
- To jedyna taka łódź w Polsce, jak nie w Europie. Na sam kabel do sondowania czekaliśmy trzy miesiące, bo w 20-metrowy firma oryginalnie nie doposaża. Taka długość była nam potrzebna, bo u nas jeziora bywają głębokie - o łodzi, która niedługo pojawi się na bytowskich akwenach, mówi Rafał Sztobnicki, wędkarz, ichtiolog i komendant oddziału terenowego Społecznej Straży Rybackiej przy Stowarzyszeniu Rozwoju Wędkarstwa i Ochrony Wód „Wędkarz” z Przęsina.
PO RAZ PIERWSZY
O eutrofizacji, kormoranach i nowej łodzi rozmawiali uczestnicy pierwszej konferencji pomorskich użytkowników jezior, którą poświęcono ekosystemom wodnym. Spotkanie odbyło się 5.02. w Łobzowie (gm. Kołczygłowy). To inicjatywa miejscowego Stowarzyszenia „Natura” oraz Stowarzyszenia Rozwoju Wędkarstwa i Ochrony Wód „Wędkarz” z Przęsina (gm. Miastko). - Czasy się zmieniają. Jako opiekunowie jezior stajemy przed nowymi wyzwaniami. Takie spotkania są potrzebne. To nie tylko okazja do zdobycia, mamy nadzieję, nowej wiedzy, ale do dyskusji m.in. o kondycji jezior w naszym powiecie - powiedział nam Krzysztof Pietrzak, prezes Stowarzyszenia „Natura”. Na konferencję zaproszono członków, opiekunów i dzierżawców wód z naszego regionu. Pojawili się m.in. delegaci z PZW Bytów, PZW „Lipień” Czarna Dąbrówka i prezes zarządu Okręgu PZW w Słupsku Zdzisław Ardzijewski. Panowie zasiedli w drewnianej, ogrzewanej wiacie stojącej na posesji K. Pietrzaka. Przed wejściem do niej ustawiono dodatkowo namiot, gdzie stanęły stoły zastawione ciastem i różnymi przysmakami, jakże by inaczej, z ryb.
PŁYWAJĄCE LABORATORIUM RUSZY W TEREN
Niedawno pisaliśmy o łodzi, którą zakupiło Stowarzyszenie „Natura”. Wyposażona jest w echosondę oraz przenośne laboratorium. Sprzęt służyć będzie wyłącznie do monitorowania Jeziora Granicznego w Łobzowie. - Ze względu na znajdującą się u nas jedną z większych w Polsce populacji raka szlachetnego nie możemy ryzykować, że przeniesiemy szkodliwe dla niego organizmy z innych wód, dlatego będzie pływała tylko na naszym akwenie - tłumaczy K. Pietrzak. Jednak konferencja stała się okazją do pochwalenia się także nowym nabytkiem drugiego z organizatorów spotkania. Uczestnicy podziwiali motorówkę, która przyjechała na lawecie. Ta jeszcze w ub.r. trafiła do stowarzyszenia z Przęsina. Została zakupiona z tego samego projektu finansowanego przez urząd marszałkowski. - Wspólnie m.in. ze Stowarzyszeniem „Natura” napisaliśmy projekt dotyczący przeciwdziałania kłusownictwu. Zakupiliśmy nie tylko łodzie, przyczepki i echosondy, ale też mniejszy sprzęt, typu lornetki, krótkofalówki - tłumaczy Henryk Ganżumow, prezes SRWiOW w Przęsinie. Ta, która trafiła do nich, jest największą, ale i najdroższą, którą zakupiono z unijnych środków. - Łódź DarMar 505 Comfort wykonano na Słowacji. Kosztowała ok. 111 tys. zł. Dofinansowanie wynosiło 85%. To Mercedes wśród motorówek - chwalą się członkowie stowarzyszenia. Ma ponad 5 m długości i 4-osobową kabinę. - Jeśli jezioro jest duże, to dokładne przebadanie zbiornika zajmie kilka dni. Wielkość i możliwość np. przespania się sprawi, że badania będą nie tylko przebiegały spokojnie, bez pośpiechu i jeżdżenia w dwie strony kilka razy, ale też pójdą o wiele sprawniej i szybciej - tłumaczy prezes „Wędkarza”. Łódź wyposażona jest w dwa silniki: dziobowy i spalinowy oraz w echosondę i sonary boczne. - Co najistotniejsze, posiadamy laboratorium niezbędne do prowadzenia badań na jeziorach w powiecie bytowskim. Możemy badać 14 parametrów, m.in. pH, tlen, azotany, amoniak, fosfor, chlorki, przewodność i mętność wody. Dzięki temu sporządzimy pełną morfologię. Dowiemy się, jak natlenione są nasze wody w poszczególnych warstwach, czy są w ogóle zdrowe. Zdajemy sobie sprawę z eutrofizacji. Niektórych zmian już nie cofniemy, ale możemy zahamować bądź nieco zniwelować niektóre zagrożenia - tłumaczy R. Sztobnicki. Łódź wyposażono dodatkowo w 20-metrowy kabel. - Jeziora w naszym powiecie są dość głębokie. A kupowanie krótkiego, którym przebadamy wyłącznie wyższe warstwy, mijało się z celem. Tak długie nie są dostępne od ręki. Musieliśmy czekać 3 miesiące, zanim nam go dostarczono - tłumaczy skarbnik stowarzyszenia „Wędkarz”.
Łódź jeszcze nie wypływała na wody. - Dotarła do nas dopiero w drugiej połowie 2021 r. Stwierdziliśmy więc, że zimę poświęcimy na szkolenia z obsługi. Zrobiliśmy papiery na sterników. Amerykańska firma Hannah Industries przekazała nam wiedzę, jak umiejętnie korzystać z przenośnego laboratorium. Chcemy być dobrze przygotowani przed sezonem. Naszym celem są jeziora lobeliowe. Jako pierwsze planujemy odwiedzić i przebadać te znajdujące się w gm. Miastko, czyli Kamień, Smołowe, Skąpe i Piasek. Musimy postarać się o pozwolenia na poruszanie się na nich na czas zbierania próbek łodzią z silnikiem spalinowym - mówi R. Sztobnicki. Po nich przyjdzie czas na kolejne zbiorniki. - Interesują nas przede wszystkim te duże znajdujące się również na Ziemi Bytowskiej. Będą badane dzięki wstępnemu porozumieniu pomiędzy zarządem srwiowwedkarz.pl a prezesem okręgu PZW w Słupsku Z. Ardzijewskim. Co do kolejności oraz zasad współpracy strony będą rozmawiać na początku marca. Na pewno brane jest pod uwagę jezioro Jeleń w Bytowie. Kolejne jeziora zostaną wskazane po ustaleniu szczegółowego grafiku. Jako że otrzymaliśmy unijne dofinansowanie, przez 5 lat badania będziemy wykonywać bezpłatnie. Warto zaznaczyć, że badanie jeziora to koszt rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych, a srwiowwedkarz.pl zrobi to za darmo. W skali Pojezierza Bytowskiego zrobimy robotę wartą kilka mln zł w perspektywie najbliższych lat, jednak dziś zastanawiamy się, skąd znaleźć środki m.in. na paliwo. W końcu motorówka sama się nie zatankuje - wyjaśnia R. Sztobnicki.
