Reklama

„Karta mi żre” - mówi Maria Bałtruczyk, która w baśkę gra od blisko 70 lat

18/09/2021 17:20

Może, jak w piosence Krzysztofa Krawczyka, nie zgrała tysiąca talii kart, ale na pewno sporo. Nic dziwnego, gra już od blisko 70 lat. - Jak to mówią, karta mi żre - uważa Maria Bałtruczyk z Bytowa, która ostatnio na mistrzostwach Polski w baśkę zajęła I miejsce wśród kobiet.

Marię Bałtruczyk odwiedzam w jej mieszkaniu w Bytowie. W pokoju na stoliku przy oknie puchary, kolejne zdobią szczyt szafy, szczelnie go wypełniając. - To tylko część. Wszystkie się nie mieszczą. Medale trzymam zaś w pufie - mówi kobieta, po czym gestem zaprasza do kuchni. Siadamy za niewielkim stolikiem. Z pozoru niczym się nie wyróżnia od innych, podobnych mebli. Ten ma jednak bogatą historię. To za nim najczęściej zasiada gospodyni z przyjaciółmi, gdy grają w baśkę, czyli jedną z najpopularniejszych kaszubskich gier karcianych. M. Bałtruczyk nauczyła się jej, towarzysząc swojemu ojcu. - Miałam 7 lat i często siedziałam obok niego. Tak przyswoiłam zasady - opowiada o początkach bytowianka. Najbardziej cieszyła się, gdy ktoś odchodził od stolika, bo np. miał jakieś zajęcia, wówczas zajmowała jego miejsce. - Nie tylko grałam, ale także wypłacałam pieniądze, a grano na drobne kwoty - mówi M. Bałtruczyk. Jak podkreśla, dawniej żadna rodzinna uroczystość nie odbyła się bez kart. - Rozstawiano nawet kilka stolików. W baśkę grali wszyscy w mojej rodzinie, nie tylko ja, ale także bracia czy siostry - mówi M. Bałtruczyk. Podpytuję, czy dawniej kobiety za stolikiem siadały razem z mężczyznami, czy raczej stroniły od gry. - To był raczej męski świat. Nieco się to potem zmieniło, gdy miałam 18-20 lat - wspomina M. Bałtruczyk. W momencie założenia rodziny baśki nie pożegnała, zwłaszcza że karciarzem był także jej mąż. Choć, jak z uśmiechem mówi M. Bałtruczyk, gra szła mu nieco gorzej. - Gdy z nim jechałam na turniej, nie wracał z pucharem - śmieje się bytowianka, dodając: - Karta zawsze mi szła. Jak to się mówi w środowisku - żre mi.

Jednak i jej zdarzyły się gorsze rozdania. - Pamiętam jedną taką sytuację. Na pięć rozdań zdobyłam ledwie 0,5 punktu, czyli praktycznie nic - mówi M. Bałtruczyk. Choć życie rodzinne i zawodowe mocno ograniczały karcianą pasję, to wspólnie ze znajomymi spotykali się, gdy dzieci kładły się spać. - Bywało, że przy baśce siedzieliśmy i do godz. 3.00 nad ranem - mówi M. Bałtruczyk.

Więcej czasu na pasję znalazła na emeryturze. Zaczęła brać udział w różnych turniejach. Jak zaznacza, jedna z pierwszych lokalnych lig w baśkę miała początek równo 20 lat temu w Bytowie. - Bardzo dużą rolę w jej powstaniu ma Ryszard Sylka, prywatnie miłośnik tej gry, który zorganizował pierwsze rozgrywki - mówi M. Bałtruczyk. Grano wówczas w różnych miejscach. Spotykano się i w „Jasiu Kowalskim”, i „Wiarusie”, a także w bistro „Zagod”, gdzie baśkarze zaglądają do dzisiaj. Na rozgrywki jeżdżono także poza Bytów. - Pamiętam jedne z nich, w Szemudzie, za stolikami zasiadło 450 osób. Przez całe życie nie odwiedziłam tylu miejsc, co jeżdżąc na turnieje - mówi z uśmiechem M. Bałtruczyk. Rzadko wraca z nich bez pucharu. Nie inaczej było niedawno na mistrzostwach Polski w Bytowie, gdzie wśród kobiet zajęła I miejsce, a w kategorii ogólnej 7 na 248 uczestników. - Często znajomi, gdy dowiadują się, że siedzę z nimi przy stoliku, mówią, że na pewno wygram i od razu można mi wpisać maksymalną liczbę punktów. A recepta na to, by karta szła, nie istnieje - mówi M. Bałtruczyk, dodając: - Nie boję się ryzykować. Co mam do stracenia? Punkty? W wykładanego bardzo łatwo grać. Gram zdecydowanie bardziej odważnie, nawet kiedy nie mam kart. Czasami się uda, a innym razem nie.

Baśki nauczyła także swoje dzieci. - Wnuki potrafią, ale wcale ich do tego nie ciągnie. W sumie w Bytowie bardzo dużo osób gra, ale niekoniecznie uczestniczą w turniejach. Spotykają się prywatnie - mówi M. Bałtruczyk. Także i ona, czasem kilka razy w tygodniu, gra ze znajomymi. Siedzimy właśnie przy jej karcianym stoliku. - Gościła nas także moja sąsiadka Lidia Żywicka, u której sporo graliśmy. W Niezabyszewie karty idą w ruch u Jana Wery, a w Ugoszczy u Kazimierza Litwińskiego - wymienia M. Bałtruczyk.

Jak zaznacza, obecnie w Bytowie sporo grających ma 40-50 lat, są też ci po 70. - Część już odeszła. Heniek Sikorski, Jarek, Szulist, dużo... - zawiesza na chwilę głos, po czym się ożywia: - Na szczęście przychodzą nowi.

Swego czasu bytowscy baśkarze do kart przekonywali młodzież. - Spotykaliśmy się w warsztatach Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego i podopiecznym zdradzaliśmy tajniki tej gry. Kilku z nich załapało, o co chodzi, niektórym trzeba było poświęcić więcej czasu. Gdyby pojawiła się taka możliwość, chętnie nauczyłabym i innych - mówi M. Bałtruczyk.

Na koniec naszej rozmowy, patrząc na puchary, zagaduję jeszcze, ile przez blisko 70 lat zgrała talii kart. - W sumie nigdy tego nie liczyłam. Te na turnieju zawsze są nowe i słusznie. Nie tylko gra się nimi lepiej, ale także zagięcia czy uszkodzenia mogą podpowiadać, jaką kto ma kartę. A jak mówię, tych w domu nie potrafię zliczyć, ale na pewno było ich sporo - odpowiada M. Bałtruczyk.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do