
W tym roku minęło 50 lat, od kiedy Franciszek Wirkus otworzył w Bytowie zakład stolarski produkujący trumny. Na początku rodziny zmarłych same przyjeżdżały po nie końmi czy żukiem. Obecnie firma oferuje kompleksową pomoc przy przygotowaniu pogrzebu, a prowadzi ją jego syn Fabian.
Franciszek Wirkus uczył się stolarstwa w zakładzie Brunona Walkusza przy ul. Wery w Bytowie, gdzie produkowano trumny. - Mąż był jego ulubionym uczniem. Pracowity, nigdy nie odmawiał pracy po godzinach - mówi Irena Wirkus. Kiedy B. Walkusz postanowił wyjechać do Niemiec, w 1973 r. zakład przekazał F. Wirkusowi. - Mąż trzy lata jeszcze pracował w tamtym miejscu, kiedy zaczął budować dom ze stolarnią na tej samej ulicy, czyli w obecnej siedzibie firmy. Tamten zakład był wynajmowany, mąż pewnie chciał mieć własny - tłumaczy I. Wirkus, która pracowała wtedy w banku. - Po urodzeniu Fabiana i urlopie wychowawczym w latach 80. zaczęłam mężowi pomagać w prowadzeniu firmy - mówi. W 1997 r. produkcję trumien przenieśli na ul. Mierosławskiego. - Stolarnię tam wybudował mężowi Marian Żmuda Trzebiatowski, nasz wielki przyjaciel. Mąż produkował mu za to drzwi i okna, bo zajmował się też stolarką budowlaną. Byli z Marianem bardzo zżyci. Razem z nim i Lechem Kołaszewskim nosili sztandar bytowskiego Cechu podczas różnych uroczystości - wspomina I. Wirkus. Franciszek wykonał również duże krzyże na cmentarz przy ul. Gdańskiej, przy kościele św. Katarzyny w Bytowie, a także przy placu pod kościół budujący się w Mądrzechowie. W latach 90. współpracowali z Miejskim Przedsiębiorstwem Komunalnym w Bytowie (obecnym Elwozem), które zajmowało się obsługą pochówków. W 2004 r. F. Wirkus rozszerzył swoją działalność, kupując pierwszy karawan.
W sumie wyuczył ponad 100 uczniów. - Niektórzy z nich są majstrami m.in. w Druteksie. Ja również byłem jego uczniem. Ukończyłem technikum technologii drewna - mówi Fabian Wirkus, który z czasem zaczął pomagać tacie w prowadzeniu zakładu. Franciszek Wirkus zmarł w 2014 r. - Chciałabym podziękować wszystkim ludziom dobrej woli, współpracownikom, którzy bardzo nam pomogli w tym trudnym dla nas czasie. W dniu śmierci mąż miał przyjętych 5 pogrzebów. Trzeba było szybko otworzyć nową firmę. Nie można było jej przejąć tak jak teraz w tzw. spadku. Bardzo pomogły nam w tym bytowskie urzędy i mieszkańcy miasta - opowiada I. Wirkus. Od tamtego roku Fabian prowadzi działalność z mamą. W 2018 r. Elwoz zrezygnował z usług pogrzebowych. - Przejęliśmy więc więcej spraw związanych z urządzaniem pochówków. Z powodu zbyt wielu obowiązków stolarnię przy ul. Mierosławskiego całkowicie powierzyliśmy jednemu z pracowników, który pracuje w niej od ponad czterech dekad - mówi F. Wirkus.
Zakład, który zatrudnia jeszcze 4 pracowników, zajmuje się organizacją pogrzebów głównie na terenie Ziemi Bytowskiej. Praca w firmie pogrzebowej wymaga dostępności 24 godziny na dobę. - Muszę być zawsze do dyspozycji. Dłuższe urlopy nie wchodzą w grę. Jedynie czasem udaje się wyjechać na weekend - mówi F. Wirkus. Zakład zajmuje się kompleksową obsługą, od transportu zmarłego, przez obsługę ceremonii, po pomoc w wypełnianiu dokumentów np. potrzebnych do otrzymania zasiłku pogrzebowego. - Kiedyś rodziny same zajmowały się wszystkim. Przyjeżdżały po zamówioną trumnę końmi, traktorem czy żukiem. Obecnie zdarza się również, najczęściej na wioskach, że bliscy sami ubierają zmarłego. Odeszło się już od tego, że nieboszczyk do dnia pogrzebu trzymany jest w domu. Teraz bywa, ale bardzo rzadko, że np. w dniu pochówku przywozimy go do domu. Jednak najczęściej po prostu do kościoła prosto na ceremonię. Obecnie parafie mają własne kaplice przykościelne - w Tuchomiu, Lipnicy, Zapceniu, Borzytuchomiu czy Parchowie - mówi F. Wirkus. Puste noce zdarzają się już bardzo rzadko, ale modlitwy różańcowe przed pogrzebem na Kaszubach są niezwykle ważne. - W dużych miastach raczej już tego nie ma. Podobnie jak bardzo uroczystych, długich ceremonii. U nas zwraca się uwagę na bogatą oprawę - zauważa F. Wirkus. W 2000 r. w mieście zaprzestano pieszego konduktu za trumną. - Proboszczowie wprowadzili tę zmianę, teraz pewnie zarządcy dróg by na to nie pozwolili. W niektórych miejscowościach idzie się jeszcze pieszo, tam gdzie nie trzeba przechodzić przez główne drogi, np. w Nakli, Tuchomiu, Lipnicy - mówi F. Wirkus. Niesieniem trumny zajmują się pracownicy zakładu. - Ostatnio byli mile zaskoczeni, a jednocześnie wzruszeni, kiedy podczas jednego z pogrzebów podeszli do nich synowie zmarłego, ofiarując pomoc w niesieniu zmarłego ojca - mówi I. Wirkus.
Zakład organizuje ceremonie pogrzebowe różnych wyznań. U nas większość stanowią katolickie obrządku rzymskokatolickiego, ale są również greckokatolickie, zdarzają się także świeckie. - W tym ostatnim przypadku pogrzeb prowadzi mistrz ceremonii. Nie mamy takiego w Bytowie, ale przyjeżdża do nas z Koszalina lub Gdyni. Umawiamy go z rodziną i razem ustalają, jaką przyjmują formułę. Czasem mistrz ceremonii przedstawia zebranym np. życiorys zmarłego. Uroczystość odbywa się w kaplicy na cmentarzu, później przy grobie - mówi F. Wirkus.
Czasem ciało trzeba przewieźć z zagranicy. - My bezpośrednio się tym nie zajmujemy, zlecamy to zaprzyjaźnionej firmie ze Słupska. Załatwiamy dokumenty, np. pozwolenie ze starostwa. Przewiezienie spoza kraju wymaga specjalnej trumny - z metalowym wkładem. Często jednak za granicą przeprowadza się kremację i wówczas prochy przywozi się w urnie - mówi F. Wirkus. Wśród trumien popularne są m.in. dębowe i sosnowe. - Ostatnio często wybierana jest tzw. papieska, minimalistyczna, podobna do tej, w której chowano Jana Pawła II - mówi F. Wirkus. Rodziny życzą sobie czasem włożenia do trumny jakichś osobistych rzeczy zmarłego, np. wędki, laski czy - jak ostatnio - organków ustnych.
Specyficznym czasem dla branży pogrzebowej była niewątpliwie pandemia. - W październiku i listopadzie 2020 r. mieliśmy 82 pogrzeby! A średnio w miesiącu dochodzi do 25. Sami nie wiemy, jak to wszystko udało się obsłużyć. Z trumnami nadążyliśmy dzięki własnej produkcji. Mamy też sporo kontaktów i dużo osób nam pomagało. Jakoś daliśmy radę - mówi F. Wirkus. Wymogi nakazywały chować zmarłych w workach... - To było straszne. Krewni, przyjaciele nie mogli się pożegnać z bliskim. Pamiętam, kiedy jedna rodzina przyszła do nas z prośbą, abyśmy otworzyli im chociaż pustą trumnę, w niej położyliśmy garnitur zmarłego i zostawiliśmy ich samych. Dziękowali, że mogli chociaż w ten sposób się pożegnać - mówi I. Wirkus.
Jak mówią, najtrudniejszy jest pierwszy kontakt z klientami po śmieci bliskiej osoby. - Podchodzimy do nich z dużą empatią, jednak w tak ciężkich chwilach nie ma dla nich słowa pocieszenia... Znamy wiele osób i też to przeżywamy. Najgorzej, kiedy umiera młoda osoba, dziecko. Nie da się podejść do tego bez emocji. Taki smutny jest ten nasz zawód... - mówi I. Wirkus. Spotykają się za to z dużą wdzięcznością rodzin za pomoc w zorganizowaniu pogrzebu.
Tymczasem branżę pogrzebową czeka nowe prawo, które może wejść w życie w ciągu kilku miesięcy. Jedną ze zmian ma być wprowadzenie Centralnego Systemu Cyfryzacji. To pomoże np. w otrzymaniu aktu zgonu, który wydawany będzie podobnie jak e-recepty w postaci cyfrowego kodu. Występowanie o zasiłek pogrzebowy przez zakład również ma się w całości odbywać elektronicznie. - To usprawni biurokrację - mówi F. Wirkus.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie