
- Kiedy przyszłam do domu po ostatnim dzwonku w liceum ogólnokształcącym, siostra, która pracowała w bibliotece, powiedziała: „Bożena, od jutra zaczynasz u nas pracę” - wspomina rozmowę sprzed 44 lat Bożena Mazur, dyrektor miejskiej książnicy. W lutym przechodzi na emeryturę.
W 1977 r. świeżo upieczona absolwentka bytowskiego liceum marzyła jednak o pracy nauczyciela. - Chociaż nie miałam dokładnie sprecyzowanego planu - przyznaje Bożena Mazur. Siostra „zdecydowała” więc za nią. 1.05. tamtego roku poszła do pracy do oddziału dla dzieci na zastępstwo. Parę dni później napisała maturę już jako pracownik biblioteki. Potem zatrudniono ją na kolejne zastępstwo, następnie na etat na czas nieokreślony. - Nie myślałam nigdy o zatrudnieniu w bibliotece. Jednak praca z książką, z dziećmi szybko przyniosła mi dużo satysfakcji i zadowolenie. Uwielbiałam kontakt z maluszkami. Przychodziły dziewczynki, z którymi piłyśmy na niby kawę, czytałyśmy, organizowałyśmy teatrzyki, bawiłyśmy się w sali bajek - wszystko oczywiście na podstawie lektur - mówi B. Mazur. Potem ukończyła studium bibliotekarskie, a także studia wyższe z bibliotekoznawstwa z informacją naukową. Pod koniec lat 80. na 4 lata została instruktorem do spraw merytorycznych z koleżanką Anielą Iwanowską w dziale instrukcyjno-metodycznym. - Opiekowaliśmy się 19 bibliotekami w powiecie bytowskim - mówi B. Mazur. Funkcję dyrektora objęła w 1997 r. po odejściu Mieczysława Grabaszewskiego. - Już wcześniej przygotowywał mnie do tej roli. Wówczas nie było konkursów na to stanowisko - mówi B. Mazur.
Po objęciu fotela szefowej czekało ją pierwsze - niełatwe - zadanie. - Musiałam skonstruować budżet biblioteki na przyszły rok. Zrobiłam to niestety bez doświadczenia, akurat tego dyrektor mi nie przekazał. Wcześniej chyba tworzono go wspólnie. Pamiętam, kiedy jeden z pracowników działu księgowości w Urzędzie Miejskim, pan Gerard Lipiński, powiedział: „Pani Bożeno, tworzy pani ten budżet od końca do początku. Jak pani to zrobi?”- wspomina z uśmiechem B. Mazur, dodając: - Później po wielu instrukcjach już nie było problemu z ułożeniem go.
W ciągu 44 lat metody działań w bibliotece zmieniały się. - Teraz mamy prościej, czynności są skomputeryzowane. Wcześniej każdą książkę opracowywało się ręcznie, tworzyło dla niej 3-4 karty katalogowe, wnikliwie prowadziło się też statystykę. Później maszyny do pisania nieco ułatwiły pracę, a komputery już zupełnie. Pamiętam, kiedy można było kupić przepiękne książki, ale w budżecie brakowało na nie pieniędzy. Następnie przyszły czasy, kiedy już mieliśmy fundusze, ale nie było książek! Lubiłam zakupy dla tych 19 bibliotek w powiecie. Szliśmy do księgarni w Bytowie na ul. Wojska Polskiego. Uwielbiałam to, kiedy książkę brało się do ręki, oglądało i decydowało, do której placówki trafi. Praca w terenie też dawała dużo satysfakcji, opieka merytoryczna, pomoc dziewczynom w bibliotekach na wsi, wielokrotnie w zimnie przez niedziałający piec - opowiada ze śmiechem dyrektorka.
