
Przez lata mieszkańcy niewielkiej śródleśnej osady pili smaczną wodę. I to za darmo. Idylla skończyła się kilkanaście miesięcy temu. Teraz nie mogą się doczekać, aż gmina podłączy ich domy do swojej sieci. Do tego czasu ich życie płynie w rytmie przerwa/dostawa/przerwa wody.
Laski, jak sama nazwa wskazuje, leżą wśród drzew. Mają też leśny rodowód. Ta niewielka osada położona pod Barkocinem na skraju gminy Kołczygłowy przez lata zamieszkana była przez pracowników leśnych. Przed laty ich domy w ramach reprywatyzacji zostały im sprzedane przez Lasy Państwowe. Jedyną nadal zamieszkaną przez ludzi lasu nieruchomością pozostała miejscowa leśniczówka. - W zasadzie wszystkie grunty, poza tymi prywatnymi pod zabudowaniami, należą do Nadleśnictwa Trzebielino. Nawet droga, która przecina miejscowość, jest własnością Lasów - mówi jeden z mieszkańców osady, Marek Lica.
Nie zdziwi więc informacja, że także miejscowy wodociąg powstał za sprawą Lasów Państwowych. - Stało się to w latach 50. XX w. - mówi M. Lica. Dostarczał on wody z miejsca położonego nieco powyżej osady, ok. 100 m od niej. Prawdopodobnie ujęcie oparto o starą studnię, która znajdowała się w obrębie starego gospodarstwa (można je zobaczyć na dawnych mapach). Z zabudowań do dziś nic nie ocalało, teren jest zalesiony, ale wokół rosną jeszcze zdziczałe drzewa owocowe.
Przez całe dziesięciolecia woda z opuszczonego gospodarstwa zasilała Laski. Z czasem leśnictwo uzyskało swoje własne ujęcie, ale pozostałych 5 nieruchomości korzystało ze starego ujęcia. Wodę mieli za darmo. - I jaka dobra, w ogóle nie miała kamienia - chwali mieszkaniec Lasek.
Jednak w końcu niekonserwowana instalacja przestała działać. - Już wcześniej latem, kiedy podlewa się ogródki, bywało, że w kranie brakowało wody. Ale wystarczyło się dogadać z sąsiadami i dla wszystkich starczało - wspomina M. Lica. W październiku ub.r. wody zabrakło na dobre. Wtedy mieszkańcy Lasek zwrócili się do władz gminy, by przyszła im z pomocą.
- Zostaliśmy podstawieni pod ścianą, zwrócono się, byśmy zareagowali praktycznie z dnia na dzień. Gdybyśmy wcześniej wiedzieli, moglibyśmy rozpocząć starania o uzyskanie jakiegoś dofinansowania, przygotować projekt podłączenia do gminnej sieci i uzyskać pozwolenia od Nadleśnictwa, bo to przez jego teren trzeba będzie poprowadzić wodociąg. To wszystko zajmuje sporo czasu - mówi kołczygłowski wójt Artur Kalinowski.
Na szybko gmina zaoferowała dowożenie wody przez strażaków z pobliskiego Łubna. Swoim wozem zaczęli dojeżdżać w pobliże starego ujęcia (bezpośrednie pojechanie nie jest możliwe) i za pomocą węża strażackiego je napełniać. - Przez pierwsze miesiące wystarczało, że pojawiali się raz w tygodniu. Ale od pół roku wody w kranach po ich przyjeździe wystarcza ledwie na dobę - skarży się M. Lica, dodając: - Nie wiemy, kiedy konkretnie ujęcie zostaje napełnione. Poznajemy to po syku powietrza w kranach. Woda wypycha je z rur. Wtedy szybko staramy się włączyć zmywarkę i wykonać pranie, by zdążyć, nim znów nic nie będzie leciało. Oczywiście najpierw musimy trochę spuścić, bo to, co początkowo wypływa z kranów, jest brudne - opisuje mężczyzna.
Wodę z kranów nie wykorzystują do wszystkiego. Boją się, że może nie spełniać norm sanitarnych. Dla celów konsumpcyjnych kupują więc w sklepach baniaki. Jako że krany bywają suche, muszą też sobie jakoś radzić z wodą w muszlach klozetowych. - Pod rynnami ustawiamy beczki. Stamtąd czerpiemy deszczówkę wiadrami i nią spłukujemy - wyjaśnia M. Lica. Mieszkaniec Lasek obawia się, co czeka ich zimą, kiedy przyjdą mrozy i deszczówka zamarznie.
- Podobno mają nas podłączyć do hydroforni w Barkocinie. Pytaliśmy urzędnika z gminy, który do nas przyjeżdżał, co z nami będzie, ale różnie odpowiadał. Raz, że może uda się w lutym, raz, że raczej mamy się nastawić na maj - czerwiec. To już się za długo ciągnie, ponad rok i nie wiadomo, kiedy się skończy. Chcemy mieć wodę w kranach tak jak inni mieszkańcy gminy - mówi zrezygnowany M. Lica.
- Uzyskaliśmy już dofinansowanie. Gotowy jest też projekt techniczny. Otrzymaliśmy zgodę od Nadleśnictwa Trzebielino. Niedługo ogłaszamy przetarg na wykonawcę. Mam nadzieję, że rozstrzygniemy go jeszcze w tym roku. Bardzo chcielibyśmy, aby prace mogły się odbyć zimą. Jednak to nie zależy od nas, ale od pogody. Gdyby pozwoliła, prace mogłyby się zakończyć zimą - mówi A. Kalinowski. Długi na ok. kilometr wodociąg szacowany jest ok. 380 tys. zł.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie