
- Kiedy przed laty stanęłam na tej ziemi, powiedziałam: „To miejsce jest zaczarowane!” - mówi Alicja Gerbatowska, która z mężem Wojciechem prowadzi Zielone Wzgórza w Mądrzechowie, czyli domki noclegowe i restaurację. Mija 20 lat, od kiedy uruchomili tu działkę turystyczną.
W biznesie turystycznym siedzą od wielu lat. Zaczęli od dzierżawy hotelu i restauracji w bytowskim zamku w 1989 r. - Wtedy jeszcze właścicielem tej jego części było Słupskie Przedsiębiorstwo Turystyczne „Przymorze”. Potem przejęło to miasto, chyba w 1992 r. - wspomina Wojciech Gerbatowski. Zamkowe obiekty małżeństwo dzierżawiło 23 lata. - Mąż był po studium gastronomicznym, ja ukończyłam szkołę pomaturalną - geodezyjną. Nic wspólnego z hotelarstwem, dlatego postanowiliśmy się dokształcić. Na AWF-ie w Gdańsku ukończyliśmy licencjat z hotelarstwa, potem magisterkę na Wyższej Szkole Morskiej w Gdyni - mówi Alicja Gerbatowska.
Małżeństwo wspomina początki pracy w zamku. - Świetny interes. Pierwsze lata to głównie turystyka sentymentalna. Przyjeżdżali Niemcy, którzy kiedyś tu mieszkali lub mieli rodzinę. Przeprowadziliśmy wtedy remont całego obiektu, w którym nawet nie było łazienek, jedynie wspólne na holach. Później w pewnym momencie ruch się zmniejszył. Trzeba pamiętać o tym, że to hotel w centrum miasta, który nigdy nie będzie hotelem pobytowym, na dłużej. Dobrym interesem były dancingi, które organizowaliśmy nawet 3 razy w tygodniu. Cieszyły się dużą popularnością. Potem strzałem w dziesiątkę okazały się dyskoteki - wymienia A. Gerbatowska. Z czasem małżeństwo coraz rzadziej remontowało obiekt. - Urząd Miejski nie chciał partycypować w kosztach. Powiedziałam do męża: „Słuchaj, my inwestujemy, zaciągamy kredyty, a to nigdy nie będzie nasze”. To dało nam kopa, żeby pójść na swoje - wspomina A. Gerbatowska.
Jeszcze prowadząc restaurację i hotel, małżeństwo zaczęło szukać ziemi blisko Bytowa, na której mogłoby wybudować domki noclegowe. - Wtedy jeszcze nie podejrzewaliśmy, że rozwinie się to na taką skalę - mówi A. Gerbatowska. Poszukiwania trwały 3 lata. - Oglądaliśmy sporo miejsc. Podobało nam się m.in. w Rekowie. Ale kiedy stanęłam tu w Mądrzechowie, na górze, z widokiem na jezioro, powiedziałam: „To miejsce jest zaczarowane i chcę, aby było nasze!”. Kupiliśmy - mówi A. Gerbatowska. Cały teren zajmuje 5 ha, z czego ok. 4 ha to ziemia pod domki, a prawie hektar pod dom właścicieli, w którym mieszkają od 3 lat. Wcześniej dojeżdżali z Bytowa. Wokół lasy, a także jezioro Gubisz. - Kiedy to kupowaliśmy, było tu pole buraków. Powoli zaczęliśmy zagospodarowywać działkę. Urozmaiciliśmy teren, żeby było faliście. Nie lubię płaskich przestrzeni. Chociaż chłopaki mają żal, bo przez to nie mogą tu trawy kosić traktorkiem, tylko ręczne - śmieje się pani Alicja. Nazwa obiektu również nawiązuje do pagórkowatego terenu. - Chciałam też, by była romantyczna, jak z książki o Ani Shirley - tłumaczy A. Gerbatowska.
W 2000 r. postawili pierwsze dwa domki. Z czasem dobudowywali kolejne. Wówczas Gerbatowscy wciąż dzierżawili skrzydło zamku. - W końcu zdecydowaliśmy się, w 2012 r., nie brać udziału w kolejnym przetargu na restaurację i hotel i zająć się tylko Mądrzechowem - tłumaczy W. Gerbatowski. Za bezcen sprzedali wyposażenie zamkowych pokoi i restauracji. Część udało się jednak wykorzystać na Zielonych Wzgórzach. - Przez pół roku Wojtek w domku szlifował je, malował na jasno. To była dla niego najlepsza terapia po oddaniu zamku - mówi z uśmiechem A. Gerbatowska. Odnowione meble trafiły do kilku ich domków. Część wykorzystano w restauracyjnej kuchni i sali. - Kiedy mieliśmy coraz więcej domków, przyszedł nam do głowy pomysł, by wybudować restaurację. Nie każdy na urlopie chce gotować. Ja najpierw nie byłam za tym, mówiłam o jakimś małym punkcie gastronomicznym. Ale Wojtek mnie namówił - mówi A. Gerbatowska. Początkowo rzeczywiście restauracja nie była za duża, ale z czasem latem musieli dostawiać namiot, w którym odbywały się imprezy okolicznościowe. - Kończymy właśnie dużą rozbudowę - całoroczną, ogrzewaną i z klimatyzacją, elegancko wykończoną salę bankietową - dodaje W. Gerbatowski.
Restauracja stoi przy stawie. Obok ustawione są leżaki, jest też spory grill z zadaszonymi miejscami do siedzenia, hamak, huśtawka, drewniany domek do zabawy dla dzieci. Właśnie dla nich sporą atrakcją jest tu również miniZOO. - Jeszcze kiedy mieliśmy trzy domki, było zapotrzebowanie na takie wyjazdowe, wiejskie, plenerowe imprezy. Wybudowaliśmy wtedy wiatę grillową i stwierdziliśmy, że fajnie by było mieć też zwierzęta. Pierwszy był Józek, kozioł. Potem doszedł koń, Mundek. Mieliśmy też kozę, Beszkę. Nigdy nie jadła niskiej trawy, tylko zawsze to, co rosło najwyżej, akurat to, na czym mi zależało. Podchodziła też pod domki. Kiedyś, kiedy jeszcze mieszkaliśmy na Jeziorkach, odebrałam telefon od gości, którzy mówili, że Beszka weszła do ich domku, o co w ogóle nie mieli pretensji, tylko potem nie potrafili się jej pozbyć. Mówili: „To było nawet fajne, ale teraz nie umiemy jej wygonić z kanapy” - śmieje się A. Gerbatowska.
Obecnie Zielone Wzgórza pomieszczą w domkach 92 osoby. Znajduje się tu 10 całorocznych obiektów. - W tym siedem 6-osobowych, dwa 15-osobowe, a jeden to apartamentowiec z 6 odrębnymi lokalami z własną łazienką - tłumaczy Piotr, syn państwa Gerbatowskich, który razem z rodzicami pracuje na Zielonych Wzgórzach. Domki oddziela od siebie zieleń. - Chciałam, żeby było tu naturalnie, a dzięki temu, że między nimi są rośliny, goście nie widzą swoich sąsiadów. Każdy ma swoją enklawę - wyjaśnia A. Gerbatowska. Do dyspozycji jest też m.in. ścieżka zdrowia, czyli trasa, w której kolejne „stacje” to urządzenia do ćwiczeń zrobione z naturalnych materiałów, np. drzewa. Na plaży z kolei stoją m.in. zjeżdżalnia czy ścianka wspinaczkowa. Goście mogą też wypożyczyć rowery, kajaki. Zjeżdżają tu z całej Polski, a także ze świata. - Np. rok temu gościliśmy Kenijczyków - mówi pani Alicja. Przy tylu odwiedzających nie trudno o nietypowe przygody. - Raz o godz. 2.00 podczas imprezy jeden mężczyzna z barierki tarasu przy restauracji skoczył do stawu! A ten ma ledwie metr głębokości. Kiedy to zobaczyłem, szybko podbiegłem i powstrzymałem kolejnego śmiałka. Takich historii jest sporo - opowiada P. Gerbatowki.
Pracy mają mnóstwo. - 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku - mówi z uśmiechem Piotr. - Syn zajmuje się tu wszystkim, od wykańczania wnętrz po stronę internetową. Córka Kamila pomagała nam w wakacje przez parę lat podczas studiów. Jednak stwierdziła, że to nie dla niej - mówi A. Gerbatowska. Na Zielonych Wzgórzach pracuje również jej 85-letni tata. - Dba m.in. o ogródek i zwierzęta - mówi. - Kiedy mieszkaliśmy jeszcze na Jeziorkach w Bytowie, uciążliwe było ciągłe dojeżdżanie. Mieszkając na miejscu, ten problem odszedł, jednak przez to jesteśmy praktycznie cały dzień w pracy. Trzeba mieć do tego końskie zdrowie. Dużo czasu wymaga zajmowanie się rezerwacjami. Niektórzy potrafią zadzwonić o godz. 2.00 w nocy, żeby zabukować termin. Ja najbardziej lubię tworzyć, projektować, wymyślać aranżacje, dekoracje na imprezy, wnętrza domków. Ale praca tu obciąża psychicznie. Oddaję serce, żeby zadowolić gości, a wiadomo, że jak wszędzie trafiają się ludzie bardzo roszczeniowi. Nieraz mam dosyć, ale kiedy pomyślę, co mogłabym robić innego, to nie wyobrażam sobie życia bez takiej pracy, poznawania ludzi i tworzenia czegoś nowego - mówi A. Gerbatowska.
W planach mają postawienie kolejnego apartamentu. - Jest jeszcze miejsce na co najmniej jeden - mówi W. Gerbatowski, dodając: - Ale z tym jeszcze poczekamy.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!