
- Gminni urzędnicy z Kołczygłów narazili na duży stres mnie i moją siostrę - mówi Justyna Wanago z Barnowa. Wpierw miała oddać 17 tys. zł, a gdy się odwołała, urzędnicy poinformowali, że nie może opiekować się swoją niepełnosprawną siostrą, po czym do sądu przesłali skargę. Jak tłumaczą się pracownicy Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej?
- Mam ogromny żal do urzędu gminy i jego pracowników, bo narazili mnie oraz siostrę nie tylko na dodatkowe koszty, ale przede wszystkim na stres. Obawiałam się, że zostaniemy rozdzielone - mówi Justyna Wanago z Barnowa. Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Kołczygłowach przekonuje, że działał zgodnie z procedurami.
Kiedy 7 lat temu zmarł tata pani Justyny, ta objęła prawną opiekę nad swoją niepełnoprawną siostrą Eweliną. - Mama odeszła 21 lat temu. Później tata zachorował na nowotwór. Przeczuwając, że nas opuści, prosił mnie, bym nigdy nie oddała siostry, żebym się nią zaopiekowała. Jeszcze gdy leżał w szpitalu, załatwiałam formalności, aby stać się prawnym opiekunem Eweliny. Przeszłam wszystkie wymagane badania. Nie było żadnych przeciwwskazań i sąd przychylił się do mojej prośby - mówi J. Wanago.
Mieszkanka Barnowa sama jest osobą niepełnosprawną, ale jak przekonuje, daje rade opiekować się siostrą. - Mam głównie problem z poruszaniem się, bo utykam. Gdy dowiedziałam się, że mam przejąć opiekę nad Eweliną, 7 lat temu zdecydowałam się na operację biodra. Było ciężko, bo musiałam w czasie rekonwalescencji polegać na innych, ale wszystko się ułożyło. Gmina przydzieliła mi wtedy opiekunkę na dwie godz. dziennie. Pomogła firanki powiesić itp. Nadal utykam, ale nie ogranicza mnie to tak bardzo w codziennym funkcjonowaniu. Z kolei Ewelina choruje od urodzenia. Nie mówi. Uznano ją za osobę ubezwłasnowolnioną. Jesteśmy bardzo zżyte. Od zawsze tak było, gdy przychodziła do mnie spać i się przytulać. Lekko nie jest, ale mamy siebie. Opieka nad nią trwa całą dobę, siedem dni w tygodniu. Wypracowałyśmy sobie codzienną rutynę. Najlepsze są spacery - opowiada J. Wanago.
Siostry mieszkają w połowie bliźniaka. Część domu dostosowano do osób niepełnosprawnych. - Na ile mogę i na ile nas stać, remonty robimy wewnątrz na bieżąco. Sąd przydzielił kuratora, który nigdy nie miał żadnych zastrzeżeń. Bywało, że odwiedzały pas panie z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kołczygłowach, by sprawdzić, jak u nas wygląda. Teoretycznie nie musiałam ich wpuszczać, bo mam kuratora. Pieniądze otrzymuję z ZUS-u. Nie starałam się o żadne zapomogi czy świadczenia gminne. Jednak panie przychodziły, sprawdzały, mówiły, że ładnie. Żadnych obiekcji do naszej rodziny nie było. Jak się okazało - do czasu - opowiada mieszkanka Barnowa.
Nieprzyjemności zaczęły się na początku tego roku. Pani Justyna otrzymała informację, że ma zwrócić gminie Kołczygłowy... 17 tys. zł! - Okazało się, że od 7 lat przez pomyłkę wypłacali mi świadczenie, które wpływało na konto, mimo że nawet nie składałam o nie wniosku. Pomylił się urzędnik, a mnie kazali oddać całą kwotę. Byłam załamana. Rozumiem tysiąc, ale aż 17? W życiu nie dostałabym pożyczki na taką kwotę. Poszłam do radczyni prawnej, która przyjmuje w budynku naszego urzędu po poradę, czy muszę w ogóle to spłacać. Poinformowała mnie, że nie mam wyboru. Urzędnicy byli na tyle wspaniałomyślni, że zaproponowali podzielenie zadłużenia na raty. Pisałam już pismo do urzędu z prośbą o rozłożenie płatności, gdy odwiedziła mnie koleżanka. Kiedy usłyszała, co się stało, zasugerowała, abym udała się do innego radcy, niezwiązanego z urzędem. Znalazłam takowego w Bytowie. Umówiłam się na wizytę i opowiedziałam całą sytuację. Radca mi pomógł. Napisał odwołanie, które przyniosło pozytywny skutek. Okazało się, że żadnych pieniędzy oddawać nie muszę. Przecież nic nie wyłudziłam. To był błąd urzędnika, za który ja nie muszę odpowiadać - tłumaczy J. Wanago.
