
To, że zajęcia z ceramiki były w Bytowie oczekiwane, pokazuje liczba chętnych do poznania tej sztuki. - Ceramika przyciąga. To widać. Nie wszystkim udało się zapisać i teraz czekają w kolejce - mówi Mariola Jakacka, instruktorka warsztatów w otwartej na początku roku pracowni w Bytowskim Centrum Kultury.
Prowadzi w niej zajęcia głównie dla dorosłych. - Oferta dla bytowskich dzieci jest dość szeroka, dla dorosłych mniejsza. A jest naprawdę wielu, których interesują prace plastyczne. Ceramika wymaga dużej uwagi, cierpliwości, skupienia. Nie jest prosta, trzeba przy niej usiąść, nauczyć się jej. Dzieci mają mniejszą cierpliwość. Poza tym pół dnia siedzą w szkole w ławkach, nie mam serca jeszcze ich wrzucać na kolejne posiedzenie - wyjaśnia M. Jakacka.
Warsztaty podzielono na 4-tygodniowe cykle. Uczestnicy spotykają się raz w tygodniu po 1,5-2 godz. - Obecnie mam 5 grup. Nie są liczne, do 8-10 osób, tak bym do każdego mogła podejść, wytłumaczyć, żebym była usłyszana, widziana. Zależy mi, aby było to robione porządnie, w skupieniu, aby efekt był ładny. Każdy przecież chce do domu zabrać coś efektownego. Przy czym nie występuję w roli mistrza, nauczyciela, ale bardziej „podpowiadacza”. Znam technikę, metodę, ale stawiam też na dowolność, pomysłowość - mówi instruktorka.
Spod rąk uczestników wychodzi więc to, co podpowie im wyobraźnia. - Możemy zrobić wszystko. Ograniczenia mamy jedynie wielkościowe. To nie fabryka, mamy małe piece. Zestawów obiadowych na 12 osób nie robimy. Ale nie o to też chodzi, to pracownia artystyczna, w której powstaje ceramika nie do końca użytkowa. Owszem, robimy patery, wazony czy talerzyki, ale głównie jednak ozdoby, np. anioły, ptaki, domki i inne - mówi M. Jakacka. Wszystko jest lepione ręcznie. - Pewnie później sięgniemy do form, nie jestem jednak za gotowymi odlewami. Planuję też zajęcia przy kole garncarskim, plenerowe, z techniką raku. Na razie jednak uczestnicy muszą się wyćwiczyć, wylepić, poczuć glinę, zaprzyjaźnić się z nią, skupić na materiale. Glina jest niepokorna, bywa podstępna. W piecu dzieją się z nią cuda. Ta cała chemia, proces, łączenie pierwiastków. Czasem wychodzą niespodzianki, np. w przypadku kolorów. Nie możemy zaplanować konkretnego efektu. Na poznanie materiału dajemy sobie jeden, dwa cykle. Później puszczamy już wodze fantazji - mówi M. Jakacka.
Prace powstają na stołach w głównej, największej izbie pracowni. - Zależało mi, żeby urządzić ją klubowo, w stylu vintage, klimatycznie, tak aby ludzie czuli się tu dobrze, zrelaksowani. W tle leci spokojna muzyczka - mówi M. Jakacka. Na pierwszych dwóch spotkaniach uczestnicy lepią, trzecie i czwarte to szkliwienie. - W międzyczasie wypalam ich wyroby na biskwit, czyli w temperaturze 900-950 stopni. Potem nakładamy kolor i następnie znów wypalamy - tłumaczy. Ten proces odbywa się w dwóch pozostałych pomieszczeniach, tzw. zapleczach, gdzie stoją piece, przechowywane są glina, szkliwia, schną wyroby. - Suszą się powolutku, kilka dni, w lekko wilgotnych warunkach. Takie są dla gliny najlepsze, ma dość duży skurcz i inaczej by popękała - mówi M. Jakacka.
Z zajęć korzystają głównie panie. - Ale jeśli już przyjdą panowie, to jest za co chwalić. Są bardzo dokładni, precyzyjni, cierpliwi. Bardzo dobrze rokują na garncarzy - mówi M. Jakacka.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!