
W tym sezonie zimowym w zakładzie Rolmat Andrzeja Borzyszkowskiego, oprócz m.in. łyżek do koparek czy części do maszyn rolniczych, produkowane są również... sanki. Masywne, ciężkie, z dobrej jakości materiału, a przede wszystkim trwałe.
Mimo że pierwszy prototyp powstał 7 lat temu, dopiero w tym roku w niewielkim zakładzie Rolmat Andrzeja Borzyszkowskiego w Tuchomku, położonym nieopodal krajowej 20, uruchomiono produkcję sanek. - Wcześniej nie miało to większego sensu, ponieważ nie było zimy. Zrobiliśmy kilka większych sztuk dla rodziny i znajomych głównie z myślą o kuligach. Pomysł zawiesiliśmy aż do tego roku, kiedy w końcu dotarła do nas prawdziwa zima - mówi A. Borzyszkowski. Te, które teraz powstają w zakładzie, różnią się od tych sprzed kilku lat. Pieczę nad produkcją sprawuje syn właściciela, Jan. - Te pierwsze nie miały pewnych elementów, które by spełniały podstawowe wymogi bezpieczeństwa. Dołożyliśmy przede wszystkim podpórki pod nogi i zabezpieczyliśmy podstawy. Były węższe i bardziej wywrotne. Nowe są szersze. Ich wykonanie wydaje się proste, ale tylko na pozór. Trzeba kupić materiał, pociąć, pogiąć, pospawać. Wykonanie jednej sztuki zajmuje kilka godzin i potrzeba do tego kilku ludzi. Wyginanie, składanie, malowanie. Sam projekt zajął nam trochę czasu, bo pewnych obliczeń nie da się zrobić w programie. Niektóre elementy musieliśmy wypracować metodą prób i błędów - mówi J. Borzyszkowski. Drewniane listwy dostarcza sąsiadująca z zakładem firma Przemysława Strzeleckiego. - Sanki posiadają certyfikat zgodności i są w pełni bezpieczne - dodaje A. Borzyszkowski. Pracownicy Rolmatu są zadowoleni z nowego produktu. - To odskocznia od tego, co robimy zazwyczaj i bardzo dobrze nam się przy tym projekcie pracuje. Tym bardziej że w dobie pandemii, gdy produkcja nieco spadła, wykonywanie sanek uzupełniło luki - opowiada J. Borzyszkowski.
Duże sanki kuligowe szybko zyskały na popularności. Promocją towaru zajął się syn właściciela, umieszczając ogłoszenia o sprzedaży w internecie. - Przy okazji wylała się spora dawka hejtu, zwłaszcza jeśli chodzi o cenę produktu. Jednak przy obecnym koszcie materiału, czyli metalowych rur, który w dobie pandemii poszedł do góry o kilkadziesiąt procent, nie sposób wycenić sanki na mniej. Na dzień dzisiejszy ich cena to ok. 500 zł na. Pod postami znalazło się mnóstwo komentarzy, w których krytykowano kwotę. Niektórzy nawet twierdzili, że wykonają takie same za o wiele mniej. Zaproponowałem im, że z chęcią zamówię u nich kilkanaście sztuk. Nikt się nie podjął wyzwania. Nie wiem, czy taki hejt wynika z niewiedzy o koszcie produktów czy niedoczytaniu, z jakiej wielkości produktem mają do czynienia. Sanki kuligowe mierzą 1,7 m i ważą prawie 40 kg! Są w stanie pomieścić 3-4 osoby. Przyjechał do nas klient z Gdańska i chciał sam podnieść towar, by zanieść do samochodu. Jakże się zdziwił, gdy okazało się, że są tak ciężkie. Niedługo potem otrzymaliśmy więcej wiadomości z zamówieniami od jego znajomych. Tylko w pierwszym rzucie sprzedaliśmy kilkanaście sztuk. Klienci są zadowoleni, bo wiedzą, że to inwestycja na lata, a produkt jest naprawdę trwały. My nadal używamy powstałych przed laty prototypów - opowiada J. Borzyszkowski.
Najlepszą reklamą w naszej okolicy okazał się finał WOŚP-u. A. Borzyszkowski oprócz użyczenia sanek na kulig przekazał mniejsze sanki na licytację. Po tym posypały się kolejne zapytania. - To nas skłoniło, aby skupić się także na produkcji mniejszych rozmiarów ważących ok. 6 kg. To i tak o połowę więcej niż te, które możemy kupić w markecie, ale zależy nam przede wszystkim na trwałości produktu. Oczywiście cena mniejszych sanek jest niższa. To ok. 160 zł. Jednak, póki co, stoimy z ich produkcją, bo czekamy na dostawę materiałów - tłumaczy A. Borzyszkowski.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!