Jednak pieniądze nie były jedynym zmartwieniem barnowianki. - Od pań z kołczygłowskiego GOSP-u otrzymałam wiadomość, że zmieniły się przepisy i już nie mogę - jako osoba niepełnosprawna - być opiekunem prawnym swojej siostry. Urzędniczki poleciły mi, bym poszukała wśród rodziny kogoś, kto na papierze mógłby widnieć jako opiekun, a ja nadal bym zajmowała się siostrą, tylko nie mogłabym decydować w ważnych sprawach dotyczących np. leczenia i finansów. Musiałabym pytać drugiej osoby o pieniądze oraz o to, czy mogę pojechać z siostrą do lekarza. Byłam w szoku. Wydawało mi się, że gdyby pozbawiono mnie praw, to dowiedziałabym się o tym pierwsza. Przecież to ja w pierwszej kolejności powinnam otrzymać pismo, a nie gmina. Wykonałam telefon do wydziału rodzinnego w sądzie. Tam poinformowano mnie, że wpłynęła na mnie skarga... z urzędu gminy! - opowiada J. Wanago. Potem pracownice kołczygłowskiego GOPS-u odwiedziły mieszkankę Barnowa. - To wtedy dowiedziałam się od nich, że leczę się psychiatrycznie, przyjmuję leki. Od lat posiadają moje orzeczenia o niepełnosprawności i na żadnym z nich nie ma nic o jakichkolwiek problemach psychiatrycznych czy leczeniu. Czułam, że obrażają mnie w moim własnym domu. Nie rozumiałam, dlaczego wysłano skargę do sądu, kiedy żadne z zarzutów nie były prawdą. Chodziło o to, aby pozbawić mnie praw do decydowania o finansowym aspekcie naszego życia i by nowy prawny opiekun zobowiązał się do spłacania tego gminnego długu w wysokości 17 tys. zł? - zastanawia się kobieta.
Sprawa finał znalazła w sądzie. Pani Justyna musiała odnieść się do zarzutów i udowodnić, że nie leczy się psychiatrycznie. - Pierwsza rozprawa odbyła się, o ile dobrze pamiętam, w kwietniu. Zeznawałyśmy ja i moja ciocia. Co ciekawe, na sali nie pojawił się żaden pracownik urzędu gminy, a to w końcu od nich wpłynęła skarga do sądu. Pytana o problemy i leczenie psychiatryczne odparłam zgodnie z prawdą, że nic z tych rzeczy nie miało miejsca. Sąd zapytał, czy poddam się dobrowolnie badaniu. Co miałam zrobić? Oczywiście zgodziłam się, choć było mi przykro. To, że jestem osobą niepełnosprawną, nie musi oznaczać, że od razu mam coś z głową bądź że nie potrafię się bronić i wszystko można mi wcisnąć, w tym chorobę psychiczną - mówi, nie bez żalu, J. Wanago. Mieszkanka Barnowa udała się na badania do Słupska. Przeszła je pomyślnie. - Psychiatra nie dopatrzył się żadnych przeciwwskazań do tego, abym nadal mogła opiekować się siostrą. Okazało się także, że nie odbędzie się przewidywana druga rozprawa. Sąd również nie widział podstaw, aby odebrać mi prawa do decydowania o siostrze - mówi J. Wanago.
Pani Justyna ma duży żal do kołczygłowskich urzędników. - Ja i siostra jesteśmy osobami z niepełnosprawnością i musimy radzić sobie z trudami codziennego życia. A tu ktoś, kto w zasadzie powinien pomóc mieszkańcowi gminy, utrudnia i naraża na wydatki i stres. Przed rozprawą nie spałam, chodziłam poddenerwowana. Na siostrę to również miało wpływ. Była nieswoja. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nas rozdzielono. Zostałam oczerniona przed rodziną, bo ponoć do nich też dzwonili z urzędu, informując, że przez rzekome leczenie psychiatryczne nie mogę podejmować ważnych decyzji dotyczących Eweliny. Nie usłyszałam „przepraszam”, żadnych wyjaśnień. Urzędników nie było, gdy potrzebowaliśmy pomocy po śmierci taty. A teraz? Staram się, jak mogę, dla siostry, o nic nie proszę. Nie wiem, czym zasłużyłam sobie na takie traktowanie - mówi J. Wanago.
W kołczygłowskim GOPS-ie uważają, że nie zrobili niczego złego i że działali zgodnie z procedurami. - Sprawa dotycząca przekazanych przez urząd gminy pieniędzy została umorzona. Jednak w piśmie odwoławczym radcy prawnego wynajętym przez panią Wanago pojawiły się informacje, że jest ona m.in. osobą nieświadomą. Wobec tego musieliśmy jako ośrodek zareagować. Nie możemy ignorować takich sygnałów, zwłaszcza gdy sprawowana jest opieka nad drugim niepełnosprawnym. Stosowne orzeczenia, które posiadaliśmy w swoich dokumentach, dotyczące pani Wanago o jej zdolności do sprawowania opieki, wystawiane były wiele lat temu. A powinny być też aktualne. Naszym obowiązkiem była interwencja. I nie wyszło to dlatego, że się czepiamy, ale z informacji we wniosku jej radcy prawnego. Cała sprawa skończyła się dobrze i mamy poczucie, że z korzyścią dla mieszkanki Barnowa. Okazało się, że nie ma żadnych wątpliwości co do sprawowania przez nią prawnej opieki nad siostrą. My ze swojej strony wychodziliśmy z propozycją pomocy w remoncie łazienki i dostosowania jej dla niepełnosprawnych. Mieliśmy nawet gotowy wniosek. Proponowaliśmy także pani Wanago asystenta, który przychodziłby i nieodpłatnie pomagał. Jednak w obu przypadkach dostaliśmy odmowę. Rekrutujemy także do programu Senio-RITA, z którego mogłaby skorzystać, ale póki co także się nie zgłosiła. Mamy nadzieję, że gdy ten żal zniknie, spróbuje nam nieco zaufać i skorzysta z naszych propozycji. Jesteśmy od tego, aby pomagać, a nie szkodzić. I należy pamiętać, że w uzasadnionych przypadkach również musimy interweniować - mówi Anna Gudalewcz, kierowniczka GOPS w Kołczygłowach.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!