Najmilej wspomina jednak czasy w oddziale dla dzieci. - To najpiękniejszy okres. Kontakt z dziećmi, przedszkolami, szkołami przynosił mi mnóstwo satysfakcji - mówi B. Mazur. Wspomina też kilka anegdot. - Raz przyszła pani, szukając książki „Pierogruszki”. Przeszukaliśmy wszystkie możliwe katalogi, pomoce dydaktyczne, ale nijak nie mogliśmy dojść, o jaką pozycję chodzi. Okazało się, że miała na myśli książkę Charlesa Perraulta „Wróżki”. Łatwiej było rozwiązać zagadkę o „Psie kolejarzu”, w której chodziło o „O psie, który jeździł koleją” - mówi B. Mazur. Z oddziału dla najmłodszych korzystały nie tylko dzieci. - Odwiedzał nas blisko 80-letni pan, który zaczytywał się w baśniach. Pewnego razu kiedy przyniósł jedną oddać, otworzyłam ją, a tam... przyklejona guma do żucia. Zapytałam pana: „A co to?”, na co powiedział: „A, to moje”, po czym chwycił tę gumę i włożył do buzi - opowiada dyrektorka, wspominając również, że po zapachu ubrań czy książek wiedziało się, co dzieci miały danego dnia na obiad. - Kiedy wchodziły, od razu roznosił się zapach jedzenia - mówi z uśmiechem.
Dużą satysfakcję daje jej widok dorosłych czytelników, których pamięta jeszcze jako maluszków odwiedzających bibliotekę. - Zawsze powtarzałam, że jak wychowamy małego czytelnika, to spotkamy go później w oddziale dla dorosłych. Niektórzy z nich przychodzą obecnie z wnukami i to jest przepiękne. Bywają też osoby, które kończą w Bytowie szkołę, znikają na jakiś czas, a potem wracają już jako dorośli. To dowód na to, że tym ludziom było tu dobrze - mówi B. Mazur.
Jak wiadomo, biblioteka to nie tylko wypożyczanie książek, ale i imprezy, spotkania, warsztaty. - Pamiętam prowadzenie Kaszubskiej Soboty, kiedy w kaszubski strój ubierała mnie Inga Mach, tłumacząc, jaki fartuszek założyć zgodnie z wiekiem. Dzień Dziecka na zamkowym dziedzińcu, podczas którego przebierałyśmy się w najróżniejsze postaci, Narodowe Czytanie organizowane z rozmachem, coroczne spotkanie z darczyńcami, którym przy kawie i cieście możemy podziękować za dary, których otrzymujemy naprawdę mnóstwo. Zawsze dużo emocji kosztowały mnie przemówienia podczas różnych spotkań, prezentacje np. na sesji Rady Miejskiej - przyznaje B. Mazur. Praca w bibliotece to ciągła nauka. - Przygotowywanie się do działań, spotkań z użytkownikami, staranie się o wysoki poziom. Mam szczęście pracować pośród bardzo cennych i wartościowych ludzi. Jestem pewna, że gdyby nagle o godz. 23.00 zaistniała potrzeba, że coś jest do zrobienia, wszyscy nagle znajdą się na stanowiskach. Nie pamiętam sytuacji, żebym coś wymyśliła, a pracownicy by tego nie wykonali. Wystarczy hasło, a wszyscy stajemy na wysokości zdania. To naprawdę wspaniali ludzie - przekonuje. Bibliotekarka w tym roku odchodzi na emeryturę. - Tak jak we wszystkim, przychodzi czas, kiedy trzeba pałeczkę przekazać młodym. Jestem szczęśliwa, że zostawiam placówkę na bardzo wysokim poziomie i życzę nowemu dyrektorowi, aby przychodząc tu do pracy, wiedział, co to jest biblioteka publiczna, jaką pełni rolę, żeby nie zatracił tego, co tu razem wypracowaliśmy. Przy okazji bardzo serdecznie dziękuję wszystkim, z którymi współpracowałam. Od urzędników Urzędu Miejskiego po przedszkola, szkoły, Bytowskie Centrum Kultury. Napotkałam na swojej drodze bardzo życzliwych, otwartych ludzi i za tę ponad 40-letnią współpracę bardzo dziękuję. Odchodzę na emeryturę spokojna, usatysfakcjonowana, dumna i niezmęczona - dodaje B. Mazur, która swój dyrektorski fotel odda 25.02.
Nie zamierza jednak odłożyć książek. - Od zawsze zaczytywałam się w literaturze beletrystycznej z okresu II wojny światowej. Przysparzała mi dużo emocji, łez. Obecnie jestem na etapie książeczek dla dzieci ze względu na wnuki. Mam nadzieję, że niedługo czas pozwoli mi się poświęcić się czytaniu, a także czworgu wnucząt. Mam też duży ogród, więc na pewno będę miała co robić. Nie powinnam się nudzić - dodaje.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!