WODY MNIEJ NIŻ W EGIPCIE
Podczas konferencji jako pierwszy głos zabrał R. Sztobnicki. Poruszył temat dotyczący wody zarówno w ujęciu globalnym, jak i krajowym. - Mimo panującego w Europie umiarkowanego klimatu na 750 mln mieszkańców aż 100 mln nie ma dostępu do świeżej wody. Już nie jest ciekawie, a statystyki przewidują, że do 2050 r. zapotrzebowanie na nią wzrośnie o 50%. Jeśli chodzi o Polskę, nie jest lepiej. Może nam się wydawać, że problem nas nie dotyczy. Mamy przecież mnóstwo rzek i jezior. Do tego dostęp do morza. Nic bardziej mylnego. Badania prowadzone przez naukowców dowodzą, że jesteśmy europejską pustynią. Jako kraj mamy najmniejsze zasoby na naszym kontynencie, a co ciekawe, mniejsze nawet niż Egipt, a tam przecież tylko pustynia i jedna rzeka Nil. Średnio na jednego mieszkańca Europy przypada 5 tys. m3 wody dziennie. W Polsce to ledwie 1,8 tys. m3. Źródeł dzisiejszych problemów możemy doszukiwać się w pierwszych latach po zakończeniu II wojny światowej, kiedy to prowadzono intensywne melioracje osuszające pod uprawy roślinne. Nikt nie przemyślał, jak to wpłynie na retencje. Do pogłębiającego problemu przyczyniły się również rozwój przemysłu i rolnictwa. Samo produkowanie papieru to spory ubytek wody. Potrzeba aż 10 l, aby wyprodukować jedną kartkę. Idąc tym tokiem, ja na przygotowanie dzisiejszego referatu zużyłem aż 130 l! - tłumaczył ichtiolog, dodając: - Przede wszystkim nie oszczędzamy. Statystyczny Polak zużywa dziennie od 3 do 5 l wody na samo mycie zębów. A wystarczy na czas szczotkowania zakręcić kran.
SEN Z POWIEK SPĘDZAJĄ KORMORANY?
Na konferencję zaproszono też prof. Dariusza Kucharczyka z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. - To nie tylko mój były wykładowca, ale też najlepszy przyjaciel - mówił podczas przedstawienia gościa R. Sztobnicki. Profesor skupił się przede wszystkim na zagrożeniach zewnętrznych dla wód, a raczej przebywających w nich ryb. - Do tej grupy zaliczamy m.in. bobry. Te niegdyś były pod ochroną, a teraz jest ich dużo. Za wyrządzone przez nie szkody wodne, w tym również dobranie się do populacji rybnej, odpowiada Skarb Państwa. Jednak to trzeba udowodnić - tłumaczył D. Kucharczyk. Większość swojego wykładu profesor poświęcił jednak kormoranowi, który sen z powiek spędził niejednemu dzierżawcy czy hodowcy. - Przygotowując się do dzisiejszego wystąpienia, korzystałem z najświeższych danych statystycznych, a te, jak wiemy, też są publikowane z pewnym opóźnieniem. Zatem podejrzewam, że stan na dziś już się nieco zmienił. Pewne jest natomiast, że w ostatnich latach odnotowujemy przyrost populacji tego gatunku w Polsce. Co ciekawe, kormoran znajduje się pod częściową ochroną, dlatego tak trudno z nim walczyć. Nawet jeśli upodoba sobie nasz teren nad stawem, wyje nam ryby, to na jego spłoszenie potrzebujemy zgody Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Dla uzmysłowienia, jakie kormoran stanowi zagrożenie dla gospodarki rybackiej, opowiem sytuację, która spotkała mojego dobrego znajomego. Miał staw, w którym hodował ryby. Kormorany upodobały sobie właśnie teren wokół niego. Znajomy zauważył, że polują w jego wodzie. Zgłosił sprawę do RDOŚ. Zanim zareagowała, minęło 1,5 miesiąca. Kolega w międzyczasie zauważył, że niewiele mu w stawie zostało. Spuścił go. Okazało się, że obok śniętej, potarganej dziobem i pazurami ryby leży tylko jedna żywa. W ciągu ok. 4-5 miesięcy te ptaki opustoszyły dość sporej wielkości staw - opowiadał podczas konferencji D. Kucharczyk. Naukowiec wskazywał na ogólnopolski problem występowania kormorana czarnego nad zbiornikami wodnymi. - Rocznie średnio na hektar wody śródlądowej jeden ptak zjada 17,2 kg ryb! Jeśli ktoś powie, że do niego nie przylatują, to znaczy, że gdzieś zjada dwa razy więcej - wyjaśniał D. Kucharczyk.
Jak zauważa profesor, zdecydowanie zmalał w Polsce problem kłusownictwa. - Ludzi dopuszczających się go jest coraz mniej. Po pierwsze to dla nich już nieopłacalne, bo potencjalny klient często chce mieć te ryby oczyszczone, najlepiej same filety, a kłusownikom niekoniecznie chce się to robić. Do tego wzrosła świadomość samych wędkarzy. Nie tylko jako członkowie stowarzyszeń, ale jako użytkownicy wód, czują się nierzadko odpowiedzialni za wody, w których łowią. Sami ich pilnują. Powiadamiają odpowiednie służby. To przełożyło się na zanik kłusowniczych praktyk - tłumaczył D. Kucharczyk.
Wykładowca UWM w Olsztynie zwracał także uwagę na zarybienia. - Analizowaliśmy kiedyś dla Najwyższej Izby Kontroli liczbę zarybień. Nie dotyczyły tego obszaru, ale bardziej wschodniego Pomorza. Pierwsze wątpliwości dotyczyły tego, czy te zarybienia są prawdziwe i dobrze wykonane. Po drugie coś w danych nie pasowało. W tych wodach powinno być tyle ryby, że nie dałoby się rady do niej wejść. Powiem inaczej, tylko w części województwa pomorskiego z oficjalnych danych o pstrągu potokowym wynikało, że liczba zarybień większa była niż w całej Polsce, Czechach i Słowacji razem wziętych. Po naszych analizach te wartości spadły - opowiadał profesor, dodając: - Faktem jest, że zarybienia często są robione w prawidłowy sposób tylko na papierze. Niestety, nie zawsze wykonywane odpowiednio. Jeśli ktoś wpuszcza sielawę, to musi to robić nocą. Nie można tego robić w środku dnia. Wtedy równie dobrze można go wysypać na trawę. Efekt będzie ten sam. Trzeba dać rybie szansę, by się oswoiła, rozeszła. Inaczej robimy nęcenie z karmieniem płoci i okonia. Nie ma co się później dziwić, że niektórzy narzekają, że siei i czy sielawy nie można złowić. Tam jej po prostu nie ma. Należy edukować użytkowników i tych, którzy kontrolują zbiorniki - tłumaczył profesor.
DYSKUSJA ZWIEŃCZONA PRZY DZIKU
Stowarzyszenia, które zaprosiły na konferencję, opowiedziały o tym, co udało im się zrealizować w ostatnich latach. Omówili także system współpracy z innymi opiekunami jezior w powiecie bytowskim, który głównie opierać się będzie na prowadzonych badaniach wód oraz analizowaniu wyników. - Zawsze staramy się współpracować z innymi podmiotami i organizacjami, bo to nie tylko okazja do wymiany doświadczenia, ale też sprzyjanie integracji naszego środowiska. Dlatego niemal cały zarząd naszego koła PZW pojawił się na konferencji. Tym bardziej że wcześniej nie było okazji bliżej poznać się z organizującymi spotkanie stowarzyszeniami. Żywo dyskutowaliśmy z Rafałem i Heniem z „Wędkarza”. Obiecali, że przyjadą ze swoim sprzętem również do nas. Zależy nam, aby sprawdzić, jak wygląda batymetria jezior, które znajdują się pod naszą opieką. Już rozmawialiśmy o Jeziorze Wiejskim, które jest bardzo muliste. Rafał zapowiadał, że pewnie całkowicie nie uda się oczyścić, ale mamy szansę na częściowe odmulenie. Podobnie jest na Jeziorze Kopieniec Mały, choć tam ten muł jest torfowy. Być może, po uzyskanych wynikach, uda nam się wspólnie opracować plan zniwelowania go tam całkowicie. Wszystkie dane oczywiście udostępnimy na swoich stronach. Cieszymy się, że takie badania są teraz w zasięgu ręki. Mamy nadzieję na stałą współpracę. Członków obu stowarzyszeń chcemy zaprosić na zawody spławikowe, które planujemy w kwietniu - zapowiada Andrzej Duszkiewicz, prezes PZW „Lipień” Czarna Dąbrówka.
Po dyskusji zaproszono uczestników na biesiadowanie przy bigosie oraz dziku.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!