
- Gdy telewizyjne reflektory rażą w oczy, nie do końca wiadomo, co się wokół dzieje. No i nawet się nie zorientowałam, kiedy trafiłam do finału - mówi Grażyna Lewandowska z Modrzejewa, która wygrała odcinek teleturnieju TVP „Jeden z dziesięciu”.
Wcześniej próbowała dostać się do innych programów, ale okazywało się, że nie jest to takie łatwe. Na jej zgłoszenia po prostu nikt nie odpowiadał. - Na eliminacje do „Jednego z dziesięciu” pojechałam po części dlatego, że zmobilizowały mnie do tego moje dzieci, a po części dlatego, że odbywały się blisko, bo w Gdańsku - mówi Grażyna Lewandowska z Modrzejewa (gm. Tuchomie), emerytowana nauczycielka Zespołu Szkół w Tuchomiu. Nie spodziewała się jednak aż takich tłumów chętnych na miejscu. By przejść dalej, należało odpowiedzieć na 15 z 20 pytań. G. Lewandowska udzieliła 17 poprawnych odpowiedzi. Dostała informację o zakwalifikowaniu do dalszego etapu. Choć już wcześniej oglądała teleturnieje, to teraz zaczęła baczniej przyglądać się pytaniom, które w nich padały. Jeśli o czymś nie wiedziała, pogłębiała wiedzę, czerpiąc informacje z internetu.
Gdańskie eliminacje odbyły się we wrześniu 2022 r. Potem zapadła cisza. Czas mijał, a G. Lewandowska zastanawiała się co dalej. Czy o niej zapomniano? W końcu po roku, w październiku 2023 r., otrzymała zaproszenie do Lublina na nagrania. - Pojechaliśmy dzień wcześniej, zakwaterowaliśmy się w hotelu, a tu nagle o godz. 20.00 otrzymałam telefon, że z powodu choroby prowadzącego Tadeusza Sznuka odwołano kręcenie. Od produkcji otrzymaliśmy zwrot za hotel i dojazd - mówi G. Lewandowska. Kolejny termin wyznaczono na grudzień. Wówczas nagrania odbyły się bez przeszkód. - Byłam bardzo zestresowana. Raz, że taki mam charakter, dwa - wiadomo, chciałam jak najlepiej wypaść w telewizji. Wystartowałam też, żeby przełamać swój strach - mówi G. Lewandowska. Stres był tym większy, że znalazła się w gronie osób, które startowały w teleturnieju już po raz czwarty. Tu warto dodać, że pomiędzy jednym a drugim udziałem musi być czteroletnia przerwa.
Program „Jeden z dziesięciu” trwa ok. 30 minut. Jego nagranie natomiast zajęło 3 godziny. - Najpierw, jeszcze przed przybyciem prowadzącego, kręciliśmy krótkie powitanie. Każdy się przedstawiał i mówił, skąd przyjechał. Przez lokalny patriotyzm bardzo zależało mi, żeby podać Modrzejewo, a nie tylko miejscowość na Kaszubach czy Pomorzu. I tak też się stało - mówi G. Lewandowska, dodając: - Ujęcia trzeba było jednak powtarzać. Z różnych powodów. Ktoś np. za szybko mówił.
Później pojawił się prowadzący T. Sznuk i zaczął zadawać pytania. - W ogóle nie myślałam, że przejdę do kolejnych etapów. Skupiłam się na tym, by nie palnąć jakiejś głupoty. Pamiętam, że kiedyś było pytanie o najszybsze zwierzę i ktoś odpowiedział „słoń”. Dziś, wiedząc, jakie emocje towarzyszą uczestnikom, kiedy światła świecą prosto w oczy, wcale się temu nie dziwię - mówi G. Lewandowska. Skupiła się więc, by poprawnie odpowiedzieć na kolejne pytania. W pewnym momencie wychyliła się za pulpit, za którym stała, i dopiero wówczas zauważyła, że inni uczestnicy mają zaledwie po jednej szansie. Ona natomiast miała ich więcej. - Powtarzaliśmy nagranie jednego pytania. Gdy już je nakręciliśmy, zapytałam uczestnika obok, co dalej. Nieco zdziwiony odpowiedział: „Jak to co? Finał” - wspomina G. Lewandowska.
Przed studiem wisiał monitor, na którym wyświetlano, co dzieje się w środku, ale nagranie nie miało dźwięku. - Bliscy kręcili telefonem i przesyłali do rodziny. Córka śledziła mój start. Dzieci wiedziały więcej o tym, jak mi idzie, niż ja - mówi G. Lewandowska.
Dostała się do finału. - Kiedy poprawnie odpowiedziałam na pytania i mogłam wskazać osobę, która będzie odpowiadać, zupełnie zapomniałam, że mogłam wziąć pytanie na siebie. Wówczas osiągnęłabym lepszy wynik. Czuję pewien niedosyt - mówi G. Lewandowska. Podczas nagrań i jej zdarzyły się wpadki. - W finale stanęłam przy drugim pulpicie. Gdy miałam wyznaczyć osobę do odpowiedzi, poprosiłam pana z numerem dwa. A to przecież było moje stanowisko - śmieje się G. Lewandowska.
Jak zaznacza, „Jeden z dziesięciu” nie należy do teleturniejów, w którym pula do wygrania jest wielka. - W internecie można co nieco poczytać na ten temat. Prawda jest taka, że nie idzie się tam dla pieniędzy, ale dla satysfakcji, sprawdzenia swojej wiedzy - mówi G. Lewandowska.
Nikomu nie mówiła o udziale w programie. Tymczasem po emisji otrzymała mnóstwo słów uznania. - Dzwoniono do mnie, pisano wiadomości. Gratulacje przesłała nie tylko rodzina czy znajomi, ale także moi uczniowie. Płynęły nie tylko z kraju, ale także zagranicy, w tym z Kanady. Byłam nimi szczerze zaskoczona i za każde chciałabym gorąco podziękować - mówi G. Lewandowska.
Teraz, gdy przełamała swój strach, chętnie wzięłaby udział w teleturnieju po raz kolejny. - Do tego zachęcam wszystkich swoich znajomych. Nie trzeba się obawiać rozległej tematyki pytań. Wiadomo, że wszystkiego się nie wie. Trzeba liczyć, że trafimy na to, z czego jesteśmy mocni - mówi G. Lewandowska.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie