasie szkoły średniej, kiedy to zmienił profil z matematyczno-fizyczno-chemicznego właśnie na informatyczny. - Mój nauczyciel informatyki, Marcin Hesse, prowadził kółko informatyczne, na które uczęszczałem. To właśnie tam nauczyłem się programować i za jego namową postanowiłem rozpocząć przygotowania do olimpiady. Co prawda było już trochę późno. W finale startują osoby, które uczestniczą w niej już w szkole podstawowej. Dla nich przygotowywana jest wersja junior - tłumaczy M. Rolbiecki.
Licealista z Bytowa podczas pierwszego etapu olimpiady przez ok. 1,5 miesiąca rozwiązywał zadania w domu. Następne dwa etapy odbyły się już stacjonarnie. Na każdym z nich, podczas dwóch pięciogodzinnych sesji, uczestnicy mają do rozwiązania od 4 do 6 zadań. - Poza praktyką, sporo jest teorii, na przykład struktur danych, grafów, matematyki dyskretnej. Trudno wytłumaczyć, na czym polegają rozwiązywane przez nas zadania. Każde z nich jest inne, często ma nawet własną fabułę. Musimy napisać algorytm, który rozwiąże zadany problem. Poprawność naszych programów jest testowana automatycznie przez komputer, bez udziału ludzi. Od startujących w olimpiadzie wymaga się mniej więcej tego, czego uczą się o algorytmice studenci pierwszych lat studiów informatycznych - mówi M. Rolbiecki.
M. Rolbiecki przygotowywał się pod okiem jednego z nich, a jednocześnie finalisty olimpiady. - Spotykaliśmy się online. Koordynował to, czego się uczę, przesyłał także zadania do rozwiązania. W drugiej i trzeciej klasie poświęcałem na naukę od kilku do kilkunastu godzin tygodniowo. W czwartej uczyłem się niemal codziennie - mówi M. Rolbiecki, który 5-krotnie uczestniczył także w informatycznych obozach. A na nie nie jest łatwo się zapisać. Większość z nich organizują konkretne szkoły, a lista uczestników jest ograniczona do ich uczniów. - Na szczęście dzięki znajomym z tych szkół udało mi się o nich dowiedzieć i przekonać organizatorów, by mnie przyjęli. Program jest dość napięty. Po śniadaniu przez 5 godzin rozwiązuje się zadania, które następnie są omawiane. Po tej części odbywają się wykłady. Cieszę się, że w nich uczestniczyłem. Nie tylko dużo się nauczyłem, ale także mogłem pobyć w środowisku informatyków. Są bardzo otwarci i chętnie dzielą się wiedzą. Zawsze mogłem podejść zapytać, jak rozwiązali dane zadanie - mówi M. Rolbiecki. Obozy odbywały się w czasie roku szkolnego. Wiązało się to z dużą liczbą opuszczonych godzin lekcyjnych. - Na szczęście moje przygotowania do olimpiady spotkały się z życzliwością nauczycieli, którzy zaliczenia z przedmiotów rozkładali mi w czasie - mówi M. Rolbiecki.
Czeka na niego w tym roku matura. Jednak naukę do niej licealista odłożył. - Postawiłem głównie na przygotowania do olimpiady. Tytuł finalisty dawał mi wstęp wolny na wiele uczelni - mówi M. Rolbiecki. Plan ryzykowny. Konkurencja duża, a w razie niepowodzenia czasu do matury niewiele. - Do swojego planu musiałem przekonać rodziców, którzy początkowo nie byli zadowoleni. Zrozumieli jednak i wspierali mnie w starcie, choć namawiali, bym tak zupełnie nie odpuszczał egzaminu dojrzałości - mówi M. Rolbiecki, dodając: - Na szczęście nie muszę się już nim martwić. Poziom podstawowy na pewno napiszę, a wynik z rozszerzenia nie ma już tak dużego znaczenia. Chcę studiować informatykę na Uniwersytecie Warszawskim. Z tytułem finalisty olimpiady mam zapewnione przyjęcie.
Z kolei w czym innym wykazał się Bartosz Kowalski, uczeń I klasy bytowskiego ogólniaka. W Warszawie 24-25.03. uczestniczył w finale VII Olimpiady Wiedzy o Bezpieczeństwie i Obronności. - Pierwszy etap odbył się w grudniu w Gdyni - mówi B. Kowalski, dodając: - Sporo się do niego przygotowywałem. Czytałem, dodatkowo rozwiązywałem testy z poprzednich lat.
Wśród pytań dużo dotyczyło ONZ, NATO, OBWE czy organizacji terrorystycznych ISIS, Al-Kaidy. Pojawiły się i te związane z Wojskami Obrony Terytorialnej oraz pierwszą pomocą. Każda z edycji olimpiady ma także temat zmienny. W tym roku dotyczył on służb specjalnych. - Po napisaniu testu w Gdyni byłem optymistą. Wiedziałem, że mogę przejść dalej - mówi B. Kowalski. Przeczucie go nie myliło.
Kolejny etap odbył się w Warszawie pod koniec marca. - Na tydzień przed wyznaczonym terminem na przygotowaniach spędzałem po kilka godzin dziennie. Poza testami z poprzednich lat czy podanymi lekturami uczyłem się pod okiem mojego taty Łukasza Kowalskiego, który jest nauczycielem w Zespole Szkół Ponadpodstawowych w Bytowie i na olimpiadę przygotowuje także swoich uczniów. Często więc jeździ na nie i zapisuje pytania, które tam padają - mówi B. Kowalski.
Poza tymi testowymi, pojawiają się bowiem te zadawane ustnie przez komisję. Ostatecznie B. Kowalski znalazł się na V miejscu w kraju. - Czekam na informację od organizatorów o wydaniu zaświadczenia potwierdzającego lokatę - mówi B. Kowalski, dodając: - Uczę się w klasie I o profilu humanistycznym. Do matury mam więc sporo czasu i jeszcze się nie zastanawiałem, jaki kierunek studiów wybiorę.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!