
Takiego sprzętu Stowarzyszeniu „Natura” z Łobzowa inni mogą tylko pozazdrościć. Choć wrażenie robi łódź, to sercem jest sprzęt do kontrolowania parametrów jeziora.
W Łobzowie, wchodząc na posesję jednego z członków stowarzyszenia, zauważamy ustawioną na przyczepce przed garażem wiosłowo-motorową łódź. Jak się dowiadujemy, kosztowała 10 tys. zł. To najnowszy nabytek wędkarskiej organizacji. W skład jej wyposażenia wchodzi m.in. elektryczny zaburtowy silnik. Nie jest to jednak najdroższy zakup. Członkowie wystawiają stół, na którym wykładają pozostałe. - Łódź była dla nas bardzo ważna, jednak serce stanowi multiparametryczny miernik do badania stanu jakości wody wart ponad 20 tys. zł. To takie minilaboratorium zamknięte w walizce. Pozwala na sprawdzenie poziomu m.in. temperatury, pH, przewodności elektrycznej, tlenu rozpuszczonego, mętności, azotanów, amoniaku czy chlorków - wymienia Krzysztof Pietrzak, prezes Stowarzyszenia „Natura” z Łobzowa. To bardzo czułe specjalistyczne urządzenie. Członkowie „Natury” już zostali przeszkoleni z jego obsługi. - W tym zakresie pod okiem przedstawiciela Hanna Instruments edukowała się czwórka z nas. Uczyliśmy się, jak używać miernika w terenie oraz jak odczytywać wyniki. Akurat w tym czasie w naszych stronach przebywał prof. Przemysław Śmietana z Instytutu Nauk o Morzu i Środowiska Uniwersytetu Szczecińskiego, który od 1975 r. regularnie zajmuje się badaniem i monitorowaniem naszego jeziora. Sam pracuje na podobnym sprzęcie. Zadeklarował, że gdybyśmy mimo szkolenia mieli jakieś wątpliwości, zawsze służy pomocą. Pomógł nam w przeprowadzeniu pierwszych badań, które wykonaliśmy w październiku. Opracował też cały plan roczny. Kontrole wody powierzchniowej musimy prowadzić czterokrotnie w okresach: marzec - połowa kwietnia, połowa maja - połowa czerwca, połowa lipca - połowa sierpnia oraz w listopadzie. Próbki zbieramy z głębokości ok. 20 cm. Dodatkowo prowadzić będziemy rejestr potencjalnych źródeł zmian stanu jakości siedlisk zbiornika, czyli miejsc z największym zagrożeniem zanieczyszczeniami, tam, gdzie najbardziej aktywny jest człowiek, np. plaże, czy tam, gdzie mamy do czynienia ze spływem wód pochodzących z np. osiedli rekreacyjnych. Profesor wyznaczył nam miejsca poboru prób stałego monitoringu jeziora - tłumaczy K. Pietrzak.
Stowarzyszenie wzbogaciło się też o akumulator żelowy, kamizelki asekuracyjne, lornetki: dzienną, z noktowizorem oraz LED, krótkofalówki i echosondę z oprzyrządowaniem. To ostatnie też robi niemałe wrażenie. Wyglądem przypomina większy tablet. Wyświetlacz jest spory, a co najważniejsze dla członków, ma dokładny odczyt. - Dzięki niemu sporządzimy szczegółową mapę głębokości jeziora, ale też sprawdzimy stan ryb w zbiorniku. Zobaczymy nie tylko, ile ich jest, ale też jakiej są wielkości - tłumaczy prezes. Na wyposażeniu znalazły się też fotopułapki. - Choć od lat nie spotkaliśmy się nad naszym jeziorem z kłusownictwem, to nasza wewnętrzna społeczna straż rybacka oraz od czasu do czasu ta słupska kontrolują zbiornik o różnych porach. Teraz w miejscach najbardziej naszym zdaniem narażonych na to zjawisko zamontujemy fotopułapki, które w razie jakiegoś incydentu zrobią zdjęcie - tłumaczy Jerzy Witosławski, wiceprezes stowarzyszenia.
Organizacja zaopatrzyła się w profesjonalny sprzęt nie bez przyczyny. - Nasze stowarzyszenie od samego początku działalności, czyli od ponad 10 lat, za główny cel postawiło sobie restytucję Jeziora Granicznego, które na skutek niewłaściwej gospodarki rybackiej poprzedniego dzierżawcy zostało zdegradowane, zanieczyszczone, a znajdująca się w nim fauna znalazła się na skraju wyginięcia. Zbiornik jest unikalny nie tylko w skali województwa, ale także i całej północnej części kraju. Znajduje się w nim jedna z najsilniejszych populacji ginącego, chronionego gatunku, raka szlachetnego. Występuje też u nas równie cenna różanka - tłumaczy K. Pietrzak. - Jezioro jest bardzo cenne, a nie ma żadnej prawnej ochrony. Nie znajduje się nawet na terenie parku krajobrazowego, który dałby jakikolwiek nadzór przyrodniczy. Jako dzierżawcy sami podejmujemy kroki, aby je chronić. A zagrożeń nie ubywa. Np. w pobliskim kompleksie domków wypoczynkowych brakuje oczyszczalni ścieków - mówi Gabriela Nosinska, członkini stowarzyszenia i jedna z jego założycielek, dodając: - Do zbiornika dochodzą także dopływowe rowy. Nie jesteśmy w stanie uniknąć zanieczyszczeń, np. z uprawianych nieopodal pól. W bliskim sąsiedztwie planowana jest też budowa dużej kopalni odkrywkowej.
Od lat stowarzyszenie współpracuje z prof. P. Śmietaną, który od niemal pół wieku regularnie odwiedza i bada Jezioro Graniczne. Wnioski publikuje w czasopismach naukowych. - Cały czas jesteśmy w kontakcie. Dzięki wspólnej pracy wiemy, że gospodarka rybacka prowadzona na tym akwenie odbywa się w sposób racjonalny. Kontroluje nas także Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego. Staramy się chronić to miejsce. Dlatego tak ważne jest dla nas wsparcie ze strony naukowej. Kiedyś usłyszałam od jednego z dzierżawców jeziora lobeliowego, że aby wyrównać pH wody, wsypał do zbiornika 2 t wapna. Nie potrafiłam zrozumieć tak bezmyślnego działania na tak unikatowym akwenie. Nie wiem, czy nikt nie kontroluje takich osób, nie wykonuje pomiarów wód. My dzierżawę rozpoczęliśmy od wprowadzenia dość rygorystycznej polityki. Zakazaliśmy pływania łodzią. Zorganizowaliśmy place rekreacyjne w ten sposób, aby jak najmniej ingerować w naturalny stan. Gospodarka zarybieniowa opiera się na szczupaku i linie, które nie mają negatywnego wpływu na żyjące w wodzie chronione gatunki. Tę kwestię też konsultowaliśmy ze specjalistami, a narybek kupujemy tylko z pewnego źródła, posiadającego odpowiednie certyfikaty. Z początku spotykaliśmy się z ostrą krytyką, ale z czasem społeczność zrozumiała, czemu służą wszystkie nasze działania. Spotkamy się też z przychylnością innych instytucji. Bardzo wspiera nas Nadleśnictwo Trzebielino, do którego należy las wokół jeziora. Nigdy nie odmówiło pomocy, np. przy wycince drzew czy gałęzi, które zagrażały wypoczywającym nad wodą - tłumaczy G. Nosinska.
Mimo kontroli i edukacji ekologicznej stowarzyszeniu nie udało się wyeliminować wszystkich zagrożeń. - Niestety, nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Według prof. P.Śmietany nie wrócimy do lat 80., gdy raka szlachetnego można tu było spotkać pod niemal każdym kamieniem. To gatunek stroniący od skupisk ludzkich. Pewnych rzeczy nie powstrzymany. Ale możemy chronić zamieszkującą jezioro populację. Stąd zakup sprzętu. Możemy sami analizować skład wody i w razie nieprawidłowości od razu reagować. W przypadku zauważenia odchyleń od normy powiadomimy odpowiednie służby rybackie oraz wydział ochrony środowiska działający w bytowskim starostwie, aby podjęły odpowiednie działania, by np. wyeliminować trucicieli czy szkodliwe środowiskowo czynniki - tłumaczy K. Pietrzak, dodając: - Zakup łodzi z niezbędnym osprzętem pozwoli na dokładne prowadzenie badań na całej powierzchni jeziora, również na większej głębokości, gdzie odczyt może się różnić od tego z brzegu. Dzięki echosondzie przeprowadzimy cykliczne badanie głębokości. Umożliwi nam także ocenę, czy łowisko nie jest za bardzo eksploatowane. Jeśli zajdzie taka potrzeba, wprowadzimy większe lub mniejsze limity połowów. Łódź będzie wykorzystywana wyłącznie na naszym jeziorze. To ograniczy niebezpieczeństwo przeniesienia np. jakchiś bakterii z innego łowiska.
Sprzęt Stowarzyszenie „Natura” zakupiło dzięki unijnemu dofinansowaniu Rybackiej Lokalnej Grupy Działania Pojezierze Bytowskie z programu „Rybactwo i morze” na lata 2014-2020 w ramach szerszego projektu. - Właściciele i dzierżawcy jezior m.in. z gmin Kołczygłowy, Miastko czy Dębnica Kaszubska założyli kilka lat temu Stowarzyszenie Rozwoju Wędkarstwa i Ochrony Wód „Wędkarz”. My też do niego należymy. Napisaliśmy projekt, który w 2019 r. został wybrany do dofinansowania. Łącznie zakupiono 8 łodzi z wyposażeniem, w tym naszą. Poszczęściło nam się nieco, bo dzięki zamówieniu ofertowym i wstępnej umowie kupiliśmy sprzęt jeszcze po niższej cenie - dodaje prezes.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!