
O tym, że bobry to prawdziwi inżynierowie, nikogo nie trzeba przekonywać. Nie wszyscy jednak wiedzą, że przekształcając środowisko pod swoje potrzeby, tworzą dobre warunki do życia dla innych zwierząt. Przyglądamy się tym żyjącym w Tuchomiu.
O tuchomskich bobrach pisaliśmy już nie raz. Tym razem postanowiliśmy zająć się rodziną, która na miejsce zamieszkania wybrała rów biegnący przez łąki na skraju jednego z nowych osiedli. Dokładnie między osiedlem, stacją paliw i starym nasypem kolejowym. To właśnie z tego ostatniego najlepiej widać, jak bobry zmieniły zwyczajny rów w system małych, podłużnych ministawów, podnosząc poziom wody swoimi tamami z gałęzi i mułu. Nic dziwnego, że na brzegu trawę zastąpiły trzciny.
Obiektyw naszej fotopułapki skierowaliśmy na miejsce, gdzie bobry wychodzące z wody wydeptały ścieżkę. Co prawda takie urządzenie nie zawsze dostarcza ostrych zdjęć, jednak poza momentami instalowania i dezinstalacji, nie niepokoi zwierząt, nie mówiąc o tym, że np. nocą można wygodnie leżeć w swoim łóżku, a ono pstryka i pstryka, wyzwalane przez czujnik ruchu. Byliśmy zainteresowani nie tylko podglądaniem bobrów, ale i innych zwierząt, korzystających z bobrzego stawu. Mimo że fotopułapka działała jedynie nieco ponad dobę, po wyjęciu karty pamięci nie mogliśmy narzekać i to pomimo tego, że większość zdjęć nasze urządzenie pstryknęło uruchomione kołyszącymi się od wiatru trzcinami i gałęziami.
Co zatem udało nam się uchwycić? Już chwilę po tym, gdy je włączyliśmy, zostawiając samo, uwieczniło kwiczoła. Niespełna godzinę później przyleciała grupa młodych, tzn. wyklutych w tym roku, szpaków. Są inaczej ubarwione niż ich rodzice, ale równie towarzyskie. Po trzech godzinach znów się pojawiły młode szpaki. Czy to te same? Może. Bobra udało się uwiecznić dopiero wieczorem. Pojawił się tuż przed zapadnięciem zmroku, a potem raz jeszcze już po ciemku. To potwierdza, że ten największy krajowy gryzoń raczej nie lubi być obserwowany, choć rzecz jasna jego obecność nie dziwi. W końcu kogo można się spodziewać w bobrzym stawie, jak nie bobra.
Nocą nasza fotopułapka ujawniła też innych użytkowników zbiorników. Kilka zdjęć zrobiła norce amerykańskiej, która jest u nas gatunkiem obcym, uciekinierem z ferm futerkowych. Ten drapieżnik, kiedy pojawił się u nas przed kilkoma dekadami, znacząco przetrzebił populacje wodnego ptactwa. Dziś jest go mniej, bo jego ofiary nauczyły się go unikać. Niewykluczone też, że dotknęły go jakieś choroby. Na brzeg wyszedł też o połowę mniejszy niż bóbr, ale również należący do gryzoni, piżmak amerykański. On także pada ofiarą norki. Zresztą w Ameryce Północnej, skąd oba gatunki zostały sprowadzone do Europy do hodowli, jest podobnie. Piżmak jest nie tylko mniejszy od bobra, ale też ma inny ogon. Bóbr ma płaski, szeroki, tzw. plusk. Piżmak zaś posiada długi, w przekroju okrągły, podobny do szczurzego. Na brzegu pojawił się też jakiś inny mały gryzoń podobny do myszy. Jednak zdjęcie było na tyle nieostre, że nie udało się przyporządkować go do konkretnego gatunku. Nie wiadomo też, do kogo należało futro, które śmignęło tuż przed kamerą. Musiało być szybkie, bo ani głowy, ani ogona naszemu urządzeniu nie udało się uwiecznić. Kuna, norka amerykańska? Kto wie.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!