Reklama

Wstajesz do pracy, szkoły, a tu informacja: wojna! Swoją historię opowiadają Natalia, Roza, Marina i Ania z Berdyczowa

15/04/2022 17:20

By wydostać się z Ukrainy, wpierw jechały autobusem pod granicę, później 4 godziny pieszo i kolejne 10 godzin już w Polsce. - Po przyjeździe jeszcze przez tydzień płakałyśmy - opowiadają Natalia, Roza, Marina i Ania z Berdyczowa, które spokojną przystań znalazły w Bytowie, gdzie od niedawna, by utrzymać siebie i rodzinę, lepią warenyki i pielmieni.

Parkujemy w gospodarstwie agroturystycznym przy ul. Popiełuszki 23 w Rzepnicy. Powiewające na maszcie flagi polska i ukraińska upewniają nas, że trafiliśmy właściwie. Pukamy do drzwi. - Zahodte, zahodte - słyszymy z wnętrza. Wchodzimy do pokoju, który nie tylko jest sypialnią, ale pełni też funkcję kuchni. Za stołem uwija się czwórka kobiet. Szybko nakładają farsz i lepią warenyki, czyli nasze pierogi. Po drugiej stronie powstają pielmieni. Kształtem przypominają uszka. Nadzienie zaś stanowi mielone mięso.

Do Bytowa przyjechały z liczącego blisko 80 tys. mieszkańców Berdyczowa w obwodzie żytomierskim. Dobrze pamiętają 24.02., dzień inwazji. - Był ranek, godz. 6.00. Ubierałyśmy się do pracy, dzieci do szkoły, a tu nagle informacja: wojna! - zaczyna opowiadać Natalia, dodając: - To był dla nas szok. Nie spodziewałyśmy się inwazji. Gdy usłyszałyśmy o niej, nie wiedziałyśmy, czy najpierw pakować dokumenty, czy rzeczy dzieci.

Przez pierwsze dni pozostały w mieście. Na dźwięk alarmów lotniczych chowały się w piwnicach. - 10 dni razem z rodziną mieszkałyśmy w nich. Bałyśmy się nalotów. Na odgłos wybuchów dzieci płakały - mówi Ania. Kiedy bomby zaczęły spadać także na Berdyczów, nie było innej rady - musiały uciekać. - Mężowie kazali nam zabrać dzieci, wsiadać w autobus i wyjeżdżać. Sami zostali, by służyć w obronie terytorialnej - opowiada Natalia, dodając: - Autobusem nie dojechałyśmy do samej granicy. Musiałyśmy z naszymi dziećmi, które mają od 2,5 do 13 lat przez 4 godziny iść. Dotarłyśmy do przejścia Uhrynów-Dołhobyczów. Następnie czekała nas 10-godzinna jazda autobusem.

Dotarły do Bytowa. Bezpieczną przystań znalazły w gospodarstwie agroturystycznym w Rzepnicy. - Po przyjeździe jeszcze przez tydzień nie mogłyśmy się uspokoić. Kuliłyśmy się ze strachu na dźwięk przelatujących nad Bytowem samolotów - opowiadają kobiety. Ze sobą zabrały niewiele, część potrzebnych rzeczy otrzymały z tych przekazywanych na miejski stadion. Chciały jednak same utrzymać siebie i dzieci. Zaczęły rozglądać się za pracą. - Jestem psychologiem dziecięcym, a Marina i Ania krawcowymi. Jednak żadnego zajęcia się nie boimy i gotowe byłyśmy pójść do każdej pracy - mówi Natalia. Mimo poszukiwań niczego nie znalazły. - Z tej bezsilności aż się rozpłakałyśmy - opowiadają kobiety. Pomogli im właściciele domu, w którym się zatrzymały. Na początek kupili trochę produktów spożywczych. Panie odwdzięczyły się, zapraszając na poczęstunek. Wówczas padł pomysł, by ukraińskie dania gotować dla szerszego grona bytowiaków. No i zaczęły lepić.

Uwijają się także podczas naszej rozmowy. Gdy Natalia i Roza wprawnie nakładają farsz i zlepiają brzegi warenyków i pielmieni, Ania zabiera się do przygotowania kolejnej porcji ciasta. Marika zaś kroi marchew, która trafi do kapusty z grzybami. Natalia odrywa się od wcześniejszego zajęcia i energicznie rozwałkowuje masę. - Bardzo jesteśmy wdzięczni Lucynie i Krzysztofowi Wrzesińskim oraz wszystkim Polakom. Bardzo nam pomogli - mówi Natalia, nie przestając wałkować. - Wcześniej gotowałyśmy dla mężów i dzieci, ale nie tyle co teraz - dodaje, z uśmiechem. Rano wysyłają dzieci do szkoły i przedszkola, a potem siadają do pracy. Lepią do wieczora, niekiedy do godz. 21.00. O zainteresowaniu pielmieniami i warenykami nie świadczą tylko długie godziny spędzone w kuchni, ale także osoby, które co rusz pojawiają się w mieszkaniu, prosząc o ich wyroby. Na początku przychodzili sporadycznie. Teraz mają już stałych klientów, którzy wpadają co kilka dni. By kupić ich produkty, najlepiej wcześniej zadzwonić pod nr tel. 608 755 476. W ofercie panie mają mięsne pielmieni, a warenyki z ziemniakami, twarogiem, ziemniakami i twarogiem, a także kapustą z grzybami. - Ale możemy przygotować także inne farsze. Jakie chcesz - reklamują swoją ofertę.

Choć przy pracy spędzają długie godziny, to nie narzekają. - Przede wszystkim pozwala nam oderwać myśli od tego, co dzieje się w naszej Ojczyźnie, od zamartwiania się o mężów i rodziny, którzy tam pozostali - mówi Natalia. - Dzwonię do brata, pytam, jak sytuacja u nich. Po każdej takiej rozmowie nie mogę powstrzymać łez. Strach wraca - dodaje Ania.

Przed wyjściem zadajemy dwa pytania. Co chciałyby powiedzieć Polakom? - Zdrowia życzymy, zdrowia i pokoju, bo to najważniejsze. I wszelkiej pomyślności za pomoc, którą nam okazaliście - mówią panie. - A gdyby stanął przed wami Putin? - pytamy. Wszystkie reagują tak samo. Najpierw pojawia się błysk w oku, zapał, by wyrazić to, co myślą. Po chwili emocje nieco opadają. - Nie, my nie znamy na tyle kulturalnych słów. A tych niecenzuralnych nie będziemy powtarzać - mówią.

W powietrzu unosi się mąka i zapach przygotowywanego farszu. Przy stole praca ani na chwilę nie zwalnia tempa. - Diakuju - mówimy przed wyjściem. - Bud laska. Pryhodte szcze, pryhodte - odpowiadają panie.

* * *

Pierogi czy pielmieni przygotowują nie tylko panie z Bytowa. Zaopatrzyć się w nie można m.in. w Centrum Międzynarodowych Spotkań w Tuchomiu. Kobiety z Kijowa, Buczy, Mariupola i Charkowa zajmują się lepieniem pierogów z kapustą, ziemniakami, pielmieni, a także ziemniaczanych zrazów z kiszoną kapustą.

Zamówienia przyjmowane są do środy do godz. 9.00 pod nr. tel. 59 821 56 89. Odbiór dań odbywa się w czwartek